www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Miasto tkaczy część 2

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Publikujemy kolejne teksty dotyczące pabianickiej społeczności żydowskiej, która współtworzyła niegdyś Pabianice, czyli miasto tkaczy.

Andrzej Białkowski i Piotr Wypych w opracowaniu „ścieżki pamięci .. pozostały tylko kamienie. Wielokulturowy pejzaż województwa łódzkiego” uwzględniają również cmentarz w Pabianicach.

Osadnictwo żydowskie sięga tu początków XIX wieku. Początkowo rozwijało się bardzo powoli – hamował je zakaz zamieszkiwania przez ludność starozakonną na terenie miasta. Dopiero zmiana przepisów w XIX wieku wpłynęła na znaczne zwiększenie liczby ludności wyznania mojżeszowego – w okresie międzywojennym stanowili około 20% ludności Pabianic (przed 1939 rokiem w mieście tym żyło ok. 8 tys. Żydów). Osadników żydowskich przyciągnął tu gwałtowny rozwój przemysłowy miasta, powstały liczne szwalnie. W 1823 roku wybudowano pierwszą synagogę. Cmentarz żydowski, usytuowany przy skrzyżowaniu ulic: Jana Pawła II (dawniej Karolewskiej) i J. Śniadeckiego, został założony w 1836 roku na obszarze o wielkości ok. 0,8 hektara. Pomimo zniszczeń, jakie dotknęły nekropolię podczas II wojny światowej i w latach powojennych, do dnia dzisiejszego zachowało się kilkaset macew, na niektórych z nich można podziwiać odrestaurowaną polichromię.

The Jewish settlement here dates back to the beginnings of the 19th century. Initially, it developed very slowly, since Jews were banned from settling in the town. However, the change of law in the 19th century contributed to significant increase of Jewish population – in the interwar period the Jews constituted approximately 20% of the residents of Pabianice (about 8 thousand people before 1939). Rapid industrial development of the town attracted Jewish settlers who built numerous sewing rooms. In 1823 the first synagogue was erected. Jewish Cementary, located at the junction of Jana Pawła II Street (former Karolewska) and Śniadeckiego Street, was founded in 1836 on the area of approximately 0.8 hectare. Despite the devastation of the necropolis during World War II and in the postwar years, hundreds of matzevot have remained; we can even marvel at the polychromy on some of them.

Bloodandfrogs.com - Pabianice

*

Informację o pabianickiej nekropolii znajdujemy także w publikacji Anny Lewkowskiej i Wojciecha Walczaka „Zabytkowe cmentarze i mogiły w Polsce. Województwo łódzkie”, 1996.

Pabianice (miasto), ul. Karolewska 57

Nr rej. zab.: A/363/96

Pow.: 0,85 ha

Nieczynny. Położony na południowo-zachodnim skraju miasta pomiędzy ulicami Karolewską, Śniadeckiego, Wileńską i Cmentarną na terenie płaskim, otoczony zabudową usługowo-gospodarczą Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Ogrodzony murem z prefabrykowanych płyt betonowych z dwiema furtkami metalowymi od wschodu i zachodu. Założony w poł. XIX w. na powierzchni 1,7 ha pomniejszony w 1968 r., odnowiony w 1990 r. z inicjatywy Żydów pabianickich mieszkających w Izraelu. Obecnie na planie nieregularnego wieloboku bez podziału na kwatery. Zachowało się około 650 nagrobków głównie w formie macew tradycyjnych. Nagrobki: najstarszy Liny Bitschunsky z d. Kowarsky, zachowany postument, pierwotnie ze złamaną kolumną (sygn. L. Wąsowski, Lodz). Większość macew z inskrypcjami w języku hebrajskim i płaskorzeźbionymi symbolami odnoszącymi się do osoby zmarłego – najczęściej spotykane szafy z księgami, złamane drzewa, dzbany z wylewającą się wodą, błogosławiące dłonie, świeczniki, lwy, orły, płaskorzeźby polichromowane współcześnie. Kilka nagrobków o formach architektonicznych: Majera Barucha z 1886 r., fabrykanta i obywatela m. Pabianic; Rozalii z Glucksmanów Baruch z 1891 r.; Markusa Glucksmana z końca XIX w., obywatela miasta i Emanuela Kantorowicza, kupca, z 1890 r. – obeliski; Josefa Zonenbertga z 1936 r., byłego członka Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) – stella; symboliczny grób rodziny Tośków zamordowanych przez hitlerowców w 1943 r. Niektóre nagrobki sygnowane przez firmy kamieniarskie L. Wąsowskiego i Szymańskiego z Łodzi i O. Grossa z Pabianic.

Zieleń: młody, rozproszony drzewostan, głównie dęby, lipy i brzozy.

Barwy kirkutów – polichromie na cmentarzu żydowskim w Pabianicach

*

Chcemy posprzątać zaniedbany cmentarz żydowski przy ul. Jana Pawła II. Podzielić na kwatery, uporządkować i udokumentować nagrobki. Znaleźć młodzież, która nam pomoże i opiekunów wśród nauczycieli historii. To wspólny pomysł NŻP i działu historycznego Muzeum Miasta Pabianic. Liczymy, że pomogą Państwo w jego realizacji.

Kirkut leży między ulicami Jana Pawła II, Śniadeckiego, Wileńską i Cmentarną, otoczony płotem z betonowych płyt. Kiedy go zakładano w połowie XIX wieku zajmował 1,7 ha. Obszar zmniejszono w 1968 roku. Cmentarz przestał działać w czasie okupacji. W PRL-u został zniszczony niemal w połowie. Po przemianach ustrojowych, w 1990 roku, dzięki ziomkostwu z Izraela uporządkowano teren, posklejano i odnowiono macewy. Spoczywają tam m. in. rodzice Maksymiliana Barucha, autora pierwszej monografii Pabianic. Kirkut nadal odwiedzany jest przez potomków Żydów z Pabianic, którzy zostawiają na grobach kamienie na znak pamięci o zmarłych.

Zachowało się 650 nagrobków, w większości to tradycyjne macewy, na których są napisy po hebrajsku i symboliczne odniesienia do osoby zmarłego: płaskorzeźby szafy z księgami, dzbany z wylewającą się wodą, błogosławiące dłonie, świeczniki, lwy, orły. Jeden z symboli – przedstawiający prawdopodobnie lewiatana – jest unikatem niespotykanym na żydowskich nagrobkach, którym zainteresowali się światowi badacze!

Trzeba posprzątać kirkut, wyciąć samosiejki, poskładać połamane i porozrzucane macewy, a przede wszystkim wyciągnąć temat z cienia.

- z ogromną wdzięcznością przyjmujemy ten pomysł i służymy pomocą – mówi Aleksandra Szychman z Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, nadzorującej nekropolię.

To, co chcemy zrobić w Pabianicach, udało się w Zduńskiej Woli Towarzystwu Historycznemu „Yachad”. Startowali w 2000 roku w cztery osoby, zaczynając od kilku lekcji dla młodzieży. Teraz mają 24-osobową zaangażowaną ekipę, siedem zaprzyjaźnionych szkół w mieście i kilka w Izraelu. Wykonali inwentaryzację i dokumentację cmentarza.

- Musicie znaleźć osoby, które chcą pomóc. Może nauczycieli, może studentów, i przede wszystkim zachęcić młodzież, żeby czuła się odpowiedzialna za zabytek - radzi Kamila Klauzińska z „Yachadu”. – Nie pracować na hura, tylko oprzeć się na osobach, które będą chciały to robić. (Nowe Życie Pabianic, nr 46/2007 r.)

*

Gmina Żydowska zabrała się za porządkowanie pabianickiego kirkutu. Będzie nowe ogrodzenie, latarnie i alejki.

Od dwóch tygodni robota wrze przy ul. Jana Pawła II. Zza betonowego ogrodzenia dochodzą odgłosy pracującej piły, trzeszczą łamane gałęzie. Zaniedbany i niemal zapomniany cmentarz doczekał się porządków. Za prace odpowiedzialna jest Gmina Żydowska z Łodzi.

- Robimy porządek, usuwamy śmieci, przycinamy gałęzie – wyjaśnia Józef Weininger, prezes gminy.

Jak zapewnia, prace przy wycince drzew i krzewów zostały uzgodnione, gmina zasięgnęła opinii dendrologów. Roboty jest mnóstwo. Na cmentarzu od lat rządzi natura, nie da się przejść między nagrobkami. Ale to nie zniechęca tam pracujących. Plany zakładają nie tylko uporządkowanie samej nekropolii, ale i postawienie nowego ogrodzenia.

- Architekt już był. Projekt nowego muru powstanie jeszcze w tym roku, a wykonany zostanie w następnym – mówi prezes.

Gmina zabrała się nie tylko za pabianicki cmentarz, ale i za te w Piotrkowie, Łodzi czy Tomaszowie. Robi to z własnych pieniędzy, a w pracach porządkowych pomagają skazani na prace społeczne. Do takich obowiązków kierują ich kuratorzy.

Cmentarz żydowski ma być otwarty dla zwiedzających. Przy wytyczonych alejkach staną latarnie, będą też ławeczki, na których będzie można usiąść.

- Chcemy, żeby był otwierany w dzień i zamykany na noc. Robimy to, żeby upamiętnić to miejsce – dodaje prezes Weininger.

Wraz z robotą, wraca też pamięć o zmarłych i pochowanych tu pabianickich Żydach.

- Odkąd zaczęliśmy „odgruzowywać” teren, mimo hałasu, jaki robimy, nikt nie zwrócił nam uwagi. Ale ktoś nas jednak zauważył, bo zastaliśmy tu zapalone dwa znicze. Ktoś przypomniał sobie o tym miejscu i jest to bardzo miłe – przyznaje Józef Weininger.

Pod koniec ubiegłego roku powstała lista nagrobków pabianickiego cmentarza żydowskiego. Za stworzeniem spisu stała Fundacja Dokumentacji Cmentarzy Żydowskich w Polsce. Zrobili to pabianiccy muzealnicy. Dane, które udało się odczytać z nagrobków – macew, zapisano w bazie. Mogiły zostały skrupulatnie zewidencjonowane (sfotografowane i opisane). Spis stał się ważnym materiałem historycznym, bo żadne inne dokumenty tego cmentarza nie zachowały się.

Cmentarz żydowski w Pabianicach został założony około 1847 r. w południowo-zachodniej części miasta, na działce pomiędzy dzisiejszymi ulicami: Wileńska, Cmentarną, Jana Pawła II i Śniadeckiego. Wiadomo, że powierzchnia cmentarza wynosiła 1,7 ha.

Na cmentarzu pochowano m. in.: Majera Barucha – miejscowego fabrykanta. Rozalię z Glucksmanów Baruch – matkę Maksymiliana Barucha, autora pierwszej monografii Pabianic, Emanuela Kantorowicza – kupca, Henocha Henicha Kuczyńskiego – rabina w Pabianicach, Szlomo Issachara Kuczyńskiego – rabina w Pabianicach, Józefa Zonenberga – działacza Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Na cmentarzu znajduje się tablica pamiątkowa z napisem: „Ku pamięci zamordowanych Żydów miasta Pabianic. Zwłoki pochowane w ogólnym grobie w maju 1942 roku w Chełmnie. Cześć Ich Pamięci”.

W 1968 r. obszar cmentarza został zmniejszony. Na wyłączonym z cmentarza terenie wzniesiono kotłownię i skład węgla. Na powierzchni 0,85 ha przetrwało 1.366 nagrobków w różnym stanie zachowania. Na części z nich wykonano wtórne polichromie. W latach 90. XX w., z inicjatywy Żydów pabianickich na emigracji i ich potomków, na cmentarzu przeprowadzono prace restauracyjne.

Teren nekropolii został otoczony współczesnym betonowym ogrodzeniem z wejściami od strony wschodniej i zachodniej. Klucze do furtki udostępniają pracownicy Muzeum Miasta Pabianic. (Życie Pabianic, 2 VI 2020 r.)

*

W Życiu Pabianic z 15 sierpnia 1957 roku ukazał się artykulik „Rozenberg i S-ka”.

Sprawa, która bardzo interesuje społeczeństwo Pabianic, to sprawa Fajna, Jakubowicza i Rozenberga, byłych pracowników Spółdzielni im. L. Pakina w Pabianicach. Ci trzej wymienieni działając wspólnie przywłaszczyli sobie na szkodę spółdzielni 700 kg przędzy wełnianej wartości 127.000 złotych, a następnie w okresie od stycznia do 32 grudnia 1956 r. spowodowali brak 2.115 kg przędzy wełnianej w spółdzielni, ogólnej wartości ponad 400.000 zł.

Po ujawnieniu przestępczej działalności podejrzanych przez załogę spółdzielni, Fajn i Jakubowicz zostali przez Prokuraturę aresztowani, natomiast Rozenberg pozostał na wolności pod dozorem milicyjnym. Prokuratura Wojewódzka w Łodzi szybko przeprowadziła śledztwo i w dniu 19.04.1957 r. skierowała akt oskarżenia do Sądu Wojewódzkiego w Łodzi, przekazując jednocześnie aresztowanych Fajna i Jakubowicza do dyspozycji tegoż Sądu Wojewódzkiego.

W tym czasie kuzynka Jakubowicza Sz. Zandberg złożyła podanie do Sądu o zwolnienie Jakubowicza z więzienia, motywując swoją prośbę ciężkimi warunkami materialnymi rodziny Jakubowicza. Sąd Wojewódzki przychylając się do prośby Sz. Zandberg w dniu 2.05.1957 r. wydał postanowienie o zwolnieniu Jakubowicza z więzienia bez uprzedniego powiadomienia Prokuratury Wojewódzkiej o mającym się odbyć posiedzeniu niejawnym w sprawie rozpoznania wniosku kuzynki Jakubowicza o zwolnienie.

W ten sam sposób Sąd Wojewódzki zwolnił z więzienia drugiego z podejrzanych Fajna, opierając się na zaświadczeniu lekarskim załączonym do akt sprawy, z którego wynika, że Fajwel Fajn jest chory na serce.

Jakubowicz, tuż po zwolnieniu z aresztu, mając w kieszeni paszport zagraniczny, wyjechał wraz z rodziną samolotem prawdopodobnie do Izraela. W niedługim czasie poszedł w jego ślady Rozenberg, który również posiadał paszport zagraniczny. Tak więc pozostał tylko jeden z trójki podejrzanych, a mianowicie Fajn, który na skutek choroby nie zdążył uciec.

Należy stwierdzić, że beztroska Sądu Wojewódzkiego o mienie społeczne jakie zagarnęli podejrzani, brak należytego rozpoznania sprawy odnośnie posiadania wiz przez podejrzanych spowodowała, że sprawcy umknęli czekającej ich kary, a straty spowodowane przez nich odbiły się niekorzystnie na kieszeni załogo Spółdzielni im. L. Pakina.

Moim zdaniem nie bez winy jest tu Komenda Milicji Obywatelskiej, która nie zawiadomiła Sądu ani Prokuratury Wojewódzkiej o tym, że podejrzani posiadają wizy na wyjazd za granicę i należy wizy te wstrzymać. Mam wrażenie, że ucieczka Jakubowicza i Rozenberga dała porządną szkołę naszym organom wymiaru sprawiedliwości i wykazała zupełny brak czujności z ich strony.

*

W piątek do Pabianic przyjechała ponad stuosobowa grupa Żydów z Los Angeles. Jack Adler na cmentarzu żydowskim szukał nagrobków rodziny.

Nasze miasto odwiedzili żydowscy studenci z Los Angeles. Przyjechali zobaczyć cmentarz przy ul. Jana Pawła II. Grupie przewodził Jack Adler, 82-letni pabianiczanin, mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych.

- Jestem tu po raz pierwszy – opowiadał. – Przed wojną mieszkałem przy ul. Warszawskiej 41, a później w getcie przy Warszawskiej 16.

Tam Niemcy wymordowali rodzinę pana Jakuba – matkę, ojca i brata. Ich grobów szukał na naszym cmentarzu żydowskim. Niestety, po żadnym nie został nawet ślad.

Młodzież wraz ze swoimi starszymi przewodnikami bierze udział w Marszu Życia. Każdego roku żydowscy studenci z całego świata odwiedzają w Polsce miejsca związane z Holocaustem.

- Byliśmy już w łódzkim getcie i w Oświęcimiu – wymienia Jack Adler.

- Chcemy, by młodzież poznała swoją historię – dodaje Halina Wachtel, mieszkająca przed wojną w Warszawie.

Gdy studenci wysiedli z trzech dużych autokarów, ich oczom ukazało się graffiti przy bramie do cmentarza. Nie sposób było nie zauważyć widniejących na nim napisów „jude”. Żydzi zaczęli robić zdjęcia.

- Ale do takich napisów jesteśmy już przyzwyczajeni – mówi pani Halina. – takie rzeczy widzimy na całym świecie. (Życie Pabianic, 4 V 2011 r.)

*

Przed wojną co piąty mieszkaniec Pabianic był wyznania mojżeszowego. Dziś pozostała po nich tylko uwalana w śmieciach tablica i zaniedbany cmentarz. Pabianice zapomniały o żydowskiej historii.

Jack Adler wrócił do Pabianic po siedemdziesięciu latach. Spaceruje z synem po ulicy Bóźnicznej, Warszawskiej, Starym Mieście. Pokazuje palcem: tu była żydowska szkoła, fabryka jego wujka, kościół, przed którym grał z gojami w piłkę.

Eli Adler, syn Jacka, jest filmowcem. Kręci dokument o wojennych losach ojca.

- Nie tak wyobrażałem sobie Pabianice. Pomyślałem, że są małe i zniszczone. Wydaje się, że za wiele się tu nie zmieniło od niemieckiej inwazji – słyszymy głos Eliego na filmie. – Tata był podekscytowany, opowiadając o kolejnych miejscach z przeszłości.

- Jakbym śnił. Wspomnienia stały się tak żywe – dodaje Jack.

Głos mu się załamuje, gdy przechodzi przez bramę kamienicy przy Warszawskiej, w której mieszkał jako dziecko. Adlerowie wchodzą do mieszkania. Rozmawiają z nowymi lokatorami. Są mili, ale mają małe pojęcie o tym, kto mieszkał w ich domu przed wojną.

Adlerowie przenoszą się na blokowisko otoczone kwadratem ulic: Konopnickiej, Skłodowskiej, Wyspiańskiego i Zamkową. W miejscu gdzie jest udeptany plac, przed wojną był stadion firmy Krusche&Ender. 16 maja 1942 roku zostali tu zagonieni Żydzi z getta. Żydowskie rodziny spędziły tam w deszczu trzy dni. Potem rozdzielano je i wysyłano do obozów zagłady. W momencie, kiedy przejęty Jack opowiada historię swojej rodziny, do Adlerów zbliża się starszy mężczyzna. Nie podoba mu się, że filmują. Nie ma pojęcia o historycznym znaczeniu obecnego klepiska.

Jack odwiedza jeszcze żydowski cmentarz. Widzi połamane nagrobki. Komentuje: „to efekt antysemickich ataków”.

W filmie nie widać żadnego śladu upamiętniającego społeczność żydowską w naszym mieście. Każdy pabianiczanin, oglądając ten filmik, powinien skłonić się do refleksji.

Własna gazeta i domy modlitwy

Przed wojną w naszym mieście mieszkało dziewięć tysięcy Żydów. Stanowili blisko 20 procent mieszkańców. To oznacza, że co piąty pabianiczanin był Żydem. Do Pabianic zjeżdżali z Tuszyna, Łasku, Konstantynowa i Łodzi, a nawet Łęczycy i Kalisza. Byli rzemieślnikami, krawcami, tkaczami. Pierwsi z nich pracowali w chałupniczych warunkach ma ręcznych krosnach. W XIX wieku indywidualni tkacze podnajmowali miejsca w fabrykach. Dostawali zlecenia z łódzkich zakładów. Pracowali już na krosnach mechanicznych. Żydowscy tkacze po pierwszej wojnie światowej, założyli związek zawodowy, walczyli o prawa pracownicze.

Pabianicka synagoga stanęła w połowie XIX wieku przy dzisiejszej ulicy Bóźnicznej, która zawdzięcza jej nazwę. Była zbudowana z kamienia, co na tamte czasy stanowiło rzadkość. Wnętrze zachwycało oko bogatymi malowidłami autorstwa ludowego artysty Majera Rosensztejna.

Żydowską dzielnicą był rejon ulic: Bóźnicznej, Kaplicznej, Batorego, Garncarskiej czy Starego Rynku. Żydzi wydawali własną gazetę, prowadzili gimnazjum, gdzie dzieci uczyły się języka hebrajskiego i pobierały nauki religijne. Pabianice były ważnym ośrodkiem życia duchowego. Silna była grupa chasydów – ortodoksyjnych Żydów. Nie brakowało domów nauki, przeznaczonych do studiów religijnych. Liderzy społeczności, jak Yosef Davidowitz, Chanoch Vigdorowitz czy Ya’acov Vigotzki zostali miejskimi radnymi.

Pabianice były jednym z pierwszych miast, w którym powstało getto. Ograniczono je do wąskiego obszaru Starego Miasta. Żydowskie rodziny mieszkały tam po 6 osób w jednym pokoju. Zlikwidowano je w maju 1942 roku, kiedy niemieccy żołnierze pognali wszystkich mieszkańców na stadion w centrum miasta. Społeczność podzielono na dwie grupy, część zastrzelono na miejscu. 3.200 osób załadowano do bydlęcych wagonów i wywieziono do obozu zagłady w Chełmnie. Grupę A przewieziono do getta w Łodzi. Tak skończyła się żydowska historia w Pabianicach.

Tablica? Nic nie wiemy

Dziś po całej żydowskiej historii zostały w mieście dwie pamiątki. Jedną jest tablica zamontowana na murze budynku przy ul. Bóźnicznej. Obwieszcza, że na pustym placu obok mieściła się synagoga zburzona przez oprawców hitlerowskich. Podpisana tajemniczo: „ziomkostwo miasta Pabianic”. Nawet w muzeum nie mają pojęcia, kto jest jej autorem. Nie ma za to wątpliwości, że tablica wprowadza w błąd. Synagogę zburzono po wojnie. Była zniszczona i zaniedbana. PRL-owskim władzom nie zależało na jej ocaleniu.

Tak jak obecnym władzom nie zależy na pamięci. Na pustym placu walają się śmieci, zalegają stare meble. Tablica tonie w brudzie. Ciężko tu postawić świeczkę i zadumać się nad losem pabianickich Żydów. Ale innego miejsca pamięci nie ma.

Budynek, do którego przytwierdzona jest tablica, należy do Zakladu Gospodarki Mieszkaniowej.

- Jaka tablica? Nie mam pojęcia, gdzie to jest – słyszymy od urzędniczki z ZGM. – Nie mieliśmy dotąd zgłoszeń, że w tym miejscu jest brudno. Na pewno się tym zajmiemy – obiecuje.

Drugim miejscem pamięci jest zabytkowy cmentarz, niegdyś jeden z największych w województwie. A właściwie jego część, bo ogromny teren żydowskiego cmentarza zagarnęła komunistyczna władza. Dziś na żydowskich kościach stoi kotłownia.

Reszta cmentarza ogrodzona jest połamanym płotem. Całość porastają chaszcze. Uwaga Jacka Adlera jest słuszna: nagrobki są połamane, część pomazana sprejem. Cmentarz wystawia fatalne świadectwo pabianiczanom.

Zarządcą cmentarzyska – tak jak wszystkich żydowskich nekropolii – jest gmina żydowska, w tym wypadku w Łodzi.

Rok temu Józef Weininger, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi zapowiadał remont frontowej elewacji i uporządkowanie cmentarza. Roboty miały wystartować w tym roku. Weininger obiecywał stopniowe odnawianie nagrobków. Do tej pory jednak nic się nie zmieniło.

O Żydach tylko wzmianka

W mieście mamy również wiele kamienic, w których kiedyś mieszkała żydowska społeczność. A także inne obiekty, z którymi była związana. Chociażby pomnik legionisty, na który w 20-leciu międzywojennym składali się również żydowscy przedsiębiorcy.

Próżno szukać o tym informacji w przestrzeni miejskiej. Nie ma tablic pamiątkowych na budynkach, ścieżek edukacyjnych, mapek z miejscami żydowskiej pamięci. Oprócz ulicy Bóźnicznej nie ma też żadnych nazw ulic nawiązujących do jednej piątej ludności miasta przed wojną. Dlaczego?

Rzecznik prezydenta Aneta Klimek odsyła nas do Muzeum Miasta Pabianic.

- Mamy materiały i zbiory dotyczące żydowskiej społeczności. Udostępniamy je na życzenie zainteresowanych – zapewnia Ryszard Adamczyk, dyrektor muzeum. – Mieliśmy czasowe wystawy pokazujące losy pabianickich Żydów. Prowadziliśmy dla mieszkańców warsztaty z żydowskiej kultury. Niestety, mamy za mało materiałów na wystawę stałą. Ale na pewno, jeśli powstanie u nas wystawa pokazująca historię miasta, znajdzie się tam miejsce na historię żydowskiej mniejszości. Poza tym – w przewodniku po Pabianicach jest rozdział dotyczący żydowskiego cmentarza oraz nieistniejącej już synagogi. Po części ma Pan rację – temat nie jest nadmiernie eksponowany. Nie jest on jednak przez nas pomijany. Mimo że w tej chwili zajmujemy się innymi projektami, tematyka ta jest ciągle obecna w bieżącej pracy muzeum. Nie wykluczam, że w przyszłości zajmiemy się nią w szerszym niż do tej pory zakresie.

Muzeum odpowiada za swoje zbiory, ale ciężko mieć do muzealników pretensje, ze w mieście brakuje np. zabytkowych tablic. To w magistracie brakuje pomysłu, jak upamiętnić tę część lokalnej tożsamości. A wiele miast na żydowskiej historii buduje turystyczny kapitał. Przykład? Białystok. Przez centrum miasta prowadzą szlaki turystyczne upamiętniające wielokulturową tradycję miasta. Pamiątkowe tablice znajdziemy przed odnowioną synagogą Piaskower, pałacykiem i synagogą Cytronów. W dawnej dzielnicy żydowskiej znajduje się pomnik wielkiej synagogi. O żydowskiej historii pamięta też Łódź. Jest cmentarz żydowski, stacja Radegast, pamiątkowe tablice po getcie. W Pabianicach – pustki.

- Władze miasta nie pamiętają o żydowskiej historii z tego samego powodu, dla którego nie pamiętają o historii polskiej. W magistracie nie ma żadnej polityki historycznej – mówi Sławomir Szczesio, prezes pabianickiego oddziału PTTK.

Urzędnicy odpierają atak. Aneta Klimek, rzecznik magistratu opowiada, że w ramach promowania miejsc historycznych została uruchomiona zakładka na stronie Urzędu Miejskiego i profil na Facebooku. Zamieszczane są tam m. in. różne propozycje szlaków wraz z mapami, propozycje zwiedzania miasta, artykuły dotyczące historii miasta. W tych materiałach można znaleźć między innymi informacje na temat Żydów w Pabianicach. A zespół do spraw promocji miasta opracowuje propozycję szlaku turystycznego nt. wielokulturowej przeszłości Pabianic, z uwzględnieniem obecności Żydów i Niemców.

Chęci są, działania brak

O żydowskiej historii zapominamy także dlatego, że brakuje osób, które chciałyby o niej pamiętać. Przez lata gmina żydowska nie naciskała na władze miejskie, by przypomnieć o tej części historii. Dlaczego?

Poprosiliśmy o komentarz Gminę Wyznaniową Żydowską. Niestety, nikt nie znalazł czasu, aby udzielić nam odpowiedzi.

W najbliższą sobotę na ścianie domu przy parafii NMP zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca prześladowania ludności polskiej w czasie okupacji. Zaprasza prezydent miasta i przewodniczący Miejskiej Rady. O prześladowaniu ludności żydowskiej tablica słowem nie wspomina.

- Tablicą upamiętniamy wszystkich mieszkańców, w tym Żydów. Nie robimy rozróżnienia. Polacy też przecież cierpieli w czasie wojny – wyjaśnia przewodniczący rady Andrzej Żeligowski.

- A nie uważa pan, że powinna być osobna tablica, która upamiętniałaby społeczność żydowską? Jej cierpienie różniło się jednak od doświadczeń Polaków – pytamy.

- Jestem jak najbardziej za – mówi przewodniczący.

I na tej deklaracji się kończy. Radny nie precyzuje, kto miałby taką tablicę ustawić i gdzie.

- A czy w mieście powinna znaleźć się ulica z nazwą upamiętniającą ludność żydowską? Mamy tylko jedną Bóźniczną – dopytujemy.

- To też dobry pomysł. Trzeba to jednak zrobić z głową. O zmianie nazwy istniejącej ulicy nie ma mowy, bo mieszkańcy się nie zgodzą. Nowych ulic nie powstaje za dużo. Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby na przykład na Zatorzu, pomiędzy Czereśniową i Wiśniową powstała na przykład ulica Ofiar Getta – dodaje przewodniczący Żeligowski. – Nie znam też wielu nazwisk żydowskich osobistości, które mogłyby być patronami ulic. Ale pomysł wart jest rozważenia. Jako Koalicyjny Klub Radnych będziemy o tym pamiętać.

A może PTTK mógłby przygotować szlak pamięci po zabytkach z żydowskiej przeszłości?

- Świetna myśl! – podchwytuje Sławomir Szczesio, lider PTTK w Pabianicach. – Chętnie się w to zaangażujemy. A pan nie zechciałby pomóc go wyznaczyć?

- A czemu Państwo tego nie zrobią sami?

- Ja mam po czubek głowy roboty papierowej. Ale chętnie wrócimy do tematu – zapewnia Szczesio.

Przypomina, że w tym roku PTTK zorganizował trzy rajdy „Poznajemy Pabianice” – dla uczniów i rodziców. W ostatnim rajdzie wzięło udział 170 osób. Były książeczki z mapami miasta, opowieści o najważniejszych historycznych miejscach.

- A czy w rajdzie pojawiały się ślady żydowskiej historii ? – dopytujemy,

- Prawie wcale – odpowiada Sławomir Szczesio.

- Dlaczego?

- Powiem szczerze – nikt nigdy o tym nie pomyślał. (Bartosz Józefiak „Pabianice zapomniały o Żydach”, Życie Pabianic, 28 VIII 2018 r.) Bartosz Józefiak

*

Po opublikowaniu apelu „Ktokolwiek wie” do działu historycznego muzeum zgłosiło się już kilka osób, które udzieliły wywiadów na temat kontaktów polsko-żydowskich w czasie okupacji hitlerowskiej. Z relacji tych wynika, iż w naszym mieście wielu pabianiczan niosło pomoc Żydom osadzonym w getcie.

Według Joanny Jończyk osobę pochodzenia żydowskiego przechowywał jej ojciec w piwnicy przy Gryzla. Ich sąsiad, Józef Gołębiowski, zajmował się wywożeniem Żydów z getta pabianickiego do Generalnej Guberni, gdzie panowały lepsze warunki życia. Helena Śmiałkowska pomagała w getcie Grinbergom, którzy uciekli i skryli się w domu przy ul. Partyzanckiej, a następnie zostali wywiezieni przez Polaków do Protektoratu. Natomiast Mirosław Boniecki w wieku 12 lat wielokrotnie wchodził na teren getta pabianickiego, gdzie pomagał żydowskiemu krawcowi Jakubowiczowi, mieszkającemu przy ul. Szewskiej. Jeśli ktoś z Państwa posiada wiadomości na temat ukrywania osób pochodzenia żydowskiego, dostarczania jedzenia do getta, nielegalnego wywożenia Żydów do Generalnego Gubernatorstwa przez Polaków, prosimy o kontakt z działem historycznym Muzeum Miasta Pabianic. (Nowe Życie Pabianic, 11 V 2007 r.)

Wśród zebranych przez muzeum świadectw znalazła się również relacja Krystyny Kluczak (Woźniak) dotycząca pomagania Żydom w Guzewie kolo Rzgowa w 1943-1944 r.

(…) W czasie okupacji hitlerowskiej, w 1943 r. w Babichach koło Guzewa Niemcy zorganizowali dla Żydów pracę przy kopaniu torfu. Pracownikami byli mężczyźni, ok. 30 osób. Wszyscy mieli na ubraniach znak z Gwiazdą Dawida. Mieszkali w opuszczonym gospodarstwie, którego polscy właściciele, Gręboszowie, zostali wysiedleni. Żydów pilnowali niemieccy żandarmi z psami. Pracownicy nie mogli oddalać się od grupy; byli wynędzniali, głodni. Niemcy karali ich biciem za zrywanie kapusty z pola.

Żydom pomagali mieszkańcy okolicznych gospodarstw, gdyż żandarmi pozwalali na ich dożywianie. Chłopi posyłali przeważnie swoje dzieci z jedzeniem (zupą, mlekiem). Moja matka, Władysława Woźniak gotowała zupę (tzw. zacierkę)i wysyłała mnie z 3-litrowym wiaderkiem na torfowisko. Byłam tak ok. 3 razy. Jedzenie dla Żydów podawałam niemieckiemu żandarmowi. Miałam wtedy 11 lat.

W maju/czerwcu 1944 r. przystąpiłam do Pierwszej Komunii. Któregoś dnia wybrałam się sama do Łodzi, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie u fotografa. Idąc na przystanek tramwajowy, przechodziłam obok torfowiska. Widziałam wtedy, jak kilku Żydów zostało rozstrzelanych przez Niemców. Ich ciała wpadły do dołów z wodą. Wystraszona uciekłam przez las na przystanek, skąd w pobrudzonej komunijnej sukience przyjechałam do fotografa w Łodzi. Latem 1944 r. nasza rodzina została wysiedlona z Guzewa do Niemiec, gdzie pracowaliśmy u bauera we wsi Hoffnung w pobliżu granicy z Danią.

*

Reżysera Zbigniewa Gajzlera odnalazł na Facebooku Orestes Matacena z Hollywood. Ten znany aktor, reżyser i producent zaczyna kręcić „Swastykę”, film o powstaniu w getcie warszawskim. Po obejrzeniu filmu „Sarid” aktor znany m. in. z „Maski” pogratulował naszemu pabianickiemu twórcy. Napisał, że Gajzler wykonał kawał dobrej roboty, że film bardzo mu się podobał i dostarczył wielu wzruszeń. „Trudno zrozumieć, co naziści naprawdę myśleli, aby robić takie diabelskie rzeczy ludzkim istotom. Gratuluję wykonania dobrej pracy. Dziękuję za podzielenie się wiedzą. Wielkie dzięki” – napisał do naszego reżysera Orsetes.

Przypomnijmy, „Sarid” powstał w roku 2005. To dokument przedstawiający losy Żydów z pabianickiego getta po jego likwidacji, 16 maja 1942 roku.

- Obraz jest do obejrzenia na stronach muzeów Holocaustu w Waszyngtonie, Londynie i Jerozolimie – mówi Zbigniew Gajzler.

Z pabianickim twórcą skontaktował się również Andrzej Szpilman z Bazylei w Szwajcarii, syn pianisty Władysława Szpilmana. Dla niego temat Holokaustu też nie jest obcy. (NŻP, 11 IV 2017 r.)
Sarid

Zbigniew Gajzler

*

Agnieszka Kubiak: - Co cię łączy z Pabianicami?

Borys Weininger: - Mieszkałem tu przez kilka lat, w Pabianicach chodziłem do szkoły podstawowej. Później przeprowadziłem się do Łodzi, gdzie skończyłem prywatne gimnazjum.

- Jak udawało ci się łączyć obowiązki szkolne z wyznaniem? Chodziłeś już do szkoły, do której powróciły lekcje religii, a zwyczaje żydowskie różnią się od tych powszechnie panujących …

- Nie było to trudne. Mój dziadek był Żydem, pochodził z tradycyjnej rodziny żydowskiej wymordowanej w latach czterdziestych. Sam ocalał i po wojnie, kiedy wrócił do polski, był Żydem niereligijnym. Zmarł w 1976 roku, więc długo przed moim narodzeniem. Babcia była katoliczką i byłem wychowany w tradycyjnej rodzinie katolickiej, która przechowywała pamiątki po dziadku, wspomnienia. Dowiedziałem się o tym, kiedy byłem małym dzieckiem. Wtedy jako chłopiec zwróciłem uwagę na grób dziadka bez krzyża. Moja tożsamość żydowska zaczęła się rozwijać w gimnazjum. Byłem z niej coraz bardziej dumny. Wraz z moją przemianą przybliżał się w tym kierunku mój tata.

- A jak reagowali koledzy?

- Różnie, dla niektórych była to abstrakcja. Wtedy też okazało się, kto jest prawdziwym przyjacielem i nie zwraca uwagi na wyznanie, ale ceni mnie jako człowieka, kolegę.

- Cofasz się myślą do czasów pabianickich?

- Pabianice są miastem często wspominanym nie tylko przeze mnie, ale również przez moją rodzinę. Refleksje sięgają lat 40. Wszyscy chętnie wracają do klimatu dzielnicy żydowskiej, która do dziś ma niepowtarzalny urok, pomimo zaniedbania. Część mojej rodziny wyjechała z Pabianic po wyburzeniu synagogi, moja ciocia opuściła miasto trochę później, a przyczynili się do tego komuniści. (…) (Agnieszka Kubiak „Jesteśmy Żydami i nie ma w tym nic złego”, Nowe Życie Pabianic, 3 IV 2012 r.)

*

Osoby pochodzenia żydowskiego z Pabianic, rozproszone obecnie po całym świecie, poszukują lub udzielają informacji o swoich rodzinach. Na stronie Family Tree Maker’s Genealogy Site znaleźliśmy dane o Raichbartach.

Dear Mark and Susann,

Thanks for the information. Here are some additional details and clarifications to the Raichbart family history:

My father Abraham Raichbart was born in Lask an moved later to Pabianice. He lived in Pabianice with his wife and son until the war in 1939. The Nazis murdered his son and wife. After the war in 1945 he came back to Pabianice, married my mother and I was born in 1947. We lived in Pabianice until 1957 and moved to Israel the same year. My father died in 1973. I moved to the US in 1988 with my wife Irit and two daughters Maya an Anat. We live in the San Francisco Bay Area.

My father Abraham was the son of Leizer Michal Raichbart and Itta Raichbart. Itta Raichbart died in June 1929 and Leizer Michal in 1938. I have copies of their death certificates. Both certificates mention that they left seven children. I know only about six of them: Four brothers Abraham, Jack (Jakob), Zecharia, and Shimeon (Simon) and two sisters Esther and Rivka. Rivka and Zecharia died in the Holocaust. Shimeon moved to Israel before the war and died in Tel Aviv in the early sixties. Esther moved to England before the war and died in London in the early seventies.

As to the wedding in Israel: my guess is that Susann met my cousin Esther, the daughter of Shimeon Raichbart. Susann, if you have any pictures or recollections from this wedding please let me know.

More about Michael Raichbart:

Emigration: 1957, Pabianice, Poland

Immigration: 1957, Israel

Residence: 2004, Freemont, CA, USA.

*

Polska oczami młodych Izraelczyków – forum (2012 r.)

- Tak sobie myślałam co by tu można przyjaciołom izraelskim pokazać w moich Pabianicach. No i bilans nieciekawy: tu smutna tablica po bóżnicy (na Bóźnicznej zresztą), co to ją Niemcy zdewastowali a komuniści ostatecznie zburzyli. Ale najgorsze to są te gwiazdy Dawida na murach porysowane – na szubienicach głównie, albo „ŁKS Żydy” albo RTS Żydzew”. Nawet tam gdzie kiedyś getto było. Ale ludzie się starają ten obraz zmienić – mamy cudownego kustosza, który w Izraelu gości bardzo często, uczniowie cmentarz porządkują, nawet film o tutejszych Żydach nakręcili (puszczali w państwowej telewizji – jak każdy wartościowy film o trzeciej bywałem nad ranem).

- To ty prawie rodaczka moja… W Pabianicach bywałam z moim ojcem, który tam interesy robił. Wtedy to była mała mieścina, bardzo czysta, z niedużymi domkami, ale jako że jeszcze nie wiedziałam nic o mojej parchatej tożsamości, toteż ojciec nie zabierał mnie do żadnych żydowskich miejsc.

*

Prezydent chce ugody z Żydami. By zakończyć spór o budynek przy ulicy Kaplicznej 8, w którym przed wojną była szkoła religijna.

- Gmina Wyznaniowa Żydowska chce wziąć budynek przy Kaplicznej, a dać nam place – mówi prezydent Zbigniew Dychto. – Obiecuje, że pieniądze z najmu budynku przeznaczy na odnowienie cmentarza żydowskiego.

Uchwała w sprawie upoważnienia prezydenta do zawarcia takiej ugody będzie przedmiotem obrad środowej sesji Rady Miejskiej.

Na mocy proponowanej ugody Gmina Wyznaniowa Żydowska zrzeka się roszczeń do nieruchomości przy ul. Batorego 7 i przy ul. Kościuszki 21/23. W zamian miasto odda nieruchomość przy ul. Kaplicznej 8.

Zgodnie z prawem, Gminie Wyznaniowej Żydowskiej trzeba oddać nieruchomości i place, na których przed wojną stały budynki kultu religijnego. Gmina domaga się zwrotu budynku przy ul. Kaplicznej 8. Akt notarialny z 1937 roku dowodzi, że mieściła się tam szkoła Or-Tora fundacji oświatowo-religijnej Chorew. Wspierał ją Związek Ortodoksów Agudas-Izrael.

- Nie ma wątpliwości, że przed wojną mieściła się tu szkoła żydowska – mówi Adam Marczak, sekretarz miasta.

Powinniśmy oddać także plac na rogu ulic Kościuszki i Skłodowskiej (o powierzchni 1.899 m kw.), gdzie przed wojną stała synagoga. Teraz jest tam skwerek. Na drugim spornym placu (o powierzchni 604 m kw.) przy ul. Batorego 7 stała synagoga Talmud-Tora. Dziś to wolny plac na ryneczku. O odzyskanie tych nieruchomości Gmina Żydowska wystąpiła do Komisji Regulacji w Warszawie.

- Mają ponoć jakieś nowe dowody własności – mówi Marczak.

Prezydent chce podpisać ugodę, by oba place wystawić na sprzedaż. Uzyskane w ten sposób pieniądze planuje wydać na budowę bloku komunalnego. ( Życie Pabianic, nr 35/2007 r.)

*

Potomkowie Lewina. Pabianickie muzeum odwiedzili turyści z Izraela. Gośćmi byli Tova i Stuart Cohenowie, pracownicy naukowi uniwersytetu w Ramat-Gan.

Celem ich wizyty było odnalezienie informacji o przodkach. Pani Tova pochodzi z pabianickiej rodziny Lewinów. Jej ojciec, Pinkus Lewin, wyjechał w okresie międzywojennym do Palestyny.

Pierwsi Żydzi o tym nazwisku mieszkali w naszym mieście już w latach 30. XIX wieku. W aktach z lat 1835-1853 odnajdujemy następujące rodziny Lewinów: Ludwiki i Estery, Majera i Rywki z Poznańskich oraz Jakuba i Hindy. Żydowska tradycja głosi, że osoby o nazwisku Lewin, Lewi, Lewicki, Lewiński są potomkami Lewiego, trzeciego syna Jakuba. Lewici według Starego Testamentu tworzyli najniższą warstwę kapłanów, strzegli świątyni w Jerozolimie, składali ofiary, utrzymywali się z dziesięcin.

Lewinowie, z których pochodzi Tova Cohen, przybyli do Pabianic z Łęczycy prawdopodobnie w latach 80. XIX wieku. W tym czasie nad Dobrzynką osiedlił się Aron Lewin, syn Szlamy i Ryfki, i jego żona Glika. Wiadomo, że w 1912 r. Aron posiadał skład towarów manufakturowych przy Starym Rynku. W Pabianicach mieszkał także jego brat, Josek Hersz, zmarły w 1898 r. Aron pożegnał się ze światem w 1918 r. Wkrótce w naszym mieście zmarła jego żona Glika (1919 r.).

Pozostawił po sobie syna Lejzera (Luzera) Mendla, urodzonego w Łęczycy w 1866 r. Jego żoną była Ruchla Łaja Jakubowicz urodzona w Łasku w 1870 r. Z tego małżeństwa w Pabianicach przyszło na świat 13 dzieci: Liba (1891), Rywka Mariem (1892), Hinda (1894), Szlama (1896), Rojza (1898), Icek Lajb (1899), Masza (1901), Sura (1901), Izrael Majer (1904), Pinkus (1907), Abram (1909), Chana (1912) i Frajda (1914).

Aby utrzymać liczną rodzinę, Lejzer Mendel Aron prowadził fabrykę wyrobów półwełnianych przy ul. Warszawskiej. Lewinowie byli związani z ruchem syjonistycznym. Działali w organizacji Mizrachi, której celem było m. in. utworzenie siedziby narodu żydowskiego w Palestynie. Po I wojnie światowej część dzieci Lejzera Mendla opuściła Pabianice. W 1920 r. jeden z synów wyjechał do Palestyny. Po skończeniu Gimnazjum Żydowskiego w Pabianicach dołączył do niego w 1925 r. młodszy brat Pinkus, ojciec Tovy.

W mieście pozostała ich siostra, Sura, która poślubiła Mordkę Dawida Haftkę, pochodzącego z Żydów litewskich. Zgodę na to małżeństwo musiał wyrazić cadyk Alter z Góry Kalwarii. Sura przeżyła okres Holokaustu i po wojnie zamieszkała w Izraelu.

Tova Cohen, będąc w Pabianicach, odnalazła na cmentarzu żydowskim grób pradziadka Arona Lewina. Na jego nagrobku umieszczony jest symbol przedstawiający dwie dłonie złączone kciukami, znak Cohenów, czyli najwyższych kapłanów Świątyni Jerozolimskiej. (Robert Adamek „Potomkowie Lewina”, Nowe Życie Pabianic nr 18/2006 r.)

*

W 2012 roku ukazały się wspomnienia Jacka Adlera „Y: A Holocaust Narrative”, w których opowiada m. in. o dzieciństwie spędzonym w Pabianicach. Adler jako „mówca Holocaustu” przemawiał do tysięcy Amerykanów. Był przekonany, że we wrześniu 1939 roku wszyscy pabianiczanie z wielkim entuzjazmem witali nazistów. Nie wiedział, że do witających należeli przedstawiciele mniejszości niemieckiej. W tej sprawie – na łamach Marin Independent Journal (2005 r.)- zabrał głos Charles Chotkowski, dyrektor ds. badań i dokumentacji Holocaustu z Polsko-Amerykańskiego Kongresu w Fairffield, Conneticut.

„Artykuł zatytułowany „Studenci dostali lekcję na temat nienawiści” informuje, że ocalały z Holocaustu Jack Adler opowiadał o swoich wojennych przeżyciach w White Hill School w Fairfax. Gazeta cytuje jego słowa, że kiedy nazistowscy żołnierze wkraczali do jego rodzinnego miasta Pabianic … widziałem jak mieszkańcy obejmowali niemieckich żołnierzy, dawali im kwiaty, jedzenie, picie...

Czytelnicy mogli zrozumieć, że skoro Pabianice znajdują się w Polsce, to Polacy byli tymi, którzy witali najeźdźców. Byłby to jednak błąd. Przed wojną 10 proc. populacji miasta stanowili Niemcy i to właśnie oni witali armię niemiecką

Gdy siły niemieckie weszły do miasta 8 września 1939 r., większość lokalnych Niemców wpadła w szał radości. To z ich aktywną pomocą władze wojskowe zaczęły wprowadzać niemiecki porządek …

Przed wybuchem wojny grupa nazistów pabianickich utworzyła tzw. piątą kolumnę, która sporządzała listę polskich patriotów. Później Gestapo mogło szybciej aresztować tych Polaków, spośród nich wielu zostało zamordowanych albo wysłanych do obozów koncentracyjnych.

5 listopada 1939 roku miejscowi Niemcy świętowali „Dzień zwycięstwa i wyzwolenia” w Pabianicach połączony z paradą wojskową. Polacy zostali zmuszeni do oglądania parady z odkrytymi głowami, a ci którzy nie zdjęli czapek byli bici. ”

*

Dan Michman w pracy „The Emergence of Jewish Ghettos during the Holocaust”, 2011 podaje , że w Kraju Warty pierwsze getta powstały w Tuliskowie – styczeń 1940 i w Pabianicach – luty oraz w Brzezinach – kwiecień 1940 rok.

„The actual restriction of the Jews of Łódź to a ghetto took a number of months and was delayed by the construction of the wall, which took some time. In the meantime , other ghettos were established in the Wartheland in Tulisków, in January 1940; in Pabianice in February; and in Brzeziny, on April 28, 1940”.

*

Marek Haltof (profesor Northen Michigan University w Marquette) w „Polish Film and the Holocaust: Politics and Memory”, 2012 napomyka również o filmie Zbigniewa Gajzlera na temat getta w Pabianicach. (…) For example, the plight of the ghetto in Pabianice near Łódź is portrayed in Zbigniew Gajzler’s film Sarid (2005), in which one of the few eyewitnesses, Alexander Bartal-Bicz tells (…)

Rodzinne pamiątki bohatera filmu Sarid Bartala-Bicza i jego żony znajdują się w United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.

Alexander and Aviva Bartal papers

*

Merkuryusz Polski (nr 30/1939 r.) pisał: Przed kilku miesiącami rozwiązano w Łodzi lożę masońską „Montefiore”, która należała do Związku Żydowskich Stowarzyszeń Humanitarnych B’nei B’rith. Poniżej w spisie członków podamy dokładne informacje o każdym z punktu widzenia przydziału zawodowego z datą kiedy przyjęty został. (…)

79. Weinstein Gerson, przemysłowiec, Pabianice, ul. Warszawska 73 (2 XII 1933).

***

Joanna Podolska w „Spacerowniku: śladami Żydów Ziemi Łódzkiej”, 2010 proponuje m. in. „spacer po nieistniejącej dzielnicy” Pabianic.

Cmentarz żydowski przy ul. Jana Pawła II (kiedyś Karolewska), między ul. Cmentarną i Śniadeckiego.

Początkowo zmarli pabianiczanie wyznania mojżeszowego musieli być transportowani na cmentarz żydowski w Łasku. Prawdopodobnie w 1836 r. utworzony został cmentarz w Pabianicach. Miał 1,7 ha. Funkcjonował do 1942 r., do końca istnienia getta w Pabianicach. Cmentarz został zdewastowany w czasie wojny, ale także później. Miejscowa ludność rozebrała ogrodzenie, a wandale dokonali reszty. W 1966 r. został zamknięty, a w haniebnym 1968 r. część terenu nekropolii zabrano pod powstającą właśnie ciepłownię. Na szczęście część cmentarza udało się zachować. W 1988 r. w „New York Times” ukazał się ze zdjęciami z okropnie zaniedbanego pabianickiego cmentarza. „To był duży wstyd dla Polski i moich Pabianic” – stwierdził Leon Działoszyński i przyjechał rok później do rodzinnego miasta. Po wojnie był w Pabianicach. Wiedział, że dewastacja nekropolii to dzieło wandali. Od 1957 r. mieszkał w Izraelu. Postanowił jednak wrócić do Polski i zaopiekować się nekropolią. Zaczął porządkować macewy. Był w rodzinnych Pabianicach kilkakrotnie. Sfinansował ustawianie i malowanie potłuczonych macew. Na początku 1990 r. zaniedbaną nekropolię oczyszczono, miasto postawiło nowe ogrodzenie i tablicę informacyjną. Dziś nekropolia ma 7400 m kw. i ponad 600 nagrobnych płyt. Około 400 macew zostało odnowionych.

Na cmentarzu pochowana jest m. in. matka historyka Maksymiliana Barucha – Rozalia z Glucksmanów Baruch, a także jeden z większych pabianickich fabrykantów – Majer Baruch.

Najstarszy jest grób Liny Bitachunsky z domu Kowarsky. Poza tym warto zwrócić uwagę na grób Majera Barucha, fabrykanta i obywatela miasta Pabianic. Jest też symboliczny grób rodziny Tośków zamordowanych w 1943 r. Większość nagrobków ma napisy w języku hebrajskim. Wiele z pomników sygnują firmy kamieniarskie L. Wąsowskiego i F. Szymańskiego z Łodzi bądź O. Grossa z Pabianic.

Największe wrażenie robią pomalowane macewy. Wykonali to amatorzy, więc niektóre pomniki są dość niezręcznie pomalowane, z paru spłynęła farba. Są też niektóre symbole albo połączenia symboli rzadko występujące na innych cmentarzach w naszym regionie, na przykład lwica ze świecznikiem. Są też symbole, które trudno odczytać, na przykład zwierzę przypominające mrówkojada.

Dziś cmentarz znajduje się pod opieką Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, ale miasto włączyło się w jego ochronę. Nekropolię można zwiedzać. Klucze znajdują się w Urzędzie Miasta Pabianic bądź w Muzeum Miasta.

Kiedy wędrujemy po starej części Pabianic ulicami Warszawską, Bóżniczą, Kapliczną, co chwila mijamy domy, które przed wojną należały do żydowskich mieszkańców lub gdzie mieściły się ważne instytucje. Przypomnijmy tylko niektóre z nich.

Ulica Bożnicza (nosi nazwę od stojącej tu niegdyś synagogi). Przy ul. Bożniczej zachowała się większość domów, które pamiętają czasy sprzed II wojny światowej, gdy tu właśnie tętniło żydowskie życie. Na niektórych framugach drzwi (np. pod nr 7) można odnaleźć pozostałość po mezuzie, która zawsze wisiała przy wejściu do domów religijnych Żydów. Przy ul. Bożniczej 11 mieszkała rodzina Pików. Mieszkańcy opowiadają, jak to po wojnie wrócił do Pabianic jakiś potomek żydowskich mieszkańców i pytał o kaflowy piec. Kiedy się dowiedział, że pieca nie ma, stwierdził, że w takim razie mieszkanie już mu nie jest potrzebne.

Idąc ulicą Bożniczą w kierunku Warszawskiej dochodzimy do placu, na którym stoją garaże.

Pierwsza pabianicka synagoga stanęła w 1857 r., 20 lat po wysłaniu pierwszej petycji do rządu gubernialnego kaliskiego o wyrażenie zgody na jej budowę, choć podawana jest też data o 10 lat wcześniejsza. Ponoć władze nie zgodziły się na drewnianą budowlę i dlatego gromadzenie funduszy tak długo trwało.

Była murowana, kryta gontami, „w guście nowym wzniesiona”. Miała 70 stóp długości, 42 stopy szerokości i 19 wysokości, oddzielne wejście na chór kobiet. W 1880 r. dobudowany został babiniec (oddzielne pomieszczenie dla kobiet), a wnętrze ozdobiono freskami. Na zewnątrz ściany udekorowano żłobkowanymi pilastrami. Ścianę frontową wieńczył tympanon, w którym umieszczono tablicę z Dekalogiem, i schodkowa attyka.

Synagoga nie została zniszczona w czasie wojny. Zaczęli ją ponoć dewastować żołnierze Armii Radzieckiej. Szukali złota w różnych zakamarkach. Od 1946 r. synagoga była zamknięta, w końcu postanowiono ją rozebrać, cegła poszła na budowę pabianickich domów. Na miejscu domu modlitwy wystawiono betonowe komórki, które można oglądać do dziś.

Na murze sąsiedniego budynku Ziomkostwo Miasta Pabianic powiesiło tablicę informującą o tym, że w tym miejscu mieściła się synagoga. Nieprawdą jest natomiast informacja mówiąca o zniszczeniu jej przez hitlerowców.

W głębi podwórka można zobaczyć jeszcze kran z wodą, z którego korzystali religijni Żydzi. Przez to podwórko było wyjście na ulicę Warszawską.

Również sąsiednia ulica Warszawska była w dużym stopniu zamieszkiwana przez ludność starozakonną. Choć podobnie jak na łódzkich Bałutach tu także Polacy i Żydzi mieszkali razem, a na podwórkach dzieci żydowskie bawiły się z chrześcijańskimi.

Przy ul. Warszawskiej 35/37 mieszkał pabianicki rabin. Od 1923 r. godność tę pełnił Menachem Mendel Alter, brat słynnego cadyka z Góry Kalwarii. W budynku niewiele się zachowało, choć od strony podwórza można zobaczyć balkon, który prawdopodobnie służył jako kuczka podczas święta Sukkot. Po drugiej stronie ulicy jest pusty plac.

Przy ul. Warszawskiej 24 mieściła się bożnica i rytualna mykwa. Dziś nie ma po niej śladu. W tym samym obejściu znajdowała się rytualna rzeźnia.

W narożnym domu przy ul. Warszawskiej 25 miał gabinet dentysta Jakub Szapocznik. Ciekawostką jest, że ojciec słynnej rzeźbiarki w 1928 r. wystąpił z gminy i stał się bezwyznaniowcem.

Idąc dalej, widzimy kolejny ważny budynek, tym razem związany z edukacją.

Ul. Warszawska 45 (róg ul. 3 Maja) to budynek dawnego gimnazjum żydowskiego. W Pabianicach było wiele religijnych szkół żydowskich, chederów, ale od początku XX w. powstawało także wiele szkół świeckich. Poza tym dzieci żydowskie chodziły również do szkół powszechnych z polakami. Założone przez gminę koedukacyjne gimnazjum przeszło w 1918 r. na własność Towarzystwa Żydowskiego. Szkoła przy ul. Warszawskiej przetrwała do 1925 r. Uczyło się tu prawie 200 uczniów. Była to szkoła humanistyczna z językiem polskim.

Jedna z najstarszych szkół, gdzie uczyły się dzieci żydowskie i katolickie, mieściła się przy Starym Rynku 2. Od 1864 r. szkoła elementarna mieszcząca się na pabianickiej starówce nosiła oficjalną nazwę „Szkoła dwuklasowa katolicka i mojżeszowa”. Musieli ją finansować wszyscy mieszkańcy starego miasta bez względu na wyznanie. Pięć lat później na 190 uczniów było 19 dzieci żydowskich.

Miejska jednoklasowa szkoła żydowska powstała przy ul. Warszawskiej 7.

Budynek przy ul. Kaplicznej 8 nadal stoi. Była tu prywatna szkoła religijna – średnia szkoła rabiniczna, gdzie uczyła się ortodoksyjna młodzież. Szkołę założył rabin Alter. Prowadziła ją ortodoksyjna organizacja Agudat Israel. Występowała pod różnymi nazwami, w 1929 r. jako Szkoła Powszechna Towarzystwa Ortodoksów Szlomej Emunej Isroel i jako Or Tora – Światło Nauki. Choć była to szkoła religijna, językiem wykładowym był język polski. W czasie wojny w dawnej szkole żydowskiej mieścił się szpital. Budynek nadal jest używany.

Idąc dalej ul. Kapliczną, dochodzimy do niewielkiej fabryki przy ul. Kaplicznej 22. Albo tu, albo na sąsiedniej działce stał dom kalek i starców, który prowadziła Gmina Żydowska.

Przy ul. Kaplicznej 20 mieściła się główna siedziba Stronnictwa Ortodoksów, które prowadziło bardzo aktywną działalność od 1919 r.

Wiele ważnych instytucji żydowskich mieściło się przy ul. św. Rocha i przy ul. Poprzecznej.

Przy ul. św. Rocha 21 była bożnica, po której nie ma śladu. W tym samym podwórku działały różne instytucje, m. in. biblioteka, czytelnia oraz Pabianickie Żydowskie Towarzystwo Dramatyczne.

Z kolei przy ul. Poprzecznej 32 działało kilka organizacji dobroczynnych, m. in. Pabianickie Żydowskie Towarzystwo Dobroczynności założone przez żydowskich fabrykantów, m. in. Maurycego Fausta i Salomona Urbacha, a także Żydowskie Towarzystwo Niesienia Pomocy Chorym „Bikur Cholim”.

Nie do ustalenia są dziś adresy wielu istniejących w Pabianicach sztibli, małych chasydzkich domów modlitwy.

Natomiast wiadomo, że przy ul. Kościuszki 21/23 stała synagoga, którą Niemcy spalili w 1939 r. W tym miejscu jest teraz pusty plac. Niedaleko stąd było mieszkanie rodziny Szapocznikow. W dokumentach można ich znaleźć pod adresem Narutowicza 37 i Narutowicza 4.

Przy ul. Piotra Skargi w latach 30. XX wieku mieściła się redakcja „Pabianicer Cajtung”, żydowskiego tygodnika w języku jidysz. Rozpoczynał swoją działalność kilkakrotnie i kilkakrotnie upadał.

Inna żydowska gazeta w Pabianicach „Unzer Wochenblat” wychodziła od 1931 r., a redakcja znajdowała się przy pl. Dąbrowskiego 3 (dziś Stary Rynek).

Przy ul. Nowopolnej (dziś Kopernika) skupiła się większość warsztatów tkackich. Na początku ubiegłego stulecia słychać tam było stukot maszyn i śpiew tkaczek, co opisują w swoich wspomnieniach ocalali z Holokaustu żydowscy mieszkańcy Pabianic.

Przy ul. Piotra Skargi 55 w głębi działki stoi dom przylegający do niewielkiej fabryczki, która należała do Kuperwasserów. Sprawa była opisywana w pabianickiej prasie, bo Tema Kuperwasser przez wiele lat procesowała się z urzędem miasta. Kamienicę odzyskał dopiero w końcu lat 90. Jej spadkobierca. Mieszkający tam lokatorzy czekają na decyzję, gdzie zostaną przeniesieni, bo teren ma zostać sprzedany. A fabryczka jest zamknięta na cztery spusty, bo grozi zawaleniem.

Jeszcze jeden adres, który warto zauważyć. Przy ul. Południowej 19 mieszkała rodzina Dymantów, z której pochodziła ostatnia miłość Franza Kafki.

Zamkowa 2 – budynek fabryczny braci Baruchów, późniejsza „Dobrzynka”. Znajduje się tuż przy rzece, a w zasadzie pomiędzy dwoma jej korytami. Stanowi charakterystyczny kompleks pofabryczny. Niezabudowany plac kupił w 1875 r. Majer Baruch dla spółki fabryczno-handlowej „Bracia Baruch”. Tu stanął dom mieszkalny, w którym znalazło się tęż miejsce na ręczne krosna. Po pożarze postawiono nowy budynek. Fabryka Baruchów plasowała się na trzecim miejscu w Pabianicach po zakładach Krusche-Ender i fabryce Kindlera. Pracowało tam 350 krosien i 382 robotników. Po śmierci Majera interes przejęli jego synowie i dalsza rodzina. Krach finansowy spowodował upadek firmy. Główne zabudowania już w 1905 r. przejął za długi Ryski Bank Handlowy. W 1910 r. fabryka została sprzedana firmie Otto Krusche i Otto Fiedler , potem funkcjonowała pod nazwą S.A. Farbiarnia i Wykończalnia „Dobrzynka”. Najokazalszy budynek stoi frontem do ul. Zamkowej, ma ciekawą dekorację sztukatorską, pod gzymsem znajdują się płaskorzeźby Merkurego i Fortuny. Budynki wielokrotnie były przebudowywane, ale nadal stoją.

Do kompleksu fabrycznego Barucha należał też budynek dawnej tkalni na rogu Grobelnej i Lipowej oraz obiekty przy ul. Saskiej (dziś ul. Piłsudskiego). Była tam fabryka perkali i farbiarnia. Po II wojnie światowej miały tu siedzibę Zakłady Środków Opatrunkowych, dziś to teren Pabianickich Zakładów Farmaceutycznych „Polfa”.

Majer Baruch pochowany jest na cmentarzu żydowskim.

Zwiedzając tę okolicę, można obejść miejsca, które stanowiły granice getta założonego przez Niemców w 1940 r. i istniejącego do 1942 r.

Po likwidacji pabianickiego getta w dawnej fabryce przy ul. Warszawskiej 147 powstał resort pracy podlegający administracji getta Litzmannstadt . Niemcy wybrali 150 zdolnych do pracy rzemieślników i stworzyli tam obóz otoczony drutem kolczastym. Dziś to tereny pofabryczne.

*

16 maja 2021 roku, dla upamiętnienia kolejnej rocznicy likwidacji getta w Pabianicach - w miejscu gdzie znajdowała się synagoga, odbyło się okolicznościowe spotkanie, podczas którego przemawiał prezydent miasta Grzegorz Mackiewicz, a modlitwy śpiewał rabin łódzki Dawid Szychowski, natomiast historię getta przypomniał Sebastian Adamkiewicz z Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.

79. rocznica likwidacji getta w Pabianicach

Historyczne upamiętnienie 79. rocznicy likwidacji pabianickiego getta odnotowało Nowe Życie Pabianic (nr21/2021 r.).

Dla upamiętnienia wydarzeń sprzed 80 lat delegacja władz miasta i powiatu złożyła kwiaty pod tablicą na ul. Bóźnicznej, w miejscu gdzie stała niegdyś synagoga.

- Żydzi żyli wśród naszych przodków na terenie miasta. Nie byli obcymi, ale jednymi z nas. W latach 30. społeczność żydowska stanowiła prawie 1/5 ludności Pabianic – mówi radny miejski Antoni Hodak. – Hitlerowcy wygnali ich z miasta, wysyłając na śmierć do obozów koncentracyjnych. Wcześniej Niemcy spod znaku III Rzeszy gnębili i upokarzali Żydów na ulicach Pabianic. Musimy pamiętać o tej tragicznej historii, tylko wtedy obecne i przyszłe pokolenie ma szansę uniknąć upiornych błędów z przeszłości.

Niezrzeszony radny nie ukrywa, że ogromnie cieszy go oficjalna delegacja, która pojawiła się w tym miejscu po raz pierwszy w historii naszego miasta.

- Ze słów prezydenta Mackiewicza wynika ponadto, że przyszłoroczne uroczystości staną się jeszcze bardziej godne. Będzie między innymi nowa tablica upamiętniająca – dodaje Hodak.

W połowie kwietnia polityk donosił, że złożył do prezydenta Pabianic interpelację w sprawie godnego upamiętnienia obecności Żydów w naszym mieście i ich tragicznej historii. Apelował o nową tablicę przy ulicy Bóźnicznej, mural oraz o umieszczenie symbolicznych tablic wyznaczających granice getta.

W niedzielę na Bóźnicznej 4 pojawili się także pabianiccy społecznicy i przedstawiciele Stowarzyszenia „Strażnicy Pamięci” z Łodzi. Przybył rabin Dawid Szychowski i prezes Gminy Żydowskiej w Łodzi Józef Weininger, a także duchowni katoliccy: ks. prof. Andrzej Perzyński i ks. dr hab. Sławomir Szczyrba.

*

Martin Gilbert w książce „Holocaust Journey: Travelling in Search of the Past”, 2015 cytuje wypowiedź jednego z ocalonych, którego dziadkowie i dalsza rodzina mieszkali w Pabianicach. Według niego w każdej wielodzietnej rodzinie żydowskiej była przynajmniej jedna osoba o szczególnych uzdolnieniach, czyli „cudowne dziecko”.

My cousins were very inteligent. One, Zalek Hildesheim, was an infant prodigy. He was Hess champion of the district of Sieradz at the age of eleven, a brillant mathematician and linguist. He composed songs and was excellent at rowing. Before he was sent to the Lodz getto from Sieradz he worked for the German army as an interpreter in both French and English. He was eighteen years old when he lost his life.

Zalek was not unique. In every extended Jewish family there was, at least, one member whose talents were outstanding. That talent and genius is irreplaceable. Apart from terrible tragedy the world will never know what it has lost.

My father’s immediate family, who lived in Pabianice and Lodz, including my grandparents, Samuel and Rela, also met with their death here.

*

Magdalena Prokopowicz w pracy „Żydzi polscy w KL Auschwitz”, 2004 pisze: 28.10.1943 z obozu pracy w Pabianicach (do Łodzi) przywieziono 348 Żydów. Po selekcji skierowano do obozu Auschwitz-Birkenau 72 mężczyzn oznaczonych numerami 159305 – 159376.

*

Henryk Grynberg „Życie ideologiczne, życie codzienne i artystyczne”, 1998: (…) Zielone i żółte drewniane wille z oszklonymi werandami w sosnowych lasach pomiędzy Łaskiem a Pabianicami pobudowali przedwojenni łódzcy i pabianiccy Żydzi. Przyjeżdżali tu na lato z dziećmi, częściowo podnajmowali, a na zimę pozostawiali do dyspozycji stróżom. Tych przedwojennych Żydów już nie było. Przeważnie wyginęli w tych właśnie lasach. Wielu wytropiono na strychach ich letnich willi i w leśnych ziemiankach. Wielu innych przywożono tu do lasu ciężarówkami z łódzkiego getta, a także z Łasku, Sieradza, Pabianic.

Tamtych Żydów już nie było, ale ich wille zostały i ci sami stróże – którzy teraz byli gospodarzami – mieszkali w nich przez jesień i zimę, a w połowie wiosny, jak dawniej, usuwali się z rodzinami w kąt, na strych i do przybudówek, odstępując pokoje, kuchnie i oszklone werandy przyjeżdżającym tu z Łodzi na letnisko niedobitkom innych miast i miasteczek, spekulującym tkaninami krawcom, nielegalnym konfekcjonerom, świetnie zarabiającym rzeźnikom i właścicielom kramików z pasmanterią, którym teraz bardzo dobrze się powodziło bez przedwojennej żydowskiej konkurencji. (…)

*

Shmuel Spector i Geoffrey Wigdor są autorami „ The Encyclopedia of Jewish Life Before and During the Holocaust”, 2001. Pod hasłem Pabianice czytamy:

Pabianice, Lodz dist., Poland. Jews stettled in the early 19th cent. and played a leading role in the production and sale of cotton goods. In the 20th cent., they owned nine of the largaest factories in the city. The community was stricken by a cholera epidemic in 1848-52. The J. pop. in 1897 was 5.017 (19% of the total) . Jews were active in the Polish Socialist Party (PPS), in the Bund, and in the Zionist parties. Agudat Israel also had a large branch. A Polish-Hebrew high school was founded after WW I with 150 pupils, but had to close down in 1925. Agudat Israel’s Talmud torah had 500 pupils.

Between the World Wars Pabianice became a center for several hasidic courts and many of their rabbis remained in Pabianice with their followers until meeting their death in the Holocaust. In the 1930s, two Yiddish weeklies appeared in Pabianice.

When the Germans entered Pabianice on 8 Sept. 1939, they forced the Jews to destroy the interior of the synagogue and turned into a stable. Jews caught praying, especially on the High Holidays, were humiliated and forced to perform menial tasks. Factories and looms were confiscated. The first Judenrat was set up in Sept. 1939, headed by three representatives of the political parties and workers’ unions, but they were expelled to Lodz and perished in the Dachau concentration camp. In Oct., a nine-member Judenrat was set up and in Feb. 1940 a getto was erected. One of the first in occupied Poland, it housed 8.000-9.000 Jews including refugees.

About 1.200 J. craftsmen were put to work in confiscated textile factories and in home workshops, mainly producing uniforms for German air men, as well as army tents. About 20.000 meals a month and other forms of community aid were provided for the poor, mainly refugees, and special arrangements were made for their children.

From May 1941 to Jan. 1942, 800 men and 280 women were sent to forced labor camps. On 16 May 1942, the Germans rounded up all the Jews. The ill and the children were packed into railway cars and transported to Chełmno. The able-bodied (about 3.600) were sent to the Lodz ghetto and then to forced labor camps; in the end they shared the fate of the inmates of the ghetto. The 150-190 Jews remaining in Pabianice, mainly tailors, were made to complete orders for goods and in Aug. 1942 were transfered to Lodz.

In Oct. 1945, 148 survivors set up a J. committee, but eventually all left.

*

Eksterminacja pabianickich Żydów jest przywoływana w setkach obcojęzycznych publikacji. Likwidacja tutejszego getta pozostawała znakiem ostrzegawczym zwłaszcza dla mieszkańców dzielnic żydowskich w Łodzi i Warszawie, dlatego mocno zapisała się w pamięci wspólnot żydowskich.

David Cesarani w pracy „Final Solution …”, 2002, 2016 pisze: (…) The chronicle recounted in great detail the fate of the Pabianice community which was liquidated between 16 and 20 May. There had been about 9.000 Jews in the ghetto that was established in February 1940. The town had a thriving textile industry and around 1.400 Jews were employed in clothing manufacture. However, followiong an edict from Himmler that only working Jews would be allowed to live, a reinforced German Police unit surrounded the ghetto and removed the inhabitatnts to an athletics field where they were divided into two categories, labelled ‘a’ and ‘b’ to denote whether they were considered capable of work or not. The non-working Jews were then removed; subsequently, they were dispatched to Chełmno and murdered. The remnant, numbering about 4.000, al most exclusively fit young men and women, were transferred to Lodz, which was now assuming the characteritics of a vast labor camp.

The ghetto clearance was carried out with extreme violence to intimidate the population.

David Cesarani podaje także, iż świat po raz pierwszy dowiedział się o genezie Holocaustu za sprawą nadzorcy pabianickiego getta – Hansa Georga Mayera.

(…) On 16 August 1945 American Third Army counterintelligence officers captured Hans Georg Mayer near his home in Obersalzburg. Mayer had held a series of high positions in the Order Police, in Lodz, Pabianice and in Norway. Once a member of the SA, he had switched to the SS in mid -1940 and held the rank of Sturmbannführer. There was no apparent reason why he would have been privy to extremely sensitive information, except that he resided in Obersalzburg and would have been acquainted with Hitler’s own entourage. In the presence of news paper reporter from United Press at Third Army interrogation Centre, Mayer tesified on 27 August 1945 that the December 1940 conferees – Hitler, Himmler, Goebbels, Heydrich and Kaltenbrunner – decided that all Jews unfit for heavy work would be gassed to death. All those able to work would be worked until they were so weak that they could not continue. Then they would be sent to the gas chambers.(…)

*

Jeremy Noakes „Nazism 1919-1945”, 2001: (…) As a provisional conclusion to the clearing of the country districts, the town of Pabianice has been cleared of Jews. Around 3.200 Jews were evacueted, the remainning 4.000 Jews were transferred to the ghetto in Lodz. (…)

*

Alicja Dopart w książce „Stary cmentarz katolicki w Pabianicach 1824-2004” podaje m. in., że podczas okupacji hitlerowskiej państwo Knorowscy, mieszkający przy ul. Kazimierza 3 przechowywali Żydówkę z dzieckiem.

*

J. Glass w pracy ”Jewish Resistance During the Holocaust…”, 2004 mówi, że postawy Żydów religijnych, a zwłaszcza rabinów wobec eksterminacji narodu nie sprzyjały żydowskiemu oporowi i walce podziemnej. Cytuje rabina Mendla z Pabianic, który pogodził się z tragicznym losem Żydów.

(…) Apart from the courage of rabbis, faith and theology stood in the way of the underground’s effort to recruit. The underground had little patience for prayer and spiritual sacrifice as substitutes for action . Rabbi Mendel of Pabianice:

”Hear, O brethern. Do you know where we are going? We are setting out in the holy road of Kiddush a-Shem . Our father Abraham led one of his seed to the sacrifice, and the two of them went joyously and enthusiastically. Its written : And they went yahat (together) - that is, they went with hedva (joy). And as we all of us go together to the sacrifice – father with their sons, grandfathers with their grand sons, mothers and grandmothers wiith their grandchildren. – What a great moment this is!”

*

Towarzystwo Miłośników Dziejów Pabianic chce upamiętnienia pabianickich Żydów. Ma pomysł jak w 2022 roku uczcić 80. rocznicę likwidacji getta. W kwietniu obchodziliśmy rocznicę likwidacji getta pabianickiego.

- Ostatnio pabianiczanie i łodzianie porządkują cmentarz żydowski w naszym mieście, właściwie resztki terenu jakie z niego powstały – mówią członkowie TMDP. – W przyszłym roku przypada 80. rocznica likwidacji pabianickiego getta. Pragniemy, aby te obchody były pełne szacunku, pamięci i wiedzy o przeszłości i kulturze społeczności, która wówczas mieszkała w trym samym miejscu co my dziś. Spotkania i rozmowy lokalnych społeczników zaowocowały wartościowymi propozycjami upamiętnienia tej tragedii.

Towarzystwo Miłośników Dziejów Pabianic zaproponowało kilka działań dla przypomnienia pabianickiej społeczności żydowskiej. Obchody chcieliby rozpocząć już w grudniu, wydając kalendarz na 2022 rok pt. „Wielokulturowe Pabianice – społeczność żydowska”.

- Od 2020 roku staramy się o zgodę Urzędu Miejskiego na wmurowanie w chodnik po obu stronach ulicy Warszawskiej tablic z informacją o getcie. Treść jest jeszcze do ustalenia – opowiadają miłośnicy. – Proponujemy wykonać to działanie podczas inwestycji tramwajowej. W tym roku wysłaliśmy ponownie pismo z pytaniem w tej sprawie i czekamy na odpowiedź. Proponujemy, żeby środki na ten cel zebrać w zbiórce wśród mieszkańców miasta, aby było to wspólne przedsięwzięcie pabianiczan.

Kolejnym pomysłem jest Marsz Pamięci – trasą prowadzenia społeczności żydowskiej ze Starego Miasta na dawny stadion Kruschender. Poidczas marszu odczytywane byłyby relacje świadków z tamtego okresu. Towarzystwo postuluje także odsłonięcie obelisku przy ul. Wyspiańskiego, upamiętniającego miejsce selekcji mieszkańców pabianickiego getta, oraz - po uzyskaniu zgody autora – emisję filmu „Sarid” Zbigniewa Gajzlera.

- Inspiracją co do formy obelisku mógłby być ten w Petrykozach, upamiętniający wypędzenie tamtejszych mieszkańców – dodają działacze. – Do 80. rocznicy tragedii majowej pozostał rok. Czas rozpocząć rozmowę o godnym uczczenie pamięci naszych współmieszkańców sprzed lat. Wiemy, że pomysłów jest wiele, a więc spotkajmy się i wymieńmy się nimi, żeby stworzyć wspólny program – proponują. ( Nowe Życie Pabianic, nr 23/2021)

*

Ekipa porządkująca cmentarz żydowski odkryła nagrobek Chaima Szapocznikowa i jego żony – alty. To dziadkowie słynnej rzeźbiarki Aliny Szapocznikow. Co jeszcze odnajdą wolontariusze?

Napis na macewie (nagrobku) Chaima Szapocznikowa udało się przetłumaczyć. Brzmi tak : „Tu jest pochowany Chaim, syn Elkany Sapocznik, przez wszystkie lata mocno związany wraz z wszystkimi synami Izraela z Bogiem. Umiłowany przez Boga, całym sercem kochał uczących się Tory, zawsze chętny do udzielania pomocy, dawał każdemu wyciągającemu rękę. Bóg był z nim przez całe jego życie. Zdobył sobie dobre imię. Biada nam, że straciliśmy naszą koronę. Zmarł w sobotę 15.6.1901 i został pochowany 16-go”.koroną i chlubą, wspomagała biednych w skrytości.

Na macewie babci Aliny Szapocznikow przeczytamy: „Nasza dobra Matka, była naszą koroną i chlubą, wspomagała biednych w skrytości. ALTA córka Jakóba, zmarła 3/7/1921”. Pod tym tekstem widnieje napis po polsku, informujący, czyje zwłoki spoczywają w tym grobie.

- Prawdopodobnie wynika to z tego, ze rodzina Szapocznikow była już bardzo zasymilowana z lokalną społecznością – wyjaśnia Paweł Kulig, członek – założyciel Stowarzyszenia Strażnicy Pamięci.

Dziadek rzeźbiarki Aliny przyjechał do Pabianic z Częstochowy. Założył tu cheder – żydowską szkołę dla chłopców. Był pierwszym nauczycielem w tej szkole. Jego zona – Alta, pochodziła z Kalisza.

Kto tu spoczywa?

Cmentarz żydowski w Pabianicach powstał na działce o powierzchni 1,7 hektara w południowo-zachodniej części miasta – między dzisiejszymi ulicami Cmentarną, Wileńską, Jana Pawła II i Śniadeckiego. Był jednym z największych kirkutów w Łódzkiem. Do czerwca 1942 roku pochowano na nim około półtora tysiąca zmarłych. Po likwidacji getta na Starym Mieście okupanci zamknęli cmentarz. W poszukiwaniu złota i szlachetnych kamieni złodzieje rozkopali i zniszczyli mnóstwo żydowskich mogił. Okoliczna ludność rozkradła ogrodzenie.

W 1968 roku komunistyczne władze Pabianic kazały zalać betonem ponad połowę kirkutu. Na prochach Żydów stanęła miejska ciepłownia ze składem węgla. Dopiero 20 lat później ocalałą część kirkutu (0,8 ha) ogrodzono betonowym płotem. Cmentarzem opiekuje się dziś łódzka Gmina Wyznaniowa Żydowska. Ściśle z nią współpracuje Stowarzyszenie Strażnicy Pamięci.

Znajdziemy tutaj macewę Majera Barucha – fabrykanta. Majer był dziadkiem Maksymiliana Barucha – autora monografii „?Pabianice, Rzgów i wsie okoliczne”, wydanej drukiem w 1903 roku.

Napisy na niektórych macewach przetłumaczono z języka hebrajskiego. Jeśli na macewie jest rysunek świeczki lub świecznika, to leży tutaj kobieta. Kobiety zapalały szabatowe świece w piątek wieczorem.

Przed wojną w Pabianicach mieszkało około 9 tysięcy Żydów. Większość ortodoksyjnych. Dlatego cmentarz żydowski jest podzielony. W kwaterach nie miesza się mężczyzn z kobietami.

Częstym elementem zdobiącym jest korona. Ma wiele znaczeń. Symbolizuje m. in. Torę, dlatego może znajdować się na grobie pobożnego mędrca lub rabina. Może być umieszczona na grobie człowieka o niezwykłej szlachetności lub ojca rodziny. Dzban i misa to kolejny często spotykany symbol. Zobaczymy go na grobach zmarłych, których korzenie sięgają plemienia Lewitów, potomków rodu Lewiego. Osoby te obmywały ręce kapłanom i czytały Torę w synagodze. Na kilku nagrobkach widnieje lew. To znak plemienia Judy – ludu Izraela. Tak oznaczano osobę waleczną, twardą. Po rozmiarze macewy poznamy, gdzie pochowano dziecko. Macewy na grobach dzieci są znacznie mniejsze. Często widnieje na n ich symbol gołębia lub kwiatu. Jeśli symbol ptak znajdziemy na macewie osoby dorosłej, to gołąb jest symbolem duszy. Jeśli na nagrobku ujrzymy ptaka z pisklętami, to liczba dzieci piskląt odpowiada liczbie dzieci osieroconych przez matkę.

Sporo jest tutaj macew, na których widnieją złączone ręce, wzniesione w geście błogosławieństwa. Ten symbol umieszczano na grobach Kohenów (kapłanów) wywodzących się z biblijnego rodu arcykapłana Aarona. W takim geście dłonie składa rabin podczas niektórych modlitw. Na pabianickim cmentarzu jest ich przynajmniej kilka.

Sprzątanie trwa

Strażnicy Pamięci porządkują cmentarz żydowski od maja ubiegłego roku. Pracuje tu zazwyczaj od kilkunastu do kilkudziesięciu wolontariuszy z Pabianic i okolic.

- Pierwszy raz przyszłam z ciekawości. Od tamtej pory przychodzę na każde sprzątanie cmentarza. Robię też dokumentację fotograficzną – mówi Małgorzata Szynka z Pabianic. – Poznałam tutaj kawałek historii i ciekawych ludzi.

Strażnicy Pamięci od lat porządkują cmentarze żydowskie w całej Polsce. Odnawiają także nekropolie w Łodzi i okolicach. Pracują w niedziele, mają stały kontakt z Żydami z Izraela. Pabianicki kirkut zainteresował ich szczególnie.

- Choćby dlatego, że nie ma dokumentacji tego cmentarza – mówi Paweł Kulig.

Cmentarz ma być wysprzątany i gotowy do zwiedzania 16 maja przyszłego roku – w 80. rocznicę likwidacji pabianickiego getta. Jeśli pandemia nie przeszkodzi, do naszego miasta przyjadą Żydzi z Australii. Gości po cmentarzu będą oprowadzali przewodnicy.

Tabliczka upamiętniająca getto przy ul. Bóźnicznej miałaby zostać poprawiona, bo widnieje na niej błąd. Ponadto ma stanąć memoriał (pomnik) przy skrzyżowaniu ulic Skłodowskiej i Wyspiańskiego. To tam, gdzie hitlerowcy zagonili pabianickich Żydów, gdy likwidowali getto.

Możesz dołączyć

Kolejne sprzątanie cmentarza żydowskiego zaplanowano na 12 września. Sprzątać może każdy.

- Będzie to również spotkanie edukacyjne – zapewnia Paweł Kulig. – Przy okazji porządkowania cmentarza uczymy szacunku dla takich miejsc.

Kto przyjdzie pomóc w porządkowaniu, ten dostanie rękawiczki, grabie, sekator.

Przydadzą się przy usuwaniu śmieci, gałęzi i samosiejek, a także pieleniu.

- My mamy doświadczenie w sprzątaniu cmentarzy żydowskich – przyznaje Kulig. – Robimy to pod kontrolą rabina i przewodniczącego Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi.

Na cmentarzu żydowskim w Pabianicach jest 1.366 macew. (Katarzyna Giedrojć „Jak cmentarna ziemia odsłania dzieje Pabianic”, Życie Pabianic, nr 33/2021)

*

Podczas prac porządkowych na cmentarzu żydowskim natknięto się na nagrobek dziadka słynnej rzeźbiarki. Stowarzyszenie Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan w niedzielę, 8 sierpnia, kolejny raz przystąpiło do porządkowania zapomnianej nekropolii przy Jana Pawła II. Porządkowanie ma wymiar społeczny, a uczestniczą w nim wolontariusze, którym leży na sercu dbanie o historię naszego miasta i jej społeczności.

- Prace polegają głównie na usuwaniu z kwater śmieci, połamanych gałęzi i samosiejek. W niedzielnej akcji wzięło udział 15 osób – mówi Renata Uznańska-Bartoszek, członkini stowarzyszenia. – Odsłoniliśmy kilkanaście nagrobków, w tym nagrobek dziadka pabianiczanki Aliny Szapocznikow, wybitnej rzeźbiarki, którego nie udało się znaleźć ostatnim razem.

Kolejna akcja porządkowania cmentarza żydowskiego w Pabianicach zaplanowana jest na 12 września. Stowarzyszenie Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan, które „przywraca pamięć”, zaprasza wszystkich chętnych do pomocy. (Nowe Życie Pabianic, nr 32/2021)

*

Erica T. Lehrer i Michael Meng w książce „Jewish Space in Contemporary Poland”, 2015 zajęli się m. in. reakcjami polskich mediów na rewindykacje majątkowe gmin żydowskich. Zajrzeli także na strony Życia Pabianic.

(…) Some articles described controversies within local communities caused by the claims. This was particularly common in cases where apartament buildings with tenants were the object of restitution claims. As examples of the variety of responses, consider the following titles from region al newspapers: ”They Had to Return a Park to the Jewish Religious Community”; „Will Jewish Community Throw Them out of Their Apartaments?”; „Disputed Ownership Title”; „Will the Jews Come and Take a Large Part of Pabianice?” (Renata Kamińska „Czy Żydzi odbiorą kawał Pabianic ?”, Życie Pabianic, November 15,2004). While some titles are purely descriptive, others suggest a slightly negative, or even antisemitic, attitude toward the claims or claimants.

*

Zbigniew Libera: (…) Ja w ogóle ciągle bawiłem się w jakichś ruinach. W Pabianicach mieszkaliśmy na terenie dawnego getta. Od dziecka słuchałem opowieści o wywożeniu Żydów. Bawiłem się w ruinach zrujnowanej przez Niemców bożnicy, które przez piętnaście lat nie zostały uprzątnięte. Nasza kamienica była bardzo stara. Podczas malowania ścian ukazywały się nieprawdopodobne ilości warstw farby, w bardzo intensywnych kolorach. Warstwy odpadały i tworzyły to kolorowe obrazy. Dla mnie to było jak malarstwo (…). ( Katarzyna Bielas „Niesformatowani: rozmowy”, 2007)

*

Henryk Piasecki „Żydowska Organizacja PPS: 1893-1907”, 1978: (…) W Pabianicach organizacja nasza liczy przeszło 300 na ogólną liczbę 1000 członków PPS, w tym ścisłych 120 do 150 na 405 ścisłych członków PPS, przy czym wpływy jej przeważają wśród tkaczy ręcznych, snowaczy, a także piekarzy i szewców. Znamy tylko kierowniczy aktyw ŻO PPS w Pabianicach do którego należeli: Szmul Urban, Icek Kolski, Łaja Fuks i Fajweł „der Szwarce” („Czarny”).

*

Debby Levy w książce wspomnieniowej ”The Year of Goodbyes …”, 2015 zamieściła impresję młodej osoby mieszkającej w Niemczech, która wraz z rodzicami odwiedza rodzinę w Pabianicach tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej:

(…) Mama naciska:

musimy raz jeszcze jechać do Polski

zanim popłyniemy do Ameryki.

Ojciec mówi : nie.

Wyjazd do Polski jest zbyt niebezpieczny.

A jak nas nie wpuszczą z powrotem do Niemiec,

może schwycą nas w pociągu

i wsadzą do obozu koncentracyjnego.

Mama nie przejmuje się tym „może”,

Ona przejmuje się Pabianicami,

miasteczkiem, w którym żyją jej rodzice

i matka ojca, i wujkowie, i ciocie , i kuzyni.

Przejmuje się tym, że może już nigdy ich nie zobaczy

gdy pojedziemy za ocean do Ameryki.

Bo kto będzie podróżował raz jeszcze tak daleko,

nawet kiedy skończy się nazistowskie szaleństwo.

Ojciec mówi: nie.

Ale mama naciska.

I to jest właśnie to.

Jedziemy pociągiem na wycieczkę, którą

odbywaliśmy każdego lata, żeby zatrzymać się

u moich dziadków Kleinertów, Marcusa i Salki,

a także u babci Salzberg.

Babcia Salzberg mieszka w skromnym domu

nawet bez wewnętrznej toalety, ale potrafi przygotować szabasową

wieczerzę jak nikt inny, z rosołem, rybą i hollach, i cudowną atmosferą.

Wracam od babci Salzberg do dziadków Kleinertów.

Miły spacer za wyjątkiem kurzego targu, obok którego

przechodzę.

Drób czeka aż gospodynie dokonają wyboru.

Wybrana kura zostaje oczywiście zabita i trafia

do skubacza, który wyrywa pióra i przypala te, których

nie da się wyrwać.

Wstrzymuję oddech wobec ciągnącego się za mną

Nieprzyjemnego zapachu.

Tutaj znajduje początek ta smakowita zupa.

Mój dziadek, Marcus, dentysta

pozwala mi siedzieć w jego pracowni

i patrzeć jak powstają nowe zęby.

Mówi o sprawach naukowych, takich

jak konieczność zachowania higieny.

O tym, że musimy zawsze myć owoce

przynoszone z rynku, żeby nie zachorować

od niewidocznych zarazków.

W obu domach pierzyny sprawiają, że

śpimy jak w obłokach i wszędzie w otoczeniu rodziny.

Jest ciocia Flora, siostra mamy (która jest dentystką jak dziadek Marcus)

i moja kuzynka Rita, która jest córką cioci Flory, i wujek Ludwig, który jest

mężem cioci Flory (ale nie jest ojcem Rity, bo jest drugim mężem cioci Flory).

I jest ciocia Henia , która jest siostrą taty ( i której mąż zmarł, więc mieszka z babcią Salzberg) , i kuzynka Mania, która jest córką cioci Heni.

Odbywaliśmy tę wycieczkę wiele razy,

ale nigdy tak jak teraz,

nigdy niemiecka policja nie rewidowała nas w pociągu.

Przebywaliśmy u swojej rodziny już przedtem,

ale nigdy (być może) po raz ostatni, co czyni wszystko innym.

Uściski trwają dłużej.

Rozmowy dorosłych są poważniejsze, ale pewne rzeczy

pozostają takie jak dawniej.

Wujek Ludwig jest nadal najlepszym wujkiem (nie licząc wujka Maxa, obecnie w Ameryce).

Zabiera mnie do swojej fabryki jedwabiu i pisze dla mnie swoje imię w formie łabędzia.

Ciocia Henia jest nadal najweselszą ciocią, która sprawia, że ciągle się śmieję. (…)

*

Joel E. Rubin w książce „New York Klezmer in the Early Twentieth Century…”, 2020 wspomina Abrahama Goldberga z Pabianic , który w latach 20. w Nowym Jorku był liderem zespołu klezmerskiego Abe Goldberg oraz grupy Double Brass Jazz Band.

Abraham Goldberg (b.Pabianice near Lodz, 1875; d. New York, 1939) led the klezmer group Abe Goldberg and the Double Brass Jazz Band in the early 1920s. Abe Goldberg was a clarinetist who had received his training not in a klezmer kapelye but in a Polish-Russian military ensamble and had emigrated to New York around 1910.

*

Julian Maj „Na drogach do piekieł przez kraje, morza i Monte Cassino”, 1978: (…) Henio Markus. Żyd, przedwojenny aptekarz z Pabianic, teraz swoją aptekę z pasją ciągle urządzał, na wozie czy pod namiotem, w szopie czy rozwalonym budynku, z dokładnością pasjonata rozstawiał swoje rekwizyty (..).

*

Temat pabianickiego getta wraca w opublikowanych w Brazylii wspomnieniach Mordki Sieradzkiego – Francisco Moreno „A memoria e o silencio”, Sao Paulo 2003.

Mordka Sieradzki urodził się w 1922 roku w Łasku, ale mieszkał w Pabianicach, gdzie pracował w firmie tekstylnej. Po wejściu do miasta nazistów przebywał w tutejszym getcie aż do jego likwidacji. W 1942 trafił wraz z rodzicami i rodzeństwem do Łodzi. W lutym 1944 r. został wysłany do pracy przymusowej w Częstochowie. W styczniu 1945 r. wrócił do Pabianic i dowiedział się, że wszyscy członkowie rodziny zostali zamordowani. W 1950 wyemigrował do Izraela, a w 1957 wyjechał do Brazylii.

*

Lucien Steinberg w pracy „The Jews against Hitler”, 1978 podaje, że pabianiczanin Leon Pakin przyczynił się do powstania sekcji żydowskiej ugrupowania Wolni Strzelcy i Partyzanci (Francs-Tireurs et Partisans – Main d’oevrre immigree) w Paryżu podczas drugiej wojny światowej.

Leon Pakin born at Pabianice, near Lodz in Poland, and a militant communist in his country of origin, where he had served a seven-year prison sentence for his activities. Pakin did not appear in France until after the defekt of the Spanish Republic. He had fought with the Jewish Company Botwin and spent more than two years in the internment camps of the Midi before his comrades arranged his escape.

Back in Paris, he resumed his militant activities and helped tu set up the Jewish detachment of the MOI, soon to become famous as the 2nd FTP detachment.

O Pakinie, czyli jednym z pierwszych żydowskich partyzantów paryskich pisał Paul Roland w pracy „Life Under Nazi Occupation: The Struggle to Survive During World War II”, 2020: (…) Polish refugee Abraham Lissner, a weteran of the Spanish civil war, returned to the adopted country of France and became a leader of Jewish Partisan Unit of Paris. A fellow Pole, Leon Pakin, who had served with Lissner in the same all –Jewish guerrille group in Spain, convinced him that they needed to form a new unit composed entirely of Jewish veterans of Spanish war. This would ensure that they would not be betrayed by one of their own and that they would be fighting alongside men who could be trusted to watch their backs.

During the early months of the occupation they were unable to obtain enough weapons to go around and so were reliant on their own resources and ingenuity. But within a few months they found themselves under the command of the FTP (Francs-Tireurs et Partisans), the national resistance organisation that allocated the missions and supplied the weapons and explosives.

Liliana Gronowska „Ruch oporu Żydów we Francji” w: Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, nr 1/1960 r.: (…) Pierwsza połowa sierpnia 1942 r. Każdy dzień przynosi nowe nieszczęścia. Policja urządza pościg za dziećmi, których rodzice zostali aresztowani. Z każdej grupy, z każdej komórki ruchu oporu wyrwano jednego lub kilku ludzi. Zabrano współpracowników, bliskich. Jeszcze przedtem 27 lipca żydowski ruch oporu został wstrząśnięty egzekucją dwóch wspaniałych bojowców – Leona Pakina i Eliasza Wałacha, którzy wpadli w ręce policji podczas nieudanej akcji (Leon Pakin, rewolucjonista z polski, który przebywał wiele lat w więzieniach sanacyjnych, żołnierz Brygady Miedzynarodowej w Hiszpanii, internowany następnie w obozie Verneux, skąd uciekł. Był jednym z pierwszych organizatorów żydowskich grup zbrojnych).

*

Sprawą getta pabianickiego zajmował się również Andrzej Kardas – prawnik, członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich- Instytutu Pamięci Narodowej. Życie Pabianic (nr 38/1986 r.) zamieściło rozmowę z sędzią.

- Panie sędzio, do niedawna była tylko Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich. Instytutem stała się 2 lata temu. Czy dlatego, że rozpoczęli w niej pracę naukowcy?

- Tak. Rozszerzony został profil działalności na naukowy i śledczy. Do 1984 roku prowadziliśmy przede wszystkim śledztwa.

- Czym obecnie żyje ”Instytut”?

- Pracami weryfikującymi miejsca i fakty zbrodni hitlerowskich, potrzebnymi do wydawnictwa – jest ono w trakcie przygotowania – encyklopedycznego pod hasłem ”Miejsca i fakty zbrodni hitlerowskich w Polsce”.

- A co robi tam prawnik i pabianiczanin?

- Jestem członkiem zespołu naukowego, badającego eksterminację Żydów w Polsce podczas II wojny światowej. Interesują mnie zwłaszcza losy getta pabianickiego, w którym od lutego 1940 do 16 maja 1942 roku żyło od 6 do 9 tysięcy ludzi.

Getto utworzono mocą zarządzenia prezydenta policji w Łodzi. Jego granica biegła od północy: Garncarską, Konopną i Młynarską, od południa: ul. P. Skargi, od zachodu: Sobieskiego i Batorego. Wewnątrz getta znajdowały się ulice: Buczka, Poprzeczna, Szewska, Majdany i Konstantynowska. Ulica Warszawska dzieliła je na części północną i południową.

Około ośmiohektarowy teren był bardzo zagęszczony i o wiele za ciasny dla wielotysięcznej rzeszy zamieszkałych przymusowo na nim Żydów. Oznaczeni żółtą opaską z sześcioramienną gwiazdą (noszoną na lewej ręce) oraz żółtymi łatami z gwiazdą na piersi lub plecach byli Żydzi i nieustannie kontrolowani przez policję hitlerowską. Ta ostatnia prowadziła bowiem wykazy ruchu mieszkańców getta, wydawała przepustki do getta łódzkiego oraz dla rzemieślników żydowskich wykonujących pracę poza wyznaczonym dla nich rejonem zamieszkania.

Nie było ono otoczone murem ani drutem kolczastym, bo kara śmierci za opuszczenie getta bez pozwolenia dostatecznie oddzielała Żydów od reszty Pabianic. W samym getcie porządku pilnowała policja żydowska, regulująca ruch ludności przy przechodzeniu z jednej części do drugiej.

W grudniu 1940 roku w getcie zamieszkiwało około 8 tys. Żydów zatrudnionych głównie w warsztatach krawieckich i szewskich. Ciasnota, antysanitarne warunki, głód, brak lekarstw i opału powodowały śmiertelne choroby wśród dzieci i starców> Pomoc Polaków oczywiście istniała, ale z uwagi na represje Niemców była znikoma i rzecz jasna niewystarczająca.

Likwidację pabianickiego getta poprzedziła, przeprowadzona w marcu 1942 roku, specjalna akcja polegająca na oznakowaniu wszystkich jego mieszkańców. Po wezwaniu – dla „celów spisowych” – poddano Żydów indywidualnym oględzinom. Potem w zależności od wieku, stanu zdrowia, wyglądu zewnętrznego i kondycji fizycznej podzielono ich na kategorie „A” i „B”. Stemplem „A” oznaczono ludzi młodych, sprawnych i zdolnych do pracy. Dla starych i chorych było „B”. Pierwszych wysłano, by pomnażali niemieckie dobra. Drugich skazano szybciej.

Między 16 a 20 maja 1942 r. Niemcy przystąpili do likwidacji getta. Najpierw ukazały się ogłoszenia w języku niemieckim obwieszczające obowiązek stawiennictwa Żydów na placu Krusche i Endera (dzisiaj stoją tam, po niedawno wyburzonych „familiakach” wieżowce) w celu przeprowadzenia spisu ludności. Za pozostanie w ”domu” groziła śmierć. 17 maja całe getto obstawiła hitlerowska policja. Ona konwojowała później na wskazany w obwieszczeniu plac. Znajdowali się oporni, lecz wyciągano ich z mieszkań siłą.

Na placu rozdzielono przybyłych według uprzednio zrobionej selekcji. Szczególnie brutalnie traktowano Żydów z literą „B”, czyli kobiety, dzieci, starców i chorych. Rozdzielano rodziny, wyrywano matkom dzieci , przepychano je z jednego miejsca na drugie, aż zupełnie opadły z sił. Bito ludzi. Raniono i kaleczono ich dotkliwie. Z 17 na 18 maja padał ulewny deszcz, który był „świadkiem” tych, co stali w jego strugach oniemiali z bólu, strachu i rozpaczy.

18 maja 1942 roku hitlerowcu zlikwidowali żydowski szpital. Chorych oraz kaleki wyrzucano z okien piętrowego szpitala. Obowiązywał pośpiech. Na tę akcję hitlerowcy mieli pół godziny. Tymczasem na placu Krusche-Ender triumfowały zwierzęce instynkty. Za najmniejszy odruch obronny karano Żydów śmiercią. Pozostałych przy życiu z literą „B” wywieziono w nieznanym kierunku, zaś oznaczonych literą „A” przewieziono do getta łódzkiego.

- Czy sprawa getta w Pabianicach jest już zamknięta?

- Nie. Ciągle jest rozszerzany i uzupełniany materiał dotyczący zbrodni popełnionych na Żydach w Pabianicach. To czym dysponujemy obecnie jest wynikiem i żmudnych prac, ale wciąż jeszcze w pełni nie zakończonych.

- Łódź posiada mapę: „ Niemiecka polityka eksterminacyjna w latach II wojny światowej”. Czy podobna powstanie dla województwa miejskiego łódzkiego, a w tym i dla Pabianic?

- Tak. Taka mapa jest we wstępnym przygotowaniu. Będą na niej zaznaczone miejsca zbrodni oraz urzędy niemieckie, istniejące tutaj podczas II wojny światowej.

- Na koniec pytanie o pewien proces, który toczy się w Berlinie Zachodnim. Podobno mają na nim zeznawać dwaj pabianiczanie.

- Przed Sądem Krajowym w Berlinie Zachodnim trwa proces przeciwko Otto Heidemannowi, który był oberkapo w kamieniołomach Kastenhoffen w Oberbuch w Austrii – 4 km od obozu Mauthausen-Gusen. Wkrótce zeznawać przeciwko niemu będą Czesław Szmytke oraz Jerzy Lewandowski z Pabianic. Byli bowiem naocznymi świadkami przestępstw Heidemanna. (Grażyna Sałacińska ”Krzywdy wciąż żywe”)

*

Abram Krotoszyński urodził się w 1889 roku w Pabianicach, był socjalistą. W 1906 r. uciekł z zesłania w Rosji do Danii. W Kopenhadze zaangażował się w działalność wspólnoty żydowskiej, pracował szczególnie nad podniesieniem jej poziomu kulturalnego.

Morten Thing w pracy „Yiddish Theatre in Denmark 1906-56”, Roskilde University 2015 r. przypomniał dwie, nieco satyryczne, wypowiedzi Krotoszyńskiego z 1914 i 1939 roku dotyczące publiczności teatralnej w Kopenhadze.

When you watch our genuine … home-made Yiddish social performances through civilized Windows, you must realizm how very little aesthetic feeling we Russian-Jewish have, and that the Danish Press is right: we behave in an Asian way. (…) Does a Yiddish theatre – performance have to be something like an inn? No! It doesn’t (…) Is it seen by other people, that small children one years of age are taken to the theatre? Not only do they disturb the performance, but as they fall asleep it looks like a waiting room during the night. At the balcony a mother is breast-feeding her child. Once she lost herself in the scene and it rained milk and ended in chaos. At her side a family is heating a shabes-meal. With an enormous appetite as it can be heard… Down in the hall a young Man takes his boots off, because they’re too narrow and puts them on the floor. (…) Two persons are warring over a seat. Children are playing and chasing each other. A young man is tired of sitting and puts his feet on another chair (…).

Then there is a pause. Papers are sold and all kind of money-collecting, proclamations will be shared out and the hall looks like a „Polish inn”. (Yidishe Gezelshaft, 17.07.1914 r.)

It might seen that it hadn’t changed that much more than 20 years later. In a review of the 50-year celebration for the poet Halpern Leivick in 1939, the same Krotoschinsky wrote:

Can we not in the future be free for the eternal running up and down the centre aisle when the show is on? Or the „playing Caesar” in front of the stage? Or showing shadow-pictures on the curtain, or the seeking and shouting for a performer through the hall? It all contributes in bringing the milieu of evening down to a degree destroying the overall pattern. (Jǿdisk Ugeblad, 19.05.1939)

Abram Krotoschinsky (1889-1961) a confectioner and one of the activists of Yiddish Culture in Copenhagen.

Leo Goldberger w pracy ”The Rescue of the Danish Jews”, 1987 wspomina udział Krotoszyńskiego w reformie regulaminu wyborczego do zarządu wspólnoty żydowskiej w Kopenhadze.

In addition, the 1930s saw a new basis for an improved relationship between the ethnic groups within the Danish Jewish Community on other fronts. First and foremost this was the period during which the administrative procedurers within the Jewish Community underwent reform. A group was established whose principal aim was to enlarge the electorate and to ensure proportional voting for minority representatives on the Jewish Community’s board. With Abram Krotoshinsky and Pinchas Welner as standard-bearers for reform, the board finalny agreed to appoint a committee. (…)

Harold Flender w książce „Rescue in Denmark”, 2019 opisuje sytuację Krotoszyńskiego po zajęciu Danii przez nazistów.

(…) Niektórzy otrzymali wiarygodne ostrzeżenie, ale nie chcieli na nie reagować. Kiedy Abram Krotoszyński, piekarz z Polski dostał ostrzeżenie, leżał w łóżku, odwrócił się do ściany i nie zamierzał uciekać. Rosa jego córka, dentystka, próbowała nakłonić go do opuszczenia domu.

- To nie ma sensu – powiedział. – Mam dość ucieczek . Najpierw Polska, potem Rosja, w końcu zamieszkaliśmy w Danii. To cudowny kraj i Duńczycy nas szanują. Nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Jestem zbyt stary, żeby wszystko zaczynać od początku.

- Ale to będzie krótko trwało – tłumaczyła Rosa.

Ojciec był uparty. Ostatecznie uciekła się do podstępu. Będąc pół Żydówką, Rosa uważała, że ona oraz jej matka – chrześcijanka nie będą potrzebowały się ukrywać. Ojciec był Żydem, a więc groziło mu niebezpieczeństwo. Powiedziała, że zmieniła zdanie i będzie się ukrywała przed Niemcami, a zatem liczy, że ojciec będzie jej towarzyszył. Tylko dzięki temu Abram Krotoschinsky postanowił po raz kolejny uciekać.

De russiske jøder i København 1882-1943

*

Starsi pabianiczanie wzdychają: gdzie podziały się dawne uroki miasta, które bardziej było romantyczne, wesołe, porządne i miłe niż dzisiaj. Każdy znał swoje miejsce i nie buntując się przeciw niemu dziękował losowi za to, co mu zesłał. Dzięki takiemu układowi panowała harmonia i obowiązywały schematy. Ponieważ przykład szedł z góry, góra dbała dobrze wypaść. Dół natomiast marząc o wspięciu się wyżej, dawał z siebie wszystko dla osiągnięcia celu. Jedno jest pewne, że bogate, średnie i biedne mieszczaństwo czuło się z miastem związane przez majątek lub sentyment, co czyniło w mieście specyficzną atmosferę.

Wielobarwny społecznie, narodowościowo i ekonomicznie gród nie doczekał się niestety obyczajowej monografii. Na otarcie łez przypomnijmy tylko, że Pabianice zostały opisane w powieści Kononowicza i opowiadaniu Marynowicza, albowiem wymienieni pisarze dostrzegli w mieście swojej młodości watki nieprzeciętne.

Lepiej obeszła się z miastem literatura popularnonaukowa. Są opracowania historyczne autorstwa przedwojennych i powojennych badaczy dziejów, są również interesujące materiały w prywatnych archiwach. Leszek Ramisz zgromadził niemało teczek, zawierających „folklorystyczne kąski” z przeszłości miasta.

Przeszłość jest słodyczą minionego, z latami coraz słodszą. Słuchając opowieści tych, którzy pamiętają czasy przedwojenne, żałuje się, że teraz jest inaczej, inna przyroda, inne miasto. Ale sprawmy sobie przyjemność i przypomnijmy to, co odeszło.

Żydzi pabianiccy …

… tworzyli dawny krajobraz społeczny i kulturowy tego miasta. Przybyli doń na sześć lat przed zakończeniem XVIII wieku. Było ich wówczas raptem 15 i wszyscy należeli do kahału w Łasku, od którego odłączyli się w roku 1836 tworząc własną gminę wyznaniową. Rzeczonego roku liczba Żydów wielokrotnie przewyższała 15, a 11 lat później stosowne stało się wystawienie własnej synagogi przy ulicy Kowalskiej, przemianowanej na ulicę Bóźniczną (obecnie M. Fornalskiej). Niewielki czworokątny, murowany budynek kryty gontem popadł jednak szybko w ruinę i dopiero w roku 1880 staraniem ówczesnego dozoru bóżniczego, tudzież ze składek gminy żydowskiej dźwignięto go z upadku. Restauracja dała nową, ładną synagogę w stylu klasycystycznym.

Ciągnęli do tej synagogi Żydzi odziani w długie, sięgające stóp chałaty, uszyte z błyszczącej czarnej alpagi. Zawsze z nakrytą głową (większość nosiła czarne kaszkiety: niewysokie czapki z okrągłym denkiem i skierowanym ku dołowi krótkim daszkiem, Żydzi ortodoksyjni nosili czarne jarmułki), zarośnięci stosownie do wieku i stopnia wyznawania wiary.

Synagogę zniszczyli hitlerowcy w roku 1940 burząc jej wnętrze. Pozostałe mury rozebrano w końcu lat pięćdziesiątych.

Gdzie i jak mieszkali?

Osiedlali się na Starym Mieście, chociaż po roku 1848, za specjalnym zezwoleniem władz, mogli osiąść także w nowej części miasta.

Jako mieszkańcy Starego Miasta, należeli do stowarzyszenia szkoły katolickiej i zobowiązani byli do płacenia na rzecz tej szkoły odpowiednich składek. W aktach miejskich z 1864 roku istnieje wzmianka o „szkole dwuklasowej, katolickiej i mojżeszowej”, w której z dwóch nauczycieli jeden był Żydem, wychowankiem szkoły rabinów w Wilnie. W końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia zorganizowali Żydzi własną szkołę wyznaniową, która czynna była aż do wybuchu II wojny światowej. W latach międzywojennych budynek szkoły żydowskiej mieścił się przy ulicy Kaplicznej 8.

Okresem rozkwitu ekonomicznego były dla Żydów lata dwudzieste i trzydzieste tego stulecia. Głównym źródłem dochodu były dla nich handel i przemysł. Szczególnie na Starym Mieście niemal wszystkie sklepy i sklepiki należały do Żydów. Ale i w centrum oraz na Nowym Mieście nie brakowało magazynów pod ich zarządem.

Byli też Żydzi właścicielami sporej liczby małych i średnich fabryk włókienniczych (gręplarnie bawełny i wełny, przędzalnie, tkalnie) oraz właścicielami kamienic czynszowych. Rozróżnić można pośród przedwojennych pabianickich Żydów cztery warstwy: klasę bogaczy – utrzymującą się z własnych fabryk i potężnego handlu, zamożną żydowską inteligencję, czynną w wolnych zawodach: lekarzy, dentystów i adwokatów oraz klasę średnią i biedotę żyjącą z drobnego handlu, rzadziej rzemiosła, w którym opanowali zwłaszcza krawiectwo męskie.

Żydzi pabianiccy wiedli życie pracowite i pobożne. Z reguły bardzo życzliwi innym nacjom nie ulegali jednak dzieciom, które chciałyby niekiedy związać się na całe życie z wyznawcą innej wiary. Po zapyziałych podwórkach długo krążyła wieść o tym na przykład, że młoda, piękna Żydówka zakochała się z wzajemnością w chłopcu polskim lecz rodzice nie chcieli zaakceptować tej miłości i dziewczyna wyskoczyła z okna pierwszego piętra. Nie odbył się ślub ani w obrządku starozakonnym ani w katolickim.

Za to śluby par żydowskich zawsze były podglądane przez gawiedź. W oddzielnych pomieszczeniach bawiły się kobiety i mężczyźni. Nowożeńcy gnietli pod stopami szkło … na szczęście. Wydaje się, że na krótki czas Polacy przejęli zwyczaj tłuczenia szkła, lecz nie pod stopami, tylko pod drzwiami domu weselnego. Siłą rzeczy obyczaje przenikały się wzajem i gdyby Pabianice przetrwały do dziś jako miasto wielonarodowościowe, kto wie jak rozwinęłaby się nasza tradycja?

Pogłos faszystowskiej histerii dotarł do Pabianic później niż gdzie indziej, toteż harmonijna przeważnie koegzystencja z Żydami trwała tu długo. W 1939 roku nastroje w mieście oraz wieści ze świata nie dające żadnych złudzeń co do losu Żydów w hitlerowskiej Europie spowodowały emigrację żydowskiej inteligencji. Okupacja hitlerowska zastała w mieście prawie wyłącznie Żydów z warstwy średniej oraz biedotę.

Getto

W styczniu 1940 roku utworzono w centrum Starówki getto. Skupiono w nim żydowską ludność z Pabianic oraz okolicznych wsi i miasteczek. Egzystowało w getcie blisko 8 tys. „niewolników”, stłoczonych w obrębie ulic: Garncarskiej, Batorego, Sobieskiego, Piotra Skargi, Bóźnicznej, Warszawskiej, Konstantynowskiej oraz Konopnej. Brud, głód i ciężka praca we „wspólnotach gospodarczych” zbierały plon pośród Żydów, którzy wycieńczeni fizycznie i psychicznie ginęli bezgłośnie.

Jakość życia w getcie była zróżnicowana. W najlepszej z najgorszej sytuacji znajdowali się ci, którzy mieli pracę. Obojętnie czy zatrudnieni byli w warsztatach w getcie czy poza nim, w domu bądź w jakiejś firmie, opłacani regularnie bądź sporadycznie (ale zawsze poniżej wszelkiej normy) mając pracę mieli szansę na przetrwanie.

Istniał w pabianickim getcie handel wolnorynkowy, a ceny żywności z uwagi na „otwarty” charakter getta były tu niższe niż w Łodzi.

Najgorzej mieli Żydzi niepracujący oraz pozostający poza ewidencją. Ci ostatni pozbawieni byli skromnych przydziałów żywności, co skazywało ich na zagładę w pierwszej kolejności.

Biologiczne wyniszczenie szło w parze z niszczeniem moralnym. Katowanie Żydów za najmniejsze uchybienie rygorom narzuconym przez hitlerowców, plądrowanie mieszkań i zwyczajny rabunek mienia dominowały na co dzień. Z korespondencji niemieckiej pochodzi informacja, iż ”jeden z policjantów konwojentów pobił Żyda bez przyczyny, a jak rzecz doszła do przełożonych, to z mściwości policjant ów walił tak zapamiętale podchodzących mu pod rękę mieszkańców getta, że ciosy jego dosięgły nawet jednego urzędnika niemieckiego. W korespondencji zaznaczono, że „nie można dopuścić do tego, by każdy według swego widzimisię bił Żydów i przez to naruszał dyscyplinę, porządek i wydajność pracy obozu”.

W kwietniu 1942 roku mieszkańcy getta przebadani przez specjalną komisję oznakowani zostali literami „A” bądź „B”. 16 maja tegoż roku nadeszły, od strony Nowego Miasta, oddziały SS, SA i policji. Getto zostało otoczone. Polecono wszystkim opuszczenie domów, bez prawa do zabrania czegokolwiek. Uformowano kolumny. Poszturchiwani, popędzani, lżeni, wyśmiewani, z cieniem śmierci na twarzy poszli Żydzi w swoją drogę przedostatnią, na ogrodzony plac sportowy firmy Krusche Ender.

Pabianiczanie mieszkający na trasie „pochodu śmierci” wspominają dramatyczne prośby Żydówek o ratowanie dzieci. Chciały płacić złotem, ale chętnych na to złoto było niewielu. Ludzie pamiętają do teraz wywracanie wózków z niemowlętami, kopanie starców i kobiet w ciąży, roztrzaskiwanie głów młodych chłopców. Maleńkie dzieci wyrywano z matczynych objęć i wrzucano do przydrożnego rowu.

Przy wejściu na rzeczony plac dokonano selekcji. Oznaczonych literą ”A” kierowano na jedną stronę, a literą ”B” na stronę drugą. „A” oznaczała zdolność do pracy, czyli prawo do życia. „B” oznaczała śmierć. Skazano na nią w pierwszej kolejności dzieci, starców i ludzi chorych. Niektórych zabito na miejscu, krwi na placu było tyle, że długo nie mogła wsiąknąć w ziemię.

Podwodami osoby oznaczone literą „B” dowieziono do wagonów kolejowych, które powiozły ich do obozu w Chełmnie nad Nerem. Zginęli w samochodach-komorach gazowych. Samochody te skonstruowano specjalnie na użytek zabijania ludzi.

Resztę pabianickich Żydów skierowano do getta łódzkiego. Podróż odbyli tramwajem. Nie wszyscy zabrali się od razu. Operacja trwała dwa dni i dwie noce. Bez jedzenia i picia, katowani do krwi, czekali swojej kolejki. Padł deszcz i mieszał się z krwią, lała się krew i padał deszcz. Krew i deszcz, śmiech katów i jęki ofiar, to nie był jeszcze koniec świata. Kto miał nadzieję na życie wierzył, że świat nie zginie.

17 maja 1942 roku pabianiccy Żydzi, pierwsza ich grupa, przybyli na Bałucki Rynek. Następni dotarli z 17 na 18 i 18 maja. Miejsce było dla nich przygotowane. Zwolnili je wcześniej Żydzi z Czechosłowacji i Niemiec deportowani do obozu zagłady w Chełmnie.

W łódzkim getcie warunki były gorsze niż w Pabianicach. Do opieki nad pabianiczanami, przełożony starszeństwa Żydów w getcie łódzkim, Chaim Rumkowski powołał specjalny komitet, na czele którego stanął dotychczasowy radny przełożony rady getta pabianickiego. Większość pabianiczan rozesłana została po różnych obozach pracy oraz do budowy autostrady Poznań-Frankfurt nad Odrą. Niektórzy otrzymali przydziały pracy w getcie.

Marek Pawłowski, który wydrukował przed laty na łamach Życia Pabianic materiał, zatytułowany „Zagłada pabianickiego getta” wyciągnął z ”Kroniki łódzkiego getta” wzmianki o pabianiczanach. Stamtąd wiadomo na przykład, iż wrócono do Pabianic kilku zegarmistrzów i jubilerów, aby wydobyć od nich informacje o ukrytych kosztownościach; 2 lipca powieszono 16-letniego Joska Grynbauma i 51-letniego Szymona Makowskiego, zbiegłych z transportu do Poznania; 7 września powieszono 18 pabianiczan, którzy usiłowali zbiec z getta przed jego likwidacją.

Setki ton używanej odzieży, szmat, pierza, pierzyn i poduszek, futra i skóry, dziesiątki ton używanego obuwia, pończochy i krawaty trafiły, po segregacji mienia w pabianickim getcie, do Łodzi. Schludni i gospodarni Niemcy dobre rzeczy sprzedali wśród swoich, w Pabianicach.

W Pabianicach również czynne były warsztaty wytwarzające kołdry. Nic się nie zmarnowało. W sprawie złota i cennych kamieni cisza, jeśli istniały w pabianickim getcie (a ludzie stykający się z mieszkańcami getta przekazują sobie z pokolenia na pokolenie wieści, że skarby były), to przepadły.

Rok 1942 rozdzielił pabianiczan pochodzenia żydowskiego z miastem, w którym się urodzili i pracowali, egzystując jak im Bóg przeznaczył. Większość z nich w roku owym poszła na śmierć. Końca wojny doczekali nieliczni. Do Pabianic powróciła zaledwie garstka Żydów, pozbawiona jednakowoż odrębności etnicznej i wyznaniowej. W końcu lat pięćdziesiątych i po roku 1968 znaczna część tej garstki wyemigrowała do Izraela. ( Grażyna Sałacińska „Żydzi pabianiccy”, nr16-19/1990 r.)

*

Wolf Gruner „The Greater German Reich and The Jews”, 2015: (…) In a few ghettos – namely , in Brzeziny, Bełchatów, Łask, and Pabianice – initiatives undertaken by the Berlin company Günter Schwarz led to the establishment of large tailor workshops with thousands of Jewish forced laborers. (…) As in the General Government, the ghettoization of the Jews also constituted a complex process in the Warthegau, resulting essentially from decisions by the regional authorities and agencies and not from any previously established plan, as can be demonstrated by the fact that the entire process dragged on from early 1940 to late 1941, that is, until the beginning of systematic murder of the Jews in Warthegau. As a rule, the creation of getto – the first was erected in February 1940 in Pabianice (Pabianitz) in the Regierungbezirk of Litzmannstadt – occured on the initiative of respective administartion or security agency, namely, in a specific part of the town that had already been inhabited by many or even predominantly by Jews prior to 1939.

*

Yad Washem Studies on the Europan Jews Catastrophe…”, 1960: (…) Here are some examples: A Police officer requested articles from the Pabianice Ghetto for his men who served in a patrol in the camp there. He submitted a list of the policemen and the goods they wished to parchase.

*

Ludwik Landau „Kronika lat wojny i okupacji”, 1962: (…) Ghetto utworzone ma być jeszcze w jednym mieście okręgu łódzkiego – w Pabianicach (których przemianowanie na Burgstadt jakoś przeszło w niepamięć: widać zmiana nie znalazła uznania). Tam przesiedlenie odbyć się ma w sposób mniej fatygujący dla Niemców, bo bez ich udziału, tylko w wyznaczonym terminie (do środy 21 II godz. 17) z prawem zabierania tylu rzeczy ile dana osoba zdoła unieść. Osobliwością ghetta pabianickiego będzie podział jego na dwie części ulicą Warszawską (…)

*

Chris Hojan, Artur Webb „The Chełmno Death Camp”, 2019: (…) On Saturday August 26, 1944 a Jewish prisoner from the Waldkommando, Finkelsztajn, was shot and killed by Wachmeister Artur Sliwke, whilst trying to escape. According to the testimony of Szymon Srebrnik, Finkelsztajn was forced to throw his sister into the furnace. She regained consciousness and shouted, „You murderer, why are you throwing me into the furnace? I am still alive”.

*

Chris Webb „Sobibor Death Camp”, 2017: Zijtenfeld Moniek. Born on January 23, 1928 in Pabianice, Poland. He perished in Sobibór on May 7, 1942. Zijtenfeld-Herszowicz Rachela. Born on January 15, 1903 in Pabianice Poland. She perished in Sobibór on May 7, 1943.

*

Louis Falstein „The Martyrdom of Jewish Physicians in Poland”, 1964: Magalif Lucia. Born in 1900. Graduated in 1927. Wife of Dr. Ian Magalif she practiced in Lutomiersk (district of Lask) and Pabianice, near Łódz. After the German invasion, she left for Białystok to join Her husband. She worked as a physician in an orphanage until July 1943, when she was deporterd to Treblinka with all the children from the institution. They all perished in the gas chambers.

*

Irena Hurwic-Nowakowski „A Social Analysis of Postwar Polish Jewry”, 1986 : (…) A weaver from Pabianice: „I consider assimilationists as people bereft of honor and dignity”.

*

Michael Fleming „Communism, Nationalism and Ethnicity in Poland, 1944-1950”, 2009: (…) strikes at the Kindler mill, Pabianice, in October 1945, and factories in Łódź during 1945 and 1946 also expresed strong anti-minority sentiments and justifications (anti – German and anti-Jewish respectively).

*

W „Who’s Who in America”, 2008 znajduje się biogram Jacka Adlera z Pabianic, znanego „mówcy Holocaustu”i księgowego z zawodu.

Adler, Jack Saul, retired accountant; b. Pabianice, Poland, Feb. 1, 1929; arrived in US 1946; s. Cemach Eli and Ruchel Fay Adler; children: Elliott Cary, Paul Fay Shapiro; BS, Walton Sch. Commerce, Chgo., 1955. Cost and tax acct. varoius orgns., Chgo; 1955-72; pvt. practice cost and tax acct. Miami, Fla., 1972-79, Fl. Lauderdale Fla., 1979-82; vol. lectr. Denver, 1982 – Receiver Cir. Ct. Broward County Fl. Lauderdale, 1976-77. With US Army, 1950-52. Reciepient award, USN, USMC, 1950, US Army 2001, award, USAF, 2002, 2003. Mem: Am Legion.

W „Who’s Who in the World” , 1997 czytamy o urodzonym w Pabianicach inżynierze izraelskim.

Weisman, Itzchak, chemical engineer, consultant; b. Pabianice, Poland, Feb. 1,1948; arrived in Israel, 1957; s. David and Rachel Lea (Dressler); m. Nili Friedman Aug. 12, 1971; children: Nadav, Omri. BSChemE, Tech-nion U; Haifa, Israel, 1971. Process engr. I.D.C. Ltd.,Beer-Sheva Israel, 1971. Process engr. I.D.C. Ltd., Beer-Sheva, Israel, 1985-86; head process dept. Nepro Ltd., Beer-Sheva, Israel, 1986-93, chief engr. Inst. Chem. Engring. Home: 19 Taashur Str. Omer 84965, Israel Office: Nepro Ltd., PO Box 222 Beer-Sheva 84101, Israel.

*

Efraim Shmueli „The Last Generation of Jews in Poland”, 2021: (…) For a number of years I used to visit the rebbe of Pabianice who lived at that time in Lodz, a tall Jew with a white beard, a dignified face, very much the rebbe image although with only a small following. Adherents from out of town, only a few dozen, showed up only on Hanuke and Holy Days. I could stand close to him, as there was no congestion there at the Sabbath meal, and saw that he too did not raise his voice above a whisper. I heard this style with the Rebbe of Ger years later in Jerusalem (…).

*

Jonathan C. Friedman „The Routledge History of the Holocaust”, 2010: (…) For example, one woman relates her experience with Biebow (szef niemieckiej administracji getta łódzkiego) when the Pabianice Ghetto was being liquidated and the survivors sent to be workers in Łódź: When the women were being selected, I was taken before Biebow and was asked whether I had a workers’s insurance card. I said ”Yes, but I have a child”, Biebow said ”What is a child? That is so much dirt”. He hit me over the shoulder with a whip and tore my three-year-old boy from me and threw him to the ground. The child cried „Mama” and then Biebow went to it and kicked (…).

*

Jacek Chrobaczyński „ Dwie klęski … „ 2015:  (…) Od klęski do klęski: wrzesień 1939- czerwiec 1941. Kalendarium.

16 lutego. W Pabianicach rozstrzelano dużą grupę polskich jeńców narodowości żydowskiej. Łapanki w Warszawie na roboty do Rzeszy. Grabież polskiego majątku na ziemiach wcielonych do Rzeszy. (…)

*

Ignacy Shiper „Dzieje handlu żydowskiego na ziemiach polskich”, 1936: (…) W latach 1835-1840 rozwijało w Pabianicach działalność 18 „liwerantów” żydowskich, zwanych też manipulantami, którzy rozdawali przędzę między chałupników.

*

Marian Marzynski „Sennik polsko-żydowski”, 2005: (…) Teraz on, na tych schodach przebudzony, i ja gapimy się na siebie. On, najmłodszy z czterech synów żydowskiego kupca zabawek w Pabianicach (tam trzy ceny na każdej zabawce zaszyfrowane: jedna dla stałych klientów, druga dla Żydów, trzecia dla nieżydów) on, który miejsca w antysemickiej Polsce przedwojennej  sobie nie znalazł, do młodzieży komunistycznej się przyłączył, do Belgii górników agitować pojechał, potem do Armii Czerwonej wstąpił i z nią Polskę wyzwalał (…).

*

Interpelacja posła Budzyńskiego

Poniżej podajemy interpelację posła Budzyńskiego, która ma być zgłoszona na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

Tkacka fabryka mechaniczna należąca do firmy Hajdego Huny w Pabianicach (ul. Warszawska 51), zatrudniająca blisko 300 robotników została z dniem 1 stycznia br. przekształcona w przedsiębiorstwo chałupnicze. Właściciel fabryki wydzierżawia pojedyncze warsztaty chałupnikom – którzy pracują odtąd na swój własny rachunek, przyjmując jak gdyby zamówienia i cały potrzebny do pracy materiał od właściciela fabryki jako nakładcy.

Zmiana ta jest istocie fikcją – gdyż fabrykant operuje tylko i wyłącznie stroną prawną, faktycznie bowiem pozostaje on nadal właścicielem przedsiębiorstwa, podczas gdy dzierżawcy warsztatów są faktycznie robotnikami, zatrudnionymi zresztą w tej samej sali fabrycznej. Fikcja ta została przez fabrykanta zastosowana w tym celu, żeby uchylić się od płacenia podatku na rzecz Skarbu tudzież od ponoszenia ciężarów i świadczeń socjalnych Na skutek tego szkodę ponosi Skarb Państwa oraz pracownicy przedsiębiorstwa. W dodatku firma pozwala sobie na cyniczną prowokację w stosunku do ludności polskiej. Oto zwalnia robotników Polaków i na ich miejsce angażuje chałupników Żydów.

W obecnych warunkach kryzysu i obostrzonej walki ekonomicznej staje się to powodem poważnego wzburzenia i w konsekwencji zagraża spokojowi i bezpieczeństwu publicznemu. Zwracam się z tą sprawą do p. Premiera, ponieważ wszystko wyżej opisane dzieje się w ramach obowiązującego u nas ustawodawstwa, czyli na drodze formalnie legalnej, tak, że ani Ministerstwo Opieki Społecznej, ani Ministerstwo Przemysłu i Handlu w kompetencji  których zdawałoby się leży załatwienie kwestii, nic tu nie mogą poradzić. I fabrykant w dalszym ciągu jawnie i bezkarnie działa na szkodę Skarbu z krzywdą pracowników, a w stosunku do ludności polskiej – prowokacyjnie. Czy fakt powyższy jest Panu Premierowi znany ? (Osa, nr 1/1937 r.)

*

Kazimierz Gajewski „Tajemnice powodzenia żydowskiego”, 1936 r.: (…) W listopadzie 1936 r. w Pabianicach tkalnie żydowskie, pracujące zazwyczaj po 3-4 dni w tygodniu zostały nagle uruchomione na okresy całotygodniowe, przy czym tkaczy zatrudnia się po 12 a nawet 14 godzin na dobę. Oczywiście, że pozostały i tkalnie nieczynne. Zdaniem dobrze poinformowanych kół  robotniczych sprawa ta była wynikiem – porozumienia między fabrykantami żydowskimi, właścicielami fabryk unieruchomionych i fabryk produkujących. Chodziło po prostu o jak największe wyzyskanie niewielkiej liczby robotników, przez stosunkowo dużą produkcję małą ilością pracowników i małą płacą. Jest bowiem rzeczą oczywistą, że tkacze zatrudnieni w kilku żydowskich fabrykach przez cały tydzień po 14 godzin dziennie (płaci się oczywiście za 8 godzin) wyprodukują niemal tą samą ilość materiału, co i wszystkie tkalnie żydowskie razem w czasie normalnym. Na kombinacji tej Żydzi zarobili kolosalne sumy, a straciło państwo i robotnik. Gdzie byli wtedy socjaliści, patentowani  obrońcy robotnika,  którzy bujają o 6-godzinnym dniu pracy? Łatwo znajdziemy ich w znajdujących się w ruchu fabrykach żydowskich, jak milczkiem i chyłkiem pracują po 14 godzin na dobę. Rzeczywiście na taką obłudę zdobyć się mogą tylko socjaliści. (…)

*

Adolf J. Cohn „Stosunki ekonomiczne Żydów w państwie rosyjskim”, 1904 r.: (…) Prócz tego w powiecie łódzkim jest 795 tkaczy-Żydów, w brzezińskim -745 i w łaskim -737. W tym ostatnim powiecie prawie wszyscy tkacze Żydzi (590) mieszkają w Pabianicach.

*

Kazimierz Gajewski „Żydzi idą”, 1937 r.: (…) tworzą Towarzystwo Współpraca, którego celem jest współpraca obywateli na polu kulturalnym, naukowym i gospodarczym oraz występowanie w słowie i piśmie przeciwko wszystkim fałszywym wiadomościom i spotwarzaniu obywateli. Imiona i nazwisk a założycieli: Nahum Ejtingon, Juliusz Lewensztajn, Maurycy Tempelhof, Mieczysław Herz, Anatol Frunklin, Dawid Wyrzewiański, Lajb Mincberg, Edward Pabianicki (…).

***

Gazeta Pabjanicka (nr 57/1913 r.) w artykule „Kim jest Polak dla Anglika”  informowała pabianiczan , że za granicą Polacy bywają utożsamiani z Żydami.

Wiadomo powszechnie tym, którzy podróżują po Europie, że wśród przeciętnego ogółu za granicą, pojęcie „Polak” nie istnieje. Francuzi, Włosi biorą Polaków za Rosjan, Niemców lub Austriaków, przypuszczając, że językiem naszym domowym jest język niemiecki lub rosyjski, że Warszawa leży gdzieś wśród śniegów północy.

W Anglii poniekąd istnieje to samo pojęcie, jak ze wszystkim jednak, tak i z tym jest tu nieco na opak. Chociaż biorą nas za Rosjan lub Niemców jednak rozumieją zwykle, że nie jesteśmy „rdzennie” członkami tych narodów. Oto biorą nas za … Żydów.

Czy ktokolwiek u nas może coś podobnego przypuszczać? Boć przecie Żyd typowo różni się od Polaka. Jest jednak, niestety, Polak w pojęciu Anglika Izraelitą, albo jakimś dziwnym stworzeniem Żydem-katolikiem. Warszawa zaś jak i prowincja polska jest krajem o ludności rdzennie żydowskiej.

Nielicznym jednostkom przybywającym z Polski tutaj na krótko nie łatwo to zauważyć, gdyż Anglicy są niezmiernie delikatni, nie mają zwyczaju o nic się wypytywać i jeśli ktoś wymieni swoją narodowość przyjmą to do wiadomości z całą uprzejmością, wspomną może nawet Sobieskiego. Po niczym jednak nie można wywnioskować, że Anglik uważa pojęcie Polak za identyczne z Żydem. Trzeba tu długo przebywać, mieć do czynienia z ludźmi różnych sfer i żyć z Anglikami bardzo blisko, aby to zrozumieć, albo też wiedzieć o tym z góry i badać odpowiednio.

Mógłbym przytoczyć tu całe szeregi przykładów. Ograniczę się tylko jednak do kilku, które podam zupełnie wiernie, bez żadnej zmiany lub przesady.

Kiedy wyjaśniłem powyższe pojęcie pewnemu obywatelowi, który przyjechał na krótko tutaj, usłyszałem co następuje; a teraz dopiero rozumiem, co to miało znaczyć. Przed kilku dniami spotkałem w wagonie pastora anglikańskiego, z którym mówiłem o swym kraju i wyjaśniłem, że jestem rzymskim katolikiem. Nie znając dobrze angielskiego, sądziłem, że nie rozumiem co ów pastor chciał wyrazić przez słowa: „Nie wiedziałem, że są Żydzi katolicy”. Teraz dopiero widzę, że lepiej znam angielski, niż się zdawało.

Z podobnym wyrazem zdziwienia spotykałem się kilka razy. A teraz inny przykład. Oto jeden z miesięczników angielskich podaje wykaz ludności różnych narodów, ilustrując go mniejszymi lub większymi grupami w strojach narodowych. Oczywiście, co wydaje  się mi naturalnym, znając Anglię, polska grupa przedstawiona była z garbatymi nosami i odstającymi uszami.

W pewnym towarzystwie, gdzie przedstawiono Polaków, siedmioletnia miss angielska wyrwała się z sympatycznym zdaniem:

- Oh, you are Jews! ( 0, panowie Żydzi!)

- Skąd, pytamy, takie przypuszczenie?

- A bo nazwiska panów kończą się na ”ski”.

Trzeba było wielkiej elokwencji, a przy tym faktów, liczb, żeby towarzystwo nasze zgodziło się na to, że nazwisko ze „ski” nie żydowskie. Wynieśliśmy  jednak wrażenie, że, mimo wszystko. Szanowne towarzystwo bierze nas za Żydów i nie bardzo dowierza naszym argumentom.

Skąd powstało takie pomieszanie pojęć, łatwo zrozumieć. Ot, jest tu milion Żydów, a Polaków mała garstka, składająca się z ludności uboższej, gnieździ się w okolicach wschodnich, objętych we wszechwładne posiadanie przez Żydów, prawie w tym stopniu co nasze Nalewki. A że przeciętny Żyd wstydzi się swego pochodzenia i podaje się za Polaka (rzadko kiedy za Rosjanina), wynik stąd jasny.

Powyższe wieści ze stolicy jednego z najkulturalniejszych państw są równie dziwne jak smutne. Zdawałoby się, że Europa powinna choć wiedzieć o nas jak o narodzie, jeśli już na szali państwowej w stosunkach międzynarodowych nigdzie nas nie widać.

Winna temu nie tylko niezrozumiała w kierunku ignorancja przodowników nauki i kultury, nie tylko przysługi naszych bliższych i dalszych „przyjaciół”, ale winniśmy też sami, bo zbyt często pomijamy sposobność podkreślenia naszej odrębności narodowej, a nieraz ukrywamy skrzętnie naszą narodowość, jak to np. ostatnio ma miejsce w jaśnie –hotelu „Polonia” w Warszawie. A ile to razy  Polacy podróżujący zagranicą  pozwalają na zaliczenie siebie do najrozmaitszych narodowości byle tylko nie polskiej.

Jedynie ludzie nauki zwrócili uwagę na tę przykrą anomalię i obecnie już pracownicy rozmaitych gałęzi nauki zatroszczyli się o to, aby  - czy to przez organizowanie sekcji polskich na zjazdach międzynarodowych, czy przez współpracę w międzynarodowych związkach instytucji naukowych – dać się poznać i przypominać kulturalnemu światu o swej egzystencji, jako narodu, nie pozostającego w tyle za innymi w pochodzie cywilizacji.

*

Gazeta Pabjanicka z lat 1913/1914 pozwala poznać sposób prezentacji społeczności żydowskiej  w rosyjskich Pabianicach.

 Niesnaski na tle narodowościowym były na porządku dziennym.

Zajście na zgromadzeniu fryzjerów. W dniu 28 bm. w sali stowarzyszenia rzemieślników chrześcijan, odbyło się zebranie fryzjerów cechu pabianickiego, po skończeniu którego przystąpiono do wspólnej kolacji. Jeden z fryzjerów łódzkich, będąc obecnym na kolacji, zaproponował składkę na biednych pozbawionych pracy, bez różnicy wyznania, na co tak Żydzi jak i chrześcijanie jednogłośnie się zgodzili, upoważniając A. Dajniaka , W. Gałkę i K. Kruka do uproszenia  redakcji Gazety Pabjanickiej o zajęcie się zebraną sumą. Po przeliczeniu pieniędzy okazało się 11 rubli 40 kopiejek, co widząc jeden z majstrów łódzkich, dołożył 60 kopiejek, ażeby zaokrąglić sumę.

Nie podobało się to p. Gothelfowi i nie mogąc dłużej znieść ”gospodarki chrześcijan”, wstaje od stołu i cały drżący ze złości protestuje „ażeby jacyś chrześcijanie z redakcji rozporządzali żydowską składką”, żądając oddania połowy do rozporządzenia rabinowi. Na to majster pabianicki W. Gałka odpowiada, że przed chwilą ogół żydowski jak i polski upoważnił już trzech do oddania sumy w całości, co słysząc reszta Żydów, majstrów pabianickich od razu  staje przy p. Gothelfie, przeciwnymi zostali tylko Żydzi łódzcy, będący na zebraniu. Orientując się w sytuacji p.  Gałka odzywa się: powiedzcie panowie Żydzi ile każdy złożył pieniędzy i natychmiast wam oddamy, lecz p. Gothelf, a za nim pabianiccy majstrowie oburzyli się nie chcąc wyjawić złożonych przez siebie składek.

Spór zakończono tym, że składkę złożoną przez Żydów tak łódzkich jak i pabianickich, oddano do rozporządzenia Żydom, a składkę złożoną przez nas ofiarowaliśmy na chrześcijan.

Po sprawdzeniu okazało się, że chrześcijanie złożyli 9 rubli 8 kopiejek, Żydzi 2 ruble 92 kopiejki, z tego Żydzi łódzcy 2 ruble 70 kopiejek, pabianiccy zaś (a jest ich tylu co nas) aż 22 kopiejki. Zaznaczyć wypada, że p. Gothelf już od lat 16 mieszka na Nowym Mieście i żyje tylko z chrześcijan. Jeden z obecnych na zebraniu (Gazeta Pabjanicka, 1 II 1913 r.)

*

W 1913 roku dyskutowano możliwość objęcia nauczaniem powszechnym  dzieci bez względu na narodowość i wyznanie, warunkiem była zgoda na wprowadzenie podatku szkolnego.

(…) Ale jeśli nawet zdecydują się obywatele pabianiccy, w co nie wątpimy, na niezbędne zwiększenie podatku szkolnego i pociągnięcie do płacenia większej ilości mieszkańców, to wyłania się pewna przeszkoda – oddzielne kasy chrześcijańska i żydowska. Przypominamy o tym, uważając, że jest to kwestia dużego znaczenia.

Obecnie Żydzi płacą tylko na swoje szkoły i jak nas zapewnił przedstawiciel gminy żydowskiej, nie będą płacili podatku szkolnego na szkoły według nowego projektu, gdyż będą między nimi szkoły chrześcijańskie.

A więc w takim razie dzieci żydowskie muszą być wyłączone z liczby dzieci korzystających  z powszechnego nauczania, tj. nie można przyjąć  normy rządowej zastosowanej obecnie  przy obliczaniu dzieci w wieku szkolnym, bo np. w Pabianicach byłoby tych dzieci nie 4310, a dużo mniej, wskutek czego ilość kompletów szkolnych i koszta byłyby również mniejsze.

Zebranie ostatnie doszło do przekonania, że jeśli prawo powszechnego nauczania czy też specjalne  rozporządzenie nie nakaże połączenia kas chrześcijańskiej i żydowskiej, lub nie wyłączy dzieci Żydów z ogólnej liczby dzieci przewidywanej wg obecnego obliczenia, to cały projekt szkolny stanie się niemożliwy do przyjęcia. Jedno z dwojga, albo wszyscy muszą płacić za naukę dzieci wszystkich mieszkańców miasta, albo odpowiednio do ilości mieszkańców wyznań chrześcijańskich musi być zmienione obliczanie dzieci w wieku szkolnym. (Gazeta Pabjanicka, nr 64/1913 r.)

*

Mykwa

We czwartek komisja sanitarna oglądała „mikwę” żydowską na żądanie Zarządu Gubernialnego, o antyhigienicznym stanie której ogólnie było wiadomo.

I rzeczywiście ”zakład” ten, jeśli go tak w ogóle nazwać można, nie odpowiada najelementarniejszym  wymaganiom higieny. Wanny i wszelkie przybory są drewniane, przy tym nieopatrzone otworem do ściekania brudnej wody, którą trzeba wylewać, ściany pokryte zieloną pleśnią, na której wiesza się ubrania zażywających kąpieli, gdyż cały ”zakład” składa się tylko z jednej sali i miejsca osobnego do rozbierania się wcale nie ma. Brudna woda wycieka na ulicę. W dole istnieje basen, właściwa mikwa, do którego wodę się pompuje, a brudną wypompowuje , a więc także bez ścieku, co podobno istnieje we wszystkich mikwach.

Istniał projekt przerobienia mikwy, w tym celu nadbudowano nawet piętro i sprowadzono 8 wanien metalowych, lecz roboty te od roku przeszło stoją  w miejscu.

Komisja wydała opinię, że mikwę należy zamknąć do czasu poczynienia  grubych przeróbek. (Gazeta Pabjanicka, nr 56/1913 r.)

*

W sprawie podstępnego bankructwa  Chila Rotberga, braci Rotberg, M.Ch. Lewkowicza i J. Baruchowicza o czym nie pisaliśmy w ostatnim numerze naszego pisma, chcąc zebrać dokładniejsze dane.

Ze sfer blisko stojących Zarządu Towarzystwa Wzajemnego Kredytu nadesłano nam następujące szczegóły:  obroty Chila i braci Rotberg dochodziły do poważnych rozmiarów. Żyro-obligo tychże wynosi razem 342 tys. rubli, z czego tylko 68 tys. rubli pokryte są różnymi zabezpieczeniami. Oficjalnie wymienieni nie zawiesili swych wypłat jeszcze, i za pośrednictwem swych pełnomocników, gdyż sami się ulotnili, którym pozostawili upoważnienie rejentalne, w dalszym ciągu prolongują płatne weksle przy przyjętych spłatach.

Istnieje wszakże poważna obawa podstępnego bankructwa, wobec ich podejrzanego postępowania, jak np. wysłanie swych zapasów w towarze do rozmaitych miejscowości i zatrzymania sobie za takowe przypadającej gotówki. Przez pośredników wspomniani ofiarowują 70 tys. rubli gotówką za wykup weksli zaopatrzonych ich żyrem, które uważać należy za wątpliwe.

Można się spodziewać, że większa część weksli wpłynie w terminie, tak, że ryzyko ogólne Towarzystwa Wzajemnego Kredytu, o ile nie uda się przyłapać uciekinierów, dosięgnie sumy 100 tys. rubli. Jest nadzieja, że zmuszeni oni zostaną do powrotu i uregulowania swej sprawy. Matka braci Rotbergów tymczasowo osadzona została w miejscowym areszcie.

Co się tyczy zaś samej instytucji to egzystencja jej wypadkiem wspomnianym, jakkolwiek bolesna, w żadnym razie zachwiana nie będzie, ponieważ instytucja ta rozporządza jeszcze dostatecznymi rezerwami. (Gazeta Pabjanicka, nr 13/1913 r.)

*

„Cudowny”

W dniu 9 kwietnia do Pabianic przybył rabin z Góry Kalwarii w odwiedziny do swej rodziny, słynny jako „cudowny”.

Tłumy całe Żydów spotykały go a następnie odprowadzały na stację kolei, a każdy chciał dotknąć się do niego. Ścisk był na stacji tak wielki, iż policja musiała pilnować porządku i całości rabina.

Dla dorożkarzy był to dzień żniwa, a dla biednych szkap dorożkarskich dzień męki. Widzieliśmy dorożki z 7-8 osobami, a tzw. resorki po  20 osób ciągnione przez jednego lichego koninę.

Oby prędzej powstało projektowane Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. (Gazeta Pabjanicka, nr 24/1913 r.)

*

W Tkalni Mechanicznej p. Moszka Dąbka na ul. Tuszyńskiej w świeżo dobudowanej nieukończonej jeszcze sali stawiano ściankę wewnętrzną pod kierunkiem majstra murarskiego p. Adama Klimżyńskiego. W poniedziałek ubiegły po południu murował tę ściankę tuż obok koła będącego w ruchu walca transmisyjnego murarz Stanisław Wójcikiewicz, 19 lat mający. W walec ten wkręciła się kurtka Wójcikiewicza a z nią złapało i jego samego. Znajdujący się obok niego Aleksander Biskupski, robotnik murarski, 18 lat, rzucił się na pomoc towarzyszowi pracy, lecz jego również schwycił ruch wirowy walca i obydwaj przez jakiś czas okręcani byli wokół walca, dopóki ubranie i bielizna nie popękały, a nieszczęśliwi – prawie zupełnie nadzy – nie byli odrzuceni na pomost. Przy ruchach tych wirowych ciała ich uderzały o przyległą ścianę i dach.

Obydwaj wyszli z wypadku tego stosunkowo szczęśliwie. Wójcikiewicz uległ tylko ogólnym dość licznym potłuczeniom, Biskupski zaś oprócz ogólnych potłuczeń ma złamane dwa żebra i był tak silnie przyduszony, iż gałki oczne, twarz i szyję ma usianą drobnymi krwawymi wylewami.

Obydwaj natychmiast przewiezieni zostali do szpitala miejskiego, gdzie pozostaną do ukończenia kuracji. Stan Biskupskiego był groźny, lecz obecnie jest nadzieja utrzymania go przy życiu.

Wypadku tego nie zauważono, ocaleni więc swoje życie zawdzięczać jedynie mogą temu, że mieli na sobie dość lichą odzież, która szybko poszarpaną została, a oni sami odrzuceni. Oglądając miejsce nieszczęśliwego wypadku i widząc resztki ubrania i bielizny na walcu nie mogliśmy zrozumieć, jak kierownicy mogli kazać murować w tym miejscu przy ruchomym walcu. Przecież bardzo łatwo można było wykończyć ten kawałek w porze obiadowej lub wieczorem, gdy maszyna stoi. Jest to karygodne lekceważenie życia ludzkiego.

Wójcikiewicz okazał wiele lekkomyślności, godząc się pracować w tych warunkach, nie wolno bowiem bez koniecznej potrzeby narażać swego życia. Za to Aleksander Biskupski, który bez namysłu skoczył na pomoc towarzyszowi pracy nie bacząc na groźne niebezpieczeństwo, zasługuje na wielkie uznanie. (GP, nr 71/1913 r.)

*

W tkalni mechanicznej S. Kantora przy ul. Warszawskiej fabrykant przed dwoma tygodniami wymówił pracę wszystkim tkaczom przewidując, iż nie będzie miał zamówień. Obecnie po upływie oznaczonego terminu oznajmił, iż praca ma trwać 11 godzin dziennie, tj. od 7 rano do 7 wieczór na co robotnicy się zgodzili i nadal pracują wszyscy.

W fabryce Barucha i Ski przy ul. Saskiej robotnicy w czwartek porzucili pracę z powodu różnych nieporządków, a mianowicie z powodu nieregularnych wypłat, bardzo częstego zatrzymywania fabryki dla braku węgla, niektórym robotnikom zalega tygodniówka od 6-8 tygodni. (GP, nr 3/1913 r.)

*

Dowiadujemy się, że administracja tkalni mechanicznej S. Kantora przy ul. Warszawskiej (w gmachu Steina) zatrudniającej około 60 tkaczy wymówiła pracę wszystkim robotnikom za 2 tygodnie, motywując, iż z powodu nadchodzących świąt zmniejszone zostały obstalunki wobec czego fabrykant nie ma pewności czy za 2 tygodnie będzie robota. Jest to bardzo dziwne ponieważ w bramie jest obecnie ogromny ruch, dowodem czego, że tutejsze tkalnie mechaniczne są przepełnione obstalunkami, niektóre zaś nawet pracują na zmianę. Po 2 tygodniach nie omieszkamy zawiadomić ogół o rezultatach tej kombinacji. (GP, nr 96/1913 r.)

*

W numerze 15. Gazety Pabianickiej pan S.S. porusza kwestię maszynistów i majstrów chrześcijan pracujących w mniejszych fabrykach żydowskich. Pan ów zaznacza, że pracują ci chrześcijanie razem z robotnikami Żydami w niedziele, a w soboty świętują; dalej – że ci ludzie mogli sobie jakoś inaczej radzić, a nie być hańbą dla społeczeństwa. Nadmieniam, ze smutne to bardzo.

Maszyniści chrześcijanie zmuszeni są pędzić maszynę wtedy, gdy pracują robotnicy. Co zaś do majstrów: rzecz przedstawia się nie tak źle. Są u nas trzy fabryczki żydowskie czynne w niedziele i święta katolickie – Dąbka, Sieradzkiego i Sinickiego. W pierwszej jest 4 majstrów Polaków, w drugiej – 2 i w trzeciej -3 oraz 1 ewangelik jako zarządzający. Majstrowie wynagradzani są od 10 do 15 rubli tygodniowo, maszyniści od 8 – 10 rubli oraz dostają mieszkanie i opał. W fabryczce Dąbka na liczbę 112 warsztatów pracuje 4 polskich robotników; u Sinickiego na 76 warsztatach – sami Żydzi (dwa miesiące temu polskich robotników wydalono). U Sieradzkiego zaś na 80 warsztatach pracuje mniej więcej połowa polskich robotników i fabryka czynna jest w soboty i niedziele.

Majstrowie Polacy wszelkie ważniejsze roboty jak to: zakładanie osnów, przemiany warsztatów lub maszyn i reparacje starają się załatwiać w soboty. W niedziele zaś lub święta przez dwie godziny do południa i dwie po południu zachodzą do fabryk dla dozoru w przebraniu świątecznym.

Że ci ludzie mogliby sobie inaczej radzić, to się łatwo wypowie lub napisze. Tak, oni chcą radzić sobie, pragną i szukają nie tylko rady, ale i poparcia. Niestety, w dzisiejszych warunkach ciężko jest dolę polepszyć. Hańbą dla społeczeństwa ci ludzie nie są, gdyż pracują uczciwie na kawałek chleba dla siebie i rodzin; a z czasem może i dla nich dzień nastanie. (GP, nr 25/1914 r.)

*

W fabryce Sinickiego i Urbacha robotnicy swego czasu urządzili strajk, trwający 9 tygodni. Następnie robotnicy zgodzili się pracować, żądając wydalenia starszego majstra. Po porozumieniu się z administracją robotnicy przystąpili do pracy, po czym administracja zamknęła fabrykę, wydalając wszystkich robotników i przyjmując nowych - Żydów. Fabryka zatrudnia 150 robotników. Wydaleni robotnicy zwrócili się do inspektora fabrycznego, który zlecił im skierować sprawę na drogę sądową. Sędzia pokoju w Pabianicach wydał wyrok przysądzający na korzyść robotników z górą 3.000 rubli wynagrodzenia od fabrykantów.(GP, nr 26/1914 r.)

*

Sędzia pokoju w Pabianicach rozważał sprawę cywilną powództwa robotników zamkniętej obecnie fabryki Barucha przeciwko administracji o wypłacenie 3.000 rubli zaległości za 6 tygodni pracy. Sędzia całą sumę wraz z kosztami sądowymi przysądził na korzyść robotników. (GP, nr 26/1914 r.)

*

W Pabianickich Tkalniach Zarobkowych rozpoczęły się strajki. Pierwsze zastrajkowały tkalnie Silbersteina i Wainsteina przy ul. Warszawskiej 67, gdzie pracuje około 120 robotników, następnie porzucili pracę robotnicy w fabryce Zjednoczonej Tkalni Mechanicznej przy ul. Warszawskiej w liczbie około 70 robotników. Oprócz tego porzucono pracę w fabrykach Sieradzkiego, Preissa, Gelbarta, Rakowskiego i Ski, Weissmana i Ski. Razem strajkuje przeszło 300 robotników.

Wszędzie robotnicy domagają się od właścicieli fabryk 20% podwyżki ponad cennik z 1913 roku. W fabryce Urbach i Sinicki robotnicy otrzymali 10% podwyżki bez strajku.

W fabryce S. Kantora przy ul. Warszawskiej 47 (w gmachu Steina) wywieszono ogłoszenie następującej treści: „Niniejszym uprzedzam wszystkich robotników, że w razie jeśli zastrajkują przed poniedziałkiem, stosownie do mego wczorajszego oświadczenia, to po upływie 3 dni będą bezwarunkowo bezpowrotnie wydaleni i na ich miejsce przyjmę wyłącznie samych Żydów”. Na kilka dni przed wywieszeniem powyższego zawiadomienia właściciel fabryki oświadczył robotnikom, że w poniedziałek da im odpowiedź co do podwyżki. (GP, nr 15/1914 r.)

*

W tkalni mechanicznej Weinsteina i Silbersteina przy ul. Warszawskiej robotnicy w ubiegły piątek zastrajkowali z powodu, iż 10 % podwyżki ponad tabelkę, które im fabrykant obiecał przy wypłacie nie zostały im wypłacone. Wczoraj jednak fabrykant obiecał przyrzeczone podwyżki wypłacić i na tej zasadzie robotnicy przystąpili do pracy. (GP, nr 20/1914 r.)

*

Agenci wydziału śledczego aresztowali w naszym mieście bandę złodziejską, od której odebrali 3 rewolwery i ustalili, że jednym z bandytów zatrzymanych obecnie jest Henryk Jobst, który w grudniu 1911 r. napadł na powracających z Pabianic do Łodzi resorką Abrama i Icka Szpindlerów, i Pinkasa Dęba, przy czym pierwszego z nich zabił. (GP, nr 7/1014 r.)

*

W ubiegły piątek o godzinie 7-ej wieczorem 16 letnia córka handlarza miejscowego Ester G. podstępnie zwabiona została do mieszkania zajmowanego przez Mojsie Pacanowskiego w domu Biskupskich na ul. Bóźnicznej. Tu zamknęli ją (gospodarz mieszkania był nieobecny) 19-letni Srul Berkowicz, 23-letni Jakób Lipiński i 18-letni Jojne Izraelewicz , i wszyscy trzej dopuścili się zniewolenia. Tak o głodzie przetrzymano dziewczynę 26 godzin, gdyż dopiero w sobotę o godzinie 9-ej wieczorem krewni jej po długich poszukiwaniach znaleźli ją tam. Adonisi nie chcieli drzwi otworzyć, a gdy krewni je wyłamali ratowali się ucieczką, jednak poznani zostali. Sprawą tą zajęły się władze i podjęły śledztwo. (GP, nr 8/1914 r.)

*

Nigdy jeszcze sala Domu Ludowego nie była tak przepełniona jak na odczycie w niedzielę ubiegłą. Nie tylko sala, ale i scena była zajęta przez słuchaczy, a bardzo dużo osób odeszło z niczym, zastawszy kasę już wyprzedaną. Do pewnego stopnia można było to przewidzieć, gdyż na mównicy miał stanąć wybitny prelegent i znany pisarz Andrzej Niemojewski. A mówił o Talmudzie, tej kwintesencji żydowskiej religii i narodowości (…). Tłumnie zebrana publiczność, gorąco oklaskiwała mówcę. Po skończonym odczycie przedstawiciele grupy robotników wręczyli p. Niemojewskiemu w kancelarii Towarzystwa Naukowego wieniec z napisem: „Polskiemu szermierzowi myśli niepodległej – wolnomyślni robotnicy Pabianic 15/III 1914”. (GP, nr 22/1914 r.)
Wikipedia.org - Andrzej Jan Niemojewski

*

W domu przy ul. Bóźnicznej, wybudowanym przez Gitmana Rotberga, został ślad po mezuzie. Mezuza to zwitek pergaminu z fragmentami Tory znajdujący się w pojemniku umieszczanym na zewnętrznej framudze drzwi, który przypomina o obowiązku stosowania nakazów i zakazów Tory.

Mipolin.pl

*

Przed II wojną światową w Pabianicach ukazała się publikacja Kol Torah, vol. 2 zawierająca list słynnego gaona Yosefa Rozena, znanego także jako Rogaczower, o czym wzmiankuje Reuven Chaim Klein w książce „God versus Gods …”, 2018. (…) R. Yosef Rozen (1858-1936), knowns as the Rogatchover Gaon, takes a different approach. In a letter published in Kol Torah, vol. 2 (Pabianice 1927), p.5, he writes that the Talmud reported Ahaz building a chair in the courtyard as a positive action for which Ahaz held some merits, thus allowing him to retain his position in the world to come. (…).

Wikipedia.org - Joseph Rosen

*

W 1999 roku ukazała się publikacja Romana Peski „Skazani na zagładę. Żydzi w Pabianicach 1794-1998”, która wkrótce trafiła do wielu bibliotek świata. Było to pierwsze (w formie książkowej) polskie wydawnictwo mówiące przede wszystkim o dziejach pabianickich Żydów. Spis treści obejmował rozdziały: Żydzi w Pabianicach, Okupacja, Getto, Marsz śmierci, Zagłada, Pozbierane okruchy, Pamięć, Aneksy – Z raportów wywiadu Armii Krajowej, Z materiałów Szarych Szeregów, Co pisały i piszą pabianickie gazety o Żydach.

Roman Peska: (…) Stosunki pomiędzy Polakami i Żydami układały się poprawnie. Nie miały tu miejsca tzw. pogromy czy inne krwawe zajścia. Nie oznacza to jednak, że zawsze i wszędzie panowała harmonia życia. Zdarzały się konflikty i bójki incydentalne, najczęściej inspirowane przez pojedyncze osoby o awanturniczym nastawieniu, po jednej i po drugiej stronie. Dość powszechną przyczyną konfliktów była nagminna skłonność niektórych Żydów do codziennych oszustw-kłamstw w stosunku do Polaków, nie tak często jak u Żydów. Bywało, że żydowska strona posądzana była o takie czy inne przewinienia, których w rzeczywistości nie było. Wywoływało to niepotrzebne, prowokowane konflikty. Nie brakowało konfliktów wypływających z zawiści w stosunku do bogacących się przez nielicznych i ubożenia przez zdecydowaną większość. Tak bywało wśród Żydów, Niemców i Polaków. (…)

Większość pabianickich Żydów, w szczególności biedota, zamieszkiwała w części miasta zwanej „Stare Miasto”, na obszarze objętym ulicami: ze wschodu – Bóźniczną i Kapliczną, z zachodu Batorego i Starym Rynkiem, z północy Garncarską i Konopną, a z południa – Piotra Skargi. Na tej przestrzeni mieszkała zdecydowana większość Żydów, która dobrowolnie wybrała tę część miasta, skupiając się tu we wspólnocie najprawdopodobniej ze względów tradycyjnych, może bezpieczeństwa, a może dyskryminacyjnej tradycji wyniesionej z Europy Zachodniej. Być może, wybór tej części miasta, powodowany był jeszcze innymi względami, jak np. bliskim sąsiedztwem rynku, miejsca handlu, w której to dziedzinie Żydzi byli niezastąpionymi mistrzami. Tu skupiała się sieć sklepów, kramów i zakładów usługowych.

Pewna niewielka część biedoty żydowskiej rozproszona była po całym mieście. Dzieliła się na różne stopnie biedy. W najgorszej sytuacji, na krawędzi nędzy, żyło wiele rodzin wielodzietnych, które z powodu np. choroby ojca nie były w stanie wyżywić i ubrać siebie – całą rodzinę. Pozostawało żebractwo i kradzież, prowadzone wśród Żydów, jak również wśród Polaków. Zjawisko to i jego skutki były powodem sporów, złości i niechęci do Żydów ze strony Polaków, a szczególnie tych biednych. Miało to również wpływ na wrogie stosunki wzajemne, kończące się nieraz odwetem w formie bójek, wybijania szyb, wywracania straganów.

Była również elita żydowskiego, w skład której wchodzili fabrykanci, inteligencja (prawnicy, lekarze i in.). Mało który spośród nich zamieszkiwał w żydowskiej dzielnicy na Starym Mieście. Najczęściej zamieszkiwali poza obrębem tej części miasta, na jego obrzeżach lub w centrum miasta, izolując się od większości żydowskiej (nie wszyscy). Wielu spośród nich miało swoje domy letniskowe w Kolumnie i Hucie Dłutowskiej, gdzie spędzali wolny czas od pracy i interesów, z całymi rodzinami. Najbardziej zamożna część Żydów-fabrykantów zamieszkiwała w ekskluzywnych pałacach, niedostępnych dla przeciętnego Żyda, jak również Polaka. Był to całkowicie inny świat, świat bogactwa i wielkich interesów, przypominający sobie czasem o biednych rodakach. (…)

Przekazując czytelnikom tę książkę poświęconą Żydom – obywatelom naszego miasta, zamordowanym przez hitlerowskich siepaczy, pragnę również zaproponować treść tablicy, która już dawno powinna świadczyć o naszej pamięci. Mam nadzieję, że niebawem zostanie odsłonięta w stosownym miejscu dawnego getta(proponuję miejsce na skwerku u zbiegu ulic Warszawskiej i Konstantynowskiej).

„Tu w tym miejscu 60 lat temu było getto, miejsce martyrologii 8000 Żydów-obywateli naszego miasta, zamordowanych w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem przez hitlerowskich zbrodniarzy. Cześć ich Pamięci! Mieszkańcy Pabianic 1999 r. Gdy ginie pamięć-mówią kamienie!”

Roman Peska

*

The following account was shared by the late Rabbi Yoel Frankenthal, a Holocaust survivor who went on to rebuild a full Jewish life in the Holy Land. Rabbi lived in Pabianice.

Z Pabianic pochodził rabin Yoel Frankenthal, który wspominał swoje życie w pabianickim getcie.

(…) Byliśmy grupką uczniów ze szkoły chasydzkiej rabina z Góry Kalwarii, mieszkających w pabianickim getcie. Spotykaliśmy się potajemnie na dachu kamienicy niedaleko rynku, żeby studiować Torę i modlić się. Chociaż brzuchy mieliśmy puste, to serca były pełne duchowego pokarmu.

Wiele osób wykonywało przymusową pracę na rzecz nazistów, ale my przebywaliśmy w naszej kryjówce, aby rozważać Torę i modlić się. Sadystyczni żołnierze uwielbiali dręczyć Żydów podczas ich przymusowej pracy, przechodzili samych siebie w wynajdywaniu nowych sposobów znęcania się nad Żydami.

Na przykład czerpali perwersyjną satysfakcję z poniżania osób sprzątających ulice. Żydzi poruszali się z dużymi miotłami na ramionach. To podsunęło mi pewien pomysł. Złapałem wielką miotłę i wczesnym rankiem, kiedy rozpoczynało się sprzątanie, szedłem do naszej kryjówki z miotłą na ramieniu. Raz po raz przystawałem, udając, że zamiatam, aż bezpiecznie docierałem do celu.

Nic nie trwa wiecznie, toteż zostaliśmy wykryci i przewiezieni do obozu pracy w Obornikach. W obozie pracowaliśmy od świtu do nocy, nie było tam miejsca na żadne nasze sztuczki. (When Chanukah Lasted 10 Days)

*

San Antonio Jewish Journal (wrzesień 2021 r.) opublikował wspomnienie o pochodzącej z Pabianic Ruth Reif.

Ruth urodziła się w żydowskiej rodzinie w Pabianicach. Wyrastała w tradycyjnym domu, gdzie mama wraz z siostrą, w każdy piątek, przygotowywała chałkę szabasową. Ojciec i jej brat szli w sobotni poranek do synagogi. Prowadzili dom koszerny i celebrowali wszystkie święta najlepiej jak potrafili. Chęć zapewnienia każdemu warunków do godnego obchodzenia szabasu czy innych świąt była bliska Ruth już od dzieciństwa. Widziała jak jej rodzice zapraszali kogoś będącego przejazdem w Pabianicach do domu na szabasowy obiad.

Gdy naziści najechali Polskę, los nie oszczędził jedenastoletniej Ruth, została oddzielona już na początku wojny od rodziców i rodzeństwa. Aż do wyzwolenia przeszła kilka obozów. W Niemczech spotkała swego przyszłego męża Felixa Reifa w ośrodku dla przesiedleńców. Kiedy wnuczęta pytały ją jak doszło do zakochania, odpowiadała żartobliwie: Było tam dwóch Felixów, ale wasz dziadek był najprzystojniejszy.

To właśnie w San Antonio Ruth i Felix zaangażowali się mocno w życie społeczności, przystępując do kongregacji Agudas Achim, zawiązali wiele wspominanych do dzisiaj przyjaźni. Kontynuując tradycję wywiedzioną z domu rodzinnego, Ruth gościła obcych ludzi podczas szabasu i innych świąt. Miała za sobą horror Holocaustu i nie mogła pogodzić się z myślą, że ktoś może był głodny i bez szans na właściwe spędzenie święta.

Gdy w 1992 r. Agudas przeniosła się bliżej jej miejsca zamieszkania, Ruth zadecydowała, że nadszedł stosowny czas, żeby w synagodze mogli zatrzymywać się ci, którzy nie mają gdzie się podziać w najważniejsze święto roku. Ruth dzięki hojności anonimowego donatora służyła aż do śmierci w 2001 roku pomocą osobom, które po okresie postu (break the fast) chciały świętować we wspólnocie. Córka Ruth, Lala wraz z donatorem kontynuują w jej imieniu chwalebną tradycję.

*

Andrzej Gramsz w opracowaniu „Dzieje Pabianic- kalendarium okresu okupacji 1939-1945” podaje: (…)

8 IX 1939 – W godzinach rannych od strony Rzgowa do Pabianic wjechał pierwszy patrol czołówki hitlerowskiej. Dwóch żołnierzy niemieckich na motocyklu uzbrojonych w karabin maszynowy zatrzymało się na rynku Starego Miasta. Zastrzelony wówczas został młody Żyd Fuks, który przechodził przez Stary Rynek. Do miasta wkroczyły pododdziały Wehrmachtu.

29 IX 1939 – Zgodnie z zarządzeniem władz okupacyjnych ustanowiono komisaryczne zarządy (Kommissarischer Verwalter) w pabianickich przedsiębiorstwach i instytucjach, których właścicielami byli Polacy lub Żydzi. Komisarzami najczęściej mianowano miejscowych Niemców.

10 X 1939 – Rozpoczęto akcję konfiskaty odbiorników radiowych, których właścicielami byli Żydzi i Polacy. Mieszkańcy zdawali radia do siedziby policji przy ulicy Gdańskiej 6. Od tej pory za posiadanie i słuchanie radia groziła kara śmierci. Zabroniono Żydom świętowania Nowego Roku i Sądnego dnia, świąt przypadających na 11 i 12 oraz 23 września.

14 XI 1939 – Prezydent regencji w Kaliszu Ubelhoer wydał rozporządzenie nakazujące noszenie opaski szerokości 10 cm koloru żółtego na prawym ramieniu bezpośrednio pod pachą oraz zakazał opuszczać miejsce zamieszkania w godzinach od 17 do 8. Za nieprzestrzeganie tego rozporządzenia groziła kara śmierci lub kara więzienia oraz kara pieniężna w nieograniczonej wysokości. Po pewnym czasie do nakazu noszenia opaski dodano nakaz noszenia na lewej piersi i lewej łopatce żółtej sześcioramiennej gwiazdy Dawida, na której nakazano zamieścić napis Jude (Żyd).

8 II 1940 – Na mocy zarządzenia prezydenta policji w Łodzi Johannesa Schafera w Pabianicach utworzono getto dla ludności żydowskiej. Getto powstało na terenie Starego Miasta, a jego granice określały ulice: od północy – Garncarska, Konopna i Młynarska, od wschodu – Kapliczna i Bóźnicza, od zachodu – Sobieskiego i Batorego, od południa – ulica Tuszyńska (obecnie ul. P. Skargi). Wewnątrz getta znalazły się ulice: Kościelna, Poprzeczna, Szewska, Majdany, Konstantynowska. Ulica Warszawska dzieliła getto na dwie części –północną i południową. Ośmiohektarowy obszar getta nie był ogrodzony, a getto miało charakter otwarty. Do getta przeniesiono wszystkich Żydów z Pabianic i okolicznych miejscowości. Brak jest danych o liczbie Żydów zamkniętych w getcie w chwili jego utworzenia. W grudniu 1940 roku w getcie przebywało około 8 tysięcy Żydów. Wstęp do getta był wzbroniony, a za jego opuszczenie groziła kara śmierci. Granic getta pilnowali wachmani i policjanci żydowscy z gwiazdami na piersiach i szerokimi żółtymi opaskami na rękawach. Policjanci regulowali również przejście przez ul. Warszawską. Komendantem getta z nadania landrata (starosty) został Niemiec Szpera. Nadzór sprawowali miejscowi gestapowcy – Hans Mayer i Teodor Kanwiszer. Utrzymaniem ładu i porządku, a także wykonywaniem wszelkich poleceń zajmowała się Rada Starszych Getta, której przewodniczył Rubinstein.

Z polecenia władz niemieckich, na terenie getta pabianickiego gmina żydowska założyła warsztaty wytwórcze, zwane wspólnotami gospodarczymi. Większość Żydów zdolnych do pracy zatrudniano w branży odzieżowej, bieliźniarskiej, szewskiej, meblarskiej oraz w firmach „Kelle” i „Guenther u. Schwartz”, a także w warsztatach w Kolumnie koło Łasku. Niektórzy żydowscy rzemieślnicy mieli możliwość pracy we własnych mieszkaniach na zlecenie instytucji i osób prywatnych z tzw. aryjskiej części miasta.

I 1942 – W getcie pabianickim na czele utworzonej przez Niemców Altestenrat der Juden (Żydowska Rada Starszych) z siedzibą przy Warschaerstrasse 24 (obecnie ul. Warszawska) stanął prezes Goldblum.

IV 1942 r. – Żydów z getta w Pabianicach poddano badaniom lekarskim, po których ostemplowano ich bezpośrednio na ciele literami A (zdolny do pracy) i B (niezdolny). Litery te były wyrokiem śmierci (B) lub przedłużeniem męki (A). Dzieci żydowskie do lat 10 ostemplowano literą B.

V 1942 – Na początku miesiąca, tuż przed likwidacją pabianickiego getta, około 500 Żydów z tzw. kategorią A wywieziono do Norwegii, a kilkudziesięciu do getta w Bełchatowie.

16 V 1942 - W sobotę około godziny 16 getto w Pabianicach zostało otoczone oddziałami Sturm-Abteilung i policji. Rozpoczęto likwidację getta. Żydów, którym pozwolono zabrać jedynie niewielki podręczny bagaż, zgromadzono na ulicy Konstantynowskiej , skąd ulicami: Warszawską, Zamkową, Skromną (obecnie ul. Wyszyńskiego) i Augusty (obecnie u. Broniewskiego) doprowadzano ich na stadion Towarzystwa Sportowego „Krusche i Ender”. Oficjalnie ogłoszono, że gromadzi się Żydów na stadionie, w celu przeprowadzenia spisu ludności. Szef wywiadu ogólnego pabianickiej Armii Krajowej ppor. „Piotr Baryka” tak raportował w dniu 16 maja 1942 roku: „Długim szeregiem szli … bici i poniewierani… Tragicznie wyglądali w tym orszaku starcy i ciężko chorzy … jak również matki dźwigające dzieci”.

17 V 1942 – O świcie przybył tramwajem na Bałucki Rynek w Łodzi pierwszy transport Żydów z Pabianic. Kolejne transporty tramwajowe miały miejsce w nocy z 17 na 18 maja i przez cały dzień 18 maja. Przybyłych do łódzkiego getta Żydów z Pabianic umieszczano w domach, które kilkanaście dni wcześniej opuściło blisko 11 tysięcy niemieckich i czeskich Żydów wywiezionych do obozu zagłady. Przy ulicy Masarskiej 22 ulokowano 1082 kobiety z Pabianic. „(…) w każdym pokoju, w każdym kącie widać matki, siostry, babcie wstrząsane łkaniem, cicho zawodzące po swych małych dzieciach. Wszystkie one do dziesiątego roku życia wysłano w nieznanym kierunku(…)”.

18 V 1942 – Hitlerowcy likwidowali żydowski szpital na terenie getta w Pabianicach. Chorych, kaleki i umierających z głodu wyrzucano z okien piętrowego szpitala. Zginęło wówczas około 200 osób. Obowiązywał pośpiech, gdyż na tę akcję hitlerowcy mieli tylko pół godziny.

Żydów zgromadzonych na stadionie „Krusche i Ender” poddano segregacji. Oto co napisał w swoim raporcie zastępca komendanta Szarych szeregów w Pabianicach, który obserwował z ukrycia rozwój wypadków: „(…) widziałem jak zajechała limuzyna, z której wysiadł major policji Sudau w otoczeniu kilku wyższych osobistości z miasta Pabianic. Weszli oni na wał okalający boisko z minami władców i patrzyli z pogardą na zgrupowanych tam Żydów. Dziwnie uroczystą ciszę przerywały tylko okrzyki mundurowych, a w ślad za tym wrzaski bitych ofiar. Przeprowadzono segregację, rozdzielano ojców od rodzin, matki od dzieci, według uprzednio poczynionych kryteriów. Utworzone grupy przepuszczano przez wysokie przejście prowadzące na środek boiska. Przy przejściu tym stało kilku żandarmów, którzy znów, nie wiadomo który raz z kolei, wymierzali skrupulatnie każdemu przechodzącemu, nie wyłączając starców i kobiet, porcję kijów przez plecy, głowę, gdzie popadło. Niemowlęta odebrane matkom jak śmieci rzucano do rowu”. Kilku starców zastrzelono na stadionie, a jedyny lekarz żydowski dr Świder podczas formowania ostatniego transportu popełnił samobójstwo, zażywając truciznę. Po zakończonej segregacji Żydzi ze stemplem B, a więc dzieci do lat 10 oraz starcy i chorzy – łącznie około 4000 osób – zostali wyprowadzeni w kolumnie marszowej do bydlęcych wagonów, ustawionych na bocznicy obok młyna „Spójnia”, i wysłani koleją do obozu w Chełmnie nad rzeką Ner (koło 12 km na południowy wschód od Koła). Tam wszystkich mordowano spalinami, w specjalnie skonstruowanych do tego celu trzech samochodach. Znany jest przypadek Żyda Finkelsztajna z Pabianic, który jako jeden z nielicznych został zabity podczas próby ucieczki z obozu w Chełmnie. Czym był obóz zagłady w Chełmnie wiadomo, bowiem dokumentacja zbrodni hitlerowskich dokonanych w Polsce jest bogata. Przytoczę jednak treść notatki sporządzonej przez Żyda, którą odnaleziono w ubraniu podczas dezynfekcji w zakładach Kindlera w Pabianicach przy ul. Zamkowej.

„Dnia 2.04.1943 r. Kartka ta pisana jest przez ludzi tych którzy mają do życia zaledwie kilka godzin. Kto tę kartkę przeczyta tródno mu będzie do wiary! Czy to jest prawda czy też nie. Otóż jest to prawdą tragiczną, bo w tej miejscowości znajdują się Wasi bracia i siostry, którzy także zginęli tą samą śmiercią! Jest to miejscowość, która nazywa się Koło. W odległości 12 km tego danego miasta znajduje się ta rzeźnia ludzi. My zaś pracowaliśmy jako rzemieślnicy. Pomiędzy nami byli krawcy, kamasznicy i szewcy. Rzemieślników było 17-torga ludzi. Otóż mogę wam podać nazwiska tych ludzi (w oryginale wymieniono 17 nazwisk Żydów z Włocławka, Brzezin, Łęczycy, Kutna, Kalisza i Łodzi)”.

Wszystkich mieszkańców getta, których uznano za nadających się do pracy, przewieziono do getta w Łodzi. Prawie wszyscy zginęli.

V 1942 – Po likwidacji getta w Pabianicach funkcjonował tu jeszcze przez kilka miesięcy obóz pracy podległy Gettoverwaltung Litzmannstadt. W obozie tym, pod kierownictwem Niemca Seiferta, pracowało 186 Żydów. Zajmowali się oni zabezpieczeniem i segregacją pozostałego w getcie mienia, z którego część sprzedano miejscowym Niemcom, część wywieziono do centrali w Łodzi, a resztę przerobiono na miejscu, między innymi w warsztatach produkcji kołder.

11 VIII 1942 – Został zlikwidowany obóz pracy na terenie getta w Pabianicach. Żydów z obozu wywieziono do getta w Łodzi.

IV 1943 – W powstańczych walkach w getcie warszawskim zginął Jerzy Szaja, członek grupy dowódczej powstania. W latach 30. był kolarzem PTC, kierownikiem sekcji kolarskiej i członkiem zarządu Towarzystwa. Pośmiertnie (już w latach powojennych) uhonorowany został Złotą Odznaką Polskiego Związku Kolarskiego.

Ghetto in Pabianice

*

Pochodzący z Pabianic Szymon Srebrnik jako jeden z niewielu uniknął zagłady w Chełmnie nad Nerem.

W 1998 roku Ada Holtzman(badaczka Holocaustu) otrzymała wiadomość od Simona Srebrnego, który pisał: (…) I know that Szymon Srebrny or Srebrnik and Mordechai Podchlebnik were the only two people to survive Chełmno. According to Nachman Blumental Szymon’s family name is Srebrny. The same holds for Lucjan Dobroszycki. But in the film Shoah by Claude Lanzman, Szymon is called Srebrnik. Do you know what his name really is and if he is alive (he lives or lived in Tel Aviv). I think he is from Pabianice, and we did have Srebrny relatives there before the war. I have no idea what became of them. (…)

Przyjmuje się, że z Chełmna uciekli: Michał Podchlebnik i Yacov Griwanowski – styczeń 1942 oraz Mordechai Zurawski i Szymon Srebrnik – styczeń 1945. Srebrnik jako naoczny świadek zbrodni zeznawał na procesach nazistów w Polsce i Izraelu.

In the night of 17 January 1945, the Germans executed all the 47 prisoners who were left, they transported them by groups of five, from the cellar where they lived and shot them. But two out of the doomed, miraculously survived; they were wounded but managed to escape from the Germans, and two days later the Russian Red Army entered the region and saved them. The two survivors are Mordechai Zurawski and Szimon Srebrnik.

On July 1945, both of them testified to the Polish committee headed by the Judge Wladislaw Bednaj, which investigated the crimes of Germans in Chełmno, and in time, they testified also in the Eichaman trial in Jerusalem. (The Testimonies of the Last Prisoners in the Death Camp Chelmno)

Pabianicki Sztetl

*

Pabianickie wątki żydowskie odnajdujemy także w powieści Łukasza Barysa „Kości, które nosisz w kieszeni” (Paszport „Polityki” w kategorii literatura 2021 r.)

(…) Czasami odwiedzałam Klaudię po szkole, szłam za nią na tę starówkę i pakowałam się na podwórko kamienicy oraz ciemną klatkę pokrytą malunkami wilgoci, które tworzyły naścienne ornamenty pełne ukrytych znaczeń. Po zbutwiałych schodach wchodziłyśmy na piętro i Klaudia otwierała drzwi. „Tu nikt prawie nie mieszka” – mówiła. „Wszyscy umarli albo nie wiem, wyprowadzili się na Śląsk”. Gdy mijałam puste mieszkania, to starałam się przystawiać ucho do drzwi, ale Klaudia mnie odciągała, bo była zazdrosna nawet o to, co puste. Otwierała drzwi, rzucała kurtkę na parapet i szła usiąść przed telewizorem na łóżku tatusia. Strasznie u nich śmierdziało: papierosami, starym żarciem, kwaśnym potem i taką biedą, którą nawet trudno nazwać, ale łatwo poczuć – w brudnym kranie, tanich meblach, skrzypiącym łóżku i kurzu. Nie mieli kibla, Klaudia musiała srać na dworze – drewniane wychodki stały w głębi podwórka . (…)

Po trzech papierosach zrobiło mi się niedobrze – brzuch miałam ciężki, a ręce bardzo lekkie – coś mi się cofnęło, ale wszystko wokół widziałam bardzo wyraźnie – ze ściany naprzeciwko odpadła większość tynku i pokazały się pomarańczowe ząbki cegieł.

- Żydowskie – powiedziała na to Klaudia.

Wzruszyłam ramionami.

- Serio?

- No, naprawdę, mieli tu getto. A potem Hitler ich spalił.

Nic o tym nie wiedziałam. Bo niby skąd? To znaczy wiedziałam oczywiście o Holocauście, że Żydzi do gazu i Halt, Raus, Raus, Raus, Hӓnde hoch! W Auschwitz, Oświęcimiu i tak dalej, ale nie zdawałam sobie sprawy, że oni – Żydzi – mieli tu getto. Co prawda, Wacia opowiadała mi o Dorze i Kafce, ale teraz mi to umknęło, bo ani Dora, ani Kafka, tak pełni życia, nie kojarzyli mi się tak naprawdę z tą kamienicą obrośniętą pustką.

- I nie przeszkadza ci to? – zagadnęłam.

- Duchów tu nie ma.

- Szkoda.

Uniosła nieco brwi.

- Mieli te śmieszne bródki i takie złamane nosy.

Potem oglądałyśmy Trudne sprawy. Zastanawiałam się, czy babcia znała jakieś Żydówki. Nie widziałam się z nią od dawna. Klaudia oznajmiła, że większość z nich (pabianickich Żydów) pracowała w zakładach włókienniczych i właściwie to codziennie musieli uciekać śmierci spod ogona, chorowali i tracili palce, ale mieli też wykształciuchów i nawet fabrykantów do wyzysku. Zrobiło się bardzo późno i musiałam wracać do domu. Na klatce nie świeciłam sobie latarką (nie działało światło), tylko podchodziłam ludziom pod drzwi i próbowałam zgadnąć, czy ktoś za nimi mieszka i czy mieszkali za nimi spaleni na proszek Żydzi. Jednak odpowiadała mi wyłącznie pustka – kapiąca z kranu i kamienna. Tam w środku nikt nie mieszkał – zaledwie pustka po życiu, które zamieciono miotełką historii. Na podwórku stało kilku chłopaków i dziwnie się na mnie patrzyli. Chciałam im uciec, zawołać, że są debilami, bo piszą na murach „Żydzew do gazu”, ale nie wiedziałam, czy to na pewno oni. Starówka zdawała się zamurowana, kamienna i pełna kocich łbów. Ludzie szczelnie zamknęli okna. Szłam powoli, od ulicy odchodziły inne, ciemne, kocie, drewniane ulice. W świetle rzucanym przez sklepową żarówkę przed witryną stało dziecko – i miałam wrażenie, że znalazłam baśniowego Żyda, ale to było tylko złudzenie optyczne. (…)

Namówiłam Klaudię, byśmy poszły do kirkutu (ona nauczyła mnie tego słowa), ulokowanego dość blisko szkoły, ale bardzo daleko od starówki. Otoczony murem z drutem kolczastym graniczył z parkingami i kotłownią – żeby się dostać do środka, musiałyśmy przeskoczyć furtkę, którą zamknięto na kłódkę. Nikt tu w ogóle nie przychodził i wszystko było strasznie zaniedbane, zarośnięte i spękane. Niemieccy fabrykanci mieli eleganckie ogródki, Żydzi nikogo nie obchodzili. Między grobami rosło pełno zielska, a same napisy były niemożliwe do odczytania, choć przecież i tak nie znałam hebrajskiego. Na kamieniach nagrobnych leżały inne kamienie – małe, kanciaste, dziwne. Chciałam posprzątać, zrzucić kamienie na ziemię, ale Klaudia mi nie pozwoliła. „To dla kości” – powiedziała. Usiadłam przy którymś z grobów i zaczęłam wiercić ziemię palcem. Wiedziałam, że niczego nie dosięgnę, ale tęskniłam za prawdą, która może by ć kością albo zwierzęciem.

- Wiesz – Klaudia w końcu się odezwała – że Adrian przeleciał tu Iwonę?

Iwona chodziła z nami do klasy. Była to taka zahukana, ale bardzo ładna dziewczyna (…).

Bawiłam się trawą, piaskiem i rzucałam krótkie, przestraszone spojrzenia ku drutom kolczastym, które obwiązano wzdłuż płotu. Ubzdurałam sobie, że będę musiała tu zostać – że się postarzeję na cmentarzu żydowskim i nikt nie zauważy, że zostałam w dzieciństwie ochrzczona. Postanowiłam to wszystko przedstawić na religii katechetce, ale wiedziałam, że ona mnie nie zrozumie. „Chodzisz do kościoła, to potępiasz innych” – powiedziałam sobie. Na terenie getta, na starówce, nieopodal kamienicy Klaudii stał teraz kościół i przedszkole sióstr, które czasami widywałam na mieście razem z dziećmi. Szły sobie, w czarnych kornetach, podobne do długopisów z czarnym wkładem, a między nimi tłoczyły się kolorowe kuleczki – tłuste dzieci, które zapisano do przedszkola na indoktrynację. Ale czy te zakonnice mówiły dzieciom, że kościół stoi na terenie getta? I że cokolwiek zrobisz, będzie złe i bolesne? Siedziałam na ziemi, zdawała się sucha, ale w dupę wbijały się żołędzie. Na cmentarzu żydowskim w ogóle nie było duchów – ani żywego ducha między pomnikami i napisami w dziwnym żydowskim języku. Znudziło mi się to bezduszne siedzenie i Klaudii również. A przecież miałam tu, przed sobą, koleżanki babci, prababci – ich matki, ich babki. A także dzieci – pod kamieniami, na których wyrysowano słowiczki. Takie dzieci, co się widzi czasami w mieście i zastanawia, kim są i czego odbiciem. Ale nawet one stąd zniknęły – wyparowały jak sąsiedzi z kamienicy Klaudii. Albo może wciąż tu były, ale nie miały sił się ukazać? I parowały sobie tuż nad ziemią, umarłe, ale żywe, zamęczone, zastrzelone, podziurkowane – poruszały żołędziami i dusiły polskie koty, bo im przypominały o donosach swoim widzeniem zmarłych na wylot? Zrobiło mi się zimno, potem ciepło. (…)

Macałam żołędzie i zamykałam nad nimi ziemię. Chciałam, żeby wyrosły na wielkie drzewa i żeby te drzewa puściły między groby korzenie, wbiły się pod zmarłych i przywróciły ich do życia, ale tak naprawdę, za pomocą dębowych soków. Choć wiedziałam, że to niemożliwe i tępe. Klaudia usiadła na brzegu pomnika i zaczęła sobie śpiewać pod nosem. „Gdy Abram był w pieluszkach, już miał zdolności w nóżkach, już mamka, choć chamka, ceniła dryg Abramka i wyrósł na fircyka, co wciąż nogami fika …”.

Grzebałam i grzebałam, ale żadnych kości nie znalazłam – także one zniknęły. A potem wróciłyśmy do domów.

*

Dagens Nyheter (12.10.2013 r.) zamieścił sylwetki ocalonych, którzy mieszkają w Szwecji, wśród nich znalazła się Fela Skog z Pabianic.

Fela Skog (94 lata) siedzi naprzeciwko fotografa Mikaela Janssona. Gestykulując mówi: esesmanka siedziała w taki sam sposób na wprost mnie, kiedy przybyłam do Auschwitz. Podciąga rękaw i pokazuje wytatuowane numery na przedramieniu. Unosi rękę i wykonuje gwałtowny ruch. Demonstruje jak igła paliła i cięła skórę, wtedy prawie zemdlała. Odtąd nosi numer: 57235.

W Szwecji nie ma zbyt wiele osób, które mogłyby opowiedzieć o tamtych czasach. Fela Skog jest jedną z nich. Opowieść jest rezultatem współpracy z fotografem Mikaelem Janssonem, którego unikalny projekt obejmuje sfilmowane świadectwa 97 mieszkańców Szwecji, ocalałych z Holocaustu.

Fela Skog

Urodzona : 20 XII 1923 w Pabianicach

Obozy: Auschwitz-Birkenau, Ravensbrὕck, Malchow

Wyzwolona: kwiecień 1945

W Szwecji: 28 kwietnia 1945

W Malchow pracowałyśmy na zewnątrz i to było normalne, ale byłyśmy gotowe umrzeć. Ogrodzenie było pod prądem i wiele osób szło na druty. Często myślałam, że najlepszym rozwiązaniem jest śmierć. Straszne, ale Auschwitz był najgorszy. Nigdy nie mówiłam mężowi ani dzieciom o moich przejściach. Tego nie można opowiedzieć, bo to jest wprost nie do uwierzenia. Nie myślę o tym, ale gdy jestem sama i robię się coraz starsza, to wszystko powraca. Miewam nocne koszmary, wydaje mi się, że zaraz dostanę się w ręce gestapowców. Noce mnie dobijają. Mam środki uspokajające, ale one nie pomagają. Moja starsza siostra umierała na moich oczach. Nie płakałam, ja jej zazdrościłam.

*

Raz po raz znajdujemy informacje o urodzonych w Pabianicach osobach, które przetrwały Holocaust. W publikacji Intermountain Jewish News (24.09.2020 r.) możemy przeczytać o Fay Finkelstein.

„Fay Finkelstein, ocalała z Holocaustu wieloletnia pracownica Star Bakery i Shwayder Brothers, odeszła 16 czerwca 2020 roku w Denver. Uroczystościom pogrzebowym na Rose Hill Cemetary przewodził rabin Yaakov Chaitovski wraz z kantorem Martinem Goldsteinem. Za stronę organizacyjną odpowiadała firma pogrzebowa Feldman Mortuary.

- Fay pomagała każdemu ocalałemu, który się do niej zwrócił o pomoc – wspominała rodzina. – Zrobiłaby wszystko, aby pomóc człowiekowi w potrzebie. Nie oczekiwała żadnej zapłaty za swoją życzliwość.

Mrs. Finkelstein urodziła się 15 lutego 1929 r. w Pabianicach, Polska. Z łódzkiego getta została wysłana do Auschwitz i Bergen-Belsen. W obozie dla przesiedleńców spotkała przyszłego męża Jacka Finkelsteina, pobrali się 16 lipca 1947 r. we Frankfurcie, Niemcy. Wraz z córką – Lili przyjechali do Denver w 1949 r. Po pracy w piekarni pani Finkelstein pomagała mężowi w prowadzeniu różnych biznesów, aż w końcu zajęła się całkowicie gospodarstwem domowym.

Mr. Finkelstein odszedł 28 listopada 1981 r. Pani Finkelstein – zdaniem rodziny – cieszyła się opinią najlepszej kucharki i gospodyni w okolicy. Nikt nie oparł się jej siekanej wątróbce i cholentowi. Wszystkie święta rodzina spędzała u niej w domu.

Fay Finkelstein pozostawiła córkę – Lili Weiner, synową Fay Finkelstein, wnuczęta: Jodi (Steve Karsh) Weiner , Amy (Tal) Diamant, Mindy (Ed) Aaron, Kalee Finkelstein i Kelsey Wilson oraz prawnuków: Jack, Scarlett, Jett i Gunner Wilson.

22 sierpnia 2013 r. zmarł jej syn – Michael (Mike) Finkelstein”.

*

The View (zima 2021 r.) – pismo uniwersytetu Bellevue w Omaha zaprezentowało Miltona i Marshę Kleinbergów, sponsorów społeczności akademickiej. Milton (Mendel Dawidowicz) pochodzi z Pabianic (mieszkał przy ulicy Kościelnej), wraz z rodzicami, uciekającymi przed nazistami, dostał się do Związku Radzieckiego. Przebywał w Archangielsku i Samarkandzie. W USA utworzył firmę ubezpieczeniową dla emerytów Senior Market Sales, która w najlepszym okresie zatrudniała 65 tysięcy agentów w całym kraju. Kleinberg wydał książkę „Chleb lub śmierć”, która stała się obowiązkową lekturą dla młodych ludzi uczących się o Holokauście.

Born Mendel Dawidowicz in Pabianice, Poland, Milton and his family were caught up in the torrent of World War II, narrowly escaping the Nazi genocide after Germany invaded Poland on Sptember 1, 1939. They spent the war years in Arkhangelsk, a Soviet forced-labor camp in Russia, and Samarkanda, Uzbekistan, in Central Asia.

During the war, Milton’s biological father abandoned family, and his two younger brothers, Hershel and Velvel, died from the harsh conditions, disease and malnutrition. By the time 9-year –old Mendel and his mother, Fajga Dawidowicz, returned to Pabianice in 1945, six milion Poles were dead. Most were civilians, including three milion of the country’s 3,3 million Jews, many dying in Nazi extermination and work camps.

„All our relatives who had remained in Pabianice perished… It was as though the slate had been wiped clean of Jews. There was not a recognizable Jewish face”. Milton recalled „and we were not completely welcome”. (O przyjeździe do Pabianic w 1945 r.: Wszyscy nasi krewni, którzy pozostali w Pabianicach zostali unicestwieni… tak jakby wymazano Żydów. Nie można było zobaczyć żydowskiej twarzy. Poza tym nie spotkaliśmy się do końca z dobrym przyjęciem).

Mendel and Fajga spent several years in post-war displaced person camps, during which she divorced her first husband, eventually meeting Aron Kleinberg a Polish Jew who also had spent the war in Soviet work camps, losing his wife and two daughters Basha and Golda . They emigrated to the U.S. in Spring 1951 when Mendel was 14. They settled in Milwaukee, where their son Eugene was born. „We are all thats left", Aron prayed during his new family’s first Passover meal in the U.S., determined they would put the past behind them and go forward.

With help from a dedicated Polish-American tutor and other teachers. Mendel learned English and got up to speed in high school, excelling in athletics and learning B+ average with high Marks in math. He decided to change his name to Milton Mendel Kleinberg and fokus on the future. „I wanted to be good at something. I wanted to be successful”, he recalled. At school convocation presentation on by Olympic Decathlon gold medalist Bob Mathias helped inspire Milton’s career and life motto: „Successful people do those things that failures refuse to do”.

After high school, Milton joined in the U.S. Army in 1955, serving in Korea. He and Marsha met when he was on a furlough. A year after being honorably discharged from the military in 1958. He became a naturalized American citizen. After factory work, house painting, running a small business, working in a lumberyard and direct sales jobs, Milton tried the insurance business at a small Milwaukee agency in 1964, later landing a sales position with Prudential. With vestiges of fascism emerging on American soil, Milton helped to organize concerned Jewish Citizens of Wisconsin, proactively countering anti-Semite demonstrations there and in Illinois. Along the way , the Kleinbergs who married in 1960 became „educators”, cohosting a weekly Milwaukee radio broadcast about their Jewish heritage and community news and events. Marsha earned bachelor’s and master’s degrees in speech pathology and Milwaukee Public Schools for many years. She eventualy left speech pathology to assist her husband, working as office manager of their growing insurance agency.

Milton, who did not earn a collage degree, has consulted Congress and industry leaders on insurance and healthcare issues. He also has spearheaded humanitarian efforts to combat anti-semitism and promote tolerance and education programs to shed light on the Holocaust.

In 2008 interested in learning more about his family, Milton reached out to half-siblings born to his biological father, Chaskiel Dawidowicz, and Dawidowicz’s secondo wife, Zlata. Both now deceased, they had emigrated to Israel after the war and eventually had four daughters and two sons, the youngest of whom disappeared in an Israeli hospital at one year of age.

Bellevue University and its students are not the only beneficiaries of the Kleinbergs’ generosity. Throughout their marriage of 60 years and counting, the Kleinbergs have leveraged their business success to benefit people, causes and organizations like the Jewish Federation of Omaha, Chabad House of Nebraska, The Salvation Army, Beth Israel Synagogue, the Omaha Public Library and the Omaha Food Bank.

Milton and Marsh Kleinberg’s daughter Cindy lives in Israel with her husband, six children, and 16 grandchildren. Their son, Hershel, lives with his wife in Virginia, where he has a satellite office for Senior Market Sales. At 84, Milton continues to tell his family’s story in schools, college and other venues including SMS corporate website, often in colaboration with the non profit Institute for Holocaust Education.

*

Z Pabianicami byli związani także rabini Mordechai Jerozolimski i Emanuel Weltfried.

Rabbi Mordechai Jerozolimski of Pabianice

Emanuel Weltfried - Autograph Letter Signed

*

W Życiu Pabianic (nr 38/1989 r.) pojawiło się „Podziękowanie z Izraela”.

Niedawno kosztem 6 milionów złotych uporządkowano zdewastowany w znacznym stopniu cmentarz żydowski przy ulicy Karolewskiej. Spotkało się to z dużym uznaniem nie tylko Kongregacji Wyznania Mojżeszowego w Łodzi, ale także Związku Żydów Pabianickich w Izraelu. W imieniu tego Związku podziękowania z Izraela nadesłał były mieszkaniec naszego miasta Ben Jaakow Jechezkiel. Oto treść tego podziękowania.

„Wielmożny Panie Prezydencie, w odpowiedzi na pański list w sprawie cmentarza żydowskiego na terenie miasta Pabianic pragniemy niniejszym wyrazić nasze głębokie uczucia podzięki. Jesteśmy ogromnie wdzięczni za tak szybkie wykonanie remontu na cmentarzu łącznie z wymianą ogrodzenia.

Prosimy przyjąć nasze jak najszczersze podziękowanie , jak również życzenia pomyślności dla całego miasta”. (now.)

*

Pabianiczanka Lidia Zessin-Jurek jest współautorką nowatorskiej pracy „Syberiada Żydów polskich: losy uchodźców z zagłady”. Po raz pierwszy badaczka zajęła się losami Żydów, którzy uciekli do Kraju Rad (ZSRR) przed zbrodniczymi nazistami. Wśród żydowskich uciekinierów były dziesiątki pabianiczan, m. in. Milton Kleideman, Moshe Bairach. W literaturze wspomnieniowej napotykamy o nich wzmianki. Na przykład Mojsheh Grosman „In the Enchanted Land: My Seven Years in Soviet Russia”: „(…) It was hard to get used to the noise of the twenty mechanical looms and twenty handlooms. Only women and a few old Uzbeks worked at them. The four men in the workshops were the two Pabianice lads Velvet and Hershel who were known here as Volodia and German”. Wiele zapisów wideo (oral history interview) znajduje się na stronie US Holocaust Memorial Museum, m. in. interesująca wypowiedź Bernarda Beniamina Brocławskiego z Pabianic, który pracował na Syberii i siedział w więzieniu za „aktywność kontrrewolucyjną”.

Lidia Jurek ukończyła II LO w Pabianicach, w 2010 r. uzyskała doktorat w European University Institute we Florencji, obecnie pracuje w Czeskiej Akademii Nauk w Pradze.

Syberiada Żydów polskich: losy uchodźców z zagłady

*

Chava Rosenfarb „Bociany. Opowieść o szetlu”, 2021: (…) Od jakiegoś czasu u stóp Białej Góry za Bocianami budowano fabrykę. Mówiono, że Niemcy aż z miasteczka Pabianice, które znajduje się nieopodal wielkiego miasta Łódź, weszli w spółkę z synem dziedzica i że w fabryce będą pracować parobkowie dziedzica i okoliczni chłopi. Dlatego też Żydzi z miasteczka nie bardzo interesowali się budową. Kiedy fabrykę ukończono, okazało się, że będzie w niej wyrabiany plusz, a jej gospodarze to dobrzy ludzie, którzy nie robią różnicy między Żydami i gojami. Więc pewna liczba dzieci żydowskich rzemieślników, a także zwykli biedacy, poszli tam do pracy – w tym również Binele. (…)

*

Leszek Ramisz napisał artykuł „Pabianiccy Żydzi. W 49. rocznicę tragedii”, który ukazał się w Gazecie Pabianickiej 16 maja 1991 roku.

Dokładnie przed 49 laty, rozegrała się tragedia pabianickich Żydów. 16 maja 1942 roku uległo likwidacji getto. Jego mieszkańców wyprowadzono z domów, przeprowadzono tragicznym pochodem przez główną ulicę Pabianic i wywieziono na zagładę.

W związku z tą tragiczną rocznicą przypominamy w lapidarnym skrócie historię Żydów w naszym mieście.

W czasach, kiedy Pabianice były własnością kapituły krakowskiej Żydom nie było wolno osiedlać się ani w mieście, ani w żadnej innej miejscowości należącej do majątku kapitulnego. Kres tej dyskryminacji rasowej położył II rozbiór Polski, kiedy to Pabianice znalazły się od stycznia 1793 r. pod okupacją pruską. Liberalna pod względem wyznaniowym polityka rządu pruskiego pozwalała Żydom osiedlać się bez ograniczeń terenowych. Pierwsi Żydzi przybyli do Pabianic w 1794 r. w liczbie 15 osób. Nie dysponujemy statystyką, która obejmowałaby ciągłość zjawisk demograficznych w XIX-wiecznych Pabianicach; zachowały się jedynie dane fragmentaryczne, z których dla zobrazowania trendu zachodzących zmian podamy tylko kilka:

1794 -15 osób,

1827 - 134 osoby,

1863 - 953 osoby,

1888 - 2900 osób,

1913 - 9558 osób,

1931 – 8177 osób – wg powszechnego spisu ludności, co stanowiło 17,9 procent ogółu mieszkańców.

Od 1794 do 1836 r. pabianiccy Żydzi należeli do dużego kahału w Łasku, który nie będąc miastem kapitulnym nie stosował zasad apartheidu. W 1836 Żydzi w Pabianicach, a było ich wtedy ponad 50 rodzin, stworzyli własną gminę wyznaniową.

W 1847 r. pabianicki kahał wystawił przy dzisiejszej ulicy Fornalskiej (teraz Bóźniczna) drewnianą synagogę. Od tego czasu aż do wybuchu II wojny ulica ta nazywała się Bóźniczna. Kiedy budynek zaczął się po pewnym czasie chylić ku upadkowi, dozór bóźniczy wystawił w 1880 r. ze składek gminy nową murowaną synagogę, w stylu klasycystycznym. Stanęło ona na miejscu poprzedniej. Piękny ten budynek przetrwał aż do II wojny. W październiku 1939 zniszczyło go szaleństwo rasistowskiej ideologii. Ruina ze zdemolowanym wnętrzem i dziurawym dachem dotrwała aż do drugiej połowy lat 50., kiedy to decyzją władz miejskich została całkowicie rozebrana. A szkoda. Wystarczy popatrzeć na pobliski Piotrków, gdzie rozsądniej myślące władze kazały nie mniej zrujnowaną synagogę odbudować, urządzając w niej piękną bibliotekę publiczną.

Pomimo braku oficjalnego zakazu osiedlania się w mieście równouprawnienie Żydów z ludnością chrześcijańską nie było zupełne. W czasach Królestwa Polskiego, a więc po 1815 r., osiedlali się oni w przeznaczonym dla rewirze w ciasnych uliczkach Starego Miasta. Od 1884 r., kiedy weszły w życie nowe przepisy dotyczące osiedlania się Żydów, wolno im było – po udowodnieniu odpowiednich kwalifikacji i uzyskaniu zgody władz miejskich – osiedlać się poza wyznaczonym rewirem. W Pabianicach dotyczyło to powstałego po 1823 r. Nowego Miasta. Ograniczenia te zostały całkowicie zniesione po 1860 r., kiedy nowy akt prawny carskiej Rosji dał Żydom pełne równouprawnienie z innymi narodowościami i wyznaniami.

Nie wiemy, kiedy powstała w Pabianicach szkoła dla dzieci żydowskich. Wiadomo tylko, że od 1846 r. płacili pabianiccy Żydzi opłatę szkolną na równi z ludnością chrześcijańską i że w 1864 r. istniała 2-klasowa szkoła katolicka i mojżeszowa. Uczyło w niej 2 nauczycieli, z których jeden był Żydem, a 10 procent uczęszczających do niej wtedy uczniów było wyznania mojżeszowego. Odrębna szkoła żydowska zorganizowana została w ostatniej ćwiartce XIX w. i przetrwała do końca czerwca 1939 r. W latach 30. mieściła się przy ul. Kaplicznej 8.

Nie wiemy także kiedy powstał cmentarz żydowski. Teren, na którym on się znajduje włączony został w granice miasta dopiero w 1921 r., ale cmentarz – jak to wynika z nielicznych nagrobków w języku polskim – istniał już w XIX w. Trudno sobie zresztą wyobrazić, aby gmina, która od 1836 r. stała się samodzielna nie zadbała o miejsce pochówku. Ale są to tylko spekulacje; dokumentów brak. Cmentarz spełniał swoją funkcję do maja 1942 r., tj. do chwili likwidacji pabianickiego getta. W latach powojennych został najpierw brutalnie zdewastowany (poprzewracano dużą ilość nagrobków, a nawet rozkopywano groby), a potem jesienią 1966 r. oficjalnie zamknięty . Dopiero w 1989 r. staraniem Żydów pabianiczan na emigracji cmentarz uporządkowano, ratując to, co jeszcze dało się uratować, odbudowano ogrodzenie, zamknięto wejście. Dziś jest ten cmentarz – przede wszystkim ze względu na artystycznie wykonane maceby (tablice nagrobne) – zabytkowym reliktem minionych czasów.

Żydzi mieszkający w Pabianicach w okresie międzywojennym 20-lecia skupieni byli przede wszystkim na Starym Mieście w rejonie ulic: Warszawskiej, Batorego, Sobieskiego, Kościelnej, Poprzecznej, Szewskiej, Majdany, Bóźnicznej, Konstantynowskiej, Kaplicznej, Skargi i na Starym Rynku. Na Nowym Mieście większa ich liczba mieszka jedynie na początku ulic: Kilińskiego i Kościuszki oraz na ulicy Złotej (teraz Kolbego). Ich współżycie z polakami układało się na ogół harmonijnie, bez drastycznych antysemickich ekscesów. Głoszone przez „endecję” antyżydowskie hasła w rodzaju: „Nie kupuj u Żyda”, „Swój do swego po swoje – sklep chrześcijański” czy też ”Żydzi na Madagaskar!” – nie budziły oddźwięku w społeczeństwie.

Mieszkająca w mieście ludność żydowska dzieliła się dość wyraźnie na zróżnicowane majątkowo i intelektualnie grupy. Nieliczna inteligencja zatrudniona była w tzw. wolnych zawodach lekarzy, stomatologów, adwokatów. To ich dzieci uczęszczały razem z Polakami do szkół średnich.

Znacznie liczniejsza od nich była grupa bogatych właścicieli różnego rodzaju i wielkości fabryk (tkalnie, gręplarnie, farbiarnie). Starsi pabianiczanie pamiętają z pewnością nazwiska: Weinsztain, Zylbersztajn, Żarski, Krotoszyński czy Weintraub.

Do grupy stojącej pod względem materialnym nieco niżej od fabrykantów zaliczyć trzeba właścicieli dużych domów czynszowych, których było wcale niemało.

Zdecydowaną większością mieszkających w mieście Żydów byli jednak ludzie na poziomie średnim lub nieco niższym oraz biedota. To oni głównie zamieszkiwali wspomniany rejon Starego Miasta. Utrzymywali się z drobnego handlu, a w miejscach ich skupienia był ten handel przez nich całkowicie opanowany, oraz w mniejszym stopniu z rzemiosła, w którym dominowało krawiectwo męskie.

W 1939 r., kiedy wybuch wojny z Niemcami był już tylko kwestią czasu, inteligencja żydowska i fabrykanci zaczęli po cichu opuszczać miasto. Ich kontakty ze światem pozwoliły im pozbyć się jakichkolwiek złudzeń co do losu Żydów w rasistowskim ustroju.

Okupacja niemiecka zastała w Pabianicach ludzi z klasy średniej i biedaków. Pierwsze represje, jakie zastosowała władza niemiecka wobec Żydów, pojawiły się w formie rozporządzenia z dn. 14.11.1939. Paragraf 1 tegoż rozporządzenia wydanego w językach niemieckim i polskim brzmiał (cytat): ”Jako oznakę szczególną noszą Żydzi bez względu na wiek i płeć na prawym ramieniu bezpośrednio pod pachą opaskę szerokości 10 cm koloru żydowskiego – żółtego”.

Po pewnym czasie do „żydowsko”(!) – żółtej opaski dodano nakaz noszenia na lewej piersi i lewej łopatce żółtej 6 –ramiennej gwiazdy i wreszcie do gwiazdy – obowiązek umieszczenia na niej czarnego napisu: Jude (Żyd).

W lutym 1940 r. w rejonie największego zagęszczenia Żydów utworzono getto, którego granicami były ulice: Batorego-Garncarska-Konopna- Konstantynowska- Młynarska-Kapliczna-Warszawska-Bóźniczna-Skargi- Poprzeczna- Warszawska do Batorego. Przesiedlono tam wszystkich Żydów z innych dzielnic miasta oraz z okolicznych miejscowości. Brak nam danych mówiących o liczbie Żydów zamkniętych w getcie w chwili jego utworzenia. Oficjalne dane statystyczne podpisane przez burmistrza Diethelma podają liczbę 7909 osób na dzień 1 marca 1942, a więc 11 tygodni przed likwidacją getta.

Ci bardzo nieliczni, którzy przeżyli, będą mogli powiedzieć, że poznali smak piekła. Niesamowite stłoczenie ludzi, antysanitarne warunki tej wegetacji, głód, zupełny brak leków, ciężka praca fizyczna oraz nieustający stres psychiczny powodowany szykanami, terrorem i niepewnością bytu – oto główne czynniki rasistowskiej ideologii zmierzającej do zagłady narodu w imię własnych celów.

W kwietniu 1942 r. mieszkańców getta poddano badaniu lekarskiemu, po którym ostemplowano ich bezpośrednio na ciele literami A (zdolny) lub B (niezdolny do pracy). Litery te były wyrokiem albo rychłej śmierci (B) albo przedłużeniem męki (A). wszystkie dzieci do lat 10 ostemplowane były literą (B).

W sobotę, 16 maja 1942, około godz. 16, getto zostało otoczone oddziałami SA Sturm-Abteilung i policji. Mieszkańców, którym pozwolono zabrać jedynie niewielki podręczny bagaż, zebrano na ul. Konstantynowskiej, skąd ulicami: Warszawską, Zamkową, Skromną i Augusty doprowadzono ich na stadion dawnego Towarzystwa Sportowego Krusche-Ender.

Jak wyglądał ten pochód żegnających się z życiem ludzi ilustrują zamieszczone na stronie 5 zdjęcia. Żydów wprowadzanych na stadion przez specjalne przejście, bito pałkami i kolbami karabinów, wszystkich, i starców, i dzieci, i kobiety. Matkom odbierano niemowlęta, wrzucano je do specjalnie wykopanego rowu czy dołu, gdzie kilkadziesiąt z nich zmarło. Wielu dzieciom roztrzaskano głowy. Zebranych dzielono wg kryteriów stempli, a segregacja ta trwała 2 doby, w czasie których ofiary stały w akurat padającym deszczu – bez jedzenia, bez picia … Mówią o tym raporty obserwujących z ukrycia członków pabianickiej komórki konspiracyjnej.

Po zakończeniu segregacji osoby ze stemplem B, a więc starcy, chorzy, dzieci – łącznie około 4000 osób zostały wysłane koleją bezpośrednio do obozu w Chełmnie n. Nerem (12 km na południowy- wschód od Koła), o czym dowiedziano się dopiero później. Tam zamordowano ich spalinami w specjalnie skonstruowanych samochodach. Pozostali ze stemplem A w liczbie około 3700 osób przesłani zostali w dniach 17 i 18 maja do getta w Łodzi, gdzie zginęli nieco później wraz z Żydami łódzkimi. Tak oto niemiecki rasizm rozwiązał ”problem ludności żydowskiej”.

Czym był obóz zagłady w Chełmnie wiemy, bo dokumentacja zbrodni hitlerowskich w Polsce jest obfita. Ale pragniemy jeszcze udostępnić naszym czytelnikom treść wyrzuconej – może komuś doręczonej – nie wiemy – kartki z Chełmna będącej relacją człowieka stamtąd. (Zachowano pisownię oryginalną).

„Dnia 2.04.1943 r.

Kartka ta pisana jest przez ludzi tych którzy mają do życia zaledwie kilka godzin. Kto tę kartkę przeczyta tródno mu będzie do wiary! Czy to jest prawda, czy też nie. Otóż jest to prawdą tragiczną, bo w tej miejscowości znajdują się Wasi bracia i siostry którzy zginęli tą samą śmiercią! Jest to miejscowość która nazywa się Koło. W odległości 12 km tego danego miasta znajduje się ta „rzeźnia ludzi”. My zaś pracowaliśmy jako rzemieślnicy. Pomiędzy nimi byli krawcy, kamasznicy i szewcy. Rzemieślników było 17-torga. Otóż mogę Wam podać nazwiska tych ludzi (w oryginale wymieniono 17 nazwisk Żydów z Włocławka, Brzezin, Łęczycy, Kutna, Kalisza, Łodzi…). Otóż są to nazwiska ludzi tych których ja tu podaję. Są to jednostki z setek tysiącu którzy tutaj zginęli!”.

Tyle dokument, który również publikowany jest po raz pierwszy. I na tym właściwie można by zakończyć temat, bo dziś tzw. problem żydowskiej mniejszości narodowej rzekomo nie istnieje. Rzekomo, czy naprawdę nie istnieje? Czy społeczeństwo polskie jest tolerancyjne? Czasami można mieć w tym względzie pewne wątpliwości, pomimo iż obserwowane ostatnio wysiłki rządu zmierzają do tego, aby w oczach zachodniego świata utrwalić obraz takiej właśnie tolerancyjnej Polski. Przypomnijmy więc kilka faktów. (…)

Warszawa – w końcu lutego br. Naczelny Rabin w Polsce, Joskowicz odmówił udziału w telewizyjnych ”Interpelacjach”. Jego odmowa została odczytana w TV polskiej przez p. Kosińskiego, a my zacytujemy tu tylko fragment jego wypowiedzi przedrukowanej w „Polityce”nr 11-1991. „Jak wielokrotnie – i słusznie – stwierdzali światli przedstawiciele społeczeństwa polskiego (…) antysemityzm w społeczeństwie niemal całkowicie pozbawionym Żydów (bo czymże jest garstka kilkutysięczna w narodzie 38-milionowym) jest fenomenem socjologicznym i, jak niektórzy nazwali, schorzeniem”. (…)

Pabianice – na parkanie cmentarza żydowskiego przy ul. Karolewskiej istnieje od dwóch lat jeszcze dziś czytelny napis: „Żydy do gazu!”.

Dość! Zakończmy tę wyliczankę, bo nie ona stanowi meritum dzisiejszego artykułu. Zresztą .. przy szczerej chęci i umiejętnej interpretacji tych faktów zawsze można będzie powiedzieć, że są to marginalne i o niczym nie świadczące wybryki chuliganów … Na zakończenie chcę jeszcze wspomnieć o wydarzeniu sprzed wojny, kiedy jako niespełna 13-letni uczeń uczęszczałem do gimnazjum. W czasie lekcji religii prefekt – na jakąś antysemicką uwagę jednego z kolegów – odpowiedział: ”Nie zapominaj, chłopcze, że Chrystus też był Żydem”. Wydaje się czasem, że dziś bardzo wielu ludzi o tym oczywistym fakcie zupełnie zapomniało.

Tekst L. Ramisza w Gazecie Pabianickiej z 1991 roku ilustruje pięć zdjęć zatytułowanych „Marsz ku zagładzie. Fotoreportaż z przeszłości”. W słowie od redakcji czytamy: „Na łamach prasy pabianickiej – a być może i w ogóle – są to wstrząsające dokumenty (stanowiące fragment większego zbioru) publikowane po raz pierwszy. Nie wiemy kto jest ich autorem. Prawdopodobnie Niemiec, bo Polakom nie było wolno posiadać aparatów fotograficznych, a prezentowane tu zdjęcia wykluczają fotografowanie z ukrycia. To zresztą nieważne, istotna jest autentyczność dokumentu, który tą potworną tragedię ludobójstwa zanotował. Przyjrzyjmy się tym twarzom i postarajmy się choć przez moment uświadomić sobie, że oglądamy ludzi, którzy wiedzą, iż życie ich liczy się już tylko na godziny…”.

*

80. rocznica likwidacji getta pabianickiego została szeroko odnotowana przez  media miejskie.

W niedzielę trwały główne uroczystości związane z 80. rocznicą likwidacji pabianickiego getta. Na ulicy Bóźnicznej 4 zaprezentowano nową pamiątkową tablicę i mural. Na rogu Zamkowej i Wyspiańskiego odsłonięto symboliczny głaz.

15 maja w samo południe na starówce w miejscu dawnej synagogi odsłonięto pamiątkową tablicę (stara zawierała błąd historyczny). Na nowej, o wymiarach 100x65 cm, umieszczono napis w trzech językach (polskim, jidysz i angielskim) informujący, że budynek został rozebrany w 1960 roku. Na kamienicy obok pabianicki artysta Adam Wirski „Kruk” stworzył czarno-biały mural przedstawiający naszą synagogę.

Licznie zgromadzonych na ulicy Bóźnicznej gości przywitał sekretarz miasta Paweł Rózga.

- 80 lat temu naziści dokonali likwidacji pabianickiego getta. Spotykamy się dziś w tym miejscu w Pabianicach przy ul. Bóźnicznej 6, gdzie niegdyś stała żydowska synagoga, aby rozpocząć uroczystości upamiętniające tragiczne wydarzenie – rozpoczął sekretarz. – dzięki wspólnemu zaangażowaniu środowisk społecznych, miejskich instytucji, władz samorządowych Pabianic oraz Gminy Wyznaniowej Żydowskiej możemy dziś w sposób najbardziej godny i uroczysty oddać hołd ofiarom pabianickiego getta: dzieciom, dorosłym i starcom. Są z nami ich rodziny, goście z różnych stron świata, a także mieszkańcy współczesnych Pabianic.

Na uroczystości przyjechali dostojni goście: Józef Weininger, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, Magdalena Jureńczyk, przewodnicząca Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce (oddział w Łodzi), rabin Lodzi Dawid Szychowski, przedstawiciele Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, rodziny i potomkowie mieszkańców pabianickiego getta (a wśród nich Erlah Kagan), ks. Jan Cieślar, biskup Diecezji Warszawskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, Konrad Pokora, prezydent Zduńskiej Woli. Byli również przedstawiciele władz Pabianic i powiatu pabianickiego, harcerze, młodzież szkolna, przedstawiciele instytucji i stowarzyszeń oraz mieszkańcy.

Głos zabrał prezydent Pabianic Grzegorz Mackiewicz: - serdecznie dziękuję, że mogliśmy się tutaj dzisiaj pojawić, bo kiedy byliśmy w tym miejscu w dużo mniejszym gronie rok temu, podjęliśmy decyzję, aby te tragiczne wydarzenia sprzed osiemdziesięciu lat w sposób jak najbardziej godny przygotować. Tak więc powstało to miejsce, które jest symbolicznym początkiem ostatniej drogi pabianiczan o wyznaniu żydowskim. Bardzo zależało nam na tym, aby w Pabianicach pojawiły się miejsca, które będą przypominały tamte tragiczne wydarzenia i w sposób godny będą mogły świadczyć o tym, co wydarzyło się podczas II wojny światowej. Pragnę serdecznie podziękować organizacjom społecznym, gminie żydowskiej i jednostkom administracyjnym miasta Pabianic. Jestem przekonany, że te miejsca, które zostały odnowione, jak również powstały nowe, będą miejscami refleksji dla każdego pabianiczanina, każdego gościa, który przyjedzie do Pabianic. Tym bardziej, że w obecnym czasie, gdzie tak niedaleko od nas również pojawiają się tragiczne wydarzenia. Tak często mówimy o tym, że pragniemy, by nigdy więcej nie było wojny. Niech właśnie takie miejsca w tym przekonaniu nas umacniają. Bardzo dziękuję, że razem możemy przejść w sposób symboliczny po osiemdziesięciu latach tą drogą, którą kiedyś przemierzali pabianiczanie jako swoją drogę ostatnią.

W miejscu, gdzie kiedyś stała żydowska synagoga, modlitwę za zmarłych, którzy zginęli w getcie i obozach zagłady, odmówił rabin Łodzi Dawid Szychowski. Po niej pod pamiątkową tablicą składano żonkile symbolizujące pamięć, szacunek i nadzieję mieszkańców getta.

O godz. 12.30 z Bóźnicznej ruszył Marsz pamięci ofiar likwidacji getta zorganizowany przez Towarzystwo Miłośników  Dziejów Pabianic. Uczestnicy przeszli ulicami: Kościelną, Stary rynek, Grobelną, Kilińskiego, Kolbego, Kościuszki, Skłodowskiej i Wyspiańskiego – do miejsca dawnego stadionu Krusche-Ender. Tam – na rogu Zamkowej i Wyspiańskiego – odsłonięto kamień z pamiątkową tablicą o wymiarach 70x55 cm z napisem po  polsku, jidysz i angielsku. Przypomina ona, że w tym miejscu naziści zgromadzili pabianickich Żydów i przeprowadzili ich selekcję.

Aktu odsłonięcia dokonali: Józef Weininger, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi, rabin Łodzi  Dawid Szychowski oraz prezydent Pabianic Grzegorz Mackiewicz. Wspólną modlitwę za zmarłych, którzy zginęli w getcie i obozach zagłady, odmówili wraz z rabinem Łodzi duchowni wyznań chrześcijańskich: ks. biskup Jan Cieślar oraz ks. Radosław Pawłowski. Pod pomnikiem położono kwiaty, zapalono znicze…

Tuż obok była wystawa fotograficzna współczesnych zdjęć terenów byłego getta. Przygotowali ją klub „Podróż przez Pabianice” i MOK.

O godz. 16 z ul. Bóźnicznej 6 wyruszył spacer śladami pabianickich Żydów. Oprowadzała Izabela Desperak i Ewa Kamińska-Bużałek. Organizatorem było Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan, Łódzki Szlak Kobiet i Pabianicki Sztetl. O godz. 18 odbyło się zwiedzanie cmentarza żydowskiego  zorganizowane przez Strażników  Pamięci i Pabianicki sztetl. Oprowadzała Patrycja Czudak.

W poniedziałek wieczorem na placu przy ul. Batorego i Garncarskiej odbył się koncert Izabeli Szafrańskiej, uczestniczki programu „The Voice of Poland”. Pochodząca z Lipnicy Wielkiej piosenkarka, od zawsze zakochana w muzyce i kulturze żydowskiej, zaśpiewała piosenki  ze swojej najnowszej płyty „Żydowska ulica/Jewish street”.

Obchody 80. rocznicy likwidacji getta uświetnił także występ Emilii Kudry wraz z Quinteto El Tango , grającym polskie tanga i muzykę międzywojnia, a także muzykę klezmerską i okazjonalną. (Nowe Życie Pabianic, 17 maja 2022 r.)

Życie Pabianic (17.05.2022 r.) swoją relację z uroczystości upamiętnienia  likwidacji getta zatytułowało „Marsz pamięci przeszedł ulicami miasta”. „(…) W niedzielę, 15 maja na ul. Bóźnicznej, gdzie stała synagoga, pod muralem przypominającym świątynię (?) i pamiątkową tablicą złożono żółte żonkile. Ktoś rzucił garść starych kluczy do mieszkań. To był symbol mieszkań, które 80 lat temu opuścili ich żydowscy lokatorzy i zamknęli na zawsze (…)”.  Ponadto Grażyna Grabowska przedstawiła losy ocalonego  Jacoba (Jack) Adlera, który przez lata opowiadał dziesiątkom tysięcy Amerykanów  m. in. o getcie w Pabianicach i selekcji dokonanej na pabianickim  stadionie K&E.

Marsz pamięci prowadzili członkowie Towarzystwa Miłośników Dziejów Pabianic uzbrojeni w aparaturę nagłaśniającą. Toteż bardziej uważni uczestnicy marszu mogli usłyszeć odgłosy stukających butów i ujadanie psów, które miały przywoływać atmosferę tamtych tragicznych wydarzeń sprzed osiemdziesięciu lat. Marsz zatrzymał się przy ulicy Skłodowskiej obok skweru, gdzie przed wojną znajdował się żydowski dom modlitwy, aby wysłuchać przejmujących świadectw  z miejsca eksterminacji na stadionie K&E.

InfoFlesz 17.05.2022

Nowezyciepabianic.pl - Na starówce rozbrzmiała żydowska muzyka

*

R.Vishniac i W.Genewein fotografowali żydowskie Pabianice. W książce „To Give them Light: the legacy of Roman Vishniac”, 1993 znalazły się trzy przedwojenne zdjęcia z Pabianic: „Early afternoon in Pabianice, near Lodz” czyli wczesne popołudnie w Pabianicach, „A boy clutching his satchel” (chłopiec z teczką) i „A quiet spot in Pabianice” (cichy zaułek w Pabianicach).

Vishniac.icp.org

Wikipedia.org - Roman Vishniac

Urlich Baer natomiast w pracy „Spectral Evidence: the photography of trauma”, 2002 przedstawia zdjęcia wykonane w sortowni dobytku żydowskiego, a zwłaszcza buty, w obcasach których ukrywano biżuterię.

Photos show Jewish workers storting through towering heaps of clothing and personal belongings that contemporary viewers recognize – from the exhibits at Holocaust museums around the world – as proof of the enormity of Nazis’ murders. Other photographs show immense piles of shoes and groups of workers surrounded by stacks of clothing and cooking utensils. These work brigades are removing yellow stars from jackets and coats and examinig seams and pockets for hidden valuables and warnings left by their former owners; the brigades are preparing the cloths for shipment to Germany, where they will be distributed to civilians. Some picture show suitcases full of jewelry displayed like loot. Genewein labeled one of these photo, which shows small treasures secreted in the hollowed-out heels of shoes - ”Pabianice hidden valuables”. Pabianice was a labor camp near Lodz.

Collections.ushmm.org

Wikipedia.org - Walter_Genewein

*

Marilyn Harran w „The Holocaust Chronicle”, 2002 wspomina również getto pabianickie.

A long line of Jews winds its way through the street of Pabianice, Poland on the way to deportation. In mid-May 1942 some 4500 Jews from the town were rounded up and deportem to Chelmno where they were executed. While the Jews of the town were sent to their deaths, the foods that they took with them to the death camp were sent back to warehouses in Pabianice.

When a Jewish mother at Pabianice, Poland fights fiercely for her baby during a deportation, the baby is taken from her and thrown out a window.

*

Beverley Chalmers w książce ”Birth, sex and abuse: women’s voices under Nazi rule”, 2015 przytacza wypowiedz Rity Hilton z pabianickiego getta.

Rita Hilton from Pabianice in Poland remembered that Judenrat leader Rubinstein started to molest her when she came to his store to get milk for her mother. Her friends would say this is the only way to get favours from him.

*

Gerhard Schoenberner „The Yellow Star: the persecution of the Jews in Europe, 1933-45”?, 1979: (administracja getta zwraca się do szefa policji w Łodzi z informacją o pozyskaniu dodatkowych miejsc składowania dobytku pożydowskiego).

Ghetto Administration to the Chief of Police of Litzmannstadt , 8th June 1942

Re: Jewish Latour camp – Pabianice

The superabundat supply of textiles, shoes, etc., from the warthbruecken resettlement camp and the evacueted ghettos necessitates the addition of further store – rooms.

For this purpose, the Polish churches in Aleksanderhof and Erzhausen have been placed at my disposaL by Gestapo.

*

„The Irreversible” z 2013 r. to Holocaust –personal narratives, czyli historie osób ocalałych z zagłady, które nie mają dokąd wrócić, a jeśli nawet spotykają się z najbliższymi, to są traktowane jak obce. Traumatyczne przeżycia i nieludzkie warunki życia w obozach zmieniały ludzi nie do poznania.

(…) sister came to pick me up and as we were walking together through the town of Pabianice people would stop in the street to look at me. It was the end of the war, May 1945. This is a fragment of my conversation with Alina Dąbrowska. Whenever I call her, she picks up the phone with the same cheerfulness in her voice: „You want to make sure that I am still alive, don’t you?”

For many of the survivors freedom meant an entry into a world turned upside down, devoid of all landmarks. Imagine that you are standing at a train station and you cannot come up with any place or person you could go to, and all you can see on the map are question marks rather than place names. (…)

Nie chciałem wracać do Łodzi. Przyjechałem do Pabianic na dachu pociągu i od razu poszedłem do mojego wujka, który powiedział: „Razem pójdziemy do Łodzi”. Szliśmy 15 kilometrów. Wujek miał 60 lat, a ja 18, ale to mnie nogi odmawiały posłuszeństwa. Byłem słaby i przeraźliwie wychudzony po wyjściu z obozu.

Wujek miał pewien pomysł: „Pójdę pierwszy i przywitam się jak zwykle z twoją mamą. Ona zaproponuje mi, żebym został na obiedzie ponieważ dawno się nie widzieliśmy. Wtedy zapytam czy jej mąż lub syn już powrócili do domu, czy dawali jakieś znaki życia. A ty poczekasz w ukryciu”.

Czekam pod drzwiami i słyszę jak matka mówi, że nic nie wie o naszych losach i wtedy wuj mówi: „A gdyby się tak Marian zjawił, to co byś zrobiła?”

- „Nie wiem” – odpowiedziała.

Minął kolejny kwadrans. Pomyślałem sobie - rozmawiają, wujek zajada i popija, a ja jestem głodny. Wejdę i przynajmniej dostanę coś do jedzenia.

- „Dzień dobry” - powiedziałem wchodząc do mieszkania.

- „Dzień dobry panu” – odpowiedziała matka.

Ja: „ Czy to jest właściwy adres, czy pani Marczak jest w domu?”

- „To ja” – mówi matka i wpatruje się we mnie bez słowa.

- „Nie rozpoznajesz własnego syna!” - wykrzyknął wuj.

- „To nie on” – mówi matka. Nie mogła uwierzyć, iż przed nią stoi jej syn.

*

W Pabianicach urodził się Noah Cohen, kanadyjski inżynier i ekonomista. Według „Alberta Business Who’s Who”, 1985: Cohen, Noah, p. eng.

President, Wolverton Investments Ltd. Director: Cinnaroll Bakerkies Limited (1988).

Born: Pabianice, Poland, 1924.

Married: to Ziva, and children are Nirit and Eran.

Educated:Trinity University, B.A. (Economics), 1952; University of Texas, graduate work in economics, 1952-53; B. Sc. (Petroleum), 1956.

Career: Zone Engineer, Mene Grande Oil Co. (Gulf) (Venezuela); 1961-63; Engineering Supervisor; (D&P) Mobil Oil Co. (Calgary), 1966-68; General Manager, International Resources Ltd. (London, England), 1968-70; Vice President, Canadian Hidrogaas Resources Ltd., 1976-81; President , Nir Oil Limited, 1971 to present; and President, Wolverton Investments Ltd., 1973 to present.

Associations: Society of Petroleum Engineers of A.I.M.E.; Canadian Institute of Mining and Matallurgy; Association of Professional engineers, Geologists and Geophysicists of Alberta; Registered Professional Rifle Association; Ranchmen’s Club; Petroleum Club, Glencoe Club, American Club (London); Tau Beta Pi.

Interests: economics, politics, energy development, sports, fishing, skiing.

*

Glenn Dynner (red.) „Polin: Studies in Polish Jewry”, vol.27, 2014: (…) Jewish nationalism, in contrast, in its various form, enjoyed a new monumentu. As early as June 1912, the populist „Lodzner togblat” had renewed calls of previous years for exclusively „Jewish factories”. By October of the following year, the tsarist Police was reporting that lay-offs of Christian workers by Jewish factory owners in neighbouring Pabianice had led to strikes and violence.

(Na początku ubiegłego wieku w kręgach nacjonalistów  żydowskich pojawiały się hasła o „żydowskich fabrykach”. W 1913 r., carska policja informowała, że zwalnianie robotników-chrześcijan przez żydowskich fabrykantów w Pabianicach skutkowało strajkami i przemocą).

*

Pabianiczanin Piotr Kasjas wydał własnym nakładem książkę „Ocalić od zapomnienia – Zuzanna Ginczanka”, Birmingham, 2019. Jest to wybór wierszy Poliny Ginzburg Ginczanki –polskiej poetki pochodzenia żydowskiego, legendy przedwojennej Warszawy.

*

W pierwszej połowie XIX wieku w Pabianicach zaznaczyli już swą obecność chasydzi, zwani tutaj husytami, którzy gromadzili się w swoich miejscach modlitwy poza oficjalną synagogą. Wzbudzało to niepokój zdezorientowanego burmistrza.

Marcin Wodziński w pracy „Hasidism and Politics: The Kingdom of Poland, 1815-1864” pisał:

(…) When in 1844 in Pabianice, an important industrial centre in the central part of the kingdom, the mayor uncovered a hasidic group, he reported:

Mayor of Pabianice to the district Office

„When the undersigned was convinced of the existence of this sect, he went to the meeting place of the Hussites that Day, and, upon telling them that it was not allowed to meet in any other place besides the synagouge, the Hussities gave me a letter (which I enclose);

I ask if I May resume upon the kindness of the honourable commissioner of the district to explain for me the subject of the copy of this letter, as the copy is not confirmed in Any way and I do not knowi f it should be believed.

The hasidic groups Hus knew the law relating to their movement better than the representatives of the state administration, and they were able to take full advantage of that fact.

*

O problemach Konrada Ungera, żydowskiego oficera, który uczestniczył w formowaniu kadrowego dywizjonu 4. Pułku Artylerii Ciężkiej w Pabianicach pisał Marek Gałęzowski w książce „Żydzi walczący o Polskę”, 2021.

(…) Umierającego w łódzkim szpitalu Waltera Munka ominęły upokorzenia, nie antysemickie, ale podważające jego lojalność wobec Polski. Tych pierwszych doświadczył inny oficer Żyd, podobnie jak on artylerzysta. Konrad Unger z Lipnika koło Białej ukończył II Gimnazjum we Lwowie. Zbliżał się już do końca studiów prawniczych na Uniwersytecie Jagiellońskim, kiedy wybuchła wojna. Odsłużył na różnych frontach cztery lata i w listopadzie 1918 wrócił do Wieliczki, gdzie mieszkał jego ojciec. Tam zgłosił się do formującego się Wojska Polskiego i został przydzielony do Legii Oficerskiej w Krakowie, ale już w styczniu 1919 r. go zdemobilizowano.

Najpewniej, tak jak wielu tym, którzy chcieli wrócić na studia  przerwane przez wojnę, pozwolono mu na ich dokończenie. W lipcu 1919 podszedł do egzaminu sądowego, bez powodzenia, ale we wrześniu uzyskał absolutorium. Do pełnej satysfakcji brakowało jeszcze dyplomu. Lecz na ten musiał poczekać, gdyż zaraz po nieudanym egzaminie powołano go do wojska. Ukończył kurs szkoły oficerskiej w podwarszawskim Rembertowie i został wcielony do IV Brygady Artylerii na froncie wołyńskim.

Jej dowódca, podpułkownik Wilhelm Weber, przeznaczył Ungera do planowanego dopiero 4. Pułku Artylerii Ciężkiej, a ponieważ w drugim kadrowym dywizjonie formującym się w Pabianicach brakowało oficerów, przydzielił go właśnie tam. Po czteroletniej służbie wojskowej Unger był, jak się wydawało, cennym nabytkiem dla tworzonej dopiero jednostki. W Pabianicach nie spotkał się jednak z dobrym przyjęciem . Dowódca dywizjonu major Jerzy Kosacki nie powierzył mu dowództwa baterii, mimo że Unger był najwyższym stopniem wśród przybyłych oficerów. Legitymował się również odpowiednimi dokumentami z armii austriackiej, które potwierdzały jego kwalifikacje. I chociaż  w dywizjonie brakowało oficerów, dowódca umieścił go tymczasowo – jak twierdził -  w sztabie. Okazało się to, jak pisał rozżalony porucznik Unger równoznaczne z całkowitym odsunięciem od prac nad organizacją dywizjonu.

„Na przedstawione prośby przeznaczenia  mi jakiegoś zajęcia służbowego, ponieważ nie licuje to z powagą oficera przed żołnierzami pobierać gażę, nosić odznaki oficerskie  i nic absolutnie nie robić, odprawił mnie pan major z niczym”.

Przełożony miał inne plany co do porucznika Ungera. Zwołał zebranie oficerskie, na którym powzięto poufną uchwałę dotyczącą jego osoby, nie dając mu prawa  do „wyjaśnienia omówionej sprawy lub odparcia ewentualnych zarzutów”. Prośba o ujawnienie treści podjętej uchwały została zignorowana. Minął miesiąc i Unger ponownie zaczął domagać się wyjaśnień. Dopiero wówczas Kosacki stwierdził, że w dywizjonie nie ma dlań miejsca, ponieważ jest Żydem.

*

Marcin Kęcki „Oświęcim. Czarna zima”, 2020: (…) Potem poszedłem na anglistykę. Brałem udział w programie dotyczącym historii Żydów w Krakowie. Angażowali się w niego Jan Tomasz Gross, Marek Edelman, Antony Polonsky i rozmowy z nimi przekonały mnie, by zgłębić temat. W Krakowie zaprzyjaźniłem się z Ronem, amerykańskim Żydem, którego rodzina pochodziła z Pabianic. Przed deportacją do getta ukryła coś przy domu i Ron chciał to odnaleźć. Pojechaliśmy tam ze sprzętem do badania gruntu. Nowy właściciel powiedział: „Nie ma problemu, możecie szukać”. Parę godzin sprawdzaliśmy, znaleźliśmy kafel z gwiazdą Dawida, ale nic poza tym.

*

Czesław Brzoza w „Żydowskiej mozaice politycznej w Polsce 1917-1927”  wspomniał pabianickiego syjonistę.

Cymberknopf J. – działacz syjonistyczny w Pabianicach, redaktor jednodniówek Achduth Isroel, Achduth Isroel in der judiszer kehile, wydawanych przez Religijno-Narodowy  Komitet Wyborczy do Gminy Wyznaniowej w Pabianicach (1924), członek Centralnego Komitetu Organizacji  Syjonistów  Ortodoksów „Mizrachi”(1925), delegat na XIV Kongres Syjonistyczny z ramienia „Mizrachi”, członek Pabianickiej  Żydowskiej Rady Wyznaniowej (1925).

*

Jacek Moskwa „Niewygodny prorok”. Biografia ks. J. Ziei”, 2020 przypomniał  córkę pabianickiego lekarza, która w czasie wojny pomagała ukrywać Żydów w Warszawie.

(…) Na czele komisji, której sprawozdanie nie zostało nigdy upublicznione, stała Emilia Manteufflowa. Urodzona w roku 1886 w rodzinie protestanckiego lekarza z Pabianic Pawła Schroetera, studiowała nauki ścisłe w Szwajcarii, a po powrocie do Polski podjęła działalność  na rzecz jej niepodległości. W 1905 należała do Komitetu Pomocy Więźniów Politycznych Stefanii Sempołowskiej. W dwudziestoleciu międzywojennym była związana z obozem Józefa Piłsudskiego. Jej mąż prawnik Ignacy Manteuffel-Szoege, wywodził się z arystokratycznej rodziny z Inflant Polskich, sprawował m.in. urząd wojewody kieleckiego.  Po jego śmierci w 1927 roku Emilia udzielała się społecznie. W czasie wojny uczestniczyła w akcjach samopomocy społecznej, tajnego nauczania i ukrywania zagrożonych zagładą Żydów. Po wojnie była jedną z najbliższych współpracownic Heleny Radlińskiej  w Polskim Instytucie Służby Społecznej.

*

W 2019 roku Pabianice odwiedził wraz z rodziną Nir Sztajer. Izraelczyk szukał śladów swego ojca Dawida Sztajera, który był rabinem, a do Palestyny wyjechał w 1935 r.

Rodzina z Izraela odwiedziła Pabianice. Co zwiedzali?

*

„The United States Holocaust Memorial Museum Encyclopaedia …”, 2012 : Pabianice is located 13 kilometers (8 miles) southwest  of Łódź. On the eve of World War II, there were approximately 9.000 Jews living in Pabianice. Units of the German army  had occupied Pabianice by September 8, 1939. On their arrival in the town, German soldiers shot several Jews, and other Jews were made to collect the corpses and bury them.

Shortly thereafter , on German orders, local inhabitants destroyed the interior of the synagouge.

In the fall of 1939, the German authorities introduced a number of anti-Jewish  measures. Jewish factories were confiscated, and several Jews were ordered flogged by other Jews for alleged disrespect to the Nazi flag. On October 21, 1939, the Landrat of Kreis Lask appointed a Jewish Council (Judenrat) in Pabianice, which consisted of the leading figures in the community. However, their tenure was short-lived.

In November 1939, the German authorities forcibly expelled Jews from the wealthier sections of town to make room for Germans. Members of the Judenrat tried to intercede, but they were arrested and sent to contrecation camps never to be heard from again.

A series of Jewish Councils were appointed and then in turn replaced in quick succession. In December 1939, the Judenrat was ordered to organize 1.000 Jews who were to be expelled from Pabianice. The Judenrat supplied these expelled people with food, clothing, and some money  for the journey to Kałuszyn in Distrikt Warschau within the Generalgouvernement. On arrival the local Jewish leadership there helped to find them housing. After a few months, several hundred of these Jews returnedm illegally to Pabianice.

In February 1940 the German established a ghetto in Pabianice, which was one of the first to be set up in occupied Poland.

Its establishment appears to have been linked to an outbreak of typhus among the Jews, which was defeated with the aid of inoculations given to 3.500 Jews during 1940. The ghetto, which consisted of 109 houses, was located in the old town section of Pabianice. The  Jews were required to move into the ghetto by February 21, and according to the Lodscher Zeitung they could bring in with them only what they could carry themselves. The ghetto was not fenced (an open ghetto), but on the border there was a large sign with a yellow Star of David on a light blue background.

The ghetto was divided into two sections by a main road, and the Jews were only permitted to cross the road during certain hours of the day. Some Jews risked leaving the getto illegally in search of food.  Accommodation in the ghetto was allocated by the housing office (Wohnungsamt) of the Judenrat. There was overcrowding, on average of about one room per family.

On March 1, 1940, a unit of Jewish Police (Jὕdische Ordungdienst) was established, which by the end of 1940 employed 84 people. Among its main tasks were securing the ghetto internally and arresting Jews who did not turn up for compulsory labor or committed other offenses. Such persons could be incarcerated in a separate prison established within the ghetto. The German authorities ordered the establishment of a hospital in the ghetto in April, to isolate those suffering from typhus.

 In May 1940, responsibility for overseeing the ghetto  (Judenviertel) was transfer red from the Office of the Landrad of Kreis Lask to the Polizeiamt (Office of Police) in Pabianice under the command of Hans-Georg Mayer. On the establishment of the ghetto, Jewish Communal property, which lay outsider its borders was no longer to be administered by the Jewish Council.

Many of the Jews in the Pabianice ghetto worked in factories and enterprises taken over by Germans. The Jewish Council was keen to make the  Jews productive, such that in November 1940 more than 900 Jews  were employed as tailors in various workshops, including more then 600 as new trainees.

Two of the main employers were the companies of Kelle and Gὕnther u. Schwarz, which both produced uniforms for the Wehrmacht and competed with each other. Both companies were  often late in paying the Jews, but the Jews were still kontent to go to work, as it gave them opportunity of catering items for food and receiving news from the outside world. In addition, Jews had to perform forced labor organized by the Judenrat, which included  work to assist the resettlement of ethnic Germans into the region in the winter of 1939-1940. Initially this work was unpaid, but from October 1, 1940, German offices began to make payments for this forced labor.  Additional sums to pay the laborers were also raised  from Jews who paid a levy to be excused from this work.

The Judenrat was responsible for the distribution of food rations, as well as extra support Niven to the needy. One of the main sources of income for the Judenrat was a 10 percent tax on the income of those Jews who were employed. At the end of 1940, the Judenrat  itself employed 130 people and was composed of 10 separate departaments: Central Office, General Administration, Finances, Social Welfare, Health, Contracts, Economy, Labor, Court, and Audit Office. Among the Jews that ultimately ended up in the Łódź ghetto, most reported that they had received enough to eat in the Pabianice ghetto, but those Jews who  had returnem to the ghetto illegally after their initial flight were not registered and received no rations.

In addition, there were complaints that some food rations ended up on the Black market at high proces and that the Judenrat live comfortably.

Children were educated in small groups and in a school that was established in the getto. After a few months the Germans closed down the school, but schooling continued clandestinely. The Jews in Pabianice were forbidden to speak Polish, as German and Yiddish were the only permitted languages. In December 1940, the Jewish Council in Pabianice reported that there were 9.000 Jews in the town, including 320 refugees and 420 returnees.

On May 22, 1941, German Police  aide by the Jewish Police arrested 231 young men and sent them to the Łódź ghetto; from there they were transfer red to forced labor camps in the area around Poznań. Of this group, about 40 people survived to the end of the war. Similar manhunts for forced laborers continued into 1942; both men and women were sent to forced labor camps. In the winter of 1941-1942, the Germans collected winter clothing in the ghetto, and they also confiscated any hidden food stores.

Living on the margin caused some Jews to the Germans that the Judenrat was responsible for the poor conditions. As a result, the Gestapo arrested the Judenrat members in June 1941 and publicly executed them. It is not known who succeeded the murdered members of the Judenrat, which included Rubinstein, Landsman, and Goldblum.

By late 1941, the Germans began to make preparation for the subsequent deportation of the Jews of Pabianice. The Judnrat was ordered to submit lists of all ghetto inhibitants, with the mentalny ill, disabled, and children under age 6 all listed seperately. In February 1942, the Gestapo conducted a health examination of everyone in the ghetto. All those under age 60 were tatooed  with the letter”A”, the rest with „B”. By 1942, restrictions on the movement  of Jews were also intensified. At last two Jews were hanged on the orders of Germans for being caught outsider the ghetto without permission.

On May 16, 1942, all the ghetto residents were ordered to appear in front of their houses at 4:00 P.M. The getto was surrounded by German Police, and all the Jews were ordered to a sports field of company Krusche und Ender in the center of town, allegedly for a new regisstration. The German Police searched the house, and anyone found attempting to hide was shot on the spot. The assembled Jews had to stay all night on the  sports field.

The next day, in the pouring rain, the „A” group was seperated from the „B” group, with many families being rent asunder.  Some members of the „B” group were killed on the spot, as were 150 sick and disabled Jews in the hospital. The remainder of group ”B”, probably about 3.200 people, was then loaded into cattly trains and transported to the death camp in Chełmno.

On May 17-18, 1942, at least 3.648 Jews (those from group „A”) from Pabianice arrived in the Łódź ghetto by tram with almost no possessions. Soon after their arrival, some of them were sent to forced labor camps in surrounding towns. A few of the Pabianice Jews tried to escape , but most were caught with the assistance of the Jewish Police of the Łódź ghetto.

Two  of the Pabianice escapees, Joseph Greenboin, age 16, and Shimon Makowski, age 43, were cought and hanged in public in the Łódź ghetto.

A smaller group of Jews remained in Pabianice for a time after the ghetto liquidation, to clean up remaining property there.

After the war, 148 surviving Jews returned to Pabianice in 1945. They  established a community kitchen and restored the cementary, but over the following years, all the Jews left the town.

After the war the U.S. forces extradited Hans-Georg Mayer  to Poland, when initially he was sentenced to death by the regional court in Łódź for crimes in Pabianice In 1948, his appeal saw the sentence reduced to five years imprisonment for membership in the SS and preventing escape attempts from the Pabianice ghetto. He was released and returned to West Germany in February 1951. .

Żródła

Publications on the fate of the Jewish community of Pabianice during the Holocaust include the following: Danuta Dabrowska and Abraham Wein, eds., Pinkas ha-kehilot. Encyclopaedia of Jewish Communities: Poland, vol. 1. Lodz and Its Region  (Jerusalem: Yad Vashem, 1976), pp. 172-180; Andrzej Kardas , Z problematyki organizacji i działalności policji hitlerowskiej w Pabianicach, Biuletyn Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi 1 (1989); Shmuel Krakowski, Das Todeslager Chełmno/Kulmhof: Der Beginn der „Endlὄsung” (Gὄttingen: Wallstein, 2007), pp. 83-84; and Wolf A. Jasny , Sefer Pabyanits: Yizker-bukh fun der farpanikter Kehileh (Tel Aviv: Irgun Yots’e Pabyanits be-Yisrael, 1956).

Further information on conditions in the Pabianice ghetto can be found in Sascha Feuchert et al.; eds., Die Chronik des Gettos Lodz/Litzmannstadt ( Gὄtingen: Wallstein, 2007), vol.2 (1942)

Documentation on the Pabainice ghetto can be found  in the following archives. APŁ (PSZ 19); AŻIH (e. g., 210/537 [AJDC]; 301/2764, 2820, 2928 and 4405); BA-L  e.g. -25L,203 AR- Z 161/67, Bd. VII); IPN; NARA; USHMM (e.g. RG -50.0300002); VHF (e.g. # 18433, 30355, and 40076); and YVA. (Martin Dean)

*

Przemysław Burchard „Pamiątki i zabytki kultury żydowskiej w Polsce”, 1990: (…) Tuż przed wojną w Burzeninie mieszkało 180 Żydów, których Niemcy w 1941 roku wysiedlili do Pabianic.

*

Księga adresowa Polski z 1930 r. wyszczególnia bardziej znaczące biznesy żydowskie w Pabianicach.

Żydowska aktywność gospodarcza w Pabianicach

*

Gazeta Pabianicka nr 49/1935 r.: W firmie Fajwel Beer przy ul. Bocznej, w której zatrudnionych jest około 100 robotników, wypowiedziano pracę w ubiegłym tygodniu rzekomo dla braku zamówień. W tkalni tej ostatnio pracowano 4 dni po 6 godzin tygodniowo. To jednak nie przeszkadzało firmie, która produkuje na własny rachunek, nie jest bowiem tkalnią zarobkową, wydawania robót na miasto. Dzieje się tak to dlatego, że po 9 miesiącach pracy firma chce zamknąć fabrykę na okres trzech miesięcy, aby w ten sposób uniknąć płacenia za urlop.

W myśl bowiem art. 2 ustawy z dnia 16 V 1922 prawo do korzystania z płatnego 8-dniowego urlopu przysługuje pracownikom fabrycznym o ile praca trwa bez przerwy rok w danym przedsiębiorstwie.

Podobnie było i w roku ubiegłym. Robotnicy również zostali zwolnieni z pracy po przepracowaniu 9 miesięcy, a następnie gdy było zapotrzebowanie na materiały, to firma uzależniła uruchomienie fabryki od zrzeczenia się robotników pretensji do urlopów. Ponieważ spotkało się to z oporem robotników, więc firma wypłacała po 10 zł, a tylko tym, którzy wyraźnie sprzeciwili się temu pełną należność za urlop.

Obecnie znowu zaczyna się powtarzać historia sprzed roku. Niech jednak p. F. Beer, jak i inni podobni jemu, pamiętają, że to może ich kiedyś bardzo drogo kosztować i takie obchodzenie prawa zapiszą sobie robotnicy dobrze w pamięci.

*

Gazeta Pabianicka nr 12/1935 r.: W dniu 15 bm. przybyła do Pabianic parokrotnie karana działaczka komunistyczna, niejaka Dora Aronowicz, zamieszkała w Łodzi, przy ul. Łagiewnickiej 4 i przy pomocy miejscowych komunistów usiłowała zorganizować wiec.

Dora Aronowicz jest sekretarką Komitetu Okręgowego Polskiej Partii Komunistycznej, a pomocnikami jej w Pabianicach byli: Grinsztejn Jakób – lat 16, Konstantynowska 20, Lewkowicz Izrael Moszek, lat 26, Warszawska 85 i Sieradzki Moszek – lat 24, Złota 6.

Komuniści ci usiłowali zorganizować wiec przed fabryką p. Posta i nie zorientowali się, że w czasie wyczekiwania na wyjście robotników z fabryki byli obserwowani przez wywiadowców miejscowego komisariatu. Wywiadowcy czekali tylko na odpowiedni moment, aby wszystkich działaczy antypaństwowych przyłapać na gorącym uczynku. I trzeba podkreślić, że wszyscy wyżej wymienieni znaleźli się pod kluczem. Tak skończył się występ Dory w Pabianicach.

Jest to nowy sukces miejscowej policji. Całą akcją na miejscu kierował przodownik p. Stemperski.

*

W publikacji „The Chronicle of the Łódź Ghetto, 1941-1944, Yale University Press 1984 znajdujemy informacje dotyczące getta pabianickiego a sporządzone w oparciu o relacje Żydów deportowanych z Pabianic do Łodzi.

(…) The final transport of new settlers has scarcely left the ghetto, and already there are new dark cloud on the horizon. Yesterday at daybreak, a transport of Jews deported from Pabianice arrived here, and a second such transport arrived today. All told, some 3.800-4000 people have arrived thus far.

It was primarily women and men in the prime of life who came to this ghetto, for children up to the age of 10 and the sick had been separated out and sent off in another direction. As the new arrivals tell it, they knew nothing about plans for deportation, for the majoraty of them had been employed in their own professions for nearly two years and had been acquitting themselves to the complete satisfaction of their employers.

It was true that, in the recent past, fewer orders had been coming in from the military authorities; nonetheless, they had been doing work for the German (civilian) populace, receiving their commissions from two Aryan firms in Pabianice Kelle and Gὕnther and Schwarz. Those firms divided the orders among the Jews they employed and were, in theory, in competition with each other. Both firms, but especially Kelle, had been slow in making payments, but the Jews had not been overly upset by this, for they had been able to get by one way or another as long as they could maintain contact with the outsider world.

Their ghetto had not been closed, so they had had contact with Aryans when they left the ghetto to go to work and were also in touch with them when they come to the ghetto to consign one job or another.

The Jewish Community’s allocations had included only basic items like flour, sugar, margarine, bread, etc., but rations had been issued erratically. The newcomers are of various opinions about those allocations, what one basically hears is the Community possessed rather large supplies but was capricious in distributing them. Much of that food was sold on the private market, at much high er proces, and thus there is talk of considerable corruption.

The Germans would often ask the Jews coming to worki f they were receiving their food rations, getting enough to eat, and so on. That, hovever , could prove to be a source of trouble. If a worker replied that he had been wronged, that wrong could be partially reciffied,but, on the other hand, the community would settle accounts with him in another way, and this would result in his being deportem from Pabianice. In that context of various internal intrigues, many Jews had had to leave Pabianice even earlier, going to per form manual labor in parts unknown. Formerly, the Chairman of the Pabianice Community had been a certain Mr Rubinstein, and the newcomers had greatly deplored his arrest, for they had lived in considerably more peace during his administration.

The newcomers are agreed on one point: that the members of the Council of Elders had been living well, right up to the last minute. Apparently, the Community administration’s budżet had been based on a 10 percent tax taken out of employees’ wages and therefore , the administration was interested in employing as many Jews as possible.

However, it took little interest in their fate. As we have already seen, for those Jews food was not a pressing issue, for they obtained more than enough food through their contacts with the civilian population. However, it was a fact that in recent times the prices on the free market had been , relatively speaking, quite high in Pabianice as well: a loaf of bread cost around 8 marks, one kilogram of potatoes – 80 pfennigs to 1 mark; flour, poultry, and meat were at roughly comparable prices. The prices of foodstuffs on the free market were very low in comparison with prices in our ghetto; on the other hand, clothing, shoes, and other items were extremely expensive and it was enough to sell a Little something from your closet to live well for a few weeks.

In the whole, conditions in Pabianice were like those here before the ghetto was closed. People there could buy a great variety of food, even geese, ducks, bacon, chicken fat, eggs, etc., and many of the newcomers had considerable food stocks in their apartaments – but these comforts were not unaccompanied by incidents. Time and again they were forcibly dragged out to work, and their apartaments were sometimes searched on one pretext Or another and everything they owned taken.

However, for the most part, they were tradesmen who made their livings by working with their hands, so their spirits were soon restored and they compensated for their losses the next chance they had by doing private work. Those who gave them private commissions paid them , for the most part, with food for their tailoring, shoemaking, and other such work. As a rule, the Jews of Pabianice did not bemoan their fate, for none of them went hungry and they say that no one died of Hunger there. They engaged in unselfish mutual aid and live like one big family. That was possibile because they were not suffering from hunger, althought they live in constant fear, which united them.

(…) Despite notions common here, not all Jews fared well in Pabianice; it was rather the reverse. Those who fared well can be counted on the fingers of a hand and, for the most part, they were members of the community council, the high er officials, the people who had succeeded in saving money, valuables, or other things from some time back, and tradesmen.

The general population suffered poverty and want in varying degrees, which in some cases, led to starvation.

The so-called illegals were in the worst situation. Those were people who, at one time, had been deportem to the Protectorate and had managed to return to Pabianice. Since they could not be registered, they possessed no ration cards and received no food allocations. And clearly, they possessed no means of buying food on the open market. Their lived on their fellow Jews’ mercy. Their number is estimated at around 300.

Furthemore, there were many people who were unemployed; they subsisted by selling their bread, butter, and sugar, buying potatoes, beets and other vegetables with the money. The Jews from Pabianice joke about this category of ghetto citizen, saying that resettlement in Lodz has raised his standard of living. Here they eat bread, which is moreover free of charge, whereas in Pabianice they could not afford to eat that costly item.

It should not be thought that those were employed in the workshops were much better off. They pay rates were very low. An apprentice earned 2-3 marks per week. A Foreman earned up to 12 marks. And that was absolutly not enough to subsist on. Three months delay in payment was more the rule than the exception. So then, why did so many people apply for work in the workshops or at home?

The reason was simple: it was believed that a work card constitute a safe conduct, enabling its possessor to remain where he was; moreover, it could also be used to camouflage the work or commerce done on one’s own.

The municipal government allocated work to tradesmen working in their apartments. An Aryan with work to be done would apply to a municipal office, pay the stipulated charge, and commission a Jewish tradesman to fill his order. The payment was divided as follows: the municipality collected 50 percent; of the remainder the Jewish Community took 20 percent, and the person filling the order received only what was left.This affected all categories of workers without exception regardless of whether they were employed in works hops, outsider the ghetto, or in their own private workplaces.

In essence, Jews were not allowed to receive orders or payments directly. Thus, there is nothing odd about tradesmen baryle being able to make ends meet. Quite frequently, those commissioning the work were aware of this, particularly when the work in question required careful execution. They would not pay any extra money but they would provide the worker with half a loaf of bread, or butter, meat, sausage, or something else, at Times risking their own safety.

For example one person would bring wheat bread, but he was afraid of being caught bringing Jews white bread since Germans had been threatened with serious punishment for doing so; so he would cut the bread into slices and wrap two slices in a piece of paper as i fit were a sandwich for himself.

Autorzy kroniki odnotowali wiele szczegółów dotyczących pabianickich przesiedleńców.

Yesterday, 186 residents of Pabianice were brought to the ghetto. They are lat of Jews from that town. There are very few women among them and scarcely five or six children among them.

As is usually the case, the physically weak, the elderly, and the children - those in category „B” have been resettled elsewhere. For the time being, the Jews from Pabianice have been quartered in Central Prison.

It should be noted that the storting warehouse in Dąbrowa; near Pabianice in which about 250 Jews are working is still in operation.

There were four wagon drivers in the group of 186 Jews who arrived in the ghetto on Monday from Pabianice. They drove here with their own Horsens and wagons. The Horsens and wagons have now became Community property and the owners of the Horsens have been employed as drivers.

About 180 people from Pabianice came. They were the last of Jewish inhabitants of that town – mosty tailors who had been detained there until they finished their orders atill out standing.

(…) Today the physician , Dr Zdzisław Świder, born in 1896, died here in the ghetto. Dr Świder had been a resident of Warsaw; in the summer of 1941 he moved to the Pabianice ghetto, where he was one of the three practicing physicians until his resettlement to the Litzmannstadt ghetto. In Pabianice the community was greatly indebted to him for his efforts in the Wight against contagious diseases, especially Since the sanitary conditions there were extremely poor.

It is Worth adding that for more than a year the Jews in Pabianice were limited to Rusing only the Yddish Or German languages. For conversiong oudoors in Polish they could be clubbed on the head; they paid a fine of 20 pfennigs for saying one word of Polish in the works hops. When children were going out their mothers would remind them that God forbid that they should speak Polish and so the Jews from Pabianice were surprised on their arrival here that our police spoke Polish volubly and publicly.

*

Andrzej Chciuk „Saving Jews in War-torn Poland, 1939-1945” : (…) Mr. A. Dutkowski, who can pride himself on saving several Jews lives now in Israel where he was bestowed with honorary citizenship  in recognition of his merit. Mr. Dutkowski also assisted Irena Glass of Pabianice who now lives in St. Kilda, Victoria.

*

Benjamin Meirtchak „Jews- officers and Enlisted Men in the Polish Army, Prisoners of War in German Captivity, 1939-1945”, 2003 : Marzynski Dawid s. Daniel, b. 16.10.1901 Pabianice, lieut., 79 inf. reg. 1418, Stalag II B-Oflag C.

*

Jacob Robinson „And the Crooked Shall be Made Straight”, 1965: (…) Consider the following extract from a Lodz Gestapo report of June 9, 1942 dealing with the situation in Pabianice. Since the Jews in the Lodz district had, of course, learned about the evacuation , they tried to throw the evacuation out of gear by smuggling out property, fleeing to the Government General  and defying to the greatest extent the instructions of the authorities. (…)

*

Pabianiczanin sir Barnett Stross pojawia się w najnowszych publikacjach. Derek Sayer w książce „Postcards from Absurdistan”, 2022 r.  pisze: (…) Barnett Stross was elected a Labour Party member of Parliament in the 1945 general election and rose to  become  minister of health in Harold Wilson’s 1964 government , but he was born in Pabianice near Łódź in 1899. His Barents immigrated to the United Kingdom in 1902 and settled in Leeds, where Barnett went to university and qualified in medicine in 1926. He was a member of the Socialist medical Association and a campeigner  for miners who suffered from pneumoconiosis; in the days before the National Health Service, he treated his poorer patients for free. There was a significant Czech immigrant population in Stoke at the time, and several of Nicholas Winton’s rescued Czechoslovak children were fostered there.

Stross launched „Lidice Shall Live” before a crowd of three thousand people in the Victoria Hall in the presence of Edvard Benes  and the president of the Miners’ Federation, Will Lawther. The British miners felt a bond with  their Czech brethern, especially in the wake of the Sneyd pit dis aster in Stoke on 1 January 1942, which killed fifty-six boys and men. The campaign  raised  32 000 pounds, which would have a purchasing power of almost 1,5 milion pounds at 2019  values – an astonishing sum to be donated by ordinary working people under conditions of stricte war time rationiong. After the war the money helped fund the building of  new Lidice construction started in 1948.

*

(…) natomiast trudno sobie wytłumaczyć fakt redukcji w firmie niejakiego Kuperwassera, który też przeprowadził redukcję w swej fabryce, pomimo, że pozostali robotnicy, pomijając głodowe zarobki, zmuszani są pracować po 12-16 godzin dziennie. Czy czynniki miarodajne nie powinny zainteresować się fabryką Kuperwassera. Jest to jeden wypadek nam znany, a podobnych faktów na naszym terenie jest bardzo dużo. Winić należy również zatrudnionych w takich tkalniach robotników, którzy w podobnych warunkach pracują, zamiast donieść o wszystkim odpowiedniemu inspektorowi pracy. (Gazeta Pabianicka nr 38/1936 r.)

*

Jeden z członków tutejszego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, w dodatku jeszcze inwalida, w ciągu dwóch dni – piątek i wtorek, zatrzymał na ulicach naszego miasta cztery furmanki zaprzężone w odparzone konie, a mianowicie: przy furmance Chaima Józefowicza, pabianiczanin, zauważono konia z trzema ranami z odparzeniem pod chomątem. (…)

Drugi z członków przyłapał na ul. Kościuszki Joska Moszkowicza, pabianiczanina, który sprzedawał z wozu ryby, a ważąc je, krajał żywe na części.

Wszystkim tym dręczycielom bez serca sporządzono protokoły celem pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. ( GP nr 48/1936 r.)

*

Grὕngrass Josek, Poprzeczna 15, koniecznie chce być adwokatem. Ma jakieś w tym kierunku zamiłowanie. Pragnie miana „pana mecenasa”. Naturalnie nie bezinteresownie. Miał już z tego powodu zatargi z sądem. Obecnie podjął się załatwić różne sprawy niejakiej  Herman Mariannie, zam. przy ul. Pięknej 17. Powoli, ostrożnie, na raty wyłudził od Herman zł 195 – no i nic nie zrobił.  Sprawa tkwi w miejscu bez żadnego wyniku. Herman zbyt późno   poszła po rozum do głowy i poszła również do komisariatu, gdzie ze skuchą przyznała się do swej naiwności. Policja wszczęła dochodzenie. (GP  nr 50/1936 r.)

*

Właściciel sklepu spożywczego Skorupa Sulim – Konstantynowska 21, pociągnięty został do odpowiedzialności karnej za brak cennika na artykuły pierwszej potrzeby.

Władze policyjne pociągnęły do odpowiedzialności karnej Kotka Rywena, Garncarska 24 za sprzedaż węgla w niedzielę na ulicy (GP nr 50/1936 r.)

*

11 listopada 1934 roku w obchodach odzyskania niepodległości wzięli udział także przedstawiciele organizacji żydowskich – Stowarzyszenie Rzemieślników Żydowskich, Związek Drobnych Kupców Żydowskich, Żydowskie Stowarzyszenie Właścicieli Nieruchomości. (GP nr 46/1934 r.)

*

W Pabianicach w zakładzie stolarskim Szlamy Trybownika pracował niejaki Furmański Franciszek. Furmański miał syna Andrzeja a Trybownik córkę Chanę. Młodzi pokochali się i mieli zamiar pobrać się, lecz ojcowie nic nie wiedzieli o zamiarach swych dzieci.

W połowie lipca Andrzej pożyczył sobie od ojca 500 zł i cichaczem wyjechał w niewiadomym kierunku, również w niewiadomym kierunku  wyjechała panna Chana.

Dopiero wtedy starzy zwąchali pismo nosem. A ponieważ obaj uważali, że  ich dzieci nie mogą zawierać związku małżeńskiego, poczęli szukać swych pociech.

Znaleźli je, ale już po niewczasie. Młodzi wyjechali do Grudziądza, wzięli tam ślub cywilny i panna Chana Trybownik stała się od połowy lipca panią Andrzejową Furmańską. Wrócili potem do Łodzi ze świadectwem ślubu w kieszeni i zamieszkali przy ul. Wolborskiej 28.

Stary Trybownik biadał po cichu. Stary Furmański biadał głośno. Świerzbiła go ręka na syna. I oto 20 sierpnia przybył do młodych Furmańskich i – jak tam było, niewiadomo – dość, że syn odniósł rany, na szczęście niezbyt groźne.

Za to przestępstwo odpowiadał 64-letni Furmański, ojciec, przed sądem. Syn nie świadczył źle przeciwko ojcu. Po prostu stwierdził, że go tatuś nie zrozumiał i nigdy nie zrozumie.

Krzepki ojciec skazany został na 5 miesięcy aresztu i sąd mu karę zawiesił. (GP nr 50/1934 r.)

*

Na marginesie posiedzenia Rady Miejskiej

(…) Najbardziej niewyraźne stanowisko zajęła grupa radnych żydowskich. Zachowanie się ich na poprzednim posiedzeniu Rady wskazuje, że usiłują oni prowadzić samodzielną politykę. Jeżeli grupa ta nadal będzie chciała podobną taktykę, pozostałe frakcje , a szczególnie frakcja Bezpartyjnego Bloku Pracy dla Samorządu wraz z BBWR (Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem), będą zmuszone poddać rewizji dotychczasowy stosunek do tej grupy. Musi ona zapomnieć o czasach, kiedy ubiegano się o jej względy i głosy – czasy te skończyły się, o żadnych koncesjach dziś już mowy  nie ma. Tę przykrą prawdę jesteśmy zmuszeni powiedzieć panom radnym żydowskim, a zwłaszcza panu radnemu Łaznowskiemu. (GP nr 53/1934 r.)

*

Na wezwanie rabina pana Altera w ciągu dwóch dni zapisało się do LOPP (Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej – organizacja paramilitarna) przeszło 250 osób ze sfer żydowskiej inteligencji. (GP  nr 53/1934 r.)

Na terenie m. Pabianic wyłonił się Komitet Żydowski LOPP w skład którego weszli czołowi przedstawiciele miejscowego społeczeństwa żydowskiego. Prezydium komitetu: prezes – I. Wajskol, wiceprezes – J. Lubraniecki, II wiceprezes – H. Mandeltort, sekretarz – H. Stal, łącznik do spraw wyszkoleniowych – H. Altman, ppor. rez.

Komitet postawił sobie za cel zwerbowanie do LOPP jak największej ilości członków rzeczywistych i popierających, założenie własnego Koła Żydowskiego LOPP, podległego statutowo Obwodowi Miejskiemu LOPP, dostarczenie  instruktorowi miejskiemu OPLG materiału ludzkiego celem zorganizowania i wyszkolenia żydowskich drużyn odkażających miejskich, zebranie odpowiednich funduszów na bojowy ekwipunek dla drużyn.

Należy podkreślić, że komitet zabiera się do pracy z ogromnym zapałem, w najbliższych dniach wydaje odezwę w języku żydowskim do społeczeństwa i w akcji na rzecz obrony przeciwlotniczo-gazowej Państwa wykazuje wiele wysiłku. (GP nr 51/1934)

*

Niejaki Góra Mieczysław urządził sobie specjalną zabawę, mianowicie wybił 6 szyb w oknie wystawowym Lichtensztajna Borucha, Zamkowa 19 oraz potłukł sporą ilość zabawek szklanych. Poszkodowany Lichtensztajn oblicza stratę na 100 zł.  

*

W sobotę, 8 grudnia br. odbędzie się w sali p. Budzińskiego „Tradycyjny Bal Chanukowy”. Pierwszorzędny zespół   salonowy. Bufet własny. Wejście dla pań 1,50 zł, dla panów 2 zł. (GP nr 50/1934)

*

Blumsztajnowi Joskowi, zam. przy Konstantynowskiej 26, skradziono przędzę jedwabną wartości 350 zł.

*

Podczas niedzielnej defilady p. kom. Kazimierzowi Garczyńskiemu jakiś Żydek włożył rękę do kieszeni w celu dokonania kradzieży. P. Garczyński  przytrzymał kieszonkowca i oddał go w ręce policji. Po wylegitymowaniu go, okazało się, że jest to Zylberman Abram, bez stałego miejsca zamieszkania. (GP nr 47/1934)

*

W składzie fabrycznym Efraima Lipskiego, Majdany 6 dokonywano systematycznie kradzieży towaru. Lipski o spostrzeżonej kradzieży złożył meldunek w komisariacie, kierując podejrzenie na Altera Urbacha, zamieszkałego przy ul. Poprzecznej 12. Podejrzanego o kradzież policja przytrzymała.  (GP nr 47/1934)

*

„Wesoła Lwowska  Fala” nie zawiodła. Swoim beztroskim i szampańskim humorem bawili artyści publiczność pabianicką w ciągu 2 godzin.

Para batiarów w osobach popularnych Szczepka i Tońki (Kazimierza Wajdy i Henryka Fogelfaceugera)  przeszła w typach odtwarzanych najśmielsze życzenia zebranej publiczności.

Wykonane parodie przez utalentowaną śpiewaczkę p. Władę Majewską były wdzięczną rekompensatą za niemożność usłyszenia wesołej pary „Aprikozenkrantza i Untenbauma” (Monderera Mieczysława i Fleischera Adolfa). Biedny, osierocony Aprikozenkrantz nadrabiał  by choć w części zaprezentować naszej publiczności swoją wysoką klasę artyzmu.

Całość imprezy udana. Życzyć by sobie należało, by na przyszły raz „Wesoła Fala Lwowska” zjechała do Pabianic w tym samym składzie zabierając ze sobą p. Fleischera. (GP nr 46/1934)    

*

Obraza moralności publicznej

Rozental Jakób zamieszkały przy ulicy Sejmowej 3 i A.M. o godzinie 9 wieczór zostali przyłapani w parku Wolności na gorącym uczynku nierządu.   Za obrazę moralności publicznej odpowiadać będą przed sądem. (GP nr 46/1934)

Sprostowanie

W związku z notatką zamieszczona w nr 46 z dnia 11 listopada „Obraza moralności publicznej”, a dotyczącej p. Rozentala Jakóba, sprawa przedstawia się w świetle wyjaśnień zainteresowanego inaczej, niż brzmi notatka.

W stosunku do osoby, która złożyła niezgodne z prawdą zameldowanie, Rozental wyciągnąć ma odpowiednie konsekwencje. (GP nr 47/1934)

*

Z mieszkania Szpich Ghaji, Warszawska 25, skradziono przędzę wartości około 200 zł. Poszkodowana podejrzewa o kradzież Hertza, który też został przez policję przytrzymany. (GP nr 46/1934)

*

„Żydówka”

W ubiegły poniedziałek Warszawska Opera Objazdowa pozostająca pod kierownictwem dr. Wierzbickiego wystawiła w Pabianicach na scenie Kina Miejskiego (obecnie kino „Tomi”) operę Helevyego pt. „Żydówka”. Opera uświetniona była gościnnym występem pierwszego bohaterskiego tenora opery stołecznej Stanisława Gruszczyńskiego. Gruszczyński kreował rolę Eleazara. Mistrz kreacją swa porwał publiczność i wywołał entuzjastyczne oklaski. (…) Z wdziękiem i z werwą dramatyczną dzielnie dotrzymywała pola artystom Zofia Pinińska, która po trzech występach w Pabianicach pozyskała sobie całkowicie naszą publiczność. Jako Rachela dzięki swemu pięknemu głosowi, urodzie, pięknej pozie dramatycznej witana była i żegnana owacyjnie. Akt czwarty, gdy na scenie występowały tylko gwiazdy opery: Stanisław Gruszczyński , dr Wierzbicki i Z. Pinińska był naprawdę kulminacyjnym punktem opery i wywarł niezatarte wrażenie. (Gazeta Pabianicka nr 7/1929 r.)

*

„12 żon Jafeta”

W środę, dnia 6 marca przyjeżdża do naszego miasta na jeden gościnny występ zespół artystyczny Teatru Popularnego w Łodzi. Zespół odegra w sali Kinoteatru Miejskiego arcywesoły wodewil w 3 aktach z prologiem „12 żon Jafeta”, urozmaicony najnowszymi piosenkami, efektownymi tańcami i ewolucjami. Żywa akcja, pełna  iście szampańskiego humoru, wywołuje bezustanne salwy śmiechu, dając widzowi możność miłego spędzenia czasu, toteż „12 żon Jafeta” grane było w Łodzi 40 razy z rzędu w pełni powodzenia. (GP nr 10/1929 r.)

*

Porwanie dorożki Srula Chrystowskiego

W dniu 22 bm. Roman Leks i Stanisław Kleber raczyli się obficie wódką. W pewnej chwili postanowili użyć przejażdżki dorożką i w tym celu udali się na plac Dąbrowskiego (Stary Rynek). Dorożkarz, którego nagabywali niezbyt parlamentarnie – drapnął.

Inny dorożkarz p. Srul Chrystowski nie zdążył uciec od razu, otrzymał więc kilka potężnych razów a nóż jednego z wesołych gości przeciął  mu – szczęśliwym trafem – tylko rękaw. Pan Srul rejterował, pozostawiając na placu boju dorożkę i rumaka.

Goście ulokowali się w wehikule  i ruszyli z kopyta w ulicę Grobelną, gdzie najechali od razu na wiozącego resorką towar p. Rubinsztajna. Pan Rubinsztajn, choć Bogu ducha winny, otrzymał z miejsca takie wały, że zostawił resorkę i konia, i pobiegł alarmować policję.

Wiele trudu kosztowało ujarzmienie Leksa, który wpadł w pijacki szał i począł taki użytek ze swych pięści robić, że zmusił policjanta do chwycenia za broń. Ostatecznie po otrzymaniu trzech uderzeń szablą, nożowiec znalazł się w komisariacie, gdzie przebywa. (GP nr 2/1928 r.)

*

Handel w sobotę

W Łodzi czy Warszawie, nie mówiąc już o Poznaniu, kupcy żydowscy, zajmujący się handlem w soboty, nie należą już do rzadkości.

W ślad za tymi kupcami postanowił pójść i jeden mieszkaniec miasta Pabianic. Mianowicie właściciel składu naczyń pod nazwą ”Wygoda Gospodarska”, mieszczącego się przy ulicy Kościuszki, pomimo że był wyznania mojżeszowego, postanowił przełamać zwyczaj panujący w Pabianicach i widząc, że ruch, pomimo świat, panuje mały i zarobki są niewielkie, otworzył w ubiegłą sobotę swój sklep.

Wiadomość o tym, że kupiec wyznania mojżeszowego otworzył sklep w sobotę od samego rana, zelektryzowała jego współwyznawców.

W przeciągu krótkiego czasu przed sklepem zjawiły się tłumy Żydów, domagających się natychmiastowego zamknięcia sklepu. Na próżno właściciel sklepu tłumaczył, że musi zarabiać, że czasy ciężkie, że w innych miastach podobne wypadki nie należą do rzadkości – tłum był nieustępliwy. Dopiero policja musiała rozpraszać ciżbę, która co chwilę zbierała się przed sklepem. Trzeba podziwiać cywilną odwagę kupca, który wbrew zakorzenionym przesądom postanowił pójść za przykładem swych współwyznawców na zachodzie i nie uląkł się groźnej postawy tłumu. (GP nr 35/1926 r.)

*

Kradzież sreber i kandelabrów

W dniu 26 stycznia dokonano w mieszkaniu Łaji Chorowicz, Świętojańska 12, kradzieży z włamaniem. Złodzieje zabrali platery, srebra, kandelabry oraz 50 zł gotówką. Wdrożono energiczne dochodzenie. Policja stwierdziła, że w kradzieży tej musiała brać udział tajemnicza i niewykryta szajka. (GP nr 8/1929 r.)

*

Szopka u pani Goldbergowej

Grono miłośników wędrowania od mieszkania do mieszkania z tzw. szopka takiej nabrało ochoty, że odwiedzili p. Itę Goldberg , choć jest ona wyznawcą Mojżesza. W czasie demonstrowania wystraszonej rodzinie p. Goldberg straszliwego Heroda … zginęło nowiutkie żelazko do prasowania. I nie wiadomo, czy to Herod, czy diabeł!

Policja przyzwyczajona bardziej do ludzi, zajęła się bliżej dwoma młodzianami Fr. St. i A.D. W najbliższych dniach p. Goldbergowa  będzie mogła znów prasować , wspominając miłych szopkarzy. (GP nr 2/1928 r.)

*

Kasryl Szyjewicz płaci fałszywymi banknotami

W dniu 2 grudnia przybył do piekarni Pawłowskiego przy ul. Cegielnianej (obecnie Nawrockiego) w Pabianicach niejaki Szyjewicz Kasryl i zażądał od będącego w sklepie właściciela pół kilograma chleba.

Otrzymawszy żądany chleb, Szyjewicz wyjął z kieszeni pięciozłotowy banknot i chciał nim zapłacić za kupiony chleb. Gdy Pawłowski przyjrzał się banknotowi, spostrzegł, że jest podrobiony. Ponieważ zauważył, że  Szyjewicz ma jeszcze inne banknoty, Pawłowski zażądał drugiego. Okazało się, że  i drugi banknot jest podrobiony. Wtedy Pawłowski zażądał trzeciego banknotu, lecz Szyjewicz nie chciał już więcej banknotów pokazywać i zdradził zamiar niezmiernej a nagłej ucieczki. Wtedy właściciel sklepu polecił przytrzymać Szyjewicza i wezwał policję.

Przybyły policjant odebrał od Szyjewicza jeszcze cztery banknoty pięciozłotowe, które wszystkie okazały się podrobione. Kolejne numery, jakimi pieniądze były oznaczone, wskazywały, że pochodzą z jednego źródła. Badany Szyjewicz twierdzi, że otrzymał pieniądze od swego wspólnika Majera Kopydłowskiego. Gdy policja udała się do Kopydłowskiego, stwierdziła, że  ten rzeczywiście dał fałszywe pieniądze Szyjewiczowi. Wobec tego aresztowano obu sprawców. W czasie śledztwa  Kopydłowski oświadczył, że i on otrzymał od trzeciej osoby podrobione pieniądze. Nie chce jednak  żadną miarą wyznać, kto mu te pieniądze dał. Zaaresztowanych wspólników oddano do dyspozycji sędziego śledczego w Pabianicach. (GP nr 33/1926 r.)

*

Oszukany kmiotek

Świadome puszczanie w obieg fałszywych pieniędzy jest surowo karane. Jeżeli więc masz fałszywy pieniądz, najlepiej uczynisz, gdy go odeślesz do policji, ewentualnie zniszczysz. O powyższym nie wiedział kmiotek z Teodorowa, gmina Łask niejaki Patykowski, który za sprzedane zboże dostał od kupca w Pabianicach Bornsztajna Szymona, zam. Karnyszewska 3, banknot dwudziestozłotowy. Dowcipny Bornsztajn liczył na naiwność kmiotka i pieniądze też udało się mu wydać, lecz Patykowski przy wydawaniu banknotu zetknął się z policją, która opierając się na zeznaniach zaaferowanego kmiotka dotarła do przebiegłego kupca Bornsztajna i za świadome puszczenie w obieg fałszywych pieniędzy oddała sprawę jego do rąk prokuratora. (GP nr 20/1926 r.)

*

Pabianicer Cajtung

Ukazał się w Pabianicach nowy tygodnik. Jest nim Pabianicer Cajtung, wydany w języku żydowskim. W skład komitetu redakcyjnego wchodzą pp. M. Klajnman, M. Kochman, B. Szmidt, M. Tejch. (GP nr 35/1926 r.)

*

Krawiec Mendel okradziony

Krawiec Mendel Bogdański, zam. w Pabianicach przy Zamkowej 18 zameldował na policji, że ktoś skradł mu ze składu gotowych ubrań palto męskie, wartości 110 złotych. Sprawca kradzieży nie został ujawniony. (GP nr 35/1926 r.)

*

Paser Rozenperl

W Łodzi przy ul. Kilińskiego 18 zamieszkuje znany paser Rozenperl Izaak. Ponieważ roboty nie było, wezwał trzech znanych złodziei i rzekł im tak: „W Lodzi nie ma co robić. Policja za bardzo pilnuje. Idźcie wiec do Pabianic, tam się niczego nie spodziewają. Przy ul. Warszawskiej są liczne fabryki. Wstąpcie tam i przynieście mi coś dobrego”.

Otrzymawszy 5 zł na tramwaj, złodzieje przybyli do Pabianice 9 sierpnia. Upatrzyli tu sobie fabrykę Kuperwassera i Kronmena Warszawska 51. Czekali w kartoflach do nocy. Gdy światła w mieście pogasły, przez otwarty w oknie lufcik (o naiwności fabrykanta) weszli do wnętrza. Zabrali się do bawełny, lecz gdy ujrzeli jedwab, rzucili bawełnę i zabrali 12 sztuk jedwabnego materiału i 6 ½ paczki przędzy jedwabnej, wartość ogółem 5110 zł. Po czym spokojnie przez ul. Maślaną (obecnie Sikorskiego) udali się na tzw. Doły obok rzeźni i zakopali tam skradzione rzeczy.

Nazajutrz zakomunikowali Rozenperlowi, że wszystko w porządku, trzeba tylko po towar pojechać. Rozenperl wynajął furmankę i w czwórkę udano się w nocy na Doły. Tu odkopano zdobycz i zawieziono do Łodzi.

Policja pabianicka do dnia 24 sierpnia nie mogła natrafić na ślad kradzieży. Dopiero w dniu 24 sierpnia dowiedziała się, że u pasera Blajera Moszka, brzezińska 56 widziano część skradzionych rzeczy. Rozpoczęło się energiczne dochodzenie. Wkrótce skradzione materiały znaleziono aż u 10 paserów, których aresztowano. Miedzy nimi również osadzono w areszcie niejakiego Feinsilberga Leiba, Pabianice, ul. Tuszyńska 45. Po nitce do kłębka doszła policja do aresztowania dwóch złodziei. Obaj pochodzą z Łodzi, do Pabianic przyjeżdżają tylko na gościnne występy. Nazywa się jeden Szymczak Władysław, Kilińskiego 27, drugi Karasiak Stanisław, Koziny, Wapienna 34. Nazwisko trzeciego jest znane, lecz złodzieja policja dotychczas nie zdołała aresztować. Obu sprawców aresztowano w Łodzi, przywieziono do Pabianic i tu wszystko wyśpiewali. Po przeprowadzeniu dochodzenia aresztowanych ulokowano w więzieniu łódzkim.

Tak to dzięki sprawności naszej policji gościnne występy sympaty7cznych łodzian skończyły się dla pabianiczan bardzo pomyślnie. (GP nr 18/1926 r.)

*

„Chodź bratku do komisariatu”

Dnia 27 listopada w restauracji Juśkiewicza Jana przy ulicy Warszawskiej zebrało się grono amatorów bilardu. Do grona tego należeli: Kolmanowicz Majer, Dawidowicz Icek, Steinrenfeld Josek. Gra początkowo szła dobrze. Nagle o jakiś ruch nieprawidłowy wywiązała się sprzeczka, potem kłótnia, wreszcie wzięto się z łby i rozpoczęła się bójka na dobre. Wtem Kolmanowicz zauważył, że z paska na ręku zginął mu zegarek. „Gwałtu, policja”. Przyszła policja, bada istotę sprawy i dowiaduje się, że zegarek w czasie bójki zabrał p. Dawidowicz. Ano, jeżeli zabrałeś, to chodź bratku do komisariatu.  Dziś Dawidowicz smutnie rozmyśla, co to będzie, gdy przyjdzie mu stanąć przed sądem. (GP nr 32/1926 r.)

*

Afera dolarowa

Niniejszym proszę uprzejmie Pana Redaktora o łaskawe zamieszczenie w swym poczytnym piśmie poniższego opisu wielkiej afery dolarowej w Pabianicach.

Około 2 lata temu u właściciela posesji przy ul. Maślanej 2 Zysia Gelbarta zjawił się posługacz (szames) rabina, Ch. A. Bresler, który w imieniu rabina M. Altera zaproponował Gelbartowi sprzedanie rabinowi domu pod wyżej wskazanym adresem, na urządzenie w nim domu Starców dla Żydów.

Z. Gelbart zgodził się na sprzedanie swego domu i uzyskał 200 dolarów, z czego wypłacił jeszcze posługaczowi tytułem faktornego 10 dolarów. Po przybyciu Gelbarta do rabina, ten wręczył mu dolary i oświadczył, iż nazajutrz po południu odbędzie się u rejenta prawne przepisanie tytułu własności.

Nazajutrz gdy Gelbert przybył do rejenta przy ul. Św. Rocha 23 zastał tam posługacza Breslera i jednego z najlepszych przyjaciół rabina A. D. Frenkla, zam. w Pabianicach przy ul. Kościuszki 39. Posługacz oświadczył Gelbartowi, iż rabin kazał dom przepisać na nazwisko Frenkla, co też zostało dokonane.

Jednakże rabin nie urządził domu dla starców, lecz wypuścił dom ten na losy na ogólną sumę 10000 dolarów, każdy los po 1 dolarze. Losy te rozeszły się po całej Kongresówce. Dzięki dzielnemu urzędnikowi akcyzy monopolowej na miasto Pabianice p. Pawłowskiemu, władze zdobyły obszerny materiał  obciążający rabina i Frenkla. Należy jeszcze zaznaczyć, iż wspomniany dom  do dziś dnia nie jest rozlosowany, a dolary gdzieś wsiąkły. Sądzę, że odnośne władze powinny zająć się tą sprawą i posadzić winnych na ławie oskarżonych. M. Herszkowicz

Umieszczając powyższe pismo p. M. Herszkowicza na jego odpowiedzialność, nie wątpimy, że i z drugiej strony nastąpi jakieś wyjaśnienie w tej sprawie, która już była zresztą poruszona  i w prasie łódzkiej. (GP nr 14/1926 r.)

Pabianice, dnia 21 sierpnia 1926 r.

Uprzejmie prosimy o wydrukowanie zaprzeczenia przeciwko umieszczonemu w Tygodniku Pańskim z dnia 8 sierpnia artykułowi pod tytułem „Wielka afera dolarowa w Pabianicach” autora M. Herszkowicza (przebywającego w Pabianicach w domu pp. Buzyna i Ejlenberga).

Artykuł ten jest jednym z setek oszczerstw i potwarzy, nieustannie już od roku 1920 podnoszonych w prasie i denuncjacjach do władz przez pewną  garstkę intrygantów, którzy postawili sobie za cel kompromitować lud wierzący i naszego Pana Rabina, jednego z najwybitniejszych działaczy na polu religijno-oświatowym, w obliczu świata i w tym celu ciągle fabrykują różne podstępy, wciąż pozbawione podstawy i wytwarzają plotki przeciwko Rabinowi, rzezakom rytualnym, Zarządowi gminy żydowskiej, w szczególności panu A.D. Frenklowi, piastującemu urząd wiceprezesa Zarządu gminy, którego owocna działalność dla dobra społeczeństwa  żydowskiego cieszy się powszechnym uznaniem.

Wdrożono wprawdzie dochodzenie administracyjno-skarbowe, lecz nie dzięki dzielnemu urzędnikowi (według słów autora), lecz dzięki doniesieniu osób powyższych. Nie wątpimy jednak, że władza dojdzie prawdy i wynik tego dochodzenia będzie taki sam, jak i wszystkich poprzednich doniesień, zaś na ławie oskarżonych posadzeni będą fałszywi donosiciele.

Niezbitym dowodem ich kłamstwa jest fakt, że w całej Kongresówce po której, według słów autora, losy te rzekomo się rozeszły, nie ma ani jednego poszkodowanego, który miałby się skarżyć na swą krzywdę, a skargę podnoszą nieproszeni obrońcy.

Insynuacja powyższa, od tychże osób pochodząca była już wydrukowana  w piśmie łódzkim „Wiadomości codzienne”. Uważaliśmy jednak za zbyteczne podać do prasy zaprzeczenie, gdyż podstępy te są już zbyt znane i nie wywierają żadnego wrażenia, choć uwłaczają czci cieszącego się jak najlepszą opinią p. Rabina naszego miasta, tym bardziej, po ogłoszeniu przez Pana Redaktora nazwiska autora, którego osoba  daje dostateczny materiał ogółowi czytelników dla orientacji jaką wartość ma jego artykul.

Czynimy jednak to wskutek żądania masowo zgłaszających się do nas współwyznawców, domagających się wystąpienia w obronie czci Pana rabina i panów przedstawicieli gminy żydowskiej. Uważamy, że byłoby jednak dla nas hańbą wdawać się w dalszą polemikę w tej sprawie, której przeciwnicy tak chętnie pragną. Z poważaniem, Zarząd Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Pabianicach – Z. Adler, N. Gnatek, F. Perlmuter, Sz. Kohn. (GP nr 16/1926 r.)

*

Przez dymnik

Adler Abram, właściciel tkalni zarobkowej przy ul. Konstantynowskiej 40, nie należy do zbyt przewidujących gospodarzy. Wiedząc, że w fabryce znajduje się wiele wartościowych towarów, nie postarał się o solidne zamki i kraty, lecz przeciwnie, nawet do dachu przystawił drabinę, a po niej mógł każdy swobodnie wejść na dach, na którym można znaleźć dymnik, również niezabezpieczony. Toteż ktoś postanowił wyzyskać dogodne warunki w dniu 4 bm. w nocy wszedł na dach po drabinie, skąd przez dymnik dostał się do fabryki i zabrał różne towary, częściowo zdejmując je z warsztatów na ogólną sumę pół tysiąca złotych. Złodzieje „pracowali” zupełnie spokojnie, gdyż dozorca spał sobie snem sprawiedliwym. Sprawców kradzieży nie wykryto. Energiczne dochodzenie policji w toku. (GP nr 14/1926 r.)

*

Ostatnia posługa

Dnia 30 lipca zmarł w Pabianicach 90-letni starzec Szymon Silberstein, zam. przy ul. Kościuszki 33. Według obrzędu żydowskiego zmarły winien być pochowany w dniu śmierci. Ponieważ syn zmarłego Dawid Silberstein, zam. w Łasku, nie chciał pokryć kosztów związanych z ostatnią posługą i nabyciem placu na kirkucie, trup ojca leżał w mieszkaniu przez 3 dni do wieczora w niedzielę, dnia 1 bm. W końcu członkowie Stowarzyszenia Ostatniej Posługi wywarli nacisk na niewdzięcznego syna i zmusili go do zapłacenia rzeczonych  należności. Pogrzeb  nieszczęśliwego ojca odbył się wieczorem w niedzielę. Należy zaznaczyć, że Dawid Silberstein jest człowiekiem zamożnym. (GP nr 15/1926 r.)

*

Konstytucja

W uzupełnieniu podanego przez nas sprawozdania z obchodu uroczystości 3 Maja w Pabianicach komunikujemy, że staraniem gminy żydowskiej naszego miasta w synagodze przy ul. Bóźnicznej odbyło się nabożeństwo po którym do licznie zebranych współwyznawców przemówił prezes gminy żydowskiej p. Lidzbarski, wyjaśniając znaczenie Konstytucji Majowej dla całego narodu w ogóle, a Żydów w szczególności. Nabożeństwo odbyło się na intencję pomyślnego rozwoju Rzeczypospolitej Polskiej i za pomyślność prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. (GP nr 4/1926 r.)

*

Kosz z bielizną

Dnia 11 maja rb. o godz. 1-ej w nocy dwóch nieznanych osobników napadło na szosie łódzkiej pod Pabianicami na przejeżdżającego wozem Nachema Sznajberga ze Zduńskiej Woli, któremu pod groźbą noża zabrano kosz z bielizną. (GP  nr 4/1926 r.)

*

Wybory samorządowe

W wyborach do Rady Miejskiej m. Pabianic, z  dnia 26 kwietnia 1925 r. środowiska żydowskie wystawiły następujące listy – Żydowscy Robotnicy Poalej-Syjon – 137 głosów, Żydzi Konserwatywni – 1465 głosów, 2  radnych (Szloma Lidzbarski, Emanuel Stern), Bezpartyjni Żydzi Komitet Wyborczy – 432 głosy, Komitet Wyborczy Zjednoczonych Żydowskich Socjalistów  Robotników i Rzemieślników – 369 głosów, Zjednoczony Żydowski Komitet Wyborczy – 868 głosów, 1 radny (Maurycy Klejnman). (GP nr 6/1926 r.)

*

Droga przędza

Właściciel fabryki p. H. Faust zauważył, że od dłuższego czasu ginie mu droga przędza. Podejrzenie padło na jedną z robotnic. Przeprowadzona rewizja wykazała u robotnicy spore zapasy kradzionej przędzy. Dochodzenie wykazało dalej, że kradzieże ułatwiał nocny dozorca fabryczny. Policja aresztowała zarówno robotnicę, jak i nocnego dozorcę, a znalezioną przędzę oddala poszkodowanemu przemysłowcowi. (GP nr 45/1930 r.)

*

Aresztowanie komunistów

W ubiegłą sobotę policja dokonała rewizji w mieszkaniu jednego z komunistów, zam. przy ul. Bóźnicznej. Policja zastała tam około 20 komunistów, którzy odbywali właśnie zebranie. Celem wylegitymowania zebranych zaprowadzono ich do komisariatu na Garncarskiej. Odezwy i kompromitujące dokumenty zabrano jako dowody rzeczowe. (GP nr 45/1930 r.)

*

Próba korupcji?

W czasie świąt Wielkanocy p. starosta łaski Wallas Jan otrzymał od pabianickiego przemysłowca powinszowania świąteczne; w kopercie z powinszowaniem adresat znalazł poza tym 1000 zł.

Ponieważ charakter załączonych pieniędzy nie był wyjaśniony żadnym słowem, p. starosta oddał list i pieniądze prokuratorowi, wskazując na fakt, że kopertę przyniósł p. Pukacz, w sprawie którego niedawno  w starostwie ingerował p. Stahl. Można więc było uważać owe 1000 zł za pewien argument, który miał przekonać władze o słuszności sprawy p. Pukacza.

Po kilku dniach p. Stahl zwrócił się do p. starosty z wyjaśnieniem, że do 1000 zł wręczonych z powinszowaniem świątecznym przez niedopatrzenie nie został załączony list, w którym p. Stahl donosił, że 1000 zł przekazuje p. staroście na budowę pomnika Niepodległości w Pabianicach, a to z tej racji, że p. starosta jest przewodniczącym komitetu, p. Stahl zaś był upoważniony do zbierania ofiar wśród przedstawicieli średniego przemysłu. Jako dowód rzeczowy p. Stahl przedstawił kwitariusz, w którym owa suma była zapisana i list, który przez zapomnienie nie został załączony do kwoty 1000 zł.

Prokurator odesłał sprawę do Sądu Okręgowego w Łodzi i zaopiniował ją , jako obrazę urzędnika. W czwartek, dn. 8 bm. w Sądzie Okręgowym w Łodzi naznaczono rozprawę. W obronie p. Stahla stawał pan mecenas Konowski Stefan, w obronie p. Pukacza p. mecenas Kobyliński Stefan. Główny świadek oskarżenia pan starosta Wallas, który obecnie bawi na urlopie, nie stawił się na rozprawę. Prokurator wnosi, aby sprawę p. Stahla i Pukacza przesłać Sądowi Grodzkiemu w Łasku; obrona sprzeciwia się temu, tłumacząc, że Sąd Okręgowy może sprawę rozpatrzyć, tym bardziej, że oskarżony przyznaje się do wręczenia 1000 zł panu staroście, lecz w innych nieco okolicznościach aniżeli o tym mówi akt oskarżenia. Sąd Okręgowy postanowił jednak sprawę przekazać Sądowi Grodzkiemu w Łasku (GP nr 33/1929 r.)

*

Komunikat  Towarzystwa Sportowego MAKABI

Niniejszym komunikujemy, iż w sobotę dn. 22 bm. punktualnie o godz. 7 wiecz. w lokalu  szkoły powszechnej nr 13 (obecnie SP nr 8) przy ul. Poprzecznej 22 odbędzie się walne zebranie z następującym porządkiem dziennym: zagajenie przez prezesa Zarządu; uczczenie pamięci zmarłych członków; wybór przewodniczącego zebrania; odczytanie protokołu  z poprzedniego walnego zebrania; sprawozdanie; odznaczenie członków zasłużonych dla Towarzystwa; dyskusja nad sprawozdaniem; udzielenie absolutorium  ustępującemu Zarządowi; wybory Zarządu, komisji rewizyjnej, sądu koleżeńskiego; wolne wnioski. Ze sportowym pozdrowieniem, Zarząd. (GP nr 12/1930 r.)

*

Hersz i Natan

Miejscowi kupcy Wilmer Hersz i Natan od pewnego czasu nabywali przędzę od p. Oskara Budzińskiego płacąc wekslami oraz czekami. Gdy nadszedł termin płatności, okazało się, że weksle były sfałszowane, a czeki nie miały pokrycia. Poszkodowany na 40 tys. złotych p. O. Budziński zawiadomił o powyższym policję, która aresztowała obu Wilmerów i po śledztwie osadziła ich w więzieniu. (GP nr 13/1930 r.)

*

Rozencwajg Izrael

Rozencwajg Izrael zameldował policji, że służąca jego Wiktoria Niwa skradła bieliznę i garderobę wartości 400 zł, po czym zbiegła. Policja poszukuje nieuczciwej służącej. (GP nr 41/1929 r.)

*

Duży procent

Wykłady w Miejskim Uniwersytecie Powszechnym już się rozpoczęły. Na trzy wydziały Uniwersytetu zapisało się 250 słuchaczy, w tym duży procent Żydów. Kierownikiem Uniwersytetu jest dr Konecki. (GP nr 42/1929 r.)

*

Mira Efros

Mira Efros to zamożna Żydówka z naszych kresów wschodnich. Rozporządzając wielkim zapasem energii, silną wolą, zdobyła pracą wielki majątek, mimo że silnie była przywiązana do tradycji getta żydowskiego, umiała działać z dużą dozą kultury towarzyskiej. Stąd też słusznie nazywano ją żydowską hrabiną Potocką.

Do cichego i w karności utrzymanego jej domu wkrada się dysonans w postaci synowej, kobiety chciwej i oschłej, o poglądach nieco nowoczesnych. Porządek domu Miry Efros chwieje się. Potulni dotychczas i łamiący się pod ciężarem autorytetu matki synowie podnoszą głowy. Matka zostaje wypędzona z domu, lecz ujęta miłością swego wnuka, po ciężkiej walce z sobą, wraca do dzieci.

Powyższy temat ujął J. Gordin w formę sentymentalnego melodramatu. Zaciekawił widza nie tylko akcją, ale i oryginalnym folklorem żydowskim , mimo wszystko mało u nas znanym. Całość ciekawa i cieszy się powodzeniem nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicami, nawet w słonecznej Italii, gdzie na tajemnice getta żydowskiego patrzą jak na egzotyczne zjawisko.

Odtworzenie ról melodramatu nie należy do rzeczy łatwych, mimo to artyści łódzcy umieli wczuć się w odrębną psychikę żydowską i zagrali rzecz świetnie. Najtrudniejszą bezsprzecznie  rolę Miry Efros kreowała doskonale p. Horecka, która umiała naturalnością  gry wzruszać widzów. Doskonałą też w rolach żydowskich jest p. Dąbrowska a jej Chana Dwojra to Żydówka z krwi i kości. Na wysokim poziomie stała gra pań Skrzydłowskiej i Morskiej oraz panów Chodeckiego, Woszczerowicza, Danieckiego i Brodniewicza.

Niesamowite wrażenie wywołał chór synagogalny z Łodzi, który z prawdziwą maestrią wykonał pieśni rytualne. Całość piękna i bardzo oryginalna. Ponieważ od kasy z powodu braku biletów odeszło około tysiąca osób, sztuka Gordina wystawiona  zostanie raz jeszcze przy dostępnych cenach biletów wejścia.

Miłe wrażenie wywarła też i sala Kina Miejskiego,  ozdobiona ostatnio pięknymi witrażami. Szerokie purpurowe chodniki stwarzały wrażenie uroczystej chwili. Z całym zadowoleniem skonstatować dziś możemy, że nasza sala teatralna została całkowicie odnowiona. Przedstawienie rozpoczęło się punktualnie o godz. 8.30, a spóźniający się musieli czekać w foyer, co jest ważną przestrogą dla wszystkich, ujawniających skłonność do niepunktualnego przychodzenia do teatru. (GP nr 42/1929 r.)

*

Moszek Dajcz

Dajczowi Moszkowi, ul. ks. P. Skargi 36 przędzę wartości zł 800 skradli Wierucki St., Lorenca 1, Wierucki H., Bracka 54, bezdomny Kozłowski Br., Wójcik J., Leśna 32. Łup został całkowicie odebrany i oddany prawemu właścicielowi. (GP nr 6/1939 r.)

*

Mandaty karne

W dniu 13 bm. wicestarosta powiatu łaskiego p. Zieliński Roman w towarzystwie referenta karnego p. Florczyka naznaczył mandaty karne o nieotynkowanie domów następującym osobom: Moszkowicz Izrael, ul. Orlicz-Dreszera 21, 500 zł z zamianą na 14 dni aresztu, Domowicz Chana, ul. Orlicz Dreszera 19, zł 100 lub 10 dni aresztu, Adler Icek, ul. Warszawska 42, zł 100 lub 8 dni aresztu, Jelinowicz Szlama, ul. Warszawska 18, zł 500 lub 10 dni aresztu. (GP nr 6/1939 r.)

*

Za niezapłacenie składek

Za niezapłacenie składek Ubezpieczalni Referent Karno-Administracyjny Starostwa w Łasku ukarał: Szterna Chaima z Pabianic, 2 tygodnie aresztu bezwarunkowego, Abramowicz Esterę z Pabianic, 50 zł z zamianą na 5 dni aresztu, Białka Chila z Pabianic, 5 zł z zamianą na 1 dzień aresztu. (GP nr 27/1939 r.)

*

Pukacz Beren

We wtorek, dnia 27 czerwca na ul. Warszawskiej zdarzył się tragiczny wypadek. Samochodem prywatnym A -49319 jechał Pukacz Beren, zam. przy Konstantynowskiej 9 . Nagle zza samochodu ciężarowego wybiegł chłopiec i wpadł pod samochód Pukacza. Ofiarą nieszczęśliwego wypadku okazał się Frenkiel Moszek lat 11, zam. przy ul. Konstantynowskiej 18. Chłopca niezwłocznie odwieziono do szpitala miejskiego. Wszelkie zabiegi lekarskie okazały się daremne. Chłopiec w trzy godziny po wypadku zmarł. (GP nr 27/1939 r.)

*

Wolf Cyprys

Pan Cyprys Wolf zam. przy ul. Ks. Piotra Skargi 36 złożył zł 5 na rzecz Powiatowego Komitetu Pomocy Dzieciom i Młodzieży w Pabianicach. Za złożoną ofiarę komitet składa serdeczne podziękowanie. (GP nr 17/1938 r.)

*

Idel Metlik

Zamieszkały przy ul. Bóźnicznej 1 Metlik Idel lat 62 od dłuższego czasu cierpiał na rozstrój nerwowy. W poniedziałek, dnia 25 bm. wyszedł na podwórze i niepostrzeżenie w pobliżu komórek powiesił się na sznurku. (GP nr 17/1938 r.)

*

Chil Szpicek

Zamieszkały przy ul. Konstantynowskiej 52 Szpicek Chil zameldował, że nieznani sprawcy skradli mu z komórki 5 kur.

*

Chenoch Frydman

Zamieszkały przy ul. Poprzecznej 10 Frydman Chenoch zameldował, że skradziono mu z mieszkania ubranie wartości zł 110. (GP nr 17/1938 r.)

*

Jaja

Ciechanowski Chenoch, ul. Bóźniczna 6 zameldował, że nieznani sprawcy skradli mu 48 mendli jaj wartości 48 zł. (GP nr 17/1938 r.)

*

Berafamilina Nechemia

Nieznani sprawcy w nocy z dnia 3 na 4 bm. z zamkniętej komórki skradli 15 kur na szkodę Berafamiliny Nechemia, zam. przy ul. Konstantynowskiej 3. (GP nr 1/1937 r.)

*

Blady Fiszel i Grὕnszpan Chaim

Kobiety nie bij nawet kwiatem – ten piękny aforyzm japoński nie znany jest zapewne „mniejszości” naszego miasta, zasiedziałej na Starym Mieście. Uważają oni widocznie kobietę za niewolnice – jak to ongi na Wschodzie bywało. Trzymając się tych zasad, pobili kobietę i to nawet nożem, zadając jej kłute rany. Przybyła na miejsce wypadku policja, zatrzymała i osadziła w areszcie napastników, którymi okazali się: Grὕnszpan Chaim Icek, zam. przy ul. Orlicz-Dreszera 19 oraz Blady Fiszel, zam. przy ul. Warszawskiej 31.

Podczas aresztowania nie tylko Blady był blady, ale również Grὕnszpan także bardzo zbladł. Poszkodowaną Sztern Mindlę lekarz po założeniu opatrunku, pozostawił w domu przy ul. Orlicz Dreszera 19. Rany są dość ciężkie. (GP nr 28/1938 r.)

*

Moszek Janowski

Zapotrzebowanie na ryby w poście wzrasta, nic więc dziwnego, że Janowski Moszek, zam. przy ul. Tuszyńskiej 37 zaopatrywał się w ten pokupny artykuł w przewidywaniu dobrego zarobku. Trzydel Jan, zam. przy ul. Kopernika 24 przywłaszczył sobie dwie skrzynie ryb, wartości 50 zł Kradzież spostrzeżono i ryby odebrano, a Trzydel będzie miał sprawę sądową. (GP nr 6/1937 r.)

*

Abraham Winer

Winer Abraham Jakób, zam. w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej 35 przywiózł do Pabianic 10 sztuk surowego sztucznego jedwabiu i pozostawił na przechowaniu u swego brata, zam. przy ul. Warszawskiej 37. Towar ulokowano na otwartym balkonie przylegającym do klatki schodowej. Pozostawiony towar bez opieki i zamknięcia został skradziony przez nieznanych sprawców. Policja prowadzi dochodzenie. Wartość towaru określona jest na 400 zł. (GP nr/1937 r.)

*

Izaak Gutsztadt

Gutsztadt Izaak – Kościuszki 25 z ustępu w swej posesji wypuścił nieczystości do rynsztoku na ulicę. Ohydna woń, wytworzona na ulicy, sprowadziła interwencję policji. Zaznaczyć należy, że Gutsztadt jest niepoprawny i podobne wykroczenie popełnił uprzednio parę razy. Obecnie będzie pociągnięty do surowej odpowiedzialności. (GP nr 31/1937 r.)

*

Rywen Himelfarb

We wtorek w godzinach wieczornych rozległ się gwizd syren w mieście, zwiastujący pożar. Przy ul. Konstantynowskiej 2 Himelfarb Rywen w czasie reparacji dachu podczas lutowania rury zaprószył ogień, od czego zajęła się smoła zebrana w rynnie. Powstał dym ogromny. Himelfarb, nie tracąc przytomności, zdołał ugasić ogień, jeszcze przed przybyciem straży. (GP nr 31/1937 r.)

*

Jakób Kołtuński

Do komisariatu policji wpadł podniecony Kołtuński Jakób, zam. przy ul. Konstantynowskiej 41, sepleniąc, zameldował, że nieznany sprawca skradł mu z mieszkania portmonetkę , zawierającą 8 zł i szczękę ze sztucznymi zębami, którą Kołtuński, opuszczając chwilowo mieszkanie pozostawił na stole. Może złodziei przypuszczał, zabierając przedmiot, że to jest piękna damska broszka. (GP nr 31/1937 r.)

*

Henoch Wajnberg

Właściciel domu przy ul. Zamkowej 16 Wajnberg Henoch oraz dozorca tegoż domu Bitny Józef, pociągnięci zostali do odpowiedzialności karnej za brudy w korytarzu domu. (GP nr 31/1937 r.)

*

Sejm na ulicy

Lipiński Bajwel – Warszawska 26, Male Jojne – Batorego 2, Rotek Jakób – Bóźniczna 8 stanęli sobie na chodniku przy ul. warszawskiej i rozpoczęli rozmowę. Różne dobre interesy tak pochłonęły uwagę sejmujących kupców, że dopiero interwencja posterunkowego zmusiła ich do ustąpienia z chodnika, gdzie tamowali ruch pieszy. (GP nr 31/1937 r.)

*

Magalifowie

W związku z notatką „Pod pręgierz” w nr. 50 z dnia 18 XII 1937 r. , z której wynikałoby, że ciężko chory Dębski zmarł w szpitalu bez udzielenia pomocy lekarskiej, Związek Lekarzy P.P. Obwód Pabianice uprzejmie prosi Pana Redaktora o wydrukowanie w jego poczytnym piśmie niniejszego oświadczenia.

Dnia 11 XII br. pełniła dyżur w Ubezpieczalni Społecznej Pani Dr Magalifowa Łucja, która oficjalnie zastępuje męża Dra Magalifa Jakóba, gdyż ten ma czasowy przydział do Zduńskiej Woli. W nocy wezwano p. Dr Megalifową na ul. Dębową 15 do Dębskiego Władysława, który w nietrzeźwym stanie spadł ze schodów i doznał uszkodzenia czaszki. P. Dr Magalifowa na miejscu zrobiła choremu opatrunek i konieczne wstrzyknięcia, i pod osobistą opieką niezwłocznie przewiozła do szpitala, gdzie dała dyżurnej siostrze odpowiednie instrukcje. O godz. 8 rano, gdy chory był w agonii, pielęgniarka zatelefonowała do Dr. Magalifa. Ten po porozumieniu się z żoną polecił pielęgniarce wykonywać poprzednie zlecenia nadal i oświadczył, że powtórne przybycie lekarza do tego beznadziejnego przypadku jest bezcelowe. Po 20 minutach chory zmarł. Jak widać z powyższego pomoc lekarska była choremu udzielona i odpowiednie zabiegi robione do ostatniej chwili. Prezes Dr Józef Wł. Szulc (GP nr 51/1937 r.)

Pabianiccy lekarze – Łucja i Jakób Magalifowie zginęli podczas Holocaustu.

*

Żydowski Związek Przemysłowców

Inspektor III Okręgu p. Wojtkiewicz zaprosił na czwartek na godz. 12 na konferencję przedstawicieli Żydowskiego Związku Przemysłowców w Pabianicach, skupiającego niezrzeszonych w Związku Przemysłu drobnych i średnich fabrykantów.

Skoro się o tym dowiedziało Stowarzyszenie Kupców i Przemysłowców Chrześcijan w Pabianicach, które również posiada sekcję włókienniczą, zwróciło się z zapytaniem do p. inspektora Wojtkiewicza, dlaczego jego przedstawiciele zostali pominięci w zaproszeniu. Okazało się, iż inspektor nie wiedział o istnieniu tej sekcji, niemniej jednak przeoczenie zaraz naprawiono, zapraszając również i przedstawicieli Pabianic. Do Łodzi udali się pp. Berlikowski, Krauze i Post (…). (GP nr 13/1933 r.)

*

Srul Trajman

Srul Trajman, właściciel fabryki przy ul. Majdany 5 zauważył, że w jego zakładzie już od dłuższego czasu ginie przędza, przy czym nie mógł ustalić sprawcy kradzieży. Jednak po kilkunastu dniach obserwacji ustalił, że kradzieży tej dopuszcza się robotnik z jego fabryki Federman Majer (Majdany 5) i zawiadomił o tym policję. Przeprowadzona rewizja w mieszkaniu Federmana dała wynik dodatni, zarówno na strychu, jak i w mieszkaniu za kominem znaleziono większą ilość przędzy. Federmana pociągnięto do odpowiedzialności a sprawę skierowano do sądu.

*

Państwo Lubranieccy

Państwo Jakubostwo Lubranieccy, zamieszkali przy ul. Warszawskiej, wyjechali, pozostawiając na gospodarstwie swą służącą Saletę Józefę. Korzystając z nieobecności swych chlebodawców, służąca nabrała różnych drobiazgów na ogólną sumę 120 zł i wyjechała na wieś do swojej rodziny. Po przyjeździe państwa ujawniła się naiwnie wykonana kradzież. Policja odnalazła Saletę Józefę, odebrała jej skradzione przedmioty i zwróciła prawym właścicielom. Saletę aresztowano, sprawę przekazano władzy sądowej. (GP nr 32/1927 r.)

*

Kto ukradł?

Właścicielowi sklepu spożywczego przy ul. Tuszyńskiej 27, Józefowiczowi, skradziono z mieszkania 51 zł. Posądzono o kradzież Moszka Weiskopa, który krytycznego dnia był w sklepie Józefowicza i kupował bułkę. W czasie pobytu w sklepie obserwował on starannie ruchy kupca, a po wyjściu ze sklepu stanął w bramie posesji, stojącej naprzeciwko sklepu Józefowicza i przez dłuższy czas obserwował właścicieli sklepu. Gdy wszyscy pomieszczenie opuścili, miał wejść oknem do sklepu i zabrać pieniądze. Zasilony w gotówkę udał się do Łodzi na zabawę.

Józefowicz, posądzając o kradzież Wajskopa, czatował na niego, i gdy Wajskop powrócił ubawiony z Łodzi, schwycił go za kark i przyprowadził na policję. W stosunku do Wajskopa zarządzono areszt, gdyż złoczyńca nigdzie nie był zameldowany, a sypiał po strychach i kątach. Teraz ma spokój. (GP nr 42/1927 r.)

*

Gdzie pozwolenie?

Izraelowicz nosi broń bez pozwolenia, dlatego też policja zmuszona była mu ją odebrać i pociągnąć do odpowiedzialności.

Szczycki Abram znów prowadził przy Konstantynowskiej piekarnię a pozwolenia nie posiadał. Nic też dziwnego, że musi za to odpowiadać. (GP nr 42/1927 r.)

*

Ryszard Izraelewicz

Izraelewicz Ryszard z niewiadomych przyczyn usiłował popełnić samobójstwo. W tym celu napił się jodyny. W por ę jednak spostrzeżono i po przepłukaniu mu żołądka przewieziono go do szpitala.

Majer Śmietański

Majerowi Śmietańskiemu skradziono w Rzeźni Miejskiej skórę wartości 50 zł. (GP nr 45/1927 r.)

*

Bren Srul z Łasku

Jak długo wlecze się droga z Pabianic do Łodzi, gdy się jedzie tramwajem, każdy to wie, bo każdy tę drogę odbywał. Ale wlec się z Pabianic do Łodzi resorką, toż dopiero jest długo! Wiele osób, jadąc tramwajem do Łodzi, skraca sobie drogę snem. Jadąc resorką, można się już porządnie przespać.

Tak sobie myślał Bren Srul z Łasku, gdy w nocy dnia 23 listopada rb. wiózł z Pabianic do Łodzi manufakturę. Siedział sobie na koźle, a szkapisko ciągnęło cierpliwie wóz naprzód. Srul marzył rozkosznie o dobrym spieniężeniu manufaktury i uśmiechał się przez sen. Od czasu do czasu odruchowo cmokał na konia, co zresztą wcale jazdy nie przyspieszało. Na wozie tymczasem pracowały tajemnicze duchy. Wykonywały one jakieś ruchy, coś podnosiły, coś zrzucały, a wszystko czyniły tak cicho i sprawnie, że Srul o niczym nie wiedział. Przejeżdżając obok remizy, obudził się nasz Srul. Zdawało mu się, że wóz jego trochę jest za lekki. Obejrzał się za siebie, a tam pustki.

W drodze skradziono mu cały majątek: wiele par rękawiczek, swetry męskie i damskie, koszule dzienne, skarpetki, guziki. Srul podniósł gwałt. Szuka policji. Narzeka. Oblicza straty. Żałuje, że w drodze spał. Żal jednak jest nieco spóźniony. (GP nr 49/1927 r.)

*

Ryfka Jeleńkiewicz

Za brak cen wytycznych policja pociągnęła do odpowiedzialności panią Ryfkę Jeleńkiewicz i innych amatorów cen „dowolnych”. (GP) nr 49/1927 r.)

*

Pierwszy Festiwal Kultury Żydowskiej w Pabianicach

Nowe Życie Pabianic (30.08.2022 r.) informowało: W sobotę, 27 sierpnia, wystawą plenerową „Tu byli … Tu żyli … Świat, którego już nie ma” oraz spacerem rozpoczął się I Festiwal Kultury Żydowskiej w Pabianicach.

- Przyjrzeliśmy się bliżej losom kilku żydowskich rodzin zamieszkujących pabianickie stare miasto. To one tworzyły klimat i tożsamość tego miejsca. Przedsiębiorcy, lekarze, nauczyciele, rabini, dzieci biegające po podwórkach i przekrzykujące się w jidysz czy panie domu zapalające świece szabasowe. Żyły tu wielkie osobistości, jak rabin Alter, ułożone i kochające się rodziny jak Monicowie, ale też despotyczny fabrykant Żarski. W jego willi rozgrywały się dramatyczne sceny, o których szeroko informowała ówczesna prasa. Tego świata już nie ma, ale zostaliśmy my i naszą powinnością jest podtrzymanie pamięci o tych, którzy byli tu przed nami – mówią organizatorzy Festiwalu, członkowie Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan i Pabianickiego Sztetla.

Kolejne festiwalowe atrakcje już w niedzielę, 4 września, w willi Żarskiego przy ul. Sejmowej 2. O godz. 10.00 – warsztaty kuchni koszernej, a o 18.00 – panel dyskusyjny pn. „Żydzi i ich zagłada w polskiej pamięci historycznej”.

Wydarzenia festiwalowe odbywać się będą w formie stacjonarnej i w ramach transmisji on-line. W programie jeszcze m. in. spotkania z ekspertami („Nieznane fakty o żydowskim osadnictwie w Pabianicach” czy „Wojenne losy pabianickich Żydów”) i warsztaty. Udział we wszystkich wydarzeniach jest bezpłatny. Ze względów organizacyjnych chętni proszeni są o zapisy na warsztaty kuchni koszernej, kaligrafii hebrajskiej i tańca żydowskiego.

- Wydarzenia festiwalowe to jedno, ale równie ważne są miejsca, w których będziemy się spotykać. Żydowskie życie w Pabianicach toczyło się przed wojną w konkretnych budynkach, przy konkretnych ulicach, współtworzyli je konkretni ludzie. Zapraszamy do wspólnego odkrywania tych miejsc i gwarantujemy, ze postrzeganie starego miasta już nigdy nie będzie takie samo – dodają organizatorzy.

Informacje o poszczególnych wydarzeniach będą pojawiały się na facebookowym profilu Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan. Całość zorganizowana jest w ramach realizacji zadania pn. „Przywróćmy pamięć – 80. rocznica likwidacji pabianickiego getta” i sfinansowana ze środków Budżetu Obywatelskiego Województwa Łódzkiego na rok 2022.

Nowe Życie Pabianic (20.09.2022 r.): W niedzielę, 4 września, w willi Mojżesza Żarskiego przy ul. Sejmowej 2 odbyły się warsztaty kuchni koszernej. Zapach chałki, humusu i kugla roznosił się po całym starym mieście.

- Dzięki Avigail Jureńczyk z Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, oddział w Łodzi i Julii Jureńczyk willa Mojżesza Żarskiego tętniła żydowskim życiem – powiedzieli członkowie Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnych Pabianiczan.

Tego samego dnia pabianiczanie uczestniczyli w panelu dyskusyjnym pn. „Żydzi i ich zagłada w polskiej pamięci historycznej”. Gościem był Konstanty Gebert, autor książki pt. „Ostateczne rozwiązanie. Ludobójcy i ich dzieło”.

- Rozmawialiśmy o polskiej (nie) pamięci o zagładzie, o tym jak o niej mówić i dlaczego się nie da. Pytania z sali i dyskusja pokazały, że temat nie jest i nie będzie nam obojętny oraz wymaga ciągłego przywoływania i pogłębiania refleksji – mówili organizatorzy Festiwalu.

We wtorek, 6 września, w willi Żarskiego odbył się kolejny panel dyskusyjny, tym razem o nieznanych faktach w żydowskim osadnictwie. Historyk Sebastian Adamkiewicz i antropolog Przemysław Owczarek opowiedzieli, skąd Żydzi wzięli się w Polsce i naszym regionie, jakie funkcje pełnili w społeczeństwie feudalnym i w jakim kierunku wyewoluowały w związku z rewolucją przemysłową.

Sławomira Ruta z Muzeum Miasta Pabianic i grupy Pabianicki Sztetl, autorka wystawy „Tu byli… Tu żyli …” otwierającej festiwal, pokazała procesy historyczne, jakie zachodziły w Pabianicach na przykładach konkretnych rodzin żydowskich.

- Ożywiona dyskusja i pytania z sali pokazały, że nie rozmawialiśmy o sprawach odległych, ale o czymś, co ukształtowało nasze miasto i do dziś rzutuje na jego tożsamość, nawet jeśli nie uświadamiamy sobie tego wprost - opowiadali członkowie FOP.

W niedzielę, 11 września, zorganizowano pierwsze w Pabianicach warsztaty kaligrafii hebrajskiej. Odbyły się, podobnie jak poprzednie wydarzenia, w willi Żarskiego przy ul. Sejmowej.

- Jeśli ktoś nie wierzy, że da się nauczyć posługiwania alfabetem hebrajskim w ciągu jednych zajęć, powinien poznać Ewę Sroczyńską. Kursanci nawet się nie zorientowali, kiedy zaczęli pisać i czytać po hebrajsku – relacjonowali organizatorzy. – Okazuje się, że fantastyczna atmosfera na zajęciach i proste metody to recepta na edukacyjny sukces. To niesamowite uczucie, kiedy w ciągu niespełna dwóch godzin zbiór nieczytelnych szlaczków zamienia się na naszych oczach w logiczny, zrozumiały i prosty alfabet. Teraz nie pozostaje nic innego, jak utrwalić tę wiedzę i żaden izraelski szyld ani inskrypcja na macewie nie będą nam straszne.

Festiwal Kultury Żydowskiej zakończył się z przytupem, czyli warsztatami tańca. Ze względu na pogodę zajęcia odbyły się w willi Żarskiego, a nie – jak planowano – na świeżym powietrzu.

- Dzięki temu w willi Mojżesza Żarskiego mogła zabrzmieć żydowska muzyka. Jak wiadomo, muzyka łagodzi obyczaje, a przedwojenne relacje wyraźnie pokazują, że w rodzinie Żarskich nie raz wrzało i nie brakowało trudnych emocji. Odczarowaliśmy to. Dziękujemy Dorocie Nałęcz i Agnieszce Kanas za poprowadzenie grup. Musimy to koniecznie powtórzyć – podsumowali organizatorzy.

*

Najpełniejszy obraz lokalnej społeczności żydowskiej przyniosła jednak ekspozycja w Muzeum Miasta Pabianic „Pamięć nie umiera … Z dziejów pabianickich Żydów”. Wystawa: 14 maja-15 października 2022 r. Zwiedzający mogli zobaczyć liczne artefakty ukazujące życie zawodowe, rodzinne i religijne pabianiczan wyznania mojżeszowego z XIX i XX wieku. Na wystawie znalazły się także judaica ze zbiorów muzeum – balsaminki, kubek kiduszowy, solniczka, tałes, tefilin, jad, fragment Księgi Estery. Muzealna opowieść o Żydach obejmuje, pełny dynamizmu i bogaty w wydarzenia, czas sprzed Holocaustu, uwzględnia dramat likwidacji getta, upamiętniony na klasycznych już dziś, zdjęciach z marszu śmierci główną ulicą miasta, a także powrót ocalałych, którzy po wojnie organizują spółdzielnię pracy tkackiej.

*

W willi Mojżesza Żarskiego

W kuchni dawnej bursy przy ul. Sejmowej 2 pabianiczanie uczyli się, jak przyrządzić tradycyjne specjały kuchni koszernej. Były tam warsztaty kulinarne. Zorganizowano je w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej – informowało Życie Pabianic nr 37/2022 r. – Miejsce spotkania wybrano nie bez powodu. Przed II wojną światową willa należała do zamożnego Mojżesza Żarskiego – despotycznego żydowskiego fabrykanta. „Mózgiem” spotkania była Magdalena Jureńczyk, członek łódzkiego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.

- Choć urodziłam się w Zgierzu, jestem bardzo związana z Pabianicami. Moje żydowskie imię to Avigail. Rodzina, ze strony taty, mieszkała tutaj przed wojną. Pradziadek jest tu też pochowany – opowiadała zebranym. – Był nauczycielem Tory. Prowadził w swoim domu zajęcia dla chłopców. Babcia opowiadała mi, że gdy jej tata uczył, ona z moją mamą i jej siostrami siedziały w kuchni, gotowały, cerowały i szyły. Jak to wówczas robiły kobiety. (…)

*

Podczas obchodów Europejskich Dni Dziedzictwa 2022 w Pabianicach wystąpiła Maria Szulc z Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, która mówiła o „Sztuce żydowskiej w regionie łódzkim w pierwszej połowie XX wieku”. Prelekcja odbyła się w Muzeum Miasta Pabianic.

*

Bais Yaakov

W periodyku The Ottawa Jewish Bulletin, 2005 znalazła się wypowiedź publicystki, Mireille Silcoff , która wspomniała swoją matkę urodzoną w Pabianicach, a pobierającą naukę w słynnej szkole dla dziewcząt - Bais Yaakov – w Krakowie.

My mother came from Pabianice a suburb of Lodz, a metropolis considerably larger then Ottawa. She went to School in the very first Beis Yaakov , in the assumption that nothing could be more important for boys or girls, than solid grounding in the foundations of Jewish knowledge.

*

Naomi Seidman opublikowała książkę „Sarah Schenirer at the Bais Yaakov Movement”, 2019 poświęconą założycielce szkoły dla dziewcząt żydowskich w Krakowie, która zapoczątkowała ogólnoświatowy system kształcenia w języku jidysz.

Szkoła Bais Yaakov istniała również w Pabianicach przy ulicy Kościelnej, a w 1931 r. odbyła się tutaj nawet regionalna konferencja dotycząca edukacji żydowskiej z udziałem rabina Yehudy Leiba Orleana. O tym wydarzeniu pisała Sarah Schenirer : „Issue 62 of the Bais Yaakov Journal lies in front of me. I read the resolution of the (regional Bnos) Conference held in Pabianitz (Pabianice) on 9 Tevet (9 January 1930) and I see among other headings the topic ‘Yiddishkeit and Yiddish’. And reading these lines, I can see before my eyes the whole Pabianitz Conference and hear the passionato words of Yehudah Leib Orlean on the subject of Yiddish and Yiddishkeit, and the applause of the gathering at his proposal that all the delegates should for three months speak to all their friends, wherever they live only in Yiddish.

I am certain that every member understood that Rabbi Orlean did not mean that they should speak Yiddish for three months and than go back to Polish, but that if they actually manage to speak only Yiddish for three months, they would become so accustomed to it, that they could no longer speak another language. But it pains me to say that I see very little success after the enthusiasm in Pabianitz.

And so I turn to all of you who still persist in speaking Polish among yourselves. Commit yourselves to speaking only Yiddish, everywhere, whenever you are at home or in the street, and especially in a Bais Yaakov building!”

O ile chłopcy żydowscy uczęszczali do chederów i jeszybotów , o tyle dziewczęta chodziły do szkół polskich, co groziło im szybką asymilacją. Dlatego też zaistniała potrzeba tworzenia oddzielnych szkół dla dziewcząt żydowskich. Rabin Orlean przybył do Pabianic, żeby zachęcać do odchodzenia od języka polskiego w codziennych relacjach, bo tylko „jidysz pomoże zachować żydowskość”.

Rabbi Yehudah Leib Orlean

*

Zdjęcie braci Koplowicz

W publikacji Terra, 1991 v. 29 (The Natural History Museum of Los Angeles County) ukazał się list pabianiczanki Zeldy Klaiman, która przekazuje zdjęcie swoich braci do nowo tworzonego Muzeum Holocaustu Dzieci w Waszyngtonie.

Dear Dr Sybil Milton. I read that there will be a Children Holocaust Memorial Center in Washington D.C. I am sending you a picture of my brothers in blessed memory. They were born in Pabianice, Poland. They were killed in Auschwitz. Their names are Zewel Laizer Koplowicz, born in 1928, and Abraham Koplowicz born in 1934. The oldest and tallest in the picture is me – Zelda Koplowicz Klaiman. I am the only wittness to give testimony. If possibile please have their picture in the children’s museum. They belong there. Thank you, their sister Zelda Klaiman.

*

Neofita

Teodor Jeske-Choiński sporządził listę Żydów, którzy przeszli na katolicyzm – „Neofici polscy”, 1904 – wśród nich wymienia Michała Bogumiła Posena, zmienił wyznanie w 1840 roku.

Posen Bogumił Michał, lat 23, optyk w Warszawie, syn kupca Izraela Posena i Racheli z Pabianic, w r. 1840.

*

Adler pamięta

Jack Adler: Mam bardzo żywe wspomnienia. Pamiętam, jak już mówiłem, że byłem ciekawym wszystkiego młodzieńcem. W pierwszych dniach okupacji młody mógł swobodniej się poruszać i rozglądać wokół niż osoby starsze. I przypominam sobie, że widziałem Polaków – sąsiadów, przyjaciół – przynajmniej nam się tak wydawało, jak witają wojsko niemieckie, rozdają kwiaty, ściskają i całują żołnierzy. Tak więc, w najbardziej szalonych wyobrażeniach nie mogłem przypuszczać , że ci ludzie, tak ciepli i serdeczni na co dzień, mogą być tak okropni, podobnie jak w Niemczech. W krótkim czasie można było zobaczyć na co się zanosi.

Otoczyli synagogę i zabrali Żydów, nawet w szalach modlitewnych. Jak już wspominałem, musieliśmy kopać te rowy. Kazali nam kopać, władze, ze względu na ochronę przeciwlotniczą, czy jak tam chcesz. Kazali im – w szalach na głowach – uklęknąć i własnymi rękami zakrywać te doły. Ci, którzy się opierali byli kopani i opluwani. Tak więc, wiedzieliśmy, że to o czym tylko słyszeliśmy staje się prawdą.

Nazis occupy Pabianice

*

Szlama Jelinowicz aresztowany

W ubiegłym tygodniu w Sądzie Grodzkim rozpoznawana była sprawa przeciwko Bankowi Handlowemu (Kasa Kupiecka), Zarządowi i kierownikowi tej instytucji, Szlamie Jelinowiczowi. Już od paru lat w banku tym były poważne tarcia i nieporozumienia, a Jelinowicz miał kilka spraw o sprzeniewierzenie zainkasowanych sum, jednakże wyroki zapadały poniżej sześciu miesięcy więzienia i szczęśliwym zbiegiem okoliczności karę darowywano mu na mocy amnestii. Na przytoczonej rozprawie Sąd po zbadaniu około 20 świadków uniewinnił wszystkich członków zarządu, a Szlamę Jelinowicza skazał na jeden rok i sześć miesięcy więzienia.

Jako środek zapobiegawczy Sąd zastosował względem skazanego bezwzględny areszt, motywując to tym, że jest to nie pierwsza sprawa przeciwko Jelinowiczowi o sprzeniewierzenie, a że ludność z zaufaniem powierzała bankowi różne sprawy finansowe i została narażona dzięki niesumienności Jelinowicza na poważne straty, bank natomiast, jako instytucja finansowa stracił zaufanie wszystkich klientów i musiał się zlikwidować. Wyrok ten i aresztowanie na sali sądowej Jelinowicza zrobiły na obecnych w Sądzie mocne wrażenie. (GP nr 32/1934 r.)

*

Zaręczyny córki Grynbauma

Naszemu Koledze Panu Bencjanowi Grynbaumowi z okazji zaręczyn córki Jego Felicji z panem Ignacym Altmanem składa najserdeczniejsze życzenia Personel Firmy Pabjan, Młyny Parowe i Łuszczarnia „Spójnia” w Pabianicach. (GP nr 7/1934 r.)

*

„Sabra”

Kino Miejskie „Oświatowe” w Pabianicach

Pierwszy 100% dźwiękowiec w językach: polskim, hebrajskim i arabskim.

SABRA – wielka epopeja zmagań i śmierci, miłości i poświęcenia. Dramat z życia kolonistów w Palestynie. W rolach głównych znakomici artyści teatru HABINA: Rowina, Meskin, Bertonow i inni. Pierwszy raz na filmie – autentyczne zdjęcia uroczystości mahometańskiego święta „Nabi Mussa” w Jerozolimie. Zdjęć tych dokonano z narażeniem życia operatora i artystów.

Nadprogram: Wszechświatowa Makabiada i Kronika Palestyńska. (GP nr 7/1034 r.)

*

Czytelnie

Czytelnia  - ul. Bóźniczna 11. Otwarta w dni powszednie od godz. 10 rano do 12 w południe i od godz. 3 do 9 wieczorem w niedziele i święta.

Biblioteka (im. Fausta) przy Związku Pracowników Handlowych i Biurowych, Majdany 5. Otwarta w poniedziałki i czwartki od godz. 6 ½  do godz. 9 ½ wieczorem. Czytelnia pism zaś codziennie  od godz. 7 do  9 wieczorem. (GP nr 32/1927 r.)

*

Krawiec Lipkowicz

Krawiec Lipkowicz zam. przy ul. zamkowej 20, zakupił kilka sztuk sukna, by na nadchodzący sezon mieć przygotowany materiał na ubrania. Obawiając się kradzieży, stale sypiał w nocy w swym zakładzie, pilnując towarów. W dzień już kradzieży się nie obawiał, toteż zadowalał się zamknięciem drzwi na słaby zatrzask.

W poniedziałek ubiegły rano Lipkowicz wyszedł do miasta załatwić kilka małych spraw. Ponieważ w domu, w którym zamieszkuje, znajduje się siedziba związków zawodowych, więc korytarze zawsze  pełne są ludzi. Toteż Lipkowicz wyszedł do miasta bez obawy, zamykając drzwi na zatrzask.

Padł jednak ofiarą swej lekkomyślności! Bo oto dwóch mężczyzn przybyło pod drzwi, wyważyło toporkiem zatrzask i weszło spokojnie do pracowni krawca. Widziały to dzieci, bawiące się na podwórku. Gdy Lipkowicz przybył o godz. 11 do domu, zauważył wyważony zamek i brak towarów, które uważał za alfę i omegę swego bytu.

Podniósł krzyk, na który przybiegła policja. Ta stwierdziła, że krawiec nie dbał o uczciwe zamknięcie drzwi, bowiem zatrzask można było zdjąć bez użycia żadnych narzędzi. Poza tym policja stwierdziła, że złodzieje muszą być gdzieś niedaleko. Energiczne dochodzenie stwierdziło wkrótce, że dwaj mężczyźni z towarami kręcili się obok cmentarza mariawickiego. Gdy policja tam się udała, znalazła świeże ślady stóp ludzkich, które wskazywały, że coś tu zostało świeżo zakopane.

Okazało się, że w piasku znajdowały się zakopane towary, które oddano szczęśliwemu Lipkowiczowi. A teraz uwaga pod adresem kupców i przemysłowców miasta Pabianic: co pewien czas donosimy o kradzieżach, które mogły być dokonane tylko dzięki temu, że właściciele składów czy nieruchomości nie starają się o należyte zabezpieczenie drzwi i zamków. W tym wypadku ułatwia się „pracę” złodziejom i ma się niesłuszną pretensję do władz bezpieczeństwa publicznego. Nauczcie się więc panowie dobrze i dokładnie zamykać drzwi waszych siedzib i zakładów, a kradzieży  będzie na pewno mniej. ( GP nr 16/1926 r.)

*

Orkiestra

Zarząd Towarzystwa Makabi na ostatnim posiedzeniu postanowił, ze względu na ciężkie warunki materialne zlikwidować swą orkiestrę dętą istniejącą przy Towarzystwie już od szeregu lat. (GP nr 9/1934 r.)

*

Wybryki

W sali p. Budzińskiego organizacje żydowskie syjonistyczne urządziły bazar, dochód z którego przeznaczono na dożywianie najbiedniejszych dzieci. W ubiegły wtorek kilku wyrostków spod sztandaru Obozu Wielkiej Polski wpadło na salę z kijami, pobiło kasjerkę i znajdującą się na bazarze publiczność, a całe urządzenie zdemolowało.

Zawiadomione o tym władze policyjne zdołały ująć z tej paczki 6 młodzieńców, których osadzono w areszcie w Łodzi.

Kto jest moralnym sprawcą tych wybryków można było przekonać się w czwartek podczas sprowadzenia aresztowanych do sądu, asystowali im bowiem opiekunowie  z Obozu Wielkiej Polski. Nazwisk nie będziemy wymieniać, lecz musimy tych panów przestrzec, że podżeganie do tego rodzaju wybryków może dla nich źle się skończyć. Nie wolno popychać młodzieży do wszczynania burd. Przysłowie mówi, że do czasu dzban wodę nosi. (GP nr 9/1934 r.)

Amator cudzej odzieży

Władysław Janczyk, 19-letni obiecujący młodzieniec pożyczył od swej chlebodawczyni pani Sary Rajchbart, garderobę wartości 70 złotych. Szykownym młodzieńcem zaopiekowała się policja.

Zosia chciała się polakierować

Służąca Zofia Zbrzyska skradła 10 puszek lakieru ze sklepu Arona Rajchbarta. Sprawa przekazana Sądowi Pokoju. (GP nr 49/1927 r.)

Humor

Moszek Zylberszac patrząc zadumany na rozebrany most przy ul. Zamkowej, mówi: - Jak przed moją posesją policja zobaczyła, co  brakuje przez parę dni na mostku jednej deski (chodzi o „mostek” nad rynsztokiem na długości bramy), zaraz zrobiła mi protokół. Tutaj brakuje całego mostu przez parę tygodni i nic. Czy to sprawiedliwość? (GP nr 28/1926 r.)

Skarga panny sklepowej

- Co to za sprawiedliwość! Nam, młodym pannom w sklepach, pannom, które noszą krótkie fryzury a la garcon, każą na głowy zakładać czapki i siatki. Tymczasem kupcy z ulicy Warszawskiej noszą swobodnie długie do pasa brody. Czyżby minister Składkowski nie nakazał im nosić patriarchalnych bród w woreczkach? Przecież to też są włosy i jeszcze jak niepewnej czystości? (GP nr 42/1927 r.)

*

Ignac Tempel

Pabianiczanin Tempel Ignatz  był lekarzem w Jugosławii.

Tempel Ignatz Dr (Pabianice, Poland, 14.1.1896 - ?). Son of tradesman Salomon Tempel and Chawe, maiden Aiznerowicz, Jew, unmarried, He was grantem citizenship on February 3th 1931 in Zagreb and became the Kingdom  of Yugoslavia citizen.

He completed the Faculty of Medicine on May 31st 1927 in Zagreb. By the Decision of Kingdom Ban’s Administration of the Sava Banovina , the Department for Social Policy and National Health, Number: 3.081-Prs-VI-1934 of November  11th 1934, he was recognised the title of specialist dermatologist/venereologist.

In a Document of Military District Zagreb of April 28th 1935 is stated: medium height, speaks German, Russian and French, brown eyes and hair, regular nose and mouth features, beard and moustaches trimmed, without personal marks, number of cloths 6, footwear 3.

In Zagreb, on July 10th 1941 he converted to catholicism. By the Decision of the Ministry of Health NDH, Number: 22.618-1941 of July 17 th 1941, he was sent to work in the Institute for Control of Endemic Syphilis in Banjaluka  with monthly salary of 3.000 kunas. He began the duty on August 1st 1941. On August 28th 1942 he went in temporary Epidemiology Hospital at the Health Centre in Trawnik . On November 19th 1942 he took  an oath of loyalty to NDH (The Independent  State of Croatia). In September 1944 his contractual salary was increased from 8.500 to 13.000 kunas. (Jakov Danow „Memoars on Holocaust of the Jews from Bosanska Krajina”, 2010)

*

Wendy Holden w książce „Born survivors”, 2015 przedstawiła losy Racheli Abramczyk z Pabianic.

(…) She was named Rachel Abramczyk but called Ruze or Rushka for much of her later life. The oldest  of nine children she was born one month after the end of the First World war on New Year’s Eve 1918, in Pabianice, near Łódź -Poland’s second -largest city.

Pabianice was one of the oldest settlements in the country and among its most prosperous with a long history of manufacturing textiles. Even so, it was still relatively rural  and there were only two cars in town, one of which belonged to the local doctor. Jews in this part of Eastern Europe had experienced prejudice since Prussian rule  but by the 1930s they had assimilated much more and now comprised approximately sixteen per cent of population.

Orthodox and Hasidic Jews, who stood out in their black robes and hats, were  persecuted for more than non-religious familie like the Abramczyks, who described themselves  as „culturally Jewish” Or as „reformed” Jews long before the reformation movement officially started.

Although they spoke Yiddish at home and celebrated shabbat and other holy days with kosher food and candles, they rarely went to the synagouge and the children weren’t raised to think of themselves as being especially observant – although they did attend a Jewsh school.

Rachel’s father Shaiah  was a textile engineer in a company owned by his parents –in-law, one of the few industries open to someone of their faith. The family had their own looms and employed mosty relatives ma king tapestries and fabrics for curtains and soft furnishings.

They lived well enough, thanks to the parents of his wife Fajga, and had a large third-floor apartment   with two balconies and a larg back garden. Shaiah Abramczyk, who was forty-eight when  his first child was born, was unusually well educated and considered himself an intelectual. Largely self-taught, he was a voracious reader who immersed himself in classic  books on history, literature and the arts. He pushed his children to focus on their studies and encouraged them to become fluent in German, which was widely considered to be the language of cultural people.

Rachel respected her father and inherited his hunger for learning. A diligent student, she and her siblings walked a kilometre every day to and from school, come rain or shine. They studied from 8 a.m. to 1.30 p.m. but were then free to read or play.

As was  often the custom, her mother Fajga was a very young bride for her much older husband and was only nineteen when she gave birth to Rachel . She remained almost permanentny pregnant throughout her eldest daughter’s childhood. Although she adored her children, she was sometimes resentful of her husband’s eagerness to improve his mind and openly expressed the wish to friends and family that he might consider most effective birth control.

A kind and gentle woman who was proud of her life and often told her children „Our home is our  castle”. Fajga decorated their apartament with an eclectic mix of art, fine china and  ornaments and always fresk flowers for Pesach (Passover).

W 1945 roku, po trudnych przejściach obozowych, siostry Abramczyk wracają do Pabianic. Są zdumione panującym tutaj antysemityzmem.

(…) Of the 12.000 Jews deported from Pabianice during the war, there were only five hundred left. Baby Mark was the only newborn. Every time the sisters went out into the town that long ago had held so many happy memories for them, they were met only with disparaging looks. Not once were they made to feel welcome.

Rachel heard one woman complaining „They burned them and they burned them, and yet stil so many are alive!”. Sala said , „Our home was not our home any more. Our whole city didn’t look good to me. It was like a graveyard with no one we knew”.

The pretty blonde who’d always been popular at school could find no familiar  faces. Distraught, she hurried to see her former teacher in order to let her know that she was still alive. „My teacher had loved me so much that she’d painted a picture of me. I told my family, She’ll be so pleased to see me. I’m going to tell her what happened to us”. But she opened the door and said, „Youy mean you’re still alive?”. Then she said, ”I don’t have anything for you. „She didn’t even ask what happened. She Just hut the door. It was such a slap in the face”.

Siostry Abramczyk opuszczają Pabianice i udają się do Niemiec, gdzie Rachela wychodzi powtórnie za mąż za pabianickiego jubilera.

(…) Rachel remained in Munich for four more years. Her son Mark went to school and his first language became German. His mother and aunts spoke Polish only when they didn’t want him to understand. On 19 March 1946, Raachel married again. Sol Orliesky (later shortened Olsky)  was a talented Jewish jeweller she’d known since before the war.

It was Sol who helped keep the Abramczyk sisters and his own family solvent after the war. Working with a German chemist who developed a process of converting European gold bullion into the lower American standard of karat purity, he won a contract to process gold being transferred abroad from German banks. Rachel and her sisters helped run the business, and the American seemed happier  to do business with Holocaust survivors then with the Germans.

They always paid in dollars, as Deutschmarks were virtualy worthless, so there was a reasonable living to be made as the city was painstakingly rebuilt around them. They even took in and helped survivors from Pabianice. (…)

*

Abram Krol

Król, Abram lub Abraham. Polak, XX wiek. Urodzony 22 stycznia 1919 r. w Pabianicach, zmarł 9 października 2001 r. Aktywny na terenie Francji od 1938 r.

Malarz, grawer, ilustrator. Kompozycje figuratywne, tematy religijne, portrety, pejzaże, martwe natury.

Abram Krol went to France in 1938 to continue studying civil engineering at the University of Caen. He joined the Foreign Legion on the outbreak of war in 1939 and was demobilised in Avignon, where he worked as a mechanic  in a garage. On Sundays he took courses in sculpture at the city’s School of Fine Art., and in 1943, started to learn to paint.

A Jew, he arrived in Paris with a false identity. After the war he studied engraving with the engraver, Joseph Hecht. With his attachment to his Hasidic childhood in Pabianice, he often treated Biblical episodes. He illustrated  over 20 literary works including: in 1949 „Funeral lament for Ignatius Sanchez Mejias” by Lorca; in 1950 „The Creatin” with commentary by Jean Paulhon; „Portraits I” by himself; in 1952 „Canticle of Canticles”; in 1953 „Don Quixote’s Fair”by Bruno Durocher, „A country Doctor” by Kafka; in 1954 „The Apocalypse” by St. John, „Life of Morosin” by Jean Cassou; in 1955 „Bestiary”  exhibited by Barthelemy de Glanvil; in 1956 „ Athalie” by Racine; in 1959 „24 Fables” by La Fontaine; in 1961 a „Jewish Liturgy”; in 1962 „Herodias” by Flaubert, „The Ballard of Reading Gaol” by Oscar Wilde; in 1963 „Theseus” by Gide; in 1964 „Agamemnon” by Eschyle, „The Cementary by the sea” by Valery, etc.

Krol executed 187 engravings for the „Pentateuch”,  to which Troyes’ Blue Journal devoted a special edition, and engraved thirty or so medals for the Paris Mint.

He executed murals for high school in Vigneux-Sur-Seine, put  tapestries together for state furnishings and painted approximately 200 enamels. In 1946, the Katia Granoff galery organised the first  exhibition of his work in Paris.In 1960, he was invited to the Venice Biennale . He was awarded the Critic’s Prize in 1958, and also won the Feneon Prize and other honours. Chasydzkie inspiracje

*

Dora Dymant

Joshua Halberstam „A Seat at the Table”, 2009: (…) The Dymants live next door to Gita in the village of Pabianice, just southwest of Lodz. Both families were fervent Gerer Chassidim. Even though Dora was considerably older, she shared with Gita her rebellious  dreams and plans. As soon as she could, she left the shtetl moving first to Krakow and then Berlin where she met Kafka. He was thirty-nine, she twenty-four. Dora wrote to Gita about the remarkable story teller with whom she’d fallen in love, and how they planned to move to Palestine  when his health improved. Despite her defection from  Chassidim , Dora remained a dutiful daughter and wrote to her father asking his permission to marry Kafka. Her father brought the letter to the Gererer Rebbe who answered in a word: „No”.

Historia relacji Dory Dymant (24 l.) z Pabianic i Franza Kafki (39 l.)  – znanego pisarza występuje w dziesiątkach różnojęzycznych publikacji. Podkreślana jest odwaga i niezależność młodej osoby, która wyrwała się z okowów tradycji żydowskiej w małym miasteczku, a jednocześnie zachowała respekt wobec swojego ojca, prosząc go o zgodę na małżeństwo z Kafką. Ojciec Dory przedstawia tę prośbę rabinowi i … otrzymuje odpowiedź: „Nie”. Echa Kafkowskie

*

Genia Seligman

Amerykański dziennik Cumberland News z 11 kwietnia 1961 roku zamieścił wypowiedź pabianiczanki Geni Seligman, która protestowała przeciwko karze śmierci dla nazistowskiego zbrodniarza Eichmanna.

Peoria, ILL. – In halting English, a Polish refugee who escaped the gas chambers of Adolf Eichmann pleaded that the Nazi’s life be spared.

„We must stop the hate”, she said in an interview with the Peoria Journal-Star . „He should not be killed. Everyone should die at his own time, not when someone else says he should”, she said.

Genia Seligman, 39, now of Peoria, was no stranger to hate and to people who died when someone else said they should. Two months after the Germans rode into her native Polish town of Pabianice, near Warsaw, she and her Jewish family were forced to move to the local ghetto. Seventeen then, she spent the next six years in ghettos, forced labor battalions and concentration camps. Her mother and two brothers died in gas chambers. She suffered the loss of an eye in an accident while working in a German munitions factory.

But she insists that hanging Eichmann would only perpetuate the hate. „I am not for execution”,  Mrs Seligman said, „but he can not be freed. He should be left to live and to feel sorry every day for everything he did. This is more important than to take away the life”.  

The war’s end found her and her husband –to-be, Henry, in Camp Haseg, near Tschenstochau. After they were freed, they went to Berlin, where they finally received permission to emigrate to United States  four and half years ago.

*

Raport z Pabianic

The American Jewish Year Book 5698 (1938 r.): The Warszawski Dziennik Narodowy of April 12 published a report from Pabianice.

Pabianice an industrial town of 50.000 inhabitants, where, as a result of the boycott, 88 new Polish enterprises were established during the past three years. During the same period, 26 Jewish businesses were liquidated. Most of the owners of the new Polish enterprises are people of the same town, although there are a number of peasants among them. The correspondence concludes: ”The Polish population of the town eagerly awaits the moment when Pabianice freed of Jews, will become entirely Polish”.

*

Dawid Artenberg

Z tramwaju biegnącego z Pabianic do Łodzi wypadł Dawid Artenberg, kupiec z Pabianic. Upadek był dość nieszczęśliwy, bo okaleczył głowę i doznał wstrząśnienia mózgu. Przywieziony tymże tramwajem do poczekalni na Górny Rynek przez pogotowie odwieziony został do Szpitala Aleksandra. (Rozwój nr 200/1911 r.)

*

Uszer i Lejb

Pabianicką Szkołę Handlową ukończyli w 1912 roku m. in. Uszer Rosenkranc i Lejb Różycki. Absolwenci szkoły otrzymali prawo wstępu do Lwowskiej Szkoły Politechnicznej pod warunkiem złożenia egzaminu z rysunków wolnoręcznych i geometrii wykreślnej, a to na mocy reskryptu c.k. ministerium wyznań i oświaty w Wiedniu z dnia 28 V 1912 r. (Rozwój nr 152/1912 r.)

*

Haskiel Lubelsky

Haskiel Lubelsky urodził się w Pabianicach w rodzinie mistrza krawieckiego. Rodzina wyjechała niebawem  do Niemiec w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Haskiel był słabowitym dzieckiem o zainteresowaniach intelektualnych. Jednak ustawiczny brak pieniędzy sprawił, że został elektrykiem, pracował jako oświetleniowiec w teatrach, terminator drukarski, sprzedawca książek i … pieczywa, tester żywności koszernej, pracownik hurtowni papieru, organizator edukacji dla dorosłych. Po rozwodzie z żoną, nawiązał zabronione relacje z aryjką za co został skazany na karę więzienia, a ostatecznie spalony w Auschwitz.

Haskiel Hemije Lubelsky, who later called himself Adolf was born in Pabianice, Poland on 22 January 1898. His mother Rosalie, nee Rothkopf and his father Markus, a master tailor, soon moved to Breslau.

In 1899, their son Leon was born in  the same year, they resettled in Nuremberg, where Markus Lubelsky registered his trade as master tailor. Of Haskiel Lubelsky’s other siblings, two sisters are known to have been born in Nuremberg  in 1902 and 1903, Hella and Frania, both of whom lived only a few months. In June 1903 the now four-year old Leo also died, presumbly in a traffic accident. A further brother, about whom nothing more is known, reached adulthood. Haskiel recalled later that his father had lung problems and had wanted to settle in Switzerland, but did not get beyond Nuremberg. He died there in 1905, at 72 years of age.

In Nuremberg, Haskiel for eight years attendend a non-denominational public school, that is, one without religious instruction. His mother was illiterate. She did not have the means to send her son to a higher institution of learning and had him become an electrician. After he learned the trade  he would  have gladely gone to the Royal Bawarian Technical School – a precusor of today’s Neuremberg Technical University – but the money was also lacking for this. „For the unskilled work of breaking through walls, working on ceilings with arms held high, and having to drag around heavy motors”, he was too weak. Thus, he decided on a change of profession. In 1916, he began working in Nuremberg as a gaffer, in 1917, he was at the Wὕrzburg City Theater and in 1918 at the Sonneberger Theater in Thuringia.

When, later, he was unable to find work in theaters, he was alternately to find work in theaters, he was alternately a trainee in book printing office or occupiede with the book trade.

In 1923, in serach of better pay, he settled in Altona – then still an independent Prussian city near Hamburg – and worked as a warehouse man at a large paper firm. Then he went to France and found work immediately, but, homesick, he returned to Hamburg in 1925. In Hamburg the AEG (German General Electric Co.) hired him for its major orders facility on the docks. Yet, once again, he was not up to the heavy physical labor, particularly because of an earlier accident in which his right index finger was paralyzed.

So then he took job in the bread shop owned by Hanna Stern at Weidenstieg 5. She was married to Ephraim Stern, who ran a remnants business out of the family home at Kielortalle 15, named Coupons.

Aside from this job, Haskiel occasionally worked as a kosher-shomer – a validator of correct kosher practices in the bakery of Paul Hempel on Rutschbahn Strasse.

Hanna and Ephraim Stern had five children one of whom died Elary. The oldest was Recha, born on 21 November 1904. The youngest was Jettchen , born in 1916. Recha attended the Israelite Girls School on Karolinenstrasse and trained for Office work. In 1919 , she joined the Office Staff of German Israelite Synagogue Association in Hamburg. Six year later, in 1925, she gave up this position and made herself independent by means of a small paper goods and sandwich shop. In te same year, Haskiel Lubelsky became a member of the German Israelite Congregation and joined the Synagogue Association.

On 2 December 1926, Recha Stern and Haskiel Lubelsky got married . Recha thereby received Polish  citizenship. As before, Haskiel Lubelsky worked as a bread dealer and live at  Bornstrasse 22, Recha still live with her parents on Kielortalle  and helped in her father’s remnants business. Nieither Ephraim and Hanna Stern nor Haskiel and Recha Lubelsky possessed trade licences for their businesses. The younge couple was apparently dependent on the Welfare Comission for the Jewish Congregation . Their union remained childless for many years until on 4 April 1931, a son, Marcus was born. A year later, on 24 July 1932, Ruth-Olga came into the world.

Having made himself independent in 1930, Haskiel established a reading circle. In this he found his professional fulfilment. However, it led to the alienation of his wife. On 12 February 1933, Recha and Haskiel Lubelsky separatek and began arguing about where the children should live. Haskiel fetched them daily because his reading circle was going badly. Thus, he had time for Marcus an Ruth-Olga, but not money.

Recha received welfare suport. In addition, she received help from her parents, until her father died in December 1935. There was no help from her siblings. Emil, who in 1926  at 20 years old , had gone to Brazil, was again living in Germany, in Berlin. However, Jettchen, who was slightly mentalny retarded, was in Cologne, and Sara, after menacing run-in with”Nazi rowdies” had fled to Denmark. Haskiel Lubelsky maintained that he could care for Marcus and Ruth-Olga, and when necessary bring them to a neighbor woman. Neverthless, the children remained with their mother.

Aftera one year separation, the marriage between Haskiel and Recha was dissolved in 1934, Haskiel was considered the sole party a fault. About two year later Marcus was sent to the Talmud Torah School. Recha took a part-time Job in an office and also earned something as a seamstress. She and the children as well as Haskiel , moved frequently.

Haskiel Lubelskky’s business was progressing slowly. The driving force behind his work centered on lectures pertaining to his areas of interest – history, geography, travel, regional geography, the migration of peoples – which he gave at adult education centres and the university. As his  customers gradualny withdrew, he looked for a buyer for his reading circle. But he found none, a fact that played on his nerves. Even the freindly contact with his wife and children did not protect him from a nervous breakdown. He had cultivated practically no other contacts.

In 1937, he took job in his learned trade as an electrician with firm Fabke at the Alter Steiweg 42. This did not last long: on 12 November 1937, he was arrested on grounds of racial defilment. He had entered into a relationship with a non-Jewish woman, which was forbidden to hin according to the „Law for the Protection of German Blood and Honor” of 1935  The sentence pronounced on 16 December 1938 called for six years in prison.

On 1 March 1941 Haskiel was transfer red to the Bremen-Oslebshausen prison. Two years later, on 14 January 1943, his imprisonment was „interrupted” and he was sent to Auschwitz. By 10 February 1943, he was dead. He was 45 years old.

W 1939 roku Haskiel napisał, że od dziecka ciągnęło go do książek, natomiast nie przejawiał żadnego zainteresowania handlem lub rzemiosłem. Siedział na podłodze i czytał wszystkie publikacje dotyczące przygód i podróży. W końcu uległ matce i zaczął pracować u elektryka, którego poznała podczas domowego remontu instalacji elektrycznej. Przyznał, że konflikt między chęcią zdobywania wiedzy a koniecznością pracy zawodowej, nie spotkał się ze zrozumieniem najbliższego otoczenia. Dlatego szukał zawsze ucieczki od trudnej rzeczywistości.

Photos of Yecheskel Nechemia Adolf Lubelsky

*

Córka fabrykanta

Córka znanego fabrykanta p. Fausta, przed dwoma laty, publicznie na terenie gimnazjum wyraziła się: „żeby nie Żydzi, to by Polskę diabli wzięli”. Rozpolitykowaną dziewczynę p. Jędrychowska bezwzględnie powinna usunąć ze szkoły. Tymczasem tak się nie stało, ponieważ tatuś fabrykant ma dużo pieniędzy. (Prawda Pabianicka nr 14/1933 r.)

*

Dawid Łaznowski

Dawid Łaznowski, lat około 20, syn osławionego Mendla Łaznowskiego, skazany w roku ubiegłym za pośrednictwo w nielegalnych „interesach” na rok więzienia, poszedł śladami swego ojca. Jak się dowiadujemy „naciął” on kilka osób na dyskoncie weksli, przywłaszczył sobie kilkaset złotych klientowskich pieniędzy i ulotnił się bez śladu. Musimy zaznaczyć, że ten obiecujący młodzieniec ostatnimi czasy był przedstawicielem pewnej firmy radiowej.

Ostrzegamy mieszkańców Pabianic przed podobnymi przestępcami, którzy żerują na łatwowierności ludzkiej, podszywając się pod miano dyskonterów, agentów itp. (Prawda Pabianicka nr 2/1937 r.)

*

Josek Wajs

Wajs Josek Mendel, pl. Dąbrowskiego 14, zameldował o skradzeniu mu z komórki plandeki wartości 20 zł. (PP nr 2/1937 r.)

*

Kopel Kon

Przed laty, Kopel Kon, wydzierżawił przy ul. Pułaskiego 7 salę fabryczną, ustawił tam warsztaty i zaczął tkać chustki wzorzyste, makaty z wizerunkami sławnych ludzi cieszące się w latach dobrej koniunktury popytem tak u nas, jak i zagranicą. Atoli w ostatnich latach, kiedy kryzys zaczął się zaostrzać z dnia na dzień Kon poniósł znaczne straty, zadłużył się i interes jego zaczął się powoli chylić ku upadkowi. Prywatni wierzyciele denata, jako też i urząd skarbowy początkowo grozili mu aresztem, potem nałożyli areszt, to na warsztaty, to na meble, tak, że w konsekwencji Kon poczuł pewnego dnia nóż na gardle i w starczym jego umyśle pomału zaczęła dojrzewać myśl o samobójstwie.

Kopel Kon, jako człowiek uczciwy, nie chciał zrobić złośliwej plajty na wzór wielu nieuczciwych przemysłowców łódzkich i dlatego też krytycznego dnia myśl o samobójstwie u niego dojrzała ostatecznie i… Kon powiesił się na pasie transmisyjnym w swojej fabryce, pozostawiając żonę i troje dorosłych dzieci.

Niechaj ta tragiczna śmierć Kopla Kona będzie przestrogą dla pabianickiego urzędu skarbowego, który w ostatnich czasach, z całą bezwzględnością i zbyt rygorystycznie ściąga w drodze egzekucji zaległe i bieżące podatki, nie licząc się wcale z sytuacją materialną poszczególnych płatników, nie biorąc pod uwagę ich zdolności płatniczych.

Obawiamy się, że jak tak dalej pójdzie, to pierwszym kandydatem na samobójcę wskutek ”schudnięcia” będzie p. Wajntraub „solidny” przemysłowiec pabianicki, a następnie pomału dobrowolnie przeniosą się w zaświaty wszyscy mieszkańcy Pabianic i zostaną tylko : p. Stojek i jego urzędnicy. (PP nr 26/1935 r.)

*

Wiener, Jakubowicz i Adler

Firma „Wiener, Jakubowicz i Adler” zwolniła w tych dniach 20 tkaczy, pozostałych zaś zatrudnia tylko 4 dni w tygodniu po 6 godzin dziennie. Firma ta, jak nas poinformowano również nie przestrzega umowy zbiorowej. (PP nr 26/1935 r.)

*

Żarski

Pan Żarski, właściciel monumentalnego pałacu, który jakoś dziwnie kontrastuje z niewielką fabryczką, pracuje pełny tydzień. Prawdopodobnie p. Żarski jest w „pełnej formie” i nigdy już nie pójdzie śladami p. Kona. Byłoby wszystko dobrze, gdyby p. Żarski nie wypowiedział robotnikom pracy. Coś w tym jest niewyraźnego p. Żarski (PP nr 26/1935 r.)

*

Wajnberg

Firma „Bata” od wielu lat w podstępny sposób wciska się do miast i miasteczek Polski, rujnując polskiego szewca. W Pabianicach, powtarzamy jeszcze raz, p. Bata po prostu przekupił Wajnberga, który łakomiąc się na wyższe komorne wydzierżawił czeskiemu milionerowi lokal na sklep obuwia.

Piętnujemy na tym miejscu nieobywatelski czyn Wajnberga – rodowitego pabianiczanina, który za judaszowe srebrniki, zaprzedał się czeskiemu kapitaliście. Niechaj sumienie za to dręczy go do śmierci; niechaj łzy głodnych dziatek szewców pabianickich, popchniętych do nędzy przez Wajnberga, spadną na jego głowę.

Na zakończenie stwierdzamy, iż firma „Bata” usiłowała kupić milczenie prasy pabianickiej dobrze płatnymi ogłoszeniami, ale niestety jej się to nie udało. Pamiętajcie pabianiczanie, że nie jest wart imienia Polaka, kto kupuje obuwie u p. Bata. (PP nr 26/1935 r.)

*

Rotberg

W dniu 4 stycznia w godzinach wieczornych zapaliły się sadze w kominie domu, będącego własnością p. Rotberga przy ul. Tuszyńskiej 7. Zaalarmowana straż ochotnicza pospieszyła na miejsce i ogień w zarodku stłumiono. Szkód żadnych nie ma. (PP nr 1/1933 r.)

*

Podemski

W firmie Markus Podemski przy ul. Bocznej odbyło się zebranie robotników, na którym wybrano delegatów, którzy mają się zwrócić do firmy, ażeby raz wreszcie przestała praktykować dotychczasowe formy płacy, jak również w sprawie wypłacenia zaległych zarobków. O ile delegacja nie uzyska widoków na poprawienie się tych stosunków, natenczas delegaci są upoważnieni do zwrócenia się na drogę sądową. A więc panie Podemski! Czas ku naprawie jeszcze jest, w przeciwnym bowiem razie będą smutne i niepotrzebne następstwa dla pana, panie fabrykancie. (PP nr 12/1935 r.)

*

Weinstein

W fabryce Weinsteina, ulica Warszawska 73, majster Baliński Aleksander, wyraził się pod adresem robotnicy pani Sanickiej - „bydlę”. Ciekawa rzecz, do jakiego gatunku czworonożnych ssaków, zaliczyć majstra Balińskiego. (PP nr 19/1935 r.)

W fabryce Weinsteina przy ul. Warszawskiej w dniu 8 listopada wybuchł strajk na tle niehonorowania umowy zbiorowej i brutalnego traktowania robotników przez administrację fabryki. Zarobki robotnicze w wymienionej „budzie” nie sięgały nawet 50 procent stawek zasadniczych. Różnicy fabrykant nie chciał dopłacać.

Administracja fabryki, rekrutująca się z „famuły” fabrykanta brutalnie obchodzi się z robotnikami. Robotnicę, p. Reginę Kowalską, zięć Weinsteina, niejaki Lubraniecki, w dniu 8 listopada wygnał z fabryki za to, że zwróciła się ona ze swoimi bolączkami do delegatów fabrycznych.

Zaznaczyć należy, że u Weinsteina pracuje, jako buchalter pan Izralewicz , b. agent policji niemieckiej z czasów okupacji, który wtrąca niepotrzebnie swoje trzy grosze do spraw robotniczych. Słowem, fabrykant Weinstein zaczyna pokazywać swoje kły kapitalistyczne.

Do strajku przystąpili solidnie, jak jeden mąż, wszyscy robotnicy, wyrażając jednocześnie protest przeciwko wydaleniu robotnicy p. Reginy Kowalskiej. Pamiętajcie robotnicy w solidarności – siła! (PP nr 27/1933 r.)

*

Urbach i Bicz

Firma „Urbach i Bicz” ma zamiar, po wymówieniu, które kończy się w tych dniach, zredukować jedną zmianę. Dotychczas w powyższej firmie, robotnicy pracują na dwie zmiany po 3 dni i chcą się zgodzić nawet na 2 dni, aby tylko wszyscy mogli tyle o ile zarobić na kawałek czarnego chleba. Niezależnie od tego właściciele fabryki ociągają się z wypłatą za urlop drugiej zmianie, proponując w zamian pieniędzy dziurawy materiał. (PP nr 27/1933 r.)

*

Obwiepolska banda

Wyczyny łobuzerskie czarnosecińców obwiepolskich dały się ostatnio we znaki spokojnej ludności w całej Polsce. Mafia endecka, zorganizowała ostatnio nielegalne bojówki, składające się z wszelkiego rodzaju i gatunku szczeniactwa, zadaniem, których jest napadanie ba bezbronną ludność żydowską, packanie płotów i ścian domów napisami antyżydowskimi; turbowanie niewygodnych sobie osób. Nie dziwimy się, że prowodyrzy endecji, posługują się w swojej niecnej i zbrodniczej robocie osobnikami częstokroć o kryminalnej przeszłości, niedowarzonymi gołowąsami, którzy używając parawanu partyjnego, urządzają na rachunek organizacji, hece wybiegające daleko poza ramy ich programu politycznego. (PP nr 24/1933 r.)

*

Wajsman

Pierwszorzędny Zakład Krawiecki Męski dyplomowany przez „Academie Internationale De Coupe” Ladereze Paris IZAAKA WAJSMANA – Pabianice, ul. Szkolna 3, tel. 187 – zawiadamia Sz. Klientelę, iż wszelkie nowości na sezon jesienno-zimowy nadeszły. Przyjmuje wszelkie zamówienia z własnych i powierzonych materiałów.

Uwaga: Dla p. przyjezdnych wykonuję zamówienia w przeciągu 24 godzin. Specjalnośc: roboty futrzane. Ceny przystępne. (PP nr 24/1933 r.)

*

Pochód

W dniu 3 października o godzinie 5 po południu Komitet Pożyczki Narodowej urządził manifestacyjny pochód, w którym wzięli udział ze sztandarami i orkiestrami wszystkie stowarzyszenia społeczne, cechy, szkoły, towarzystwa sportowe, policja, związki wojskowe, straż ogniowa, pracownicy poszczególnych instytucji państwowych, samorządowych i prywatnych, gmina żydowska na czele z rabinem p. Alterem.

Pochód zatrzymał się na Starym Rynku, gdzie do zgromadzonych tysięcznych tłumów, wygłosili okolicznościowe przemówienia dr Witold Eichler i p. Kazimierz Staszewski. (PP)

*

Adler

Wczoraj w godzinach popołudniowych w fabryce M. Adlera, Warszawska 51 wybuchł zatarg na tle redukcji i niehonorowania umowy zbiorowej. Interwencja delegatów u fabrykanta nie dała żadnych pozytywnych rezultatów, wobec czego zwrócono się do przedstawiciela zw. zaw. Na zebraniu odbytym na terenie fabryki robotnicy postanowili przystąpić do strajku włoskiego, jak również do okupowania fabryki, aż do zwycięstwa. Robotnicy w liczbie 100, do tej pory znajdują się wraz z przedstawicielami zw. zaw. wewnątrz fabryki. Pertraktacje trwają. (PP nr 24/1933 r.)

*

Wajntraub

Robotnice: p. Sobolowa i Neumanowa, zaskarżyły do Sądu fabrykanta Wajntrauba, o niewyrabianie stawek. W ostatniej chwili obie robotnice skargę wycofały, prawdopodobnie pod wpływem usilnych zabiegów p. Wajntrauba. Warto zaznaczyć, że p. Sobolowa była jedną z tych, którzy przed kilku tygodniami spowodowali ukaranie fabrykanta Wajntrauba w trybie administracyjnym, 2 miesiącami aresztu.

Nie chce się po prostu wierzyć, aby sami robotnicy pomagali szakalowi-kapitaliście do wyzyskiwania robotników. Każdy uczciwy robotnik nie powinien podać ręki, tym parobkom krwiożercy-wyzyskiwacza. (PP nr 28/1933 r.)

Osławiony wyzyskiwacz Wajntraub, właściciel fabryki przy ul. Fabrycznej, znów oberwał stawki swym pracownikom, stawiając ich w sytuacji bez wyjścia. Kosztem obniżki płac, Wajntraub urządza sobie luksusowy pałac, który swym przepychem ma przewyższać pałac Żarskiego. (PP nr 19/1934 r.)

*

Dawidowicz

Pan Dawidowicz, właściciel fabryki, ul. Mariańska 5 został ukarany administracyjnie za niehonorowanie umowy, 25-dniowym bezwzględnym aresztem. Niech ta zasłużona kara będzie przestrogą dla innych wyzyskiwaczy. (PP nr 25/1933 r.)

*

Izralewicz

…na bankiet, wydany przez komitet odsłonięcia pomnika (legionisty), sprowadzono potrawy i wina aż z Łodzi. Jak po ofiary, to komitet zwracał się do pabianiczan, zaś pieniądze to się wywozi do Łodzi, pozbawiając naszych kupców poważniejszych zarobków.

… p. Icek Izralewicz oraz p. Lubraniecki, umawiali się w cukierni p. Piątkowskiego, przy czarnej kawie jakby można było dokonać najłatwiej bez świadków i bez odpowiedzialności karnej zamachu na redaktora Prawdy Pabianickiej. Kilka dni po tym spisku, na redaktora Sławińskiego przechodzącego o godz. 7.30 przez ”familijne domy”, napadło dwóch łobuzów, którzy zadali mu kilka ran na głowie, jakimś tępym narzędziem. Ciekawa rzecz, czy w tym napadzie maczali ręce pp. Icek Izralewicz – szpicel niemiecki z czasów okupacji niemieckiej wraz ze swoim godnym kompanem Lubranieckim. (PP nr 28/1933 r.)

*

Niechlujstwo

W poniedziałek, dnia 20 bm. komisarz Policji Państwowej p. Grzywak sporządził 15 rzeźnikom żydowskim protokoły za utrzymywanie w niechlujstwie furgonów rzeźnickich. (PP nr 28/1933 r.)

*

Bałaban

Uwaga! Piękne Pabianiczanki. Jeśli chcecie być ubrane według najnowszej mody paryskiej, jeśli chcecie wyglądać uroczo i powabnie – to spieszcie do Warszawskiej Pracowni Okryć Damskich i Futer – A. BAŁABAN, Pabianice, ul. św. Jana 8, która wykonuje wszelkie roboty podług najnowszych paryskich modeli z własnych i powierzonych materiałów na dogodnych warunkach. (PP nr 6/1934 r.)

*

Poznański

Czy Pan Inspektor Pracy wie, że w firmie „Poznański”, ul. Poprzeczna, robotników zmusza się do 12-godzinnej pracy, bez wynagrodzenia za godziny nadliczbowe? Nadto p. Poznański nie honoruje umowy zbiorowej, obcina stawki do tego stopnia, że robotnik przy 12-godzinnej pracy zarabia przeciętnie około 16 zł tygodniowo. (PP nr 6/1934 r.)

*

Szapocznik

Lekarz-dentysta – Jakób Szapocznik, były przedwojenny asystent Berlińskiej Uniwersyteckiej Kliniki Dentystycznej przyjmuje od 9 do 3 bez przerwy. Pabianice, ul. Narutowicza (daw. Ogrodowa) 4, tel. nr 91. (PP nr 14/1935 r.)

*

Zarząd przed sądem

W Pabianicach przy ul. Kaplicznej 6, mieści się żydowska szkoła religijna pod nazwą Or-Tora, będąca pod opieką partii politycznej Aguda (Ortodoksi). W szkole tej zatrudniony jest personel nauczycielski ubezpieczony w miejscowej Kasie Chorych. Od szeregu lat, pracodawca personelu szkolnego tj. partia Aguda nie opłacała składek ubezpieczeniowych tak, że należności z tego tytułu wzrosły do poważnej sumy.

Wobec takiego stanu rzeczy Kasa Chorych postanowiła powyższą należność wyegzekwować, lecz, jak się okazało szkoła nie posiadała wartościowego inwentarza, który by można było w drodze licytacji spieniężyć. Nie dość na tym, nie można było ustalić kto z członków Agudy wchodzi w skład zarządu szkoły.

Kasa Chorych znalazła się w nader kłopotliwej sytuacji, nie mogąc doszukać się, mimo skrzętnych poszukiwań, faktycznego pracodawcy, a przecież chodziło tutaj o poważną sumę. Nie mając innego wyjścia Kasa Chorych za pośrednictwem komornika p. Garczyńskiego nałożyła areszt na subwencję asygnowaną szkole Or-Tora rokrocznie przez Gminę Żydowską. Lekceważąc sobie prawnie nałożony areszt, Zarząd Gminy wypłacił szkole sumę 2.000 zł, na rachunek subwencji za rok 1933.

W konsekwencji, Kasa wniosła skargę do prokuratury, która zarządziła w powyższej sprawie dochodzenie. Przeprowadzone dochodzenie policyjne ustaliło ponad wszelką wątpliwość fakt przestępstwa, przewidzianego w art. 282 k.k., w rezultacie czego zostali postawieni w stan oskarżenia członkowie Zarządu Gminy w liczbie pięciu, stanowiących większość rządzącą z ramienia partii Aguda.

Tymi są: prezes – p. Uszer Stern, skarbnik – Moszek Przybylski i członkowie: p. Michał Wolf Rozenthal, Hersz Goldring i Szlama Jelinowicz. Pozostałych 3 członków bezpartyjnych w osobach p. Jakóba Wigodzkiego, p. Hila Majera Łaznowskiego i Haskiela Kochmana, prokuratura zakwalifikowała, jako świadków oskarżenia.

W dniu 19 lutego br. w tutejszym Sądzie Grodzkim odbyła się rozprawa karna z oskarżenia publicznego, przeciwko wymienionym wyżej pięciu członkom Zarządu Gminy Żydowskiej. W imieniu wierzyciela – Kasy Chorych, stanął na rozprawie adwokat p. Kotowski z Łodzi, zaś oskarżonych w liczbie 4, broniło aż dwóch adwokatów p. Weisfuss z Lodzi i p. mecenas Pfaff z Pabianic. Piąty oskarżony p. Jelinowicz bronił się sam.

W charakterze świadków, na rozprawę oprócz wymienionych 3 członków Zarządu Gminy, zostali powołani: pp. Raczyński i Knop – obaj urzędnicy Kasy Chorych, sekretarz Gminy Żydowskiej – p. Bernard Szmidt i starszy posterunkowy p. Niziurski. Po zaprzysiężeniu świadków zeznają kolejno – świadkowie: pp. Raczyński, Knop i st. post. Niziurski.

Niziurski na okoliczność, że Gmina Żydowska wypłaciła świadomie subwencję szkole Or-Tora, mimo nałożonego na nią aresztu przez Kasę Chorych. Nadto świadek Raczyński zeznał, że był kilkakrotnie urzędowo delegowany do Urzędu Gminy, celem skonstatowania w księgach kasowych, faktu wypłacenia szkole Or-Tora sumy 2000 zł. Polecenia tego przez dłuższy czas nie mógł wykonać, ponieważ nie pozwolono mu przejrzeć odpowiednie dokumenty kasowe. Dopiero po zagrożeniu interwencją policji świadek mógł ustalić w księgach Gminy przekazanie zaaresztowanej sumy 2.000 zł na rzecz szkoły.

Dalej p. Raczyński zdołał stwierdzić w miejscowych bankach, że weksle na powyższą sumę podpisali: prezes – p. Sztern, skarbnik – p. Przybylski, p. Goldring i p. Rozenthal. Świadek – sekretarz Zarządu Gminy, p. Bernard Szmidt zeznaje na zadawane mu pytania przez Sąd i strony. Odpowiada, że o nałożeniu aresztu na subwencję przez komornika nie wiedział cały Zarząd Gminy, a tylko prezydium Zarządu, tj. prezes i skarbnik (Ortodoksi). Dalej na pytanie postawione przez członka zarządu p. Jelinowicza, stwierdza, że wymieniony o dokonaniu zajęcia pieniędzy o wypłaceniu tychże szkole, dowiedział się dopiero na posiedzeniu Zarządu Gminy, przeciwko czemu kategorycznie zaprotestował. Protest swój prosił o wciągnięcie do protokołu. Oświadczył również, że nie bierze odpowiedzialności za to jawne lekceważenie sobie przez Zarząd Gminy obowiązującego prawa.

Świadkowie : pp. Łaznowski, Wigodzki i Kochman zeznają, że o fakcie położenia aresztu na subwencję dowiedzieli się od p. Raczyńskiego. Na najbliższym posiedzeniu zaprotestowali energicznie przeciwko wypłaceniu pieniędzy szkole Or-Tora, podkreślając, że budżet gminy za rok 1933 nie jest jeszcze zatwierdzony przez władzę administracyjną i że prezydium Zarządu pozwala sobie na własną rękę, bez odpowiedniego udziału zarządu in corpore, uskuteczniać wypłaty.

Prezes p. Sztern według zeznań świadków na jednym z posiedzeń Zarządu tłumaczył się, że zmuszony był dać zlecenie wypłacenia pieniędzy szkole, ponieważ zwróciła się doń delegacja szkoły Or-Tora oraz rabin Alter z prośbą o przekazanie szkole subwencji. Rabin Alter złożył oświadczenie, że o ile władza nadzorcza nie zatwierdzi subwencji mającej swoją pozycję w budżecie Gminy, to on ewentualnie, omawianą sumę 2.000 zł pokryje z własnej kieszeni.

Co zaś do członka Zarządu p. Jelinowicza, to mimo że należał on do większości rządzącej nie wiedział o machinacjach prezydium Zarządu. W końcu świadkowie: pp. Łaznowski, Wigodzki i Kochman twierdzą, że nie mogąc się pogodzić z nieprawną działalnością prezydium, która doprowadziła Gminę do wręcz katastrofalnego stanu finansowego, złożyli mandaty członków Zarządu na ręce p. Starosty w Łasku, nie chcąc tym samym ponosić odpowiedzialności.

Na prośbę przedstawiciela oskarżenia publicznego sprawa została odroczona dop dnia 26 lutego br. celem zawezwania w charakterze świadka komornika p. Garczyńskiego.

Z zeznań świadków można wywnioskować, że w Gminie Żydowskiej w Pabianicach nie ma większości rządzącej, co rzecz jasna odbija się ujemnie na całej gospodarce gminy. Prezydium Zarządu Gminy (Ortodoksi) nie licząc się absolutnie z opinią całej Gminy, wkroczyło na drogę śliską, na której na pewno w niedługim czasie połamie sobie nogi. (PP nr 6/1934 r.)

*

Goldberg

Czy Pan Inspektor Pracy wie, że … firma „Goldberg”, ul. Mariańska 5/7 nie wypłaca robotnikom ich zarobków oraz należności za urlopy? Podobno Goldberg zrobił plajtę i opuścił cichaczem Pabianice. (PP nr 19/1934 r.)

*

Icek

(…) Pan X z Kasy (Komunalna Kasa Oszczędności) jeszcze nie wychodzi. Nie wyszedł też i jego znajomy Icek. Zawiązuje się rozmowa : Icek, wiesz, co? Ja mam weksel na 100 złotych, 3 i pół miesiąca, czy „ucho” mi go zrobi? A ile weźmie?

- Uj, ti frajer. Zgodżyta sze – może 3 i pół złoty, może 3,75, a może śtery, uj! śtery, będziesz mu dać śtery, to un zaro zrobi.

Pan X żegna się z kolegą Ickiem, kieruje kroki w stronę ulicy Konstantynowskiej, w duchu przeklinając własny system Kasy. (PP nr 9/1935 r.)

*

Glas i Jelinowicz

W tkalni mechanicznej Glas i Jelinowicz przy ul. Maślanej w sobotę dnia 6 lipca wybuchł strajk z powodu oberwania zarobków. (PP nr 9/1935 r.)

*

Rozenówna

Przy ulicy Bóźnicznej 10 w Pabianicach zamieszkuje niejaka Masza Rozenówna, umysłowo chora. Jako kobieta młoda, bo lat około 27-28 ciągle chodzi po ulicach Bóźnicznej i przyległych, zaczepia przechodniów i robi im bardzo nieprzystojne propozycje. Bardzo często widzimy ją w otoczeniu młodych panienek, nierzadko bardzo młodych chłopców, rozbawionych i śmiejących się do rozpuku. Jednym słowem, pożal się Boże, jakie wtedy toczą się rozmowy. Rodzina nieszczęśliwej rozmaitymi sposobami próbuje ją powstrzymać, lecz się jej to nie udaje. Swego czasu poruszał t ę sprawę Orędownik, lecz bez skutku, gdyż jak dotąd wszyscy, kogo to dotyczy są głusi.

A wszak u nas podobno jest pewien wydział w Zarządzie Miejskim, szumnie tytułujący się Opieką Społeczną. Czy to czasem nie jest zakres tego wydziału? (…) W każdym razie żarty na bok, Masza Rozenówna winna bezzwłocznie znaleźć się w domu przy ul. Moniuszki, o czym winien pamiętać z obowiązku Wydział Zdrowotności Publicznej Zarządu Miejskiego w Pabianicach. (PP nr 9/1935 r.)

*

Altman

Węgiel na zimę z pierwszorzędnych kopalń górnośląskich i dąbrowickich można nabyć po cenach konkurencyjnych w firmie L. Altman, ul. Łaska 20, tel. 125. Dostawa własnymi środkami przewozowymi. Warunki płatności od umowy, a w każdym razie b. dogodne. Firma egzystuje w Pabianicach od 1904 roku. (PP nr 9/1935 r.)

*

Jedwab

Firma „Jedwab”, ulica Majdany, ściąga kary z robotników, dochodzące do wysokości 2 złotych, które przywłaszcza sobie. (PP nr 24/1935 r.)

*

Sala i Szapiro

Na placu Dąbrowskiego (Stary Rynek), na tle konkurencyjnym wszczął bójkę ze straganiarką Salą Krumhorn niejaki Szapiro Fiszel. Bójka ta zakończyła się spisaniem protokołu przez miejscową policję za zakłócenie spokoju publicznego. (PP nr 24/1935 r.)

*

Elkana

Stop pabianiczanki! Stop pabianiczanie. Czy na balu, czy też w domu. Czy wizytę złożyć komu – chcesz mieć ruchy gentelmana – śpiesz na tańce do ELKANA!     

Tam metodą szybką, pewną/Choćbyś nawet  był jak drewno/Poznasz wnet taneczne pas – choćbyś  tańczył pierwszy raz/ Tango, fox-trot, walc angielski, walczyk zwykły, slow-fox sielski/ Wszystko to czeka na Pana w Szkole  Tańców – W. Elkana, Pabianice, ulica Warszawska 7. (PP nr 24/1935 r.)

*

Goldman

Służąca p. Goldmana Dojnisza, zam. przy ul. Tuszyńskiej 29, przyjęta do pracy przed 5 dniami, skradła swemu chlebodawcy kołdrę, chustkę i serwetę, ogólnej wartości 40 zł i zbiegła w niewiadomym kierunku. Pan Goldman był na tyle naiwny, iż przyjmując do służby wyżej wymienioną nie zażądał od niej dokumentów, a nawet nazwiska, wobec czego utrudnił znacznie policji dochodzenie zmierzające do ujęcia sprawczyni kradzieży. (PP nr 24/1935 r.)

*

Kancik

Panu Markusowi Podemskiemu, zam. przy ul. Kazimierza 10, komornik zajął, za jakieś tam przewinienie skarbowo-wekslowo-podatkowe, meble i w kuchni i w pokoju. Nadszedł termin licytacji i o dziwo! – zajęte meble z autentycznymi pieczęciami komornika, w jakiś zagadkowy sposób ulotniły się. Pan Markus jest cwaniak, ale nasza policja jest jeszcze cwańsza, gdyż w rekordowo krótkim czasie ustaliła, że zasekwestrowane meble zostały po prostu ukryte przed licytacją.

Sąd Grodzki skazał Markusa Podemskiego za powyższy „kancik” na okrągłe sześć miesięcy aresztu bez zawieszenia, bowiem wymieniony już kilka razy siedział na ławie oskarżonych. (PP nr 9/1937 r.)

*

Zylberger

Pan Eljasz Zylberger, lat 70, właściciel fabryki przy ul. Pułaskiego 10, zatrudniał w święta robotników, wbrew obowiązującej ustawie. Sąd Grodzki na rozprawie w dniu 26 VI br. biorąc pod uwagę przyznanie się oskarżonego do winy i przyrzeczenie, że w przyszłości nie będzie już więcej łamał ustawy, skazał p. Zylbergera  na 50 zł grzywny z zamianą w razie nieściągalności na areszt. (PP nr 18/1933 r.)

*

Lidzbarski

Mechaniczna Tkalnia Zarobkowa, właścicielem której jest Lidzbarski, wzoruje się widocznie na firmie Krusche i Ender, daje swoim robotnikom jednomiesięczny urlop. Tata Lidzbarski potrzebuje troszkę podleczyć sobie  żółciowe kamienie i jedzie do Karlsbadu, gdzie ma zamiar puścić kilka tysiączków „zarobionych” na robotnikach. Jak się dowiadujemy robotnicy wymienionej firmy wystąpili na drogę sądową o wyrównanie płac i na pewno sprawę wygrają. A może tata Lidzbarski się rozmyśli i tysiączki przeznaczone na puszczenie odda dobrowolnie robotnikom tytułem wyrównania płac, a otwarcie mówiąc zwróci je jako nieprawnie im wydarte.

Tato Lidzbarski, proszę pamiętać: „Siódme nie wyzyskuj” za co idzie się za życia zamiast do Karlsbadu – do więzienia, a po śmierci na same dno piekła, gdzie wyzyskiwacze smażą się w tłuszczu świńskim pięć milionów lat, co im daj Boże. Amen. (PP nr 29/1933 r.)

Do redakcji naszego pisma zgłosił się p. Lidzbarski (młody) i oświadczył, że tkalnia położona przy ul. Mariańskiej, nie jest własnością jego ojca. Właścicielem wymienionej fabryki a właściwie tylko właścicielami  warsztatów mechanicznych jest kilku fabrykantów. P. Lidzbarski zaś jest tylko właścicielem samego budynku fabrycznego, który obecnie wydzierżawił. (PP nr 1/1934 r.)

*

Beer

W fabryce p. Feiwela Beera, ul. Boczna, wybuchł zatarg na tle nieprzestrzegania umowy zbiorowej. (PP nr 1/1934 r.)

*

Delebis

Firma Wajntraub została zamknięta na czas nieograniczony, prawdopodobnie na skutek wniesionych przez kilkunastu robotników, spraw do Sądu Grodzkiego o wyrównanie stawek. W ostatnim dniu pracy tj. dnia 28 XII br. majster p. Delebis namawiał robotników do wycofania z sądu spraw, gdyż według niego wystąpienie przez robotników na drogę sądową jest przyczyna słabej koniunktury firmy Wajntraub (Sic!). Pan majster nie powinien wtrącać się do nie swoich spraw. (PP nr 1/1934 r.)

W ubiegły poniedziałek odbyła się rozprawa apelacyjna w Sądzie Okręgowym, jako apelacyjnym, z powództwa cywilnego robotników tkalni Wajntrauba przeciwko temuż o sumę kilku tysięcy złotych należną robotnikom tytułem różnicy za nieprzestrzeganie przez właścicieli fabryki umowy zbiorowej. Sąd Apelacyjny zatwierdził wyrok Sądu Grodzkiego w Pabianicach przyznający robotnikom ich pretensje, jak wyżej powiedzieliśmy, kilku tysięcy złotych. Jak widać z tego, nie pomogła zakulisowa robota Wajntrauba i jego pomocników – łamistrajków, którzy chcieli wybielić swojego „dobrego” pracodawcę umieszczając nawet niedawno w Kurierze Łódzkim artykuł wielbiący pod niebiosa stosunki panujące w fabryce ex malarza pokojowego. Wyrok powyższy w całej rozciągłości potwierdza niehonorowanie przez niesumiennego fabrykanta umowy zbiorowej, o czym już od roku pisze Prawda Pabianicka. (PP nr 18/1934 r.)

*

Kuperwasser

A. KUPERWASSER.Pabianice, ulica Stefana Batorego nr 6 (d. Szkolna) – sprzedaż przyborów fryzjerskich i kosmetyki. Doskonały środek przeciwko wypadaniu włosów „Silvizin” i „Trilizin”. Duży wybór rozpylaczy po cenach b. przystępnych.

*

Gruba fisch

Pan Weinstein, właściciel fabryki i pałacu przy ulicy Warszawskiej, jest znany w Pabianicach i okolicy, jako pierwszej „gildy” wyzyskiwacz. Nie honoruje umowy zbiorowej, kpi sobie z ustawodawstwa socjalnego i stale ma zatargi z tego tytułu z Inspekcją Pracy. Pan Weinstein, z przedwojennego zwykłego „handełesa” w krótkim czasie stał się bogatym przemysłowcem i w swojej sferze uchodzi za „grubą fisch”. P. Weinstein nie lubi samochodu, bo to nie wygląda „bon ton” i dlatego rozjeżdża się po ulicach miasta eleganckim powozem zaprzężonym w dwa „szlachetnej krwi rumaki”. Kto ma powóz i konie musi mieć i stangreta. Stangret takiego fabrykanta, jakim jest p. Weinstein nie może wyglądać, jak pierwszy lepszy furman.

Sprawił tedy p. Weinstein swemu stangretowi liberię i wspaniały kaszkiet z pięciopałkową koroną, taką samą, jaką nosi służba autentycznych hrabiów i ma teraz złudzenie, że pochodzi: „Od tego szlachta, co wyginęła za króla Olbrachta”. (PP nr 24/1935 r.)

Tkalnia p. Weinsteina zwolniła niedawno część robotników motywując ten krok brakiem zamówień, słabą koniunkturą w przemyśle włókienniczym. Jak się dowiadujemy, pozostałych robotników p. Weinstein zmusza do pracy w godzinach nadliczbowych, nie mając na to zezwolenia p. Inspektora Pracy. A więc wymysłem jest li tylko tłumaczenie się fabrykanta, że zmuszony był zredukować kilkudziesięciu robotników, nie mając dla nich pracy. Jasne jest, że przede wszystkim chodziło p. Weinsteinowi o pozbycie się niewygodnych dla niego robotników, a co za tym idzie – zaoszczędzenie na świadczeniach socjalnych i administracji. (PP  nr 13/ 1934 r.)

*

Kolektura Altera

Największa Pabianicka Kolektura Loterii Państwowej L. ALTERA, Zamkowa 1 poleca szczęśliwe losy do klasy I-ej. Ciągnienie rozpoczyna się już dnia 16 lutego. Obywatele! Pamiętajcie, że dobrobyt idzie zawsze w parze z tym , kto nabywa los w Najszczęśliwszej Pabianickiej Kolekturze L. ALTERA. Nie zwlekajcie więc! Zwróćcie się natychmiast po los do naszej Kolektury, a zdobędziecie szczęście i dobrobyt!!! (PP nr 4/1934 r.)

*

Kradzieże

P. Marokko Szulim zameldował, że nieznani sprawcy skradli ze strychu przędzę wartości 200 zł.

P. Goldberg Lejzor, ul. Kopernika 14 zrobił wielki krzyk, że Walis Dawid (ganef) zabrał mu deski wartości aż 100 zł.

Ze sklepu p. Gelbardta Moszka, ul. Warszawska 84 skradziono towar wartości 120 zł.  We wszystkich tych wypadkach kradzieży policja wdrożyła energiczne dochodzenie. (PP nr 13/1934 r.)

*

Petycja

W 1934 r. Organizacja Syjonistyczno-Rewizjonistyczna w Pabianicach (Komisariat Petycyjny) wydała ulotkę, w której apeluje o interwencję u angielskiego rządu mandatowego w Palestynie w sprawie zbudowania w Palestynie żydowskiej siedziby narodowej.

„Możliwość do tej osobistej interwencji każdego Żyda w jego własnej i całego narodu sprawie daje Żydowska Petycja Narodowa. Dlatego też nie może zabraknąć nikogo i wszyscy jak jeden mąż podpiszemy Żydowską Petycję Narodową, która żąda Państwa Żydowskiego dla narodu żydowskiego”.

Odezwa: Ciężkie, nadzwyczaj ciężkie jest położenie całego narodu żydowskiego (...)

*

Wolf

Wczoraj do redakcji Kuriera Łódzkiego przybyła delegacja robotników pabianickiej fabryki B. Waintrauba z prośbą o opublikowanie ich listu w którym piętnują napaści czynione na robotników , jak i właściciela wymienionej firmy podawane na łamach pabianickiego organu KZR. Delegacja złożyła nam list z podpisami kilkudziesięciu robotników, którzy kategorycznie zaprzeczają nie tylko temu, ze pracodawca ich wyzyskuje.

Jak wynika z oświadczenia robotników, w firmie Wajntraub zatrudniony został w charakterze tkacza niejaki W. (Tadeusz Wolf), który tak potrafił opanować robotników, że ci z błahej przyczyny zastrajkowali. Zatarg trwał dwa miesiące i robotnicy nic nie wskórali. W czasie zatargu pomiędzy tkaczami a właścicielem firmy, W. został wydalony. Wydalenie akceptowali wszyscy robotnicy. Od tej pory pomiędzy robotnikami panuje spokój i zarobki poprawiły się im tak, że zarabiają ponad normalne stawki. Tymczasem wydalony tkacz W. przez zemstę, jak piszą robotnicy w liście, oczernia robotników i firmę, nie przebierając w środkach. Posiadany w redakcji list kończy następujący ustęp: „My robotnicy stwierdzamy własnoręcznymi podpisami, że rzucone na nas i naszą firmę kalumnie są kłamstwem. Wszelkie insynuacje będziemy z całą bezwzględnością potępiać”. (Kurier Łódzki nr 270/1934 r.)

Tadeusz Wolf odpowiedział na łamach Prawdy Pabianickiej: W dniu X 1934 r. w nr 270 Kuriera Łódzkiego ukazał się artykuł pt. „W obronie słuszności i prawdy”, w którym zaatakowano mnie osobiście, jakobym potrafił opanować robotników, że ci z błahej przyczyny zastrajkowali.

Całość artykułu, jak i wyżej przytoczone zdanie jest kłamstwem od początku do końca. Strajki w fabryce B. Wajntrauba miały różnego rodzaju podłoże. Pierwszy zatarg powstał zaraz po podpisaniu umowy zbiorowej z dnia 3 kwietnia 1933 roku na tle uregulowania płacy za 1 metr produkcji. W tej sprawie interweniowałem u komisarza Policji Państwowej Gizińskiego obecnego komendanta PP na powiat wieluński. Prócz tego były zatargi z majstrem Delebisem, który w brutalny sposób obchodził się z robotnicami. Jedna z robotnic niejaka Majznerowa popchnięta przez majstra – zemdlała. Zła administracja fabryki i samowola majstra w stosunku do robotnicy Kardasowej przyczyniły się do zatargu. Przy tej sposobności wysunąłem uregulowanie stawek w myśl taryfy nr 7 do umowy zbiorowej.

Stanowisko moje robotnicy zaakceptowali. Na teren fabryki przybyli: przedstawiciele związków zawodowych Raszpla (Związki Klasowe) i Majchrowski (Związek „Praca”). Nieustępliwe stanowisko Wajntrauba zmusiło nas do interwencji u komisarza Policji Państwowej p. Grzywaka, później u Inspektora Pracy p. inż. Opolskiego.

Akcja ta została uwieńczona podpisaniem zobowiązania przez Wajntrauba, który w określonym terminie miał pretensje robotników uregulować. Podpisu swojego Wajntraub nie honorował i robotnicy zastrajkowali. Powiadomiony o strajku komisarz PP wezwał nas (delegatów) do komisariatu. Ponieważ interwencja komisarza nie odniosła skutku wezwano nas powtórnie w godzinach wieczornych. Pretensji naszych wysłuchał zastępca starosty powiatowego p. Łazarski i zapewnił nas, że tę sprawę załatwi pod warunkiem, że przystąpimy do pracy. Strajk żeśmy przerwali ku niezadowoleniu związków. Stanowisko Wajntrauba w dalszym ciągu było nieprzejednane . Robotnicy postanowili pretensje poprzeć strajkiem aż do zwycięstwa. (PP nr 14/1934)

*

Sromutka Moszek Nudel

Sromutka Moszek Nudel, zam. plac Dąbrowskiego 16 i Kopydłowska Marjem, ul. Warszawska 17 za przeszkadzanie w czynnościach komorniczych zostali skazani oboje po jednym miesiącu aresztu. (PP nr 6/1935 r.)

*

Dom dla bezdomnych przyjezdnych

W ubiegłym tygodniu grono obywateli m. Pabianic wyznania mojżeszowego, na ogólnym zebraniu pod przewodnictwem prezesa Związku Rabinów w Polsce p. rabina Mendla Altera uchwaliło wybudować dom dla bezdomnych przyjezdnych imienia śp. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Wybrano komitet budowy tego domu, w skład którego weszli pp. radny I. Wajngling, Abram Hersz Adler, Alter Grὕnstein (przemysłowiec), Dawid Gelbart, Nachma Nusym Żelichowski i Zelig Nyss (krawiec). Dom zostanie wybudowany przy zbiegu ulic Narutowicza i Zachodniej. Roboty wstępne już zostały rozpoczęte, tak że na jesieni br, dom będzie oddany do użytku. (PP nr 6/1935 r.)

*

Nieprzestrzeganie umowy

Fabrykant Icek Weinstein nie chce przestrzegać umowy zbiorowej. – Niech una nogi połumie, niech jum cholera potrzaśnie – tum przeklinta umowa zbiurowa. Niech tego Raśpla i delegacia tyz nogła śmirć załapie – tak wykrzykiwał p. Icek do robotników, którzy mu zwrócili uwagę na różne jego kombinacje, zmierzające do obniżenia stawek, wpisywania do książeczek obrachunkowych mniejszej ilości przepracowanych godzin.

Pokrzywdzeni robotnicy złożyli o tych nadużyciach zameldowanie w Inspektoracie Pracy w związku z czym prowadzone jest dochodzenie przeciwko niesumiennemu fabrykantowi i jego prawej ręce Lubranieckiemu. Ten ostatni na wieść o dochodzeniu wpadł w obłąkańczą furię i z pianą na ustach zaczął wymyślać delegatom fabrycznym od bolszewików i łobuzów.

Icek Weinstein i jego godny kompan Lubraniecki wymyślają polskim robotnikom od bolszewików i łobuzów za to, że nie pozwolą się oni wyzyskiwać, że stoją wiernie na straży umowy zbiorowej z dnia 4 IV 1933 r. – tej jakby konstytucji robotników przemysłu włókienniczego, wywalczonej krwawo w marcu 1933 r. Zaiste bezczelność i chciwość wyzyskiwaczy w brudnych chałatach, jarmułkach i zawszonych pejsach, nie ma granic. (PP nr 15/1934 r.)

*

Abram Dzbanek

Aresztowani przed 5 tygodniami, pod zarzutem roboty antypaństwowej: Kubicki, Wszelaki, Drobniewski i Suwara zostali w dniu 4 stycznia zwolnieni z aresztu prewencyjnego. Natomiast zatrzymani zostali do dyspozycji władz sądowych: Pietrasiak Stanisław i Abram Dzbanek. (PP nr 1/1935 r.)

*

Grzywna i areszt

W dniu 26 sierpnia br. p. Inspektor Pracy ukarał p. Markusa Podemskiego, właściciela tkalni mechanicznej przy ul Bocznej 15, grzywną 500 zł i jednym miesiącem bezwzględnego aresztu za skandaliczne obchodzenie się z robotnikami, nieregularne wypłacanie zarobków, zmniejszanie zarobków. Obecnie p. Markus drapie się w brodę i przychodzi do wniosku, że lepiej było otrzymać po buzi, aniżeli mieć do czynienia z panem Inspektorem (PP nr 14/1935 r.)

*

Chil Nyss

W dniu 23 bm. między handlarzami warzyw Chil Nyssem a Michałem Łobzuchem i synem jego Kazimierzem na tle konkurencyjnym wynikł spór o ceny, wynik którego okazał się bardzo smutny, gdyż Chil Nyss rozgniewany do ostatniego chwycił za drąg i począł zadawać razy Kazimierzowi Łobzuchowi. Widząc to ojciec Michał Łobzuch, nie pozostał biernym świadkiem, a sięgnął do kieszeni po nóż, którym zadał cios w płuco Chilowi Nyssowi. Smutne tło konkurencyjne zakończyło się zupełnie normalnie, Chil Nyss został przewieziony do szpitala, zaś Michał Łobzuch i syn jego Kazimierz doprowadzeni do komisariatu Policji Państwowej, skąd po spisaniu odpowiedniego protokołu zostali zwolnieni. Pozostał jeszcze epilog, który się prawdopodobnie nastąpi po szczęśliwym powrocie Chila Nyssa ze szpitala, skazaniem obydwu stron na areszt i grzywny. A czy to wszystko potrzebne? I to na tle konkurencyjnym o ceny za towar, którego za 5 groszy otrzymujemy zupełnie dowolną ilość. (PP nr 6/1935 r.)

*

Lajb Klenec

W tkalni zarobkowej niejakiego Lajba Kleneca mieszczącej się przy ul. Kaplicznej 24 pracowali od 10 lat małżonkowie Nowiccy. Dziesięć długich lat harowali ciężko na wyzyskiwacza fabrykanta, zarabiając ledwie na skromne utrzymanie. Przed miesiącem małżonkowie Nowiccy zostali zredukowani, rzekomo z powodu słabej koniunktury, z tym jednakże zapewnieniem, że jak się w przemyśle włókienniczym sytuacja poprawi to będą oni w pierwszym rzędzie z powrotem przyjęci do pracy. Jak się okazało był to po prostu znany i często już notowany w Pabianicach trick administracji fabrycznej, która pozbyła się w drodze redukcji – niewygodnych jej robotników, przyjmując na ich miejsce takich, którzy zgodzili się pracować 16 godzin na dobę.

Nowicki, czując się pokrzywdzony tym niesłychanym szwindlem fabrykanta Kleneca udał się do niego we wtorek, dnia 1 czerwca w godzinach wieczornych, prosząc o spełnienie obietnicy danej mu przed miesiącem. W czasie rozmowy doszło między fabrykantem a robotnikiem do ostrej wymiany zdań, która zakończyła się zmasakrowaniem Nowickiego przez Kleneca jakimś tępym narzędziem. Nieszczęśliwy robotnik otrzymał niespodziewanie w głowę kilka ciętych ran i zalawszy się krwią runął nieprzytomny na ziemię. Ofiarę bestialskiego wyzyskiwacza przewieziono do szpitala, gdzie prawdopodobnie długo poleży zanim przyjdzie do zdrowia.

Śledztwo w powyższej sprawie prowadzi miejscowa policja. Prawdopodobnie w niedługim czasie Lajb Klenec za ciężkie uszkodzenie ciała znajdzie się na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego, a później otrzyma na dłuższy czas bezpłatny wikt i opierunek w pewnym przytulnym domku przy ul. Sterlinga, gdzie w towarzystwie Włodarczyka i innych podobnych mu krwawych zbirów, będzie mógł rozmyślać dowoli nad znikomościami tego świata.

Na marginesie powyższego, krwawego zajścia musimy dodać, że miejscowy średni przemysł włókienniczy sprzysiągł się jakby w szykanowaniu robotników, posługując się w tym różnymi szwindlami, trickami. Celują w tego rodzaju sztuczkach przede wszystkim ci fabrykanci, którzy obok swych niewielkich fabryczek, pobudowali w ostatnich latach monumentalne pałace z luksusowym wewnętrznym urządzeniem. Nie baczą oni, że robotnicy nie mogą wyżywić swych rodzin z otrzymanych zarobków. Mają ci panowie przede wszystkim na względzie jak największe korzyści dla siebie.

Pałace, samochody, kąpiele zagraniczne – wszystko z krwawej pracy szarego robotnika. Najskuteczniejszym lekarstwem na fabrykantów – wyzyskiwaczy, za niehonorowanie umowy zbiorowej, za łamanie ustaw socjalnych – byłaby Bereza Kartuska. (PP nr 10/1937 r.)

*

Midler

Przychodnia Lekarsko-Dentystyczna dla młodzieży i dorosłych pod kierownictwem Lekarza Dentysty – M.MIDLERA. Pabianice, ul. Pułaskiego 3. Czynna codziennie prócz niedziel i świąt od godz. 9-12 w południe i od 3-8 wieczór. (PP nr 5/1937 r.)

*

Rzemieślnicy

Dnia 4 kwietnia br. odbyło się walne zebranie Stowarzyszenia Rzemieślników Żydów w Pabianicach, w lokalu własnym przy ul. Poprzecznej 15. Obradom przewodniczył pan Grinberg Adam. Sprawozdanie z działalności związku złożył p. Sztern Emanuel. Następnie wygłosił referat p. Gringras Józef o obowiązujących ustawach i rozporządzeniach dotyczących rzemiosła.

Z kolei przystąpiono do wyboru nowego zarządu. Wybrani zostali: Sztern Emanuel – prezes, Zale Sucher – wiceprezes, Wajntraub Pinkus – skarbnik, Gringras Józef – sekretarz. Jako członkowie zarządu weszli: pp. Lewi Hersz Majlech, Grinberg Abram, Szternberg Icek –Majer, Ciechanowski Hersz i Lubliński Rywen. Jako zastępcy: Glas Abram, Margulis Mordka, Migdał Wolf, Lajzerowicz Lajb. Komisja rewizyjna: pp. Fisher Abram-Hersz, Pilcer Lazer, Wajsberg Majlech. Po wyczerpaniu porządku dziennego zebranie zamknięto o godzinie 7.30 wieczorem. (PP nr 5/1937 r.)

*

Faust

W sobotę, dnia 10 kwietnia 1937 r. o godz. 7 wieczorem zmarł jeden ze znanych w Pabianicach, a tak rzadkich w tej sferze filantropów, błogosławionej pamięci (bp.) Herman Faust. Zmarły był jednym z tych, którzy w stosunkach z robotnikami potrafili zachować umiar i takt, a wśród swego środowiska cieszył się szeroką sympatią, czego dowodem był udział w kondukcie pogrzebowym około czterotysięcznej rzeszy.

W poniedziałek, o godz. 12 zwłoki z domu żałoby zostały przewiezione do synagogi przy ul. Bóźnicznej karawanem, który przysłała Łódzka Żydowska Gmina Wyznaniowa, chcąc okazać zmarłemu wdzięczność za zasługi położone dla Gminy Żydowskiej, rabin Alter osobiście odprawił nabożeństwo żałobne. Przed cmentarzem przyjaciele zmarłego wzięli trumnę na własne barki, aby zanieść ją do grobu. Przed wejściem na cmentarz kantor pabianicki przy współudziale chóru Łódzkiej Synagogi wykonał przejmujące do głębi pienia żałobne. Nad grobem mowę wygłosił dyrektor Banku Kredytowego w Pabianicach, p. Klajnman, żegnając zmarłego i przedstawiając jego dużą, a pożyteczną działalność dla miasta Pabianic, dzięki której niejedni z dna nędzy wyrwani zostali.

Bp. Herman Faust cieszył się popularnością także w Łodzi, skąd na żałobny ten obrzęd przybyło wielu jego przyjaciół. Zaznaczyć musimy, że pogrzeb odbył się dopiero w poniedziałek, a więc na trzeci dzień po śmierci, gdy oczekiwano córki, która wreszcie o godz. 8 rano przybyła z zagranicy samolotem. (PP nr 5/1937 r.)

*

Brajnstajn

Firma Brajnstajn, ul. Kapliczna, dotychczas nie podpisała umowy zbiorowej z dnia 4 IV 1933 r. Nadto nie ubezpieczyła robotników w Ubezpieczalni Społecznej, nie wykupiła dotychczas patentu, a nawet chce zwolnić robotników bez obowiązujących 14 dni wymówienia. (PP nr 8/1935 r.)

*

Rekiny kapitalistyczne

W dniu 28 lutego w tkalni firmy „Winer, Jakubowicz i Adler” wybuchł strajk na tle obniżania stawek oraz z powodu zredukowania delegata fabrycznego p. L. Faleckiego, który z całym oddaniem się dla sprawy robotniczej pilnował, aby fabrykanci nie łamali umowy zbiorowej. Nie podobało się to panom wyzyskiwaczom i aby pozbyć się niewygodnego dla nich robotnika, wymówili mu pracę. Robotnicy wspomnianej fabryki, wszyscy, jak jeden mąż, w imię solidarności i jedności robotniczej zastrajkowali, protestując w ten sposób przeciwko jawnemu ignorowaniu przez rekinów kapitalistycznych umowy zbiorowej, wywalczonej krwawo przed rokiem przez proletariat. (PP nr 7/1934 r.)

*

Hitlerowskie rozbestwienie

Prawdopodobnie OWP (Obóz Wielkiej Polski) – bo chyba nikt inny – w niedzielę, dnia 11 bm. wywołało przy zbiegu ulic Zamkowej i św. Jana ostre starcie z Żydami. W mrokach nocy (około 12) – hitlerowskie rozbestwienie uszło bezkarnie.

Dnia 14 bm. w parku im. Słowackiego nastąpiło znowu poturbowanie (krwawe) Żyda. Sprawca przed przybyciem policji – umknął. Zbiegowisko zlikwidował żydowski strach i policjant. (PP nr 17/1933 r.)

*

Fiszer Hiller

We wtorek, dnia 13 czerwca, rzeźnik Fiszer Hiller wiózł na platformie 900 kilowy ładunek – byka z pobliskiego dworu. Na skrzyżowaniu ulic Kościelnej i pl. Dąbrowskiego powziął bydlak szalony zamysł wtargnięcia do sklepu, co skwapliwie uczynił. Udał się do sklepu korzennego, gdzie na widok takiego byka – sklepowa struchlała, potem trochę zemdlała, a potem trochę …uciekła, ponieważ nie nazywała Ligia a Ursusa pod ręką nie było. Byk trochę speszył się, bo „taki ze wsi”. Składał wizytę w sklepie pierwszy raz w ciągu swego grzesznego żywota, po wtóre, że jako prostak i ordynus orientował się szybko, co wypada robić, aby został z chama – wandalem, więc rozpoczął spustoszenie choć nie był wcale pijany.

Sprawiedliwość żydowska i ludzkie pomysły takie jak postronki i lassa po sześciogodzinnej żmudnej okupacji zmusiły poważnego przeciwnika z rogami, prawie diabła … do kapitulacji. Niedoszły przypuszczalnie morderca – gdyż do podobnego świństwa miał wszelkie dane – został przewieziony na ulicę Japońską (rzeźnia), aby według wszystkich danych zostać skazanym na pewną śmierć. Wówczas sami przywiozą go do sklepu, aby zadość uczynić jego życzeniu przed ubojową śmiercią. (PP nr 17/1933 r.)

*

Ben Aszer

W Pabianicach w 1928 roku Joskowicz Jakub Wolf wydał opracowaną przez siebie pracę Jakuba ben Aszera (1269-1343) „Sefer Hilchos Erec Isroel”. Rabin Aszer z Hiszpanii  był uczonym talmudystą specjalistą w dziedzinie prawodawstwa żydowskiego.

„Sefer Hilchos Erec Isroel”

*

Krwiożercy

W dalszym ciągu naszych obserwacji spostrzegamy, że warunki materialne i obchodzenie się z robotnikami jest coraz gorsze. Oto mamy wypadek godny zanotowania. W pewnej fabryce przy ulicy Warszawskiej kierownik fabryki w ordynarny sposób po chamsku szykanuje ich. Mając zatarg z robotnikiem mści się na nim, dając mu gorszą robotę.

Prawie we wszystkich mniejszych fabrykach tzw. budach, będących przeważnie w rękach żydostwa, dzieją się wręcz niesamowite rzeczy na tle strasznego wyzysku. Trzeba dodać, że budy te przed kilku laty powstawały w Pabianicach jak grzyby po deszczu. Każdy mieszkaniec mógł zaobserwować, że obok niewielkiej fabryczki od 30 do 100 krosien, właściciel wybudował sobie wspaniały gmach. Pałac, w którym swobodnie mogłoby zamieszkać 50 rodzin robotniczych. Do tych pałaców sprowadzono z zagranicy marmury i meble złocone – wszystko kosztem robotników. Pieniądze na te zbytki fabrykant czerpał z krwawicy robotnika. Wysysał po prostu krew ze swoich pracowników, aby móc kupić marmury i  złocone meble.

Ten gmach każdy z mieszkańców może zaobserwować przy ulicy Sejmowej. Obok tego gmachu, jak na ironię stoi maleńka fabryczka. A na ulicy Warszawskiej ileż jest takich wspaniałych pałaców i takich, obok tych pałaców, maleńkich fabryczek.

Robotnicy w budach zarabiają tygodniowo zaledwie po kilka złotych, nierzadko 2-3 złote. A te częste zamachy na ustawodawstwo socjalne? Ażeby robotnikowi nie zapłacić za urlop, zwalnia się go przedwcześnie. W wielu wypadkach nie ubezpiecza się go w Kasie Chorych. Robotnik nieuświadomiony, znękany, kopany przez dorobkiewicza Żyda – milczy, żeby nie stracić pracy. Już najwyższy czas skończyć z wyzyskiem wołającym o pomstę do nieba. Gdzie inspektor pracy, gdzie władza administracyjna.

Radzimy tym wyzyskiwaczom zmienić sposób postępowania, gdyż robotnik nie zawsze cierpliwie jest usposobiony i nie zawsze pozwoli sobie kołki na głowie ciosać. W roku 1905 takich panów wysyłano gdzie pieprz rośnie i dzisiaj też zdarzają się wypadki, że robotnicy pomagają im wyjechać z fabryki na taczce (jak to miało miejsce w Ozorkowie). Sądzimy, że kierownicy fabryk i ich właściciele zrozumieją ciężką niedolę robotników i opamiętają się. (PP nr 4/1933 r.)

*

Ubój rytualny

W tych dniach Cech Rzeźniczo-Wędliniarski w Pabianicach zwrócił się do władz nadzorczych z odpowiednim memoriałem w sprawie zmniejszenia kontyngentu bydła  przeznaczonego na ubój rytualny. Jak wynika z tego memoriału rzeźnicy chrześcijanie obecnym stanem rzeczy są pokrzywdzeni, gdyż nie mogą konkurować z rzeźnikami żydowskimi, którzy sprzedają mięso z tak zwanego „przodku” po 1, 80 zł za kilogram, a z „pośladka” po 80 groszy, podczas gdy rzeźnicy chrześcijańscy sprzedają wszystko po 80 groszy za kilogram. (PP nr 3/1937 r.)

*

Eitingon

W obecnej chwili Pabianickie Zakłady Włókiennicze (dawniej R. Kindler) pracują pod kontrolą Skarbu Państwa. Przędzalnię wełny dzierżawi „Markus Kon”. Zatrudnia on ogółem 387 robotników – przy czym ma osobne wyjście na ul. Bagatela.

Przędzalnię bawełny i tkalnię obsługuje Eitingon, ale w takim stopniu, by całość po wykazaniu jak największych deficytów kupić za bezcen. W przędzalni pracuje ogółem 275 robotników, w tkalni zaś 530 osób.

W roku 1936 dzięki polityce Eitingona tkalnia nieczynna była w okresie od 20 maja do 30 września.  Chociaż nakładców było wiele, a pomiędzy nimi, przemysłowiec łódzki Buhle, przeprowadzono drogie remonty (trzecie z kolei) po to, by w końcu wykazać deficyt. W roku obecnym (1937) dzięki ograniczeniu dostaw przez Eitingona firmie groziła duża redukcja, a tylko dzięki rozwadze delegatów i samych robotników, którzy zrozumieli politykę Eitingona, skończyło się na podziale pracy.

Szpital fabryczny, który obecnie dzierżawi Ubezpieczalnia Społeczna ma być również sprzedany. Ubezpieczalnia za powyższy obiekt proponuje 300.000 zł. Pałac wraz z parkiem pragnie kupić rząd za sumę 250.00 zł. Nowa tkalnie, w której obecnie organizuje się przemysł mlecznej wełny – lanital też chyba coś warta?

Farbiarnia i wykończalnia przy placu Dąbrowskiego zatrudnia 107 osób. Wreszcie ogólna wartość surowców i gotówki wynosi coś około 800.000 zł. Za wszystkie obiekty ze surowcami i gotówką Eitingon podobno ma zapłacić „aż dwa miliony złotych”. Jak na „dar” dla Eitingona  to dość kosztowne, jeśli zważy się, że w imię niepodległości politycznej i gospodarczej lała się długie lata krew najlepszych synów Ojczyzny. (PP nr 12a/1937 r.)

Społeczeństwo pabianickie, a przede wszystkim robotnicy firmy – dawniej R. Kindler, powitali z niekłamaną radością wieść, że osławionemu kapitaliście łódzkiemu – Eitingonowi, kupno wymienionej firmy, dzięki wytrwałym, a skutecznym zabiegom robotników, poszło tuż koło nosa.

Kapitalista Eitingon, już od dłuższego czasu nosił się z myślą kupna zakładów włókienniczych  R. Kindlera i w tym celu, idąc po myśli przysłowia –„cel uświęca środki”, omotał funkcjonującą dość sprawnie od pewnego czasu machinę fabryczną, w sieć swych perfidnych intryg i różnych tricków fabrykanckich, tak modnych w ostatnich czasach, pragnąc tym sposobem za śmiesznie niską cenę, wejść w posiadanie olbrzymich budynków i terenów fabrycznych.

Atoli p. Eitingon w swych zamiarach zawiódł się srodze. Doznał on sromotnej porażki, dzięki usilnym zabiegom robotników omawianej firmy i delegatów związku „Praca”, oraz niektórych posłów na sejm – okręgu łódzkiego, którzy stoczyli w Warszawie o p. Eitingona formalną bezkrwawą  bitwę, zmuszając go w końcu do kapitulacji na rzecz jego konkurenta – nabywcy p. Karola Eiserta, jednego ze znaczniejszych przemysłowców łódzkich, a zarazem właściciela olbrzymich dóbr ziemskich.

„Jak go nie kijem – to pałką”, powie niejeden mądrala  z ulicy Bagatela (siedziba związku klasowego). Owszem, zgadzamy się z tym, że kapitaliści w swym pochodzie do całkowitego ujarzmienia robotników i czerpania pełną garścią z ich krwawicy – są wszyscy jednacy, bez wyjątku na różnicę narodowościową lub religijną. Jednakże w tym wypadku mamy wrażenie, że p. Eisert, mówiąc prostym językiem, będzie nieco lepszym włodarzem fabryki niż osławiony na terenie Łodzi p. Eitingon, albowiem kronika robotnicza prasy łódzkiej nie wspomina już od kilku lat o jakimkolwiek zatargu w zakładach p. Eiserta, natomiast o strajkach u p. Eitingona na tle niehonorowania umowy zbiorowej , nieprzestrzegania ustawodawstwa socjalnego jest głośno wszędzie: w Łodzi, w Pabianicach, a nawet w Rosji Sowieckiej, gdzie podobno brat p. Eitingona zajmuje wysoki urząd. (PP nr 14/1937 r.)

Wikipedia.org - Nahum Eitingon

*

Jankiel

W dniu 14 lutego, zamieszkała przy ul. Majdany 3 p. Kuperwasser Ryfka, lat 60, została pobita przez zamieszkałego w tym domu Rejchbarta Jankiela, który w bójce użył noża zadawszy jej dotkliwą ranę kłutą w rękę. (PP nr 4/1933 r.)

*

Mendel Łaznowski

W dniu 15 marca w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie odbyła się rozprawa apelacyjna dr. Grzegorzewskiego, długoletniego lekarza miejskiego naszego miasta i towarzyszy o nadużycia w komisji poborowej. Dr Grzegorzewski wedle aktu oskarżenia za pośrednictwem osławionego Mendla Łaznowskiego, b. radnego m. Pabianic i członka miejskiej komisji sanitarnej, usiłował zwolnić z z wojska poborowego Leonarda Rensza.

Czujność lekarza wojskowego udaremniła tą aferę poborową, w konsekwencji czego na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Łodzi, w czerwcu roku ubiegłego, zasiedli: dr Mieczysław Grzegorzewski, Mendel Łaznowski, Józef Rensz i jego syn Leonard Rensz – ofiara zabiegów nieuczciwego lekarza miejskiego.

Sąd Okręgowy w Łodzi, w dniu 25 czerwca 1936 r. na rozprawie głównej skazał dr. M. Grzegorzewskiego na 2 lata więzienia z pozbawieniem praw na przeciąg 5 lat, Mendla Łaznowskiego na 1 rok więzienia, Józefa Rensza na 10 miesięcy aresztu i Leonarda Rensza na 1 rok aresztu z zawieszeniem wykonania kary na 3 lata.

Od powyższego wyroku wszyscy skazani wnieśli apelację do Sądu Apelacyjnego w Warszawie w wyniku, której wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi w stosunku do dr. Grzegorzewskiego, Mendla Łaznowskiego i Józefa Rensza został zatwierdzony. Natomiast Leonard Rensz  - ofiara niecnych zabiegów osławionego Mendla Łaznowskiego, pokątnego doradcy od różnych nielegalnych interesów, został uniewinniony od zarzutu uchylania się od służby wojskowej.

Naszym zdaniem winnym całej tej nieszczęsnej afery poborowej jest Mendel Łaznowski, który złym duchem dr. Grzegorzewskiego. Pod płaszczykiem radnego miasta i członka miejskiej komisji sanitarnej uprawiał on proceder pokątnego pośrednika od nielegalnych interesów. Mendel Łaznowski omotał dr. grzegorzewskiego w sieć swego nielegalnego pośrednictwa i tą drogą doprowadził człowieka ogólnie w naszym mieście poważanego do upadku.

Jak już pisaliśmy syn Mendla Łaznowskiego, młody jeszcze człowiek zaczął kroczyć drogą swego ojca. Poszkodował on kilka osób materialnie z tytułu dyskonta weksli i pośrednictwa w sprzedaży aparatów radiowych i ulotnił się bez śladu. To dowodzi, że przysłowie polskie: „niedaleko jabłko pada od jabłoni” ma swoją rację bytu.

Na zakończenie musimy nadmienić, że młody Rensz wbrew mylnym pogłoskom, obiegającym nasze miasto nie doznał na zdrowiu żadnego szwanku. Jest on zdrów jaka ryba czego najlepszym dowodem jest jego czynna służba w wojsku i ostatnie mianowanie go na stopień kaprala piechoty. (PP nr 3/1937 r.)

*

Sinnicki i Urbach

Tutejszy Urząd Policji Państwowej sporządził protokół za zatrudnianie robotników w dzień świąteczny w fabrykach: Sinnickiego Jakóba i Urbacha Icka przy ul. Bóźnicznej 14, Hermana i Bernarda Fausta przy ulicy Rocha 3 i Staszewskiego Barnera przy ul. Szewskiej 4. (Głos Pabianicki nr 5/1934 r.)

*

Frakcja żydowska

Obóz narodowy, liczebnie przewyższający PPS niewątpliwie będzie chciał zrealizować na terenie Rady Miejskiej hasła głoszone w okresie przedwyborczym. Tylko czy to się uda – nie wiadomo. Frakcja ta, poza kilkoma radnymi, posiadającymi pewną rutynę w pracy społecznej składa się z nowych ludzi, z którymi p. Szymanowicz powinien przerobić kilka ćwiczeń  praktycznych – „jak się głosuje”. Frakcja żydowska, jak zwykle, jest języczkiem uwagi – kto da więcej?. (PP nr 18/1934 r.)

*

Zemsta

W ubiegłą sobotę, przy zbiegu ulic Zamkowej i Reymonta nieznani osobnicy pobili dotkliwie właściciela fabryki p. K. Jelinowicza, ul. Zamkowa 61. Napastnikami okazali się byli robotnicy p. Jelinowicza, którzy dokonali aktu zemsty na tle horrendalnych stosunków pracy jakie panowały kiedyś w fabryce. (PP nr/1933 r.)

*

Hettlichowa

W dniu 26 VI br. o godzinie 10 rano w tkalni Jelinowicza i Glasa przy ul. Maślanej zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Mianowicie: czółenko krosna tkackiego, wyskoczywszy podczas biegu ze swego łożyska, uderzyło ze znaczną siłą w skroń robotnicę Hettlichową Wandę, która na miejscu straciła przytomność. Właściciel fabryki, jak należało zawiadomił natychmiast o wypadku Ubezpieczalnię Społeczną. W konsekwencji czego, po upływie około kwadransa czasu przyjechała na miejsce wypadku „karetka” pogotowia ratunkowego tej szanownej instytucji (zwykłe osobowe auto) z wnętrza której, ku zdumieniu obecnych, wylazł we wspaniałej swej osobie – miast lekarza   - woźny Ubezpieczalni.

Do tego już doszło, że do chorych wysyła się woźnego zamiast lekarza. (PP nr 8/1935 r.)

*

Lipszyc

Lipszyc, właściciel tkalni w murach Lidzbarskiego zaraził się od tego ostatniego niehonorowaniem umowy zbiorowej i łamaniem ustawodawstwa socjalnego w ogólności. Kombinator Lipszyc nie chce przyjąć z powrotem do pracy kilku niewygodnych mu robotników, którzy stali na straży umowy zbiorowej, a ponieważ jest uparty jak kozioł dojdzie zapewne do „przyjacielskiej pogawędki” u Inspektora Pracy, a jak to nie pomoże, to wszyscy robotnicy jak jeden mąż wypną na Lipszyca tylną część ciała i zmuszą go strajkiem do uległości. (PP nr 1/1936 r.)

*

Majdany

To samo dzieje się u Jedwaba, przy ul. Majdany. Ten wcale nie jedwabny  Jedwab mimo interwencji przedstawiciela Związku Klasowego ani słuchać nie chce o przyjęciu z powrotem do pracy jednego z robotników, który znał się doskonale na obliczaniu stawek robotniczych.

Dlatego też Jedwab, nie mający nic wspólnego z jedwabiem, znienawidził wielce tego uświadomionego robotnika i podobno raczej zdecyduje się na zamknięcie fabryki, niż na przyjęcie go do roboty. Robotnicy Jedwaba w powyższej sprawie zajęli stanowisko - albo wszyscy albo strajk. I zapewne dojdzie do strajku, o ile Inspektor Pracy nic nie wskóra. (PP nr 1/1936 r.)

*

Kupowali obuwie u „Bata”

Prawda Pabianicka napiętnowała kupujących buty w  „czeskim sklepie”, co miało zagrażać miejscowym szewcom.

Kupowali u „Bata”:  Rozenzweig, właściciel cukierenki przy ul. Zamkowej 27, Jakubowiczowa, właścicielka domu przy ul. Zamkowej 20, a jednocześnie współwłaścicielka firmy „Jakubowicz i Adler”, Izaak Malwy, Warszawska 18, wybijacz kart dla tkaczy. (PP nr 1/1936 r.)

*

Od 9 do 16 godzin na dobę

W fabrykach Fausta, ul. św. Rocha, Monica, ul. Kapliczna, Br. Krauze, ul. Kilińskiego robotnicy pracują od 9 do 16 godzin na dobę. Wymienieni fabrykanci formalnie kpią sobie z umowy zbiorowej – gwałcąc ją przy każdej sposobności. Już czas najwyższy, aby Pan Inspektor Pracy zajął się tymi niepoprawnymi przestępcami, pociągając ich do odpowiedzialności karnej za wyzyskiwanie robotników. (PP nr 3/1935 r.)

*

Fela Kamelgarn

Klaus Peter Friedrich i Caroline Pearce w pracy „Poland September 1939 – July 1941”, 2023 r. przytaczają list młodej księgowej z Pabianic skierowanej do  żydowskiego szefa getta w Łodzi – Rumkowskiego, w którym prosi o znalezienie dla niej jakiejkolwiek  pracy.

On 8 June 1941 Fela Kamelgarn asks the Jewish elder of the Lodz ghetto to find her work. Handwritten letter from Fela Kamelgarn, 23 Suzfeldstrasse , Apartment 23  to Rumkowski, the chairman of the Jewish Council of Elders in the Lodz ghetto.

Petition

As my request to return to my parents’ house in Pabianice has been denied, I am once again forced to turn to you, Honourable Chairman, to ask that I be considered for any available work. As fate would have it, I have already spent over a year in the ghetto, relying on the generosity of my relatives. However, my relatives have not denied  me any support as they themselves are in an extremely dire financial situation. To date I have not received and do not receive any unemployment benefits. I therefore have no livelihood. I am without parental care and entirely alone in a foreign town.

Yet I am still young and fit for any work. I do not want to be a burden on my relatives or to live off unemployment benefits. I have only just turned 17 years old. I have completed a one year bookkeeping course with I. Mantinband in Litzmannstadt, as well as two year internship and have had an office job in Pabianice.

*

Cywje

Firma A. Cywje – Pabianice, ul. Zamkowa 18 – poleca na Nowy Rok z firm pierwszorzędnych zegary ścienne, zegarki kieszonkowe i ręczne oraz budziki w różnych gatunkach. Zakład wykonuje wszelkie reparacje wchodzące w zakres zegarmistrzostwa i jubilerstwa oraz roboty galwaniczne na miejscu wykonane (złocenie, srebrzenie). (Głos Pabianicki nr 1/1935 r.)

*

Żydzi się przestraszyli

Frakcję żydowską w Radzie Miejskiej pewne czynniki zmusiły groźbami do oddania głosów na pana Łopatto (kandydat na prezydenta). I Żydzi się przestraszyli. (Głos Pabianicki nr 3/1935 r.)

*

Horrendalny stan

Dochodzą nas również skargi ze strony lokatorów, iż niektórzy gospodarze całymi kwartałami nie dbają o remont studzien w swoich podwórkach, narażając lokatorów tego domu na kłopoty w zdobywaniu koniecznej dla higieny osobistej  i potrzeby codziennej w domu – wody.

W innych nieruchomościach, szczególnie w dzielnicy żydowskiej Starego Miasta, klozety i śmietniki są w horrendalnym stanie, które narażają na szwank zdrowie i życie nie tylko mieszkańców danej posesji, ale i wszystkich obywateli naszego miasta. (Głos Pabianicki nr 1/1934 r.)

*

Chaja Moszkowicz

Mieszkanka Moszkowicz Chaja, zamieszkała przy ul. Zamkowej 13 pobierała wygórowane ceny za pomarańcze hiszpańskie, za co w tutejszym Urzędzie Policji Państwowej spisano protokół . (PP nr 4/1935 r.)

*

Dawid syn Mendla

Dawid, syn Mendla, Łaznowski, sprzedał aparat radiowy za 380 zł innej osobie niż to było w umowie. Poszkodowany p. Mikołaj Rilt, zam. w Łodzi, ul. Nawrot 1 zameldował o powyższym fakcie policji, która po przeprowadzeniu dochodzenia przesłała sprawę do sądu. Sąd Grodzki na sesji w dniu 12 maja br, po rozpatrzeniu sprawy skazał Dawida Łaznowskiego, zam. przy ul. Pułaskiego 3 za oszustwo na 6 miesięcy więzienia. Bronił p. mecenas Chądzyński. ( PP nr 9/1937 r.)

*

Chaim Lajzer

Przy załatwianiu sprawy w tutejszym Urzędzie Pocztowym skradziono kupcowi Adlerowi Chaim Lajzer, zam. przy ul. S. Batorego 2, 220 złotych z kieszeni palta. (PP nr 4/1935 r.)

*

Kohn i Staszewski

Firma Kohn i Staszewski przy ulicy Kościuszki nie wypłaciła robotnikom należności za urlopy. Z tego powodu panują zatargi i robotnicy zwrócić się do Inspektora Pracy z prośbą o interwencję. A czy to wszystko jest potrzebne? Że też nie może się obejść bez interwencji władz, dopiero zaś gdy te wkroczą, panowie fabrykanci, pod presją, załatwiają słuszne żądania robotników. (PP nr 11/1935 r.)

*

Żydzi wzorem

Grono obywateli miasta Pabianic wyznania mojżeszowego na swym ogólnym zebraniu pod przewodnictwem prezesa związku rabinów w Polsce p. rabina Mendla Altera, uchwaliło wybudować dom dla bezdomnych i przyjezdnych imienia śp. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. W skład komitetu budowy tegoż domu weszli pp. radny I. Wajngling, Abram Hersz Adler, Alter Grunstein, Dawid Gilbart , Nachum Nusym Żelichowski i Zelig Nyss. Dom wzniesiony zostanie przy zbiegu ulic Narutowicza i Zachodniej. Roboty wstępne już zostały rozpoczęte, tak że na jesieni bieżącego roku dom będzie oddany do użytku. (Głos Pabianicki nr 13/1935 r.)

*

Wajs kontra Mores

Wajs Chajm Chil – siwy analfabeta – posiadający jedynie zdolność podpisywania się po hebrajsku czy żydowsku , zam. przy ul. Poprzecznej 22  contra Mores Idel – właściciel krosien mechanicznych przy ul. Kresowej 14.

Kapitalista Mores przy uskutecznianiu wypłaty robotnikom za urlopy stosował zbieranie w zamian od nich podpisów w sensie pokwitowania otrzymanej sumy. Każdy z podejmujących – na oddzielnym, niewypełnionym arkuszu składał  nieświadomie własnoręczne świadectwo bezwzględnej chytrej prawdzie.

Wajs śladem innych, nie podejrzewając swojego współwyznawcy – uczył to samo, co inni, popełniając – jak się okazuje – nieroztropny błąd. Oto wyszło na jaw do czego zdolny jest talmudysta-przemysłowiec – nie tylko wobec goja.

Na skutek sądowego domagania się przez Wajsa od pozwanego –wypełnienia warunków umowy o pracę – nieprzebierający w środkach Mores przedłożył sądowi fikcyjny dokument -  jednak z własnoręcznym podpisem powoda, rzekomo zrzekającego się w sfałszowanym piśmie  - roszczenia jakichkolwiek pretensji, obciążających pracodawcę. I zatriumfował.

Tkacz, czując się skrzywdzonym przez oddalenie jego skargi – zaskarżył wyrok w Sądzie Okręgowym (apelował) – powiadamiając jednocześnie Urząd Prokuratorski o występnych machinacjach Moresa, który przez sporządzenie haniebnego aktu, bowiem Wajs nic podobnego nie podpisywał, bo wiedziałby coś o tym, zwłaszcza, że jest poczytalny pod względem pamięci – winny  podrobienia zasługuje na ostre potępienie nie tylko swego współplemieńca, ale tych wszystkich , których podobnie trzyma, jak Wajsa – w zachłannej i brutalnej garści.

Podwójny przestępca (wobec swej religii i kodeksu karnego) – uległ również pokusie oszukiwania w „podwójnej buchalterii”. Tak, biedny Wajsie z poddasza, dowiodłeś nam na swej skórze, że czysty zysk z gorączki złota – zbiera zawsze chciwa kanalia-bestia  i apostata, geszefciarz, przyprawiający cię w twych rozmyślaniach wraz z liczną rodziną o gorączkę głodu. (PP nr 4/1936 r.)

*

Kradzież manufaktury

P. Lipski Efraim, zam. Majdany 6, zameldował w tutejszym urzędzie policyjnym o systematycznej kradzieży towaru ze składu fabrycznego. O dokonywanie kradzieży podejrzany jest Alter Urbach, zam. przy Poprzecznej 12, który został przez policję przytrzymany.

Frania Kac

P. Kac Frania, zam. Garncarska 22, zameldowała, że Sadowski Burek z ul. Bóźnicznej 10 skradł jej z podwórka około 15 kg wełny.

Abram Zylberman

P. Wnuk Wojciech, zam. przy Pułaskiego 17 zameldował, że podczas defilady w dniu 11 listopada nieznany mu Żydek włożył mu rękę do kieszeni palta w celu dokonania kradzieży. Po wylegitymowaniu przez policję okazało się, że jest to Zylberman Abram, bez stałego miejsca zamieszkania. (Głos Pabianicki nr 2/1934 r.)

*

Fiszel Fosk

W tutejszym Urzędzie Policji Państwowej zameldował mieszkaniec Fosk Fiszel, Poprzeczna 19 o kradzieży przędzy jedwabnej z fabryki wartości 400 zł. W toku śledztwa przędza została odnaleziona w korytarzu przy fabryce. (Głos Pabianicki nr 4/1934 r.)

*

Stręczycielki

Najgorzej jednak przedstawiają się losy młodych kobiet wiejskich, które szukają jakichkolwiek  środków utrzymania jako służące lub posługaczki. Pozbawione dachu nad głową stają się one w krótkim czasie ofiarami różnych stręczycieli, donżuanów i wyzyskiwaczy. Jest to wdzięczne pole pracy dla Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet, oddział którego istnieje również i w naszym mieście. Kwestią drugorzędną jest uroczyste urządzenie akademii ku czci Marii Curie- Skłodowskiej i wystąpienie do Samorządu z wnioskiem o nazwanie jednej z ulic naszego miasta imieniem uczonej, ale palącą kwestią jest urządzenie biura stręczenia służby domowej, czym obecnie zajmują się Żydówki stręczycielki i nieźle na tym zarabiają, jak również przytułku lub schroniska dla bezdomnych i poniewieranych kobiet z jakimi nasze władze stykają się w dzień i noc. (Głos Pabianicki nr 7/1934 r.)

*

Marzyński

D.M. Marzyński, ul. Kilińskiego 3 (dom własny) poleca na nadchodzący sezon gwiazdkowy chodniki, dywany ceraty i zabawki dziecinne w wielkim i najrozmaitszym wyborze. Klinika lalek na miejscu uskutecznia wszelkiego rodzaju reparacje.

*

Jakub Lewkowicz

Tutejszy Urząd Policji Państwowej sporządził protokoły: furmanowi Lewkowiczowi Jakubowi, zam. przy Poprzecznej 22 za to, że używał kulawego konia do zaprzęgu; furmanowi Grynbaumowi Jakubowi, zam. ul. Kielna 22 w Łodzi, za to że używał odparzonego konia do zaprzęgu i furmanowi Mrusie Szlamie, zam. przy ul. Berka Joselewicza 14 w Łodzi, za to że używał odparzonego konia do pracy. (Głos Pabianicki  nr 6/1934 r.)

*

Socjaliści z Żydami

Z kolei przystąpiono do wyborów członków komisji radzieckich. W czasie wyborów członków do komisji rewizyjnej walka trwała uporczywie, przy czym jawne zblokowanie sanacji, Żydów i socjalistów wyraźnie miało na celu utrącenie kandydatów Stronnictwa Narodowego i grupy właścicieli nieruchomości. Do komisji rewizyjnej wybrano p. Jana Ebenryttera, dyrektora Banku Ludowego w Pabianicach – jednogłośnie, p. Leszka Sokołowskiego, dyrektora firmy „Dobrzynka”, p. Pawła Golińskiego, dyrektora Ubezpieczalni Społecznej, p. Serednickiego, prokurenta firmy „Przem. Chem. w Pabianicach” oraz pp. Juliana Cieślaka i Śniadego, obaj z PPS, jak również p. Ledermana z frakcji żydowskiej. Jako zastępców wybrano p. komornika Garczyńskiego i adwokata Rembielińskiego, jak również p. Stolza. (Głos Pabianicki nr 6/1935 r.)

*

Szajka Tenenbauma

Niejaki Mikołaj Niklasiński, ul. Rydzyńska 5, dotychczas niekarany, wpadł w szpony szajki notorycznych włamywaczy, mieszkańców Łodzi: Tenenbauma Jakuba i Różyckiego Stanisława i wspólnie z nimi w nocy z 31 X na 1 XI usiłował dokonać kradzieży 30 sztuk towaru z fabryki Żarskiego przy ulicy Sejmowej, przez wybicie dziury w murze. Gdy złodziej wynieśli towar w ilości 30 sztuk z magazynu fabryki i zaczęli go ładować na resorkę wynajętą w Łodzi, a powożoną przez furmana Lewkowicza, zauważył to dozorca nocny, który nie tracąc zimnej krwi, zaalarmował telefonicznie policję, która już po upływie kilku minut znalazła się na miejscu kradzieży i zdołała ująć na razie Niklasińskiego. Reszta zaś złoczyńców ujęta została przez patrol policyjny pod Ksawerowem obok Pabianic.

Dzięki sprawności policji i przytomności umysłu dozorcy nocnego, fabrykant Żarski nie poniósł żadnej straty. Jak się dowiadujemy p. Żarski ma zamiar dzielnego dozorcę za to odpowiednio wynagrodzić. (Prawda Pabianicka nr 22/1935 r.)

*

Chaim Wajsman

Szymon Józefowicz, zam. przy ul. Tuszyńskiej groził śmiercią Chaimowi Wajsmanowi, zam. przy ul. Sobieskiego 4. Wojowniczy Józefowicz na razie jest postawiony w stan oskarżenia za groźbę karalną, zaś po ewentualnym pobycie za to przestępstwo za kratkami, zamierza udać się do Abisynii, gdzie krwiożerczość jego będzie należycie oceniona. (PP nr 22/1935 r.)

*

Wybryk łobuzerski

Pisze red. Jurakowski w nr. 15 Gazety Pabianickiej, że w poniedziałek dnia 12 kwietnia w lokalu Orędownika b. radny i b. ławnik p. Franciszek Szymanowicz zastąpił mu drogę i zagroził wybiciem zębów. Pan F. Szymanowicz , jak wyjaśnia dalej w swym artykuliku p. red. Jurakowski „czuł się obrażony o artykuł związany ze sprawą umowy miasta z Elektrownią Łódzką”.

Trzeba przyznać, że red. Jurakowski trafnie nazwał ten ”zębowy” wyczyn b. ojca miasta łobuzerskim wybrykiem. Tak, rzeczywiście, wybryk ten świadczy wymownie o poziomie umysłowym i kulturalnym przywódcy endeków na terenie naszego miasta.

Nie dziwimy się wcale, że w Pabianicach od kilku lat smarkateria z ul. Garncarskiej (lokal Orędownika) wybija biedocie żydowskiej zęby i szyby w oknach, że wreszcie masakruje nędzarzy – Żydów z ghetta pabianickiego. Wiemy teraz czyja to robota! (PP nr 6/1937 r.)

*

Posiedzenie Zarządu Gminy Żydowskiej

Ostatnio odbyło się posiedzenie Zarządu Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Pabianicach. Pierwszy punkt porządku dziennego: uchwalenie budżetu na rok 1935. Obecni byli członkowie Zarządu z frakcji ”Agudy”, którzy mają większość. Z opozycji był prezes tejże p. Ch. M. Łaznowski, jako obserwator. Na miejsce członka Zarządu pana Sz. Jelinowicza, który wystąpił z zarządu wszedł p. J. Goldsobel. (Głos Pabianicki nr 3/1935 r.)

*

„Ostatnia Posługa”

Ostatnio Stowarzyszenie Żydowskie „Ostatnia Posługa” zostało bez prezydium, ponieważ p. Rotberg umarł, a p. Kirszbaum przeprowadził się do Łodzi. Wybrano przeto nowe prezydium i wybrano prezesa w osobie p. Jakuba Joskowicza (Bóźniczna 8), z czego członkowie z Nowego Miasta nie byli zadowoleni, bowiem chcieli, by do Zarządu wszedł członek z Nowego Miasta. Z tego powodu członkowie z Nowego Miasta zwołali walne zebranie i uchwalili zorganizować na Nowym Mieście osobne stowarzyszenie i za naczelnika wybrać pana S. Goldwasera (św. Jana 21), zaś na kierownika technicznego pana Szmula Gerszta (Kościuszki 5). (Głos Pabianicki nr 3/1935 r.)

*

Brak chodnika

Na ulicy Mariańskiej daje się dotkliwie odczuć brak chodnika przed fabryką p. Lidzbarskiego, w rezultacie czego robotnicy fabryki oraz przechodnie muszą brodzić po kostki w błocie. Niewielki koszt – panie Lidzbarski, a uniknie pan nieprzyjemności sarkania na te nieporządki. (PP nr 12/1934 r.)

*

Zadyma w Gminie Żydowskiej

We wrześniu 1931 roku doszło do starcia między administracją gminy żydowskiej a stuosobową grupą dysydentów, którzy sprowadzili – bez wiedzy gminy – rzezaka. W budynku gminy poleciały szyby, musiała interweniować policja. Żydowska Agencja Telegraficzna donosiła: A clash between the supporters of the Administration of the Jewish Community of the township of Pabianice, near Lodz, and dissenters, led to several arrests to-day on both sides, when the police intervened to separate the two pareties. The trouble was brought about when a group of about 100 Jews in Pabianice, who were deprived of their vote in the last communal elections by the application of paragraph 20 of the Jewish Community Law, brought down a ritual slaugterer of their own to kill their poultry on the eve of Yom Kippur, thus depriving the official community of revenue.

The supporters of the Jewish Communal Administration, which is in Agudist control, tried to prezent the new Shochet doing his work, and some serious fighting ensued in which the Windows in the Jewish Community Building were smashed. All the prisoners were released after they appeared in the police court. (Jewish Telegraphic Agency - September 23,1931)

*

Chil Bokcior

Wczorajszej nocy dom przy ul. 11 Listopada 38 w Łodzi był widownią strasznego wypadku. W domu tym odbywał się ślub w mieszkaniu Altera Markowicza na drugim piętrze lewej oficyny. Markowicz wydawał za mąż swą krewną 20-letnią Salę Winter za 21-letniego Chila Bokciora z Pabianic.

O godzinie 1 po północy odbyć się miała właściwa ceremonia. Ceremonia ślubna w myśl rytuału miała się odbyć pod gołym niebem. W tym celu do ceremonii wyznaczono balkon mieszczący się na trzecim piętrze. Na balkonie obok narzeczonych stojących pod baldachimem zgromadziła się najbliższa rodzina. W ten sposób na balkonie znalazło się około 15 osób.

Kiedy wszystkie przygotowania do ceremonii zostały ukończone, rozległ się nagle głuchy trzask, a później łoskot. Balkon z 15 osobami runął z trzeciego piętra, spadł na balkon drugiego piętra, uszkodził go, a następnie zleciał wraz z ludźmi na bruk podwórza. Na podwórzu rozległy się krzyki i wołania o pomoc.

Na miejsce przybył lekarz pogotowia ratunkowego. Okazało się, że jedna z ofiar strasznej katastrofy poniosła śmierć na miejscu. Zabitym okazał się 26-letni Icek Tennenbaum, poza tym śmiertelnie ranny został 6-letni Szaja Bendermacher, którego w stanie beznadziejnym odwieziono do szpitala. Ponadto 8 osób zostało ciężko rannych.

Ponieważ rytuał żydowski zabrania przerywania ceremonii ślubnej, część rannych obandażowano i pozostawiono na miejscu. Wśród niezwykle makabrycznych okoliczności ceremonię dokończono. W czasie kiedy pod baldachimem rabin dawał ślub młodej parze, na podwórzu leżał trup jednego z gości. (Echo nr 98/1935 r.)

*

Ruchla Zajde

Do odpowiedzialności karnej pociągnięta została Zajde Ruchla (Warszawska 7) za nieprzestrzeganie przepisów sprzedaży pieczywa oraz Reliński Józef (Leśna 41) za antysanitarny stan posesji. (Echo nr 172/1937 r.)

*

Chałupnicy

Trwający od 7 dni strajk tkaczy ręcznych – chałupników w Pabianicach w tych dniach zostanie zakończony. Chałupnicy, którzy jak ogólnie wiadomo pracują w opłakanych wprost warunkach za niezwykle niskie wynagrodzenie, wywalczyli podwyżkę swych zarobków o 35 procent. W rzeczywistości nie jest to podwyżka zarobków, lecz przywrócenie stawek z okresu przedstrajkowego, w którym fabrykanci stopniowo obrywali zarobki procent za procentem, aż obniżka ogólnie wyniosła około 35 procent, co spowodowało strajk chałupników.

Obecnie pomiędzy tkaczami chałupnikami, a fabrykantami powierzającymi im materiał do wyrobu towarów, w branży lżejszych towarów doszło do porozumienia i uregulowania zarobków oraz podpisania umowy. Natomiast w branży towarów cięższych strajk chałupników trwa nadal, bowiem fabrykanci nie chcą się zgodzić na regulację stawek. Jest jednak nadzieja, że i tutaj dojdzie do porozumienia i strajk chałupników zostanie całkowicie zakończony. (Echo nr 255/1935 r.)

*

Pinkus Lewy

Do mieszkania p. Pinkusa Lewego (Lewiego) przy ulicy Majdany 5 przybył jego współwyznawca wędrowny żebrak niejaki Moszek Nachmann z prośbą o wsparcie. Lewi nakarmił wędrowca, udzielił mu wsparcia pieniężnego, wręczając na odchodnym kilka sztuk starej garderoby. Po wyjściu żebraka domownicy z przerażeniem zauważyli, że z wieszaka zginęło nowe futro gospodarza, dopiero co wydobyte z szafy. Podejrzenie od razu skierowało się na rzekomego żebraka, którym okazał się wędrowny złodziej, znany już policji z licznych podobnych kradzieży. Za zbiegłym złodziejem wszczęto pościg. (Echo nr 287/1935 r.)

*

Plajta

W firmie Herman Faust przy ul. św. Rocha robotnicy otrzymali wymówienie 14-dniowe. Ostatnim dniem wymówienia, w którym robotnicy zakończą pracę, będzie sobota 31 lipca. Nadmienić należy, że w tym samym dniu kończą się wymówienie trzymiesięczne majstrów i personelu biurowego. Firma Herman Faust należała do firm pracujących na własny rachunek i zarobki robotnicze kształtowały się na wyższym poziomie, ale to wszystko trwało do czasu śmierci Hermana Fausta. Od tej chwili wszystko się zmieniło bardzo radykalnie, oczywiście na złe, gdyż zaprzestano produkcji. Niejednokrotnie zalegano w wypłatach, tak że robotnicy zmuszeni byli interweniować w związkach zawodowych i Inspekcji Pracy. Ukoronowaniem wszystkiego będzie prawdopodobnie zamknięcie firmy, gdyż zarząd, spoczywający w rękach sukcesorów (2 bracia i 4 siostry – dzieci zmarłego) nie jest w możności intensywnie pracować.

Jest to trzecia z kolei fabryka w Pabianicach, gdzie na skutek śmierci właściciela, sukcesorzy likwidują przedsiębiorstwo, do nich należy firma Herman i Artur Preiss, Gustaw Preiss i obecnie Herman Faust. (Echo nr 201/1937 r.)

*

Mariańska

Dzięki skutecznej interwencji inspektora pracy strajk 81 tkaczy w fabryce Lipszyca przy ulicy Mariańskiej 9 został zakończony i robotnicy pracują już normalnie. (Echo nr 47/1937 r.)

*

Kuczki

Policja pabianicka zabroniła w okresie obecnych świąt żydowskich ustawiania tzw. kuczek (szałasy) na balkonach domów ze względu na bezpieczeństwo publiczne. Do tego rozporządzenia nie zastosowało się kilku Żydów, których pociągnięto do odpowiedzialności karno-administracyjnej. Są to: Stajnberg Lajb (Szewska 9), Winer Josek (Szewska 2) i Wajngold Moszek (Bóźniczna 8). (Echo nr 267/1937 r.)

*

Hamburg Zucher i koledzy

Właściciele mechanicznych krosien tkackich: Knopel Moszek, zam. przy ul. Jakuba, Abramowicz Mordka, Rotberg Chil, Tosch Fiszel, Nys Chil, Szczucki Abraham, Hamburg Zucher nie płacili należnych Urzędowi Skarbowemu podatków za co zajęto im warsztaty, które zostały opieczętowane.

Wszyscy wyżej wymienieni drobni przemysłowcy zlekceważyli sobie sankcje skarbowe, zerwali pieczęcie i warsztaty swe uruchomili bez zezwolenia władz skarbowych. Za czyn ten pociągnięto ich do odpowiedzialności karnej i w dniu onegdajszym Sąd Grodzki w Pabianicach skazał każdego z nich po jednym miesiącu bezwzględnego aresztu – bez zawieszenia. Jeden z przemysłowców niejaki Sieradzki Jankiel ukarany został za to samo przestępstwo jednotygodniowym bezwzględnym aresztem. (Echo nr 190/1937 r.)

*

Wykroczenia

Komisja przeciwpożarowa znalazła brudy na terenie posesji fabrycznej Chila Majera Joskowicza przy ulicy Tuszyńskiej 35. Brudas pociągnięty został do surowej odpowiedzialności.

U Wajntrauba, piekarza przy ul. Warszawskiej 15 komisja cennikowa stwierdziła brak cennika na pieczywo.

Frydman Lajzer (Moniuszki 7) uprawiał handel w dzień świąteczny. (Echo nr 110/1937 r.)

*

Gerszon

W fabryce Gerszona Weinstajna w Pabianicach przy ul. Warszawskiej 73, po żydowskim strajku protestacyjnym w związku z wypadkami w Brześciu nad Bugiem w godzinach od 12 do 14, robotnicy samorzutnie zastrajkowali następne 2 godziny tj. od 14 do 16 dla uczczenia ofiary zajścia – posterunkowego PP, który padł na stanowisku. (Echo nr 151/1937 r.)

*

Chaim Zajdel i Aron Chudes

Zajdel Chaim z ul. Warszawskiej 7 zatrudniał robotników w swej piekarni w dzień świąteczny.

Chudes Aron z ulicy Sobieskiego 2 używał w sklepie wagi i odważników z wygasłą cechą. Spisano im protokoły. (Echo nr 151/1937 r.)

*

Tobiasz i Berek

Dwaj starozakonni Rezler Tobiasz, ul. Warszawska 25 oraz Poznański Berek z Łodzi, ul. 11 Listopada 56, nawiązali miedzy sobą stosunki handlowe, które przez czas dłuższy kształtowały się dość pomyślnie ku zadowoleniu obu stron. Stosunki te jednak zepsuły się ostatnio z winy obu kupców, bowiem każdy z nich chciał w interesach przechytrzyć drugiego. Coś tam musiało być nie w porządku i spowodowało, że Poznański Berek przyjechał do Pabianic, aby osobiście rozmówić się z Rezlerem. Gorąca ta rozmowa z odpowiednia gestykulacją prowadzona na ulicy warszawskiej zamieniła się w kłótnię, a następnie w zażartą bójkę. Bijących się Żydów rozdzieliła dopiero policja, odprowadzając do komisariatu, gdzie spisany został odpowiedni protokół. (Echo nr 180/1937 r.)

*

Grynszpan

Na przechodzącego przez jezdnię mieszkańca Pabianic niejakiego Arona Lajba Grynszpana zam. przy ul. Warszawskiej 8, całym pędem najechał wóz tramwajowy tramwajów podmiejskich łódzkich. Zanim motorniczy zdołał zahamować tramwaj, Grynszpan dostał się pod koła, które formalnie zmiażdżyły go, wskutek czego śmierć nastąpiła momentalnie.

Po jakimś czasie udało się wydobyć spod wozu ociekające krwią potwornie zniekształcone zwłoki, które odstawione zostały do kostnicy. Policja prowadzi dochodzenie, celem ustalenia, czy miało tu miejsce samobójstwo czy też nieostrożność zabitego, czy wreszcie nieuwaga motorniczego. (Echo nr 31/1935 r.)

*

Kupcy

Władze bezpieczeństwa publicznego stosownie do otrzymanego rozporządzenia pilnują skrupulatnie czy handel pabianicki odbywa się w ściśle wyznaczonych dniach i godzinach, zaś winnych nieprzestrzegania pociągają do odpowiedzialności karnej. W ubiegłą niedzielę stwierdzono, że w szeregu sklepów spożywczo-kolonialnych pomimo zakazu odbywa się normalny handel jak w dzień powszedni. W związku z tym ukarani zostali następujący kupcy: Zajde Chaim, Warszawska 7, Fajwel Beer, Majdany 4, Izrael Sieradzki, pl. Dąbrowskiego 20, Mordka Wilner, Konstanynowska 8, Kalma Podemski, ul. Pułaskiego 6, Sztajer Edmund, Zachodnia 12, Zajdeman Abram, Kościuszki 7. Wszystkim spisano odpowiednie protokoły policyjne. P. Wajntrauba z ul. Warszawskiej 17 ukarano grzywną za zatrudnianie pracowników piekarskich w dzień świąteczny.

Również pilnie przestrzegane są przepisy o ruchu kołowym w mieście, który to ruch pozostawia dotychczas wiele do życzenia. Dwóch nieumiejętnych woźniców, a mianowicie Ptaszkowskiego Moszka (Złota 5) oraz Władysława Kabzę ze wsi Petrykozy, gm. Górka Pabianicka za tamowanie ruchu kołowego pociągnięto do odpowiedzialności karnej. (Echo nr 29/1936 r.)

*

Propaganda sportu

Towarzystwo Sportowe Makabi urządza w sobotę i niedzielę dwa dni propagandy sportu. Na całą akcję złożą się zawody w piłkę nożną między Towarzystwem Makabi a Towarzystwem Kruschender, zapasy atletyczne, rozgrywki pingpongowe, lekka atletyka, popisy oraz przemarsz propagandowy z orkiestrami przez miasto.

W niedzielę wieczorem, po uroczystej akademii, odbędzie się rozdanie nagród. Najważniejszą nagrodę stanowić będzie puchar, ufundowany przez Towarzystwo Makabi. W czasie uroczystości po raz pierwszy weźmie udział własna orkiestra Makabi, zorganizowana przed siedmiu miesiącami. (Republika nr 252/1930 r.)

*

W piwiarni

Do piwiarni Dąbrowskiego w Pabianicach przy ul. Fabrycznej przybył jakiś osobnik wyznania mojżeszowego, który usiadł przy jednym ze stolików i zażądał piwa. Podczas picia nagle kufel wypadł z ręki pijącego, a dziwny gość zwalił się ciężko na posadzkę piwiarni. Niedającego żadnego znaku życia osobnika przeniesiono na stół bilardowy i zaalarmowano lekarza, który po przybyciu stwierdził już tylko zgon. Jak się okazało był to 55-letni Izaak Szapocznik, zamieszkały przy ul. Zamkowej 24, z zawodu dentysta. Zwłoki zabezpieczono do czasu przybycia komisji sądowo-lekarskiej, pozostawiając je na razie na bilardzie w piwiarni. (Echo nr 31/1935 r.)

*

Lustracja

W dalszym ciągu sanitarna komisja kontrolna przeprowadza lustracje poszczególnych zakładów gastronomicznych, cukierni, sklepów spożywczych, masarni, jatek mięsnych znajdujących się w obrębie miasta w celu stwierdzenia stanu sanitarnego tych przedsiębiorstw, które w pierwszym rzędzie obowiązane są do bezwzględnego przestrzegania czystości. Jednocześnie policja kontroluje czy zachowane są zasady czystości podczas uboju bydła oraz przy przewożeniu mięsa z rzeźni do sklepu.

W wyniku tej ostatniej akcji zatrzymany został stały mieszkaniec Pabianic p. Majer Chaim z zawodu rzeźnik (Warszawska 9), który przewoził mięso w brudnych workach. Poza tym komisja kontrolna stwierdziła antysanitarny stan sklepu należącego do Joska Szlezingera przy Pułaskiego 3. Brudasów pociągnięto do surowej odpowiedzialności karnej. (Echo nr 24/1936 r.)

*

Wygłodzona szkapina

Pochodzący z Łasku (Dzika 2) niejaki Icek Braun przyjechał do Pabianic własnym zaprzęgiem. Koń jego – licha wygłodzona szkapina – w pewnym momencie stanął na ulicy i osłabiony zupełnie nie mógł ani kroku ruszyć dalej. Zdenerwowało to bohaterskiego Icka z Łasku i a nuże walić konia grubym batem. Na szczęście scenę tę ujrzał posterunkowy, który stwierdził u konia poza ogólnym wyczerpaniem liczne odparzenia od złej uprzęży i nadmiernej pracy. W rezultacie bestialskiego woźnicę pociągnięto do odpowiedzialności karnej.

Drugi woźnica żydowski Tragarz Chaim zamieszkały w Pabianicach przy ul. Konstantynowskiej 84, tak nieumiejętnie prowadził swój wóz, że na dłuższy czas zatamował kołowy ruch uliczny na jednej z ulic miasta. Nieumiejętnemu woźnicy spisano protokół. (Echo nr 24/1936 r.)

*

Szlama Jachimowicz

Jachimowicz Szlama z ulicy Kościuszki 4 nie posiadał patentu na prowadzenie handlu węglem, za co pociągnięto go do odpowiedzialności. (Echo nr 70/1936 r.)

*

Wniosek

Frakcja radziecka Stronnictwa Narodowego w Pabianicach złożyła na jednym z poprzednich posiedzeń Rady Miejskiej wniosek o zniesienie uboju rytualnego na terenie Pabianic. Zarząd Miejski wysłuchał treści wniosku, przyjął rękopis i obiecał sprawę tę rozpatrzyć w swoim zakresie. Od tego czasu upłynęło kilka miesięcy, a o sprawie tej nic niewiadomo. Najprawdopodobniej Zarząd Miejski, uważając snać, że sprawa ta jest zbyt drażliwa bowiem wniosek złożony został na długo przed głośnym wnioskiem posłanki Prystorowej i opinią ludzi nauki. Coraz więcej miast polskich załatwiło tę sprawę na własnym terenie, a tymczasem Pabianice, choć już dawno istniał odnośny wniosek, milczą. Cała opinia miasta domaga się wyjaśnienia tej sprawy. (Echo nr 70/1936 r.)

*

Ickowicz

Władze bezpieczeństwa publicznego pociągnęły do surowej odpowiedzialności następujących przemysłowców, którzy zmuszali swych robotników do pracy w niedziele: Zajde Chaim (Warszawska 7), M. Ickowicz ( Warszawska 28) oraz Sz. Weintraub (Warszawska 17). (Echo nr 70/1936 r.)

*

Naprężone stosunki

Jak się okazało powodem samobójstwa syna przemysłowca I. Żarskiego były naprężone stosunki pomiędzy denatem a jego ojcem, który nie chciał do tej pory uznać żony syna, poślubionej wbrew jego woli b. buchalterki firmy. Młodym małżonkom, którzy ślub wzięli w tajemnicy w Łodzi urodziło się dziecko. Gdy rodzice młodej matki pragnęli odwiedzić córkę, zięcia i ujrzeć dziecko, Żarski – senior miał rzekomo zamknąć przed nimi drzwi swego pałacu przy Sejmowej 4, gdzie w drodze łaski zamieszkiwali młodzi małżonkowie.

Rozgoryczony w najwyższym stopniu ambitny syn przemysłowca, którego ciągła walka z ojcem przyprawiła o chorobę nerwową strzelił sobie w głowę z pistoletu hiszpańskiego, ponosząc śmierć na miejscu. Żona denata na widok trupa swego męża doznała wstrząsu nerwowego. Usiłowała popełnić samobójstwo. Zabrano ją do szpitala na kurację. Tragedia ta wstrząsnęła opinią publiczną miasta będąc przedmiotem licznych komentarzy. (Echo nr 119/1936 r.)

*

Bajla Fajnsilberg

Adamczyk Walenty zam. przy Zielonej 8 sprzedał kurę Bajli Fajnsilberg za 2 złote z groszami. Żydówka tytułem należności wręczyła sprzedającemu starą monetę dwuzłotową, którą Adamczyk wziął za monetę pięciozłotową i wydał reszty przeszło dwa złote. Po pewnym czasie niefortunny sprzedawca przeliczając posiadane pieniądze z przerażeniem stwierdził, że padł ofiarą oszustwa i puścił się przeto w pogoń za oddalającą się Bajlą Fajnsilberg, którą udało się schwytać i oddać w ręce policji. Za usiłowanie oszustwa odpowiadać będzie przed sądem. (Echo nr 110/1936 r.)

*

Hil Lewenhof i Boruch Świderski

Za handel w godzinach zakazanych ukarano następujących kupców: Świderskiego Borucha, Tuszyńska 34 oraz Lewenhofa Hila. Handlarzowi trzody Lipie z Bełchatowa spisano protokół za zatrudnianie robotników przy przepędzaniu bydła w dzień niedzielny. Za handel w niedzielę ukarano Kwaska Adama, Piłsudskiego 22 oraz Moszka Zadego, Warszawska 7. (Echo nr 119/1936 r.)

*

Kuperwasser

Do fabryki włókienniczej należącej do Kuperwassera Mendla Majera, Tuszyńska 55 usiłowali włamać się złodzieje, którzy zdążyli już wybić dwa otwory w murze fabryki. Podczas wybijania otworów złoczyńcy zostali spłoszeni i zbiegli. Niezwłocznie wszczęty pościg za złodziejami nie przyniósł rezultatu. (Echo nr 93/1936 r.)

*

Chana Dyna

W dniu wczorajszym organa bezpieczeństwa publicznego otrzymały wiadomość, że w domu przy ul. Bóźnicznej jakaś Żydówka targnęła się na swoje życie. Zaalarmowano niezwłocznie pogotowie ratunkowe, którego lekarz po przybyciu na miejsce stwierdził już tylko śmierć denatki przez otrucie się jakąś bliżej nieznaną truciznę. Samobójczynią okazała się Chana Dyna Przedbórz, zam. przy ul. Bóźnicznej 1. Powód rozpaczliwego kroku samobójczyni nie jest znany. (Echo nr 15/1936 r.)

*

Awantura

Łaznowski Mendel, zam. Poprzeczna 7 wywołał wielką awanturę z Bermańskim na ulicy Warszawskiej. Kłócących się Żydów otoczyli przygodni widzowie, wskutek czego powstało zbiegowisko, któremu kres położyła dopiero policja. Łaznowskiego, który spowodował zajście, pociągnięto do odpowiedzialności karnej. (Echo nr 118/1936 r.)

*

Chaja Sinicka

Sinicka Chaja z Konstantynowskiej 11 została okradziona przez złodziei, którzy zabrali jej z przedpokoju palto i ubranie męża wartości ok. 300 zł. ( Echo nr 118/1936 r.)

*

Żebracy

Żebracy żydowscy – jak nam komunikują z pewnych źródeł – przyjeżdżają do Pabianic zbiorowo resorkami i zatrzymują się gdzieś w okolicy Starego Miasta w swoim punkcie zbornym, skąd wyruszają na miasto dla żebraniny. Wieczorem z powrotem spotykają się w obranym przez siebie punkcie zbornym i razem odjeżdżają do Łodzi. Jest to zupełnie planowa i zorganizowana akcja żebracza, którą władze winny się bliżej zainteresować. Wszyscy kupcy pabianiccy bez wyjątku gotowi są opodatkować się na cel budowy jakiegoś przytułku, czy domu pracy dla żebraków, aby pozbyć się natarczywych żebraków domagających się datku, niby należnego im haraczu. (Echo nr 335/1937 r.)

*

Abusz Fogel

Na przechodzącego ulicą Mieczysława Śpionka, zam. przy ul. Bugaj 98 napadło dwóch osobników Abusz Fogel (Kościuszki 18) i Chil Goldberg (Barucha 22), którzy srodze pobili Śpionka. Poszkodowany o napaści doniósł policji, która prowadzi dochodzenie. (Echo nr 336/1937 r.)

*

Jakub Rozenblum

Rozenblumowi Jakubowi Majerowi, zam. przy ul. Warszawskiej 121 skradziono cylinder z krosna tkackiego wartości kilkudziesięciu złotych. O kradzież poszkodowany podejrzewa niejakiego Birnbauma Mojżesza niewiadomego miejsca zamieszkania. (Echo nr 336/1937 r.)

*

Nachman Abramowicz i Uszer Polakowski

Nachman Abramowicz i Uszer Polakowski obaj drobni przemysłowcy, zam. w Pabianicach przy ul. Kilińskiego 25 utrzymywali stosunki handlowe w swej branży z przemysłowcem łódzkim niejakim Izraelem Proksenbergiem (Piotrkowska 48) od którego nabywali surowiec do wyrobu towarów.

Stosunki te zakończyły się smutnie dla łodzianina, bowiem Abramowski i Polakowski przywłaszczyli sobie ostatni transport surowca w postaci wątków i wszelkiego rodzaju osnowy na łączną sumę 1670 zł, uchylając się od zapłacenia należności i w ogóle wypierając się, jakoby oni mieli materiał ten otrzymać. Jak sprawa przedstawia się dokładnie ustali policja, która prowadzi dochodzenie w celu pociągnięcia winnych do odpowiedzialności karnej. (Echo nr 41/1937 r.)

*

Abram Rozental

Abram Rozental, zam. przy ul. Orlicz-Dreszera 5 znęcał się w bestialski sposób nad swym wygłodzonym koniem. Spisano mu za to protokół. (Echo 144/1937 r.)

*

Dzień znaczka

Onegdaj podczas niedzieli organizacja syjonistyczna w Pabianicach zorganizowała za pozwoleniem władz swój dzień znaczka, tj. zbiórkę ofiar pieniężnych na cele organizacyjne. Kwestarze i kwestarki żydowskie omijali przechodniów chrześcijan, zaczepiając tylko Żydów. Zdarzyło się jednak w dwóch wypadkach, że zaczepiono również i chrześcijan, od których dość natarczywie domagano się ofiar. W związku z tym doszło do drobnych incydentów. W jednym wypadku policja spisała protokół. (Echo nr 144/1937 r.)

*

Solidarność plemienna

W dniu wczorajszym w godzinach obiadowych niektóre sklepy i zakłady żydowskie zostały zamknięte na dwie godziny na znak solidarności plemiennej w związku z zajściami w Brześciu nad Bugiem. (Echo nr 144/1937 r.)

*

Zapomogi dla starców

Na ostatnim posiedzeniu Rady Miejskiej m. Pabianic frakcja radnych żydowskich zgłosiła wniosek domagający się zwiększenia pozycji w budżecie miasta na zapomogi dla starców gminy wyznaniowej żydowskiej z preliminowanej sumy zł 500 na zł 2.500. Wniosek ten większością głosów został odrzucony. Odrzuceniem wniosku poczuli się dotknięci radni żydowscy i na znak protestu opuścili salę obrad. (Echo nr 148/1937 r.)

*

Złota młodzież

Izrael Żółtak, lat 22, z zawodu biuralista oraz jego kolega Uszer – obaj mieszkańcy Pabianic, kawalerowie z tzw. złotej młodzieży, zapragnęli przygód i zabawy. Nie posiadali wprawdzie gotówki, lecz nie przeszkodziło to im w zrealizowaniu swych pomysłów. W tym celu sprowadzili do swego mieszkania napotkaną na ulicy „dziewczynkę” niejaką Józefę Polakowską z którą zabawiali się do białego rana. „Miłe złego początki, lecz koniec żałosny”. Gdy przyszło do uregulowania należności „dziewczynki”, okazało się, że żaden ze złotych młodzieńców nie posiada na ten cel odpowiednich funduszów . W rezultacie doszło do gorszącej awantury i Polakowska, czując się pokrzywdzona przywłaszczyła sobie tytułem rekompensaty portmonetkę, pończochy oraz inne drobne przedmioty należące do siostry Żółtaka, po czym opuściła niegościnne mieszkanie.

Całą tą historią zainteresowała się policja, która pociągnęła Polakowską do odpowiedzialności sądowej za kradzież przedmiotów, należących do innej osoby. Sąd Grodzki w Pabianicach skazał ją na trzy miesiące aresztu. Dostało się również obu niesumiennym młodzieńcom, którzy na przewodzie sądowym najedli się wiele wstydu. (Echo nr 79/1935 r.)

*

Josek Migdał

W porze nocnej nieujawnieni na razie złodzieje skradli znad sklepu Migdała Joska przy ul. Zachodniej 16 szyld. To samo spotkało właściciela sklepu przy ul. Zamkowej 24 Halberta Lajzera. (Echo nr 67/1936 r.)

*

Morycowa

W dniu wczorajszym targnęła się na swoje życie zamężna 32-letnia White Marta, z domu Rozentretter – siostra szalonego zbrodniarza, chorego na gruźlicę, F. Rozentrettera, który z zemsty za odmówienie mu ręki córki Morycówny zamordował swą niedoszłą narzeczoną, jej siostrę i matkę Morycową. Po dokonaniu tego straszliwego czynu – Rozentretter schronił się do jednego z domów przy ul. Polnej i ukryty w mieszkaniu tego domu stoczył walkę z policją. Od wybuchów zastosowanych przez ostrzeliwaną policję bomb gazowych zapaliło się mieszkanie i szaleniec w ogniu poniósł śmierć na miejscu.

Głośna ta masowa zbrodnia wstrząsnęła całą ludność miasta, a ziejący do dziś dnia czernią spalenizny otwór okienny tego mieszkania nadal przypomina przechodniom o okropnym czynie Rozentrettera. Wypadki te wstrząsnęły głęboko rodziną mordercy, jedna z sióstr właśnie White Marta, zamieszkała z mężem w Pabianicach przy ul. Ostatniej 6 z powodu opisanych wypadków doznała wstrząsu nerwowego. Korzystając z chwilowej nieobecności pozostałych domowników denatka w przystępie silnej depresji brzytwą poderżnęła sobie gardło. Przybyły lekarz stwierdził już tylko zgon nieszczęśliwej kobiety, która nie mogła przeżyć tragedii rodzinnej. (Echo nr 176/1936 r.)

*

Macher

W roku 1935 głośna była afera ujawniona w związku z powołaniem na komisję poborową Leonarda Rensza, syna bogatego przemysłowca Józefa Rensza z Pabianic.

J. Rensz, znajdując się w niezbyt pomyślnym stanie zdrowia, pragnął swego syna uwolnić od służby wojskowej i w tym celu przyjął propozycję machera poborowego Mendla Łaznowskiego, który z kolei zwrócił się do lekarza miejskiego w Pabianicach doktora Grzegorzewskiego. Dr Grzegorzewski w wyniku pertraktacji przyjął 350 zł a następnie jeszcze pewne dodatki i przybyłemu do jego gabinetu Leonardowi Renszowi zaaplikował zastrzyk parafiny w jądra powodując zgrubienie, które powodowało uwolnienie od służby na komisji poborowej.

Rensz mimo zabiegu uznany został za zdolnego do służby, a później mimo licznych zabiegów zgrubienia nie udało się usunąć, wskutek czego Rensz na własną prośbę został ponownie powołany na komisję, a następnie przesłany na obserwację do szpitala, gdzie właśnie zwrócono uwagę na tajemnicze objawy. Rensz tłumaczył, że zgrubienie powstało wskutek kopnięcia w jądra podczas gry w piłkę nożną. Tłumaczenie to nie znalazło wiary, a zarządzone dochodzenie doprowadziło do ujawnienia rzeczywistego stanu rzeczy.

Obaj Renszowie, macher Łaznowski i dr Grzegorzewski, prezes Stronnictwa Narodowego w Pabianicach, zasiedli na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Łodzi i w wyniku rozprawy skazani: Józef Rensz na 10 miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonania kary, macher Mendel Łaznowski na 1,5 roku więzienia oraz dr Grzegorzewski na 2 lata więzienia oraz na pozbawienie prawa praktyki lekarskiej.

Od wyroku tego wszyscy skazani odwołali się i sprawa rozpatrzona została w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Sąd po rozpatrzeniu wniosków obu stron wyrok Sądu Okręgowego w odniesieniu do wszystkich oskarżonych zatwierdził. (Łodzianin nr 81/1937 r.)

Łapownik

Przed Sądem Okręgowym w Łodzi zasiadł w dniu wczorajszym b. radny m. Pabianic pan Mendel Łaznowski, który jak wiadomo w swoim czasie został  przez sąd skazany wraz z dr. Grzegorzewskim za udział w aferze poborowej na 1 rok więzienia. Wczoraj odpowiadał on za nadużycia dokonane podczas sprawowania przez niego urzędu jako członka komisji sanitarnej. W związku z aferą poborową w swoim czasie wyszło na jaw, że Łaznowski dokonywał nadużyć pobierając od piekarzy, rzeźników, właścicieli sklepów w Pabianicach łapówki. Łaznowski skazany został na 3 lata więzienia. Na zasadzie amnestii darowano mu jedną trzecią kary. (Łodzianin nr 292/1938 r.)

*

Firma Joskowicz

Firma Joskowicz nie honorowała umowy zbiorowej i płaciła niższe od obowiązujących stawki. Dzięki interwencji Związku Klasowego Włókniarzy doszło do konferencji w Inspekcji Pracy na której firma podpisała protokół w którym zobowiązała się wyrównać stawki. Niezależnie od tego fabrykant zgodził się wobec przedstawicieli Związku wypłacić ryczałt za poprzedni okres po 50 zł na każdego robotnika. (Łodzianin nr 293/1938 r.)

*

Strajk

W tkalni mechanicznej Kupferwasera w Pabianicach przy ul. Tuszyńskiej 55 wybuchł w dniu wczorajszym strajk. Strajkujący domagają się podwyżki od 1 do 3 groszy na metrze dla tkaczy oraz o 20 groszy podwyżki od paczki dla nawijaczek. O strajku powiadomiono Inspekcję Pracy, która wyznaczyła konferencję na dzień dzisiejszy w Pabianicach. (Łodzianin nr 127/1937 r.

*

Niespotykany wyzysk

W firmie Hajer i Spółka – farbiarnia i wykończalnia zarobkowa, panują średniowieczne warunki pracy. Robotnicy – w okresie sezonu – zmuszani są do pracy po 12-18 godzin na dobę. Kobiety zatrudniane są w ciągu nocy. Firma nie honoruje orzeczenia z dnia 2 sierpnia 1937 r. Robotnicy zarabiają po 25 gr na godzinę, a stawka jest 4, 70 gr dziennie . Warunki higieniczne i bezpieczeństwa pracy są niemożliwe, co zostało stwierdzone podczas inspekcji fabryki w dniu 17 bm. przez inspektora pracy p. inżyniera T. Gierłatowskiego. Podczas tej wizytacji i spisywania protokółu jeden ze współwłaścicieli p. Fogiel zachował się arogancko, za co został upomniany przez przedstawiciela inspekcji pracy.

Należy nadmienić, że jest to spółka, której właścicielami są panowie Stawiszewski – Polak, Fogiel – Żyd i Hajer – Niemiec. Tak to międzynarodówka kapitalistyczna zgodnie wyzyskuje robotników. Panowie ci, w niedługim czasie wyzyskując robotników dorobili się własnych, luksusowych limuzyn, a przedtem bowiem nic nie posiadali, gdyż sami byli robotnikami.

Na skutek wniesionego pisma przez Związek Klasowy Włókniarzy w Pabianicach do Inspektora Pracy będą przeprowadzone wizytacje wszystkich fabryk na terenie Pabianic celem uzdrowienia tych skandalizujących stosunków. (Łodzianin nr 330/1938 r.)

*

Tkalnia Lipszyca

W tkalni Lipszyca przy ul. Mariańskiej wskutek tego, iż robotnicy nie zrozumieli jeszcze znaczenia organizacji klasowej i solidarnej walki przeciwko wyzyskowi, firma cynicznie i brutalnie łamie najelementarniejsze zasady ustawodawstwa o ochronie pracy. Ośmiogodzinny dzień pracy należy w fabryce do mitów. Część robotników pracuje nawet po 16 godzin na dobę. Firma zatrudnia wielu młodocianych, przy czym młodociani wbrew ustawie są zatrudnieni nie przy pomocniczych pracach, lecz w charakterze tkaczy przy szerokich krosnach. Praca ta jest bardzo uciążliwa, nierzadkie są wypadki całkowitego wyczerpania fizycznego nie tylko robotników młodocianych, lecz również dojrzałych kobiet.  Oburzającymi, ”kolonialnymi” stosunkami pracy panującymi w tej fabryce winien się zainteresować Inspektorat Pracy i wyciągnąć jak najostrzejsze konsekwencje w stosunku do właściciela. (Łodzianin nr 211/1938 r.)

*

Fabryka Safirasztajna

W fabryce Safirasztajna w Pabianicach przy ul. Sejmowej 1 z początkiem bieżącego tygodnia wybuchł strajk, do którego przystąpiła cała załoga w liczbie około 100 robotników. Strajkujący domagali się wyrównania płac od 10 do 15 proc. albowiem z powodu niehonorowania umowy zarobki zostały w tych granicach obniżone. Poza tym wystawiono żądanie wypłacenia różnicy za zaległy okres. W wyniku konferencji odbytej w dniu wczorajszym pod przewodnictwem Inspektora Pracy uzgodniono  płace przez podwyższenie ich o 10 procent, jak również ustalono wysokość  dopłat za zaległy okres. Strajk został  jeszcze wczoraj zlikwidowany. (Łodzianin nr 148/1938 r.)

*

Akcja Żonkile

W środę, 19 kwietnia, mija 80. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. Pabianicki Sztetl zaprasza mieszkańców do  upamiętnienia tego wydarzenia.

Od kilku lat w akcji Żonkile bierze udział młodzież z Zespołu Szkół nr 3. W tym roku w związku z 80. rocznicą wybuchu powstania w getcie warszawskim Pabianicki Sztetl od godz. 16.30 . będzie rozdawać na ulicach miasta papierowe żonkile.

- O 18.00 spotykamy się przy pamiątkowym głazie u zbiegu Zamkowej i Wyspiańskiego, aby na chwilę zatrzymać się i pomyśleć o ludziach, którzy  chcieli zginąć z godnością. Przywołamy także  osoby żydowskiego pochodzenia związane z Pabianicami, które w czasie okupacji hitlerowskiej trafiły do getta w Warszawie. Przynieśmy wiosenne żółte żonkile, symbol pamięci, szacunku i nadziei, i złóżmy je w miejscu, gdzie zakończyła się droga życia tak wielu naszych żydowskich współmieszkańców – mówią członkowie Pabianickiego Sztetla. (Nowe Życie Pabianic nr 16/2023 r.)

Upamiętnienie

Na Starym Mieście wmurowano w chodnik dwie z czterech tablic pamiątkowych, wskazujących granice dawnego getta.

To pomysł Towarzystwa Miłośników Dziejów Pabianic. Kamienne płyty według pomysłu społeczników informują przechodniów, że weszli na teren dawnego getta żydowskiego. Tablice mają wymiary 100x50 centymetrów. Będą  umieszczone po każdej stronie jezdni, na obu krańcach getta, między ul. Sobieskiego a  Kapliczną. Dwie z nich można już zobaczyć przy skwerze im. Z. Lubońskiego oraz przy skrzyżowaniu ulic Bóźnicznej i Warszawskiej. Koszt jednej tablicy to ok. 1.000-1.500 złotych. Pieniądze udało się zebrać dzięki wpłatom pabianiczan. – Zapraszamy 16 maja, w 81. rocznicę likwidacji pabianickiego getta, na róg ulic Warszawskiej i Bóźnicznej. O godzinie 17.15 odbędzie się krótkie spotkanie wszystkich, którzy nam pomagali – mówią członkowie TMDP.  (Życie Pabianic  nr 19/2023 r.)

W  dniach 16-18 maja 1942 roku – po dwóch latach od powstania – zostało zlikwidowane pabianickie getto. W tragicznych okolicznościach pabianiccy Żydzi przeprowadzeni zostali ulicami Warszawską i Zamkową. Słabi  i chorzy w trakcie tej drogi byli mordowani…

16 maja 2023 roku, po 81 latach od tego wydarzenia, odbyły się uroczystości je upamiętniające.

Głaz pamięci

W centrum miasta – u zbiegu ul. Zamkowej i Wyspiańskiego, gdzie rok wcześniej stanął głaz upamiętniający wygnanych z terenu getta pabianiczan pochodzenia żydowskiego, zgromadzili się samorządowcy: prezydent Grzegorz Mackiewicz, wiceprezydent Aleksandra Jarmakowska-Jasiczek, wicestarosta Gabriela Wenne-Błażyńska, radni, a także przedstawiciele stowarzyszenia „Strażnicy pamięci”, Pabianickiego Sztetla oraz stowarzyszenia „Podróż przez Pabianice”.

Uroczystości otworzył sekretarz miasta Paweł Rózga: - Znajdujemy się przed tablicą upamiętniającą  dni od 16 do 18 maja 1942 roku, kiedy to na znajdującym się niedaleko stąd stadionie towarzystwa sportowego Krusche-Ender naziści zebrali osoby narodowości żydowskiej z likwidowanego pabianickiego getta. Większość z nich została zamordowana w obozie zagłady Kulmhof. Dzisiaj upamiętniamy 81. rocznicę tamtych wydarzeń.

Głos zabrał również prezydent Grzegorz Mackiewicz.

- Długo zastanawialiśmy się nad tym, kto będzie w najbliższych latach uczestniczył w uroczystościach rocznicowych, czy miejsce pamięci będzie puste i osamotnione czy też będzie żyło pamięcią – mówił. – Jesteście  żywymi świadkami, tymi, którzy przenoszą tę pamięć. Pokazujecie swoją obecnością i postawą, że historia, nawet najbardziej tragiczna  może być zawsze żywa. Powinna być nie tylko w naszych sercach i pamięci. Powinniśmy pokazywać poprzez swoją obecność na takich rocznicach, że zawsze będziemy pamiętać o ofiarach tej tragedii.

Dyrektor Muzeum Miasta Pabianic Ryszard Adamczyk podkreślił znaczenie funkcjonującej przez 150 lat w naszym mieście społeczności żydowskiej. Zaakcentował wyraźnie jej wkład w rozwój przemysłu oraz kultury w Pabianicach. Przedstawił również tragiczne okoliczności likwidacji getta w naszym mieście.

Następnie władze miasta oraz powiatu złożyły wiązanki kwiatów przed pamiątkowym głazem. Zapłonął znicz.

Tablice wmontowane

Godzinę później u zbiegu ulic Warszawskiej i Bóźnicznej odbyło się uroczyste odsłonięcie symbolicznych tablic upamiętniających granice pabianickiego getta.

Uroczystość zainaugurowała Joanna Kupś, wiceprezes Towarzystwa Miłośników Dziejów Pabianic, która wyjaśniła cel upamiętnienia pabianickiej społeczności żydowskiej oraz sposób jego finansowania i realizacji. Pomysł zrodził się w 2021 roku. Na portalu zrzutka.pl pod hasłem „Upamiętniamy getto” od 6 czerwca do końca września 2021 można było wpłacać pieniądze na wykonanie tego projektu. Po wielu „turbulencjach” udało się uzbierać 7397 zł, a darczyńcami było 110 osób. Pamiątkowe tablice wykonała firma kamieniarska „Glob-Kam” z ul. Łąkowej .

- Dziękujemy wszystkim. I tym, którzy wpłacali rekordowe kwoty, a także tym, którzy przekazali nam symboliczną złotówkę – nie kryła wzruszenia wiceprezes. Wyjaśniła również, że miejsce, w którym zostały zamontowane kamienne tablice, nie jest przypadkowe.

- Chcieliśmy, by płyty były zamontowane w miejscu, w którym umownie przebiegała granica getta. W tym momencie zamontowane są dwie tablice. Chcemy, by mieszkańcy wiedzieli, że było tu kiedyś takie miejsce, gdzie żyła wielka, wspaniała społeczność. Bardzo się cieszę, że Pabianice dołączyły do miejscowości, które dbają o pamięć o Żydach.

Uroczystego odsłonięcia tablic dokonał prezydent Grzegorz Mackiewicz przy udziale Joanny Kupś. Zamontowano je w pobliżu skrzyżowania ulic Warszawskiej i Konstantynowskiej oraz Warszawskiej i Bóźnicznej. Kolejne dwie tablice, po zachodniej części getta (przy Batorego i Starym Rynku), pojawią się w czerwcu.

To nie koniec rocznicowych obchodów! W minioną niedzielę Stowarzyszenie Badań Żydowskich wraz z Pabianickim Sztetlem oprowadzało spacerowiczów po cmentarzu żydowskim przy ulicy Jana Pawła II. W czwartek, 25 maja, o godz. 18.00 w Muzeum Miasta Pabianic odbędzie się wykład dotyczący losów społeczności żydowskiej po likwidacji pabianickiego getta. A wszystko to w jednym, szczytnym celu- upamiętnienia dziejów naszego miasta. (Nowe Życie Pabianic nr 20/2023 r.)

Na Starym Mieście w miejscu, gdzie była granica getta, odsłonięto pamiątkową płytę. Będą takie cztery, w umownych granicach dawnego getta żydowskiego. W 81. Rocznicę jego likwidacji, 16 maja 1942 roku, upamiętniono tragiczne karty historii naszego miasta. Pamiątkowe płyty to pomysł Towarzystwa Miłośników dziejów Pabianic z 2021 roku.

- Planując obchody 79. Rocznicy, marzyliśmy, by kolejną należycie uczcić – wspomina Joanna Kupś, wiceprezeska TMDP. – remont centrum miasta spowodował, że nie mogliśmy wmurować płyty w maju 2022 roku.

Stan finansów TMDP nie pozwolił na ich zakup ze składek członkowskich. Dlatego zorganizowano internetową zbiórkę pieniędzy. Trwała ponad trzy miesiące.

- W najśmielszych oczekiwaniach nie sądziliśmy, że odzew będzie tak szeroki. Wpłaty były różne, po 10, 50 czy 100 złotych, jedna z nich sięgnęła 1.000- mówi Joanna Kupś.

Internetową zrzutkę wsparło 110 osób. Udało się zebrać 7.397 złotych. Kwota przekroczyła cel zbiórki.

- Zakładaliśmy, że uda się nam zebrać  6.000 złotych. Mogliśmy za tę kwotę wykonać cztery płyty. Pozostałe środki chcemy wykorzystać na wykonanie kolejnych, które byłyby umieszczone np. na Piotra Skargi czy Konstantynowskiej. Najlepiej, gdyby się to zbiegło z remontami chodników przy tych ulicach – dodaje wiceprezeska.

Dwie z czterech tablic zamontowano w pobliżu skrzyżowania ulic Konstantynowskiej i Warszawskiej (na wysokości skweru im. Lubońskiego) oraz u zbiegu ulic Bóźnicznej i Warszawskiej.

Pozostałe będą po zachodniej stronie getta, czyli przy skrzyżowaniu ulic Batorego, Warszawskiej i Starego Rynku.

- Czekamy, aż wykonawca remontu będzie gotowy do montażu tych płyt – dodaje Joanna Kupś. – Każdy, kto chodzi po Pabianicach, będzie mógł zobaczyć, że było tutaj takie miejsce, jak getto, że żyła tu wielka, wspaniała społeczność. Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że możemy jedną z tych płyt dziś odsłonić. Świadczy to o tym, że nie tylko środowiska historyczne, Muzeum Miasta Pabianic i organizacje mają na celu upamiętnić pabianiczan, którzy tutaj żyli.

81. rocznicę likwidacji getta uczczono również składając kwiaty przy kamieniu pamięci stojącym przy ul. Wyspiańskiego. W symbolicznej uroczystości udział wzięli prezydent Grzegorz Mackiewicz, jego zastępczyni Aleksandra Jarmakowska, wicestarosta Gabriela Wenne-Błażyńska oraz przedstawiciele Rady Miejskiej. (Życie Pabianic nr 20/2023 r.)

Alter Abraham Issachar Beniamin Eliasz Pabianic

(1896 Radomsko -1943 Treblinka) – chasyd i rabin; syn Menachema Mendla A. z Kalisza; wnuk Judy Arie Lejba A. Młodość spędził u dziadka w Górze Kalwarii. Po I wojnie światowej osiedlił się w Pabianicach, gdzie po zwolnieniu urzędu rabina przez ojca, przejął rabinat. Jest autorem księgi Meir e(j)ne (j) ha-gola (cz. 1, Piotrków 1928; cz. 2, Tel Awiw 1954), nadzorował także wydanie dzieła Lik(k)Ute(j) sfat emet (hebr., Antologia słów prawdy), dotyczącego Pięcioksięgu; oraz Sfat emet (hebr., Słowa [Język] prawdy), poświęconego Psalmom. Na początku II wojny światowej mieszkał w Warszawie. Z getta warszawskiego został wraz z rodziną wywieziony do Treblinki, gdzie zginął. (M.Galas, ŻIH)

Tkacze                       

Od pewnego czasu zauważyć się daje w Pabianicach niepokojące zjawisko. Oto Żydzi starają się wszelkimi siłami opanować coraz bardziej zawód tkacki i co najgorsze, że się to im częściowo udaje. Dzieje się to w ten sposób, że Żydzi wypychani stale z handlu rzucili się na najpopularniejszy na tutejszym terenie powszechnie przez robotników polskich uprawiany zawód tkacki.

Liczba tkaczy – Żydów rośnie z dnia na dzień, co już obecnie daje się wyraźnie odczuwać w panującym bezrobociu tkaczy – chrześcijan. Zaawansowany już nieco w tym zawodzie Żyd kupuje z własnych funduszów  albo najprawdopodobniej przy pomocy swych współwyznawców i gminy wyznaniowej żydowskiej warsztaty tkackie , na których pracuje sam przy pomocy swej rodziny, albo też angażuje do pracy, ale tylko Żydów.

Właściciel kilku warsztatów tkackich, a nawet mniejszy i większy fabrykant żydowski, który do tej pory zatrudniał tkaczy chrześcijan obecnie zwalnia tychże, a na ich miejsce przyjmuje do pracy robotników żydowskich.

Wytworzyła się już obecnie taka sytuacja, że wskutek stosowania tego rodzaju rugowania rąk chrześcijańskich spora liczba tkaczy – chrześcijan znajduje się bez pracy na zapomodze albo bez absolutnie żadnych środków do życia. Na niebezpieczeństwo to należy zwrócić uwagę. Bezrobocie bowiem wśród tkaczy pabianickich rośnie stale dzięki wypieraniu ich przez żywioł żydowski. (Echo nr 215/1937 r.)

Tkactwo ręczne

Od jednego z rzemieślników otrzymaliśmy następujące wiadomości o tkactwie ręcznym w Pabianicach.

Pabianice przeważnie utrzymują się z tkactwa, które się dzieli na mechaniczno-fabryczne i ręczne. Tkactwo fabryczne prowadzą trzy fabryki, mianowicie Endera, Kindlerów i Baruchów, za pomocą warsztatów mechanicznych i ludzi zbieranych obojga płci. Fabryki te w dniach ostatnich przez komisję przemysłową były zbadane, dlatego też je tu pomijam, a opiszę tkactwo ręczne.

Majstrów tkaczy jest w Pabianicach około 400 zapisanych na liście majstrowskiej, którzy to majstrowie z pomocą uczniów i towarzyszów wykonują rzemiosło w liczbie około tysiąca warsztatów drewnianych ręcznych. Robotę na te warsztaty dostarczają im patentowi, tytułujący się fabrykantami, Izraelici, którzy z przywileju przemysłowego na imię fabrykanta nie zasługują, gdyż wielu z nich nawet majstrami nie jest.

Geszeft tkacki, jako w wielu razach przynoszący korzyści, podobał się synom Izraela, szczególnie wobec rozwolnionych praw rzemieślniczych; rzucili się na niego całą siłą, tak że nawet Niemcy ustąpili im pierwszeństwa, bo ich przemogli w handlu.

Dawniej majstrowie robili na swoją rękę; zbyt towaru mieli u Gajera w Łodzi i po innych składach, a niektórzy z nich wyjeżdżali na prowincję. Wówczas Pabianice kwitły, a rzemieślników co raz więcej się tu osiedlało tak zagranicznych jak i miejscowych. Z biegiem czasu Żydkowie poczęli nagabywać majstrów, by im towar na „rachunek” odstawiali; za towar dawali bawełnę , a resztę dopłacali gotówką.

Lecz rachunek podobny nie był do smaku Izraelitom, zamienili go więc na tak zwany „akord”, co oznacza, że fabrykant daje materiał majstrowi, który go wyrabia, a za robotę otrzymuje zapłatę.

Początki tego „akordu” były jakie takie, nawet  na nowych robotach były dość okazałe. W ostatnich czasach wskutek napływu i porozumienia się wzajemnego przemysłowców żydowskich, jak również wskutek wyścigów handlowych w celu prędkiego zarobkowania i zwalczania  chrześcijan, Izraelici  obniżyli zarobek do minimum, sami jednak korzystają nieźle.

Rzemieślnik tkacz, który kończył termin i legitymował się, dziś stanął w zarobku niżej od prostego wyrobnika chłopa. Chłop prosty w  fabryce pobiera 3-4 ruble tygodniowo, a rzemieślnik-tkacz 2-3 ruble ledwie zarobić może i to jeszcze nieregularnie, bo często się zdarza, że mu zabraknie roboty, lub też nieraz niezasłużoną  ponosi karę, gdyż sędzią tu bywa często buchalter lub odbiorca towaru.

2 lub 3 ruble tygodniowego zarobku nie są wystarczające na utrzymanie rodziny chociażby i przy szczupłym gospodarowaniu się. Majster dogania po nocach, by więcej wydobyć na potrzeby życiowe, ale siły jego w ten sposób wyczerpywane  nie dopisują mu; bierze się więc na pomysł: wstawia drugi, trzeci, a nawet i więcej warsztatów, które ludźmi najemnymi obsadza.

Jeśli trafi na dobrych, pracowitych, jeśli umie się z nimi obchodzić, jeśli mu ich inny nie odmówi, a do tego zdrowia, robota i czas dobry posłuży, to jako tako się obrabia; a jeśli go co zawiedzie, to „adje panie bracie” – przegrał sprawę. Nic tu nie dokaże nawet pomoc zony, która nieraz w stanie brzemiennym pozostawia męża z dziatkami w domu, a sama się udaje na zarobek do fabryki i tam do ostatecznej chwili czasu swego przegina się przez żelazne szpągi, byle tylko ulżyć mężowi i brzęczącemu gospodarzowi zapłacić komorne.

Należałoby przedsięwziąć coś radykalniejszego dla ustalenia bytu pracowników tkactwa ręcznego. Wszakże tkactwo w naszym kraju coraz więcej się rozwija, budują fabryki na wielką skalę, więc i ręczne ze wszystkim nie upadnie, bo wciąż nowe rodzaje towaru nastają, które zawsze najprzód robi się na ręcznych warsztatach. Przemysłowiec nieraz woli dać wyrabiać ręcznie, niż fabrycznie, bo ręcznie nie ponosi kosztów na zbudowanie fabryki i warsztaty mechaniczne, a za to może znacznie rozwinąć fabrykację. Przemysłowcy właściciele fabryk na ręcznym tkactwie się podorabiali i dziś jeszcze się dorabiają.

W roku bieżącym i przeszłym bardzo dobrze się tu ręcznym przemysłowcom powodziło, lepiej niż właścicielom fabryk, a jednak żaden kopiejki robotnikowi nie dołożył. Dziś, że się cokolwiek zachwiało (wydarzyło), to według zwyczaju zaraz urywają zapłaty. Czyż to tak dalej być może? Trudne to do zniesienia! Prawa życiowe pomścić się za to mogą.

Majstrowie ubiegali się za terminatorami, których kilkudziesięciu miałoby tu pomieszczenie, ale cóż kiedy włościanie tkactwo mają w pogardzie z powodu nędznego zarobku i synów na naukę oddawać nie chcą. Dopuszczają się jednak błędu, gdyż lepiej cośkolwiek umieć, niżeli z głodu umierać.

By poprawić tkactwo, nie dość jest przyłożyć coś robotnikowi; wypadałoby jak najwięcej utworzyć kupców i sklepów handlowych polskich, by możniejsi tkacze polscy mogli wyrabiać na swoją rękę. Wtenczas by się wszystko poprawiło. (Gazeta Rzemieślnicza nr 37/1886 r.)

Kwitki

O losie robotników w Pabianicach korespondent pisze co następuje: Robotnicy polscy stoją dziś u nas bardzo źle. Brak roboty zmusza tkacza przekształcić się w murarza lub cieślę. Jakże smutny jednak wyda się ten objaw, skoro po bliższym rozpatrzeniu się zobaczymy, że sami nasi robotnicy  los taki zgotowali sobie swą niezaradnością. Są to doprawdy dziwne  i ciekawe sprawy; może więc nie znudzę was bardzo, gdy was wprowadzę w świat tych skorpionów, które się same zabijają.

Przed kilkunastu jeszcze laty, więksi fabrykanci rozdawali drobnym tkaczom do domów szpulki niciane, z których oddawać musieli odpowiednią ilość towaru.

Mosiek zaraz w niedzielę towar sprzedaje w Łodzi i dopiero po sprzedaży płaci robotnikowi. Jeżeli zaś w Łodzi towaru nie kupią, co właśnie się dzieje przy dzisiejszej stagnacji, biedny robotnik musi cały następny tydzień przepędzić na wcale nie rozkosznym próżnowaniu, do fabryki nie wraca raz dlatego, że nie ma dla niego miejsca, po wtóre, że  poczciwy p. Mosiek pociesza go w nieszczęściu kwitkiem, wydanym na kupno wiktuałów do drugiego poczciwca Icka, a gdy nowy zapas szpulek nazbiera, każe robotnikowi pracować za wybrane ze sklepu swego „przyjaciela” artykuły spożywcze.

Robotnik wtedy wciąż musi się żywić na kredyt i pracować jakby za darmo, bo nie ma już tej błogiej nadziei, że kiedyś dzień wypłaty nastąpi! Otóż to fakty, fakty bardzo smutne, a jednak prawdziwe. Wszyscy tu o nich mówią, oburzają się, ale czują zupełną niemoc  swą wobec kieszeni  nieżyczliwych Krezusów. Czy na to nie ma środków zaradczych? Czy władza municypalna nic tu poradzić nie może?

Zdarzyło się przecież przed kilku tygodniami, że skutkiem tych kwitków wytyczono dwom panom: J. i Bejmowi sprawy sądowe. Pierwszy z  nich został uniewinniony; drugiego skazano na trzy miesiące więzienia lub  karę 500 rubli.  Nie wiemy też, za czyją interwencją (zapewne municypalną) przeniesiono tu dni wypłaty w fabrykach, z soboty na czwartek. Jest to bardzo rozsądny i ludzki krok, jeżeli dodamy do tego nakładanie dosyć pokaźnej na robotnika kary nazajutrz po wypłacie, w piątek rano, gdy do roboty nie przyjdzie. Gdyby jeszcze zredukowano ilość szynków, niewątpliwie byt robotnika poprawiłby się znacznie.

Dzięki komisji petersburskiej dzieci usunięto od nocnej pracy. Zdarzyło się, że kilka razy rewidowano fabryki w nocy i widocznie stać się tam musiało cos nie bardzo przyjemnego  dla panów fabrykantów, skoro sami zabronili uczęszczać małoletnim na pracę nocną. (Gazeta Warszawska nr 20/1887 r.)

Nie mam wprawdzie czasu rozpisywać się szeroko o dziejach rzemieślniczych tu w Pabianicach, bo położenie moje obecne czasu mi ździebełko uszczupliło, ale byłoby to grzechem z mej strony, bym o tak ważnej sprawie, jaka była w zeszłym tygodniu sądzona w Łasku, nie doniósł do Gazety naszej.

Wiadomo całemu światu i wszystkim pracującym i pracodawcom, że „robotnik godzien zapłaty swojej”, a jednakże te święte słowa poniewierane  były przez lat kilkadziesiąt przez niektórych naszych przedsiębiorców. Zamiast jak uczciwi ludzie zapłacić rzemieślnikowi za jego robotę monetą bankową, to mu dawali kwitek do sklepikowego kuzyna, córki lub syna, by tam do reszty wyzyskać tego biednego pracownika, który nieraz nawet po nocy doganiał, by na potrzeby życiowe grosz jaki zarobić, a tam w sklepiku zamiast pieniędzmi, wypłacano mu fruktami.

Do takich pracodawców należało tu dwóch przedsiębiorców ręcznych wyrobów tkackich, którzy zeszłego tygodnia byli pociągnięci przez Sąd Pokoju na sprawę za podobne postępowanie. Jeden został zawyrokowany na zapłacenie rs. 300 kary lub na trzy miesiące aresztu za przesyłanie robotników do sklepiku swej córki, gdzie zamiast pieniędzy, zmuszeni byli brać produkty sklepowe.

Takim sposobem panowie ci kolejno uposażali swoje dzieci. Bądź co bądź  pewno ów skazany już więcej  kwitkami wypłacać nie będzie, ale co też sobie z wyroku: czy odsiedzenie trzymiesięcznej kozy, czy zapłacenie 300 rubli? Ciekawe.

Inny znowu skoczył po rozum do głowy i powołał się na świadków i na to, że on nie zawsze posyłał do sklepu, ale czasami wypłacał i gotówką. Jaki będzie wyrok jego nie wiadomo.

Gdy się wiadomość o powyższym wyroku rozniosła po mieście, tak teraz wszyscy mówią, że od tego czasu nikt a nikt w Pabianicach kwitkami wypłacać nie będzie. Może to będzie i prawda? Na tym kończę dzisiejsze krótkie doniesienie. Czytelnik (Gazeta Rzemieślnicza nr 47/1886 r.)

„Hatikwa”

Znakomity satyryk francuski z początku 19. Stulecia Piotr Jan Beranger w jednej ze swoich piosenek dowcipnie wyszydził prefekta ówczesnej policji francuskiej, który na gwałt dopatrywał się „kramoły” (rewolty) w najniewinniejszych piosenkach śpiewanych przez lud francuski w kółkach śpiewaczych. Refren satyry berangerowskiej  brzmi w wolnym przekładzie polskim jak następuje:

Tak! „Czar twych oczu” ma tajny klucz

Powstanie szerząc skrycie;

Przez „Druhu mój” spiskowiec-zbój

Chce rzec o dynamicie.

I „rach, ciach, ciach” też budzi strach

To wszystko wyśledzicie!

Nie wiemy jednak czy najgorliwsi agenci potrafiliby wywęszyć coś antypolskiego w piosence hebrajsko-syjonistycznej  „Hatikwo”, której przekład podaliśmy w nr. 27 „Głosu”. Piosenka ta wypowiada nadzieje narodu żydowskiego na powrót do Palestyny. Jej motyw zasadniczy brzmi:

Nie straciliśmy nadziei

Choć zły los nie drzemie

Że ujrzymy kraj ojczysty

Naszą świętą ziemię.

Jednak w Pabianicach piosenka ta stała się powodem bardzo głośnego incydentu. Za śpiewanie jej trzech uczniów dostało naganę, a jeden wydalony nawet został zupełnie ze szkoły. Przebieg tej sprawy przytaczamy na innym miejscu według protokołu  „Sądu Koleżeńskiego Pabianickiej Szkoły Realnej”.

Nie kwestionujemy rozmyślnie ścisłości  protokołu, jakkolwiek przeziera w nim widoczna tendencja. Co za przestępstwo popełnili ci uczniowie, nawet według orzeczenia uczniowskiego areopagu. Uczniowie ci na uroczystości Kościuszkowskiej śpiewali w synagodze piosenkę syjonistyczną „Hatykwo”.

Nie przeszkadzali śpiewaniu hymnu polskiego, lecz oprócz tego hymnu zaśpiewanego przez innych, zaśpiewali także piosenkę żydowską. Czy hymn syjonistyczny , lub, jak chce sąd koleżeński, zamanifestowanie swojej żydowskości przez Żydów w czymkolwiek znieważa uroczystość?

Gdyby sędziowie uczniowscy zapoznali się lepiej z historią ich własnego narodu, to z pewnością nie zdobyliby się na taki niedorzeczny wyrok. W powstaniu Kościuszkowskim  zamanifestował  swoją żydowskość także Berek Joselowicz, a dla Kościuszki nie było nic milszego, jak świadomość, że  „oddzieleni od nas Polaków wiarą i zwyczajami ludzie walczą o sprawę polską”.  A po bohaterskim zgonie Berka pod Kockiem prezes Rady Stanu Stanisław hr. Potocki zaznaczył, że Berek „wskrzesił wizerunek rycerzy, których śmierć niegdyś Syjonu opłakiwały córy”.

Jest rzeczą w ogóle całkiem nową, że ludzie roszczący sobie pretensje do tytułu dobrych patriotów polskich nie tolerują nacjonalizmu żydowskiego nawet pod formą syjonizmu. Dotychczas słyszeliśmy, że szowiniści polscy nie chcą pozwolić na tworzenie  „Judeo-Polski”  przez którą to nomenklaturę rozumieją korzystanie z praw narodowych tu na miejscu. Aspiracje Żydów do opuszczenia Polski i założenia państwa w Palestynie – a tylko o takich nadziejach mówi piosenka „Hatykwa” – spotyka się u Polaków  najczęściej z największym uznaniem. A jeżeli ludzie pomimo, że chcą opuścić kraj poczuwają się jeszcze do obowiązku uczczenia bohatera polskiego, to chyba zasługiwać mogą tylko na szczególną pochwałę.

Dla ludzi subtelnych zaśpiewanie na uroczystości także żydowskiego hymnu narodowego oznaczać może tylko szczególną cześć dla bohatera, przed którym schyla się nie tylko sztandar własnego narodu lecz i narodu obcego a zaprzyjaźnionego . Zupełnie dziecinna jest pretensja sądu o to, że uczniowie żydowscy uczcili Kościuszkę, nie jako wielkiego Polaka, lecz jako wielkiego człowieka. Toć godność wielkiego człowieka jest czymś większym niż tytuł wielkiego syna danej ojczyzny. (Głos Żydowski nr 42/1917 r.)

Szulerka w Pabianicach

Z pobliskich nam Pabianic dochodzą budujące wieści o dziwnym zbrataniu się wszystkich sfer towarzyskich tego miasteczka – bez względu na stanowisko społeczne, wykształcenie, narodowość lub przekonania – na polu wspólnej pracy przy … zielonym stoliku.

Co czwartek i co sobota znajdziesz tam w zgodnej harmonii siedzących obok siebie kupców, buchalterów i korespondentów, majstrów i robotników, a nawet staromiejskich Żydków, w pocie czoła uprawiających do dnia białego szlachetną grę w sztosa, w oczko, ruletkę i inne równie niewinne zabawki, których rezultatem bywa niedola całych rodzin, zaszarganie honoru, lub też nadużycie zaufania pryncypałów, a częstokroć i inne równie ciekawe zatargi z własnym sumieniem, etyką społeczną lub kodeksem karnym.

Zebrania tak budujące odbywają się nie tylko w hotelach i restauracjach, ale nawet w poczuciu solidarności społecznej i wysokiej tolerancji międzyrasowej, tak zwani inteligenci pabianiccy czują się w obowiązku urządzać je w domach własnych na przyjacielskich wieczorynkach, gdzie również stolik zielony jednoczy harmonijnie różnorodne warstwy dążeniem do jednego celu.

- Mój Boże! Gdyby taka zgodność myśli, brak przesądów i kastowych uprzedzeń panowały wśród mieszkańców naszej Łodzi. (Rozwój nr 130/1899 r.)

Icek Richer

W dniu wczorajszym znaleziono w mieszkaniu wiszące zwłoki 40-letniego Icka Richera –tkacza, stwierdzono fakt samobójstwa, którego przyczyn nie ujawniono. (Rozwój nr 50/1909 r.)

Lajzer Merszkowic i Chaja Ordynans

Merszkowic Lajzer i Ordynans Chaja z ul. Kościelnej 10 wszczęli pomiędzy sobą bójkę na podwórzu tego domu. Powiadomiona o bójce policja przybyła na miejsce i bijących się odprowadziła do komisariatu. (Echo nr 214/1937 r.)

Szmul Kotek

Za tamowanie ruchu ulicznego pociągnięci zostali do odpowiedzialności karnej: Kotek Szmul, zamieszkały przy ul. Warszawskiej 22 w Pabianicach, furman Klementowski Wiktor, zamieszkały przy ul. Orlicz Dreszera 9 i Jaguś Rozalia ze wsi Żytowice, gmina Górka Pabianicka, która nawet jechała wozem po chodniku przeznaczonym dla pieszych na głównej ulicy Zamkowej. (Echo nr 214/1937 r.)

Hil Ordynans  awanturnikiem

Starszy posterunkowy Nowacki Władysław znalazł na ulicy Warszawskiej zabłąkaną gęś, którą prawy właściciel odebrać może w komisariacie przy ul. Orlicz Dreszera 7. Ordynans Hil zamieszkały w Pabianicach przy ul. Kościelnej 10 zakłócił spokój publiczny. Awanturnika odprowadzona do komisariatu, gdzie spisany został odpowiedni protokół.

Alkon Russak

Alkon Russak, absolwent  paryskiej Sorbony, był dyrektorem w Gimnazjum Żydowskim w Pabianicach. Gimnazjum znajdowało się, w istniejącym do dziś budynku, na rogu ulic Warszawskiej i 3Maja.

Russak (Rusak) Aleksander Alkon (borne 19.01.1886 Stołpce). Chemistry engineer, teacher, sworn translator. Son of Hirsz and Etla nee Kinic. In 1916, after he graduated  from the Sorbonne University o Paris, he started to work in the Kielce education system. Later he worked in Pabianice, where a Jewish community assigned him post of a principal of  the mixed gymnasium. There he lectured on math and physics.

During the school year 1918/1919  he was the manager of the 4-class city school at 115 Piotrkowska Street in Lodz and later (1925/1926) the headmaster of the humanistic gymnasium of Lejb Szakin. For some time, he was also the manager of the „reformed” religious school Bejt Ulpana at Sienkiewicza Street. He was the famous Zionist activist and on behalf of the Jewish Fraction, he successfully ran for the City Council in 1917. For the secondo time, he became the member of the City Council as the candidate of the Jewish nacinalists, but resigned on 27.03.1919. He was tthe member of the Polish Chemistry Association, executive director of the monthly „Tel Awiw” (1919-1921) and the sworn translator attache to the District Court in Lodz. Date  and place of his death are unknown.

Mojżesz Kruk

115-letni starzec. W gazecie żargonowej warszawskiej „Unser Leben” jest wzmianka o mieszkańcu Pabianic, Mojżeszu Kruku, 115-letnim starcu, który przyjmował udział w powstaniu z roku 1831 w polskich szeregach. Kruk urodził się w r. 1795, chociaż w dowodach jego wypisano rok 1798 jako datę jego urodzin. Pamięta jak Napoleon I przybył do Łodzi i jak tutejsza gmina żydowska wydelegowała Szmula Bermana, pachciarza z Brzezin, aby Napoleonowi drogę do Brzezin pokazał. (Rozwój nr 102/1910 r.)

Jakób Diamant.

W Pabianicach ujawniono nową olbrzymią aferę oszukańczą, której bohaterem okazał się znany fabrykant Jakób Diamant. Był on właścicielem tkalni mechanicznej, która mieściła się przy ul. Kaplicznej 17. Jak się okazuje, Diamant naciągnął ostatnio dostawców, od których pobrał bardzo dużo surowca. Żonę swoją wysłał Diamant za granicę. Kiedy wierzyciele zorientowali się w sytuacji, okazało się, że Diamant sprzedał fabrykę i uciekła za granicę. Diamant oszukał wiele osób na sumę przeszło pół miliona złotych. Policja wszczęła za nim energiczne poszukiwania. (Gazeta Wągrowiecka – pismo ziemi pałuckiej nr 151/1934 r.)

Rachla Dąbek i Chaja Bełchatowska

Dąbek Rachla, zamieszkała przy ulicy Warszawskiej 38 przywłaszczyła sobie duża lampę elektryczną wartości 65 zł będącą własnością Reginy Dawidowicz.

W czasie ładowania towaru na ręczny wózek nieznany sprawca zdołał niepostrzeżenie skraść resztki manufaktury wartości 35 złotych na szkodę Chai Bełchatowskiej zamieszkałej przy ulicy Majdany 3. (Echo nr 26/1937 r.)

Tadeusz Baruch

A color chemist, born 1st January 1868 in Pabianice. He had been receivinghis education at a secondary school in Piotrków but stoppel it and left for Zittau in Saxony to attend a course in dyeing. Baruch has completed his education later on and after receiving a diploma in color chemistry at a foreign technical university, he worked at the family company, where he had a position of an assistant manager since 1898. During World War I he participated in Civic Committees in Pabianice and Łódź and from the beginning of local governments in Poland he worked in one of the Magistrate’s divisions. He died 3rd July 1918 in Łódź and was buried at a cementary at Bracka street. (Andrzej Kempa, Marek Szukalak ”Żydzi dawnej Łodzi. Słownik biograficzny, Łódź 2001 r.)

Wszyscy idą do Żyda

Sklepów chrześcijańskich w Pabianicach prawie nie ma. Bo jak mają być? Gdy chrześcijanin założy sklepik, zaraz tuż pod bokiem Żyd swój otwiera i sprzedaje towary taniej, niż tamten je w składach dostaje. Wszyscy więc idą do Żyda kupować, bo tam taniej. Chrześcijanin zaś musi sklep zamykać. A dopiero wtedy Żyd podnosi cenę towarów i odbija za swoje straty poprzednie. (Gazeta Świąteczna – wychodzi w Warszawie w każdą niedzielę -  nr 26/1886 r.)

Sara Kuryk

Mieszkańcy Pabianic oglądali w  poniedziałek niezwykły pochód. Na czele podążali brodaci jeźdźcy w starożytnych zbrojach rzymskich, następnie jeźdźcy w mundurach rosyjskich, dalej orkiestra, członkowie żydowskich klubów sportowych.

Przyczyna tego oryginalnego pochodu była następująca. Od kilkunastu lat zamieszkiwała w Pabianicach niejaka Sara Kuryk kobieta bardzo zamożna. Nie miała ona potomstwa, co u Żydów ortodoksów jest niedopuszczalne. Aby zatem zmyć plamę ze swego życia postanowiła zgodnie z rytuałem ufundować drogocenne rodały.

W międzyczasie Kurykowa straciła majątek i została żebraczką. Aby jednak zrealizować swój projekt wyciągała przez kilkanaście lat rękę po datki do ludzi i wreszcie uzbierawszy potrzebną sumę, zamówiła rodały u pabianickich pisarzy. Przez rok trwała ich praca i wreszcie cenny rodał został ukończony. Przeniesienie rodału musi się odbywać radośnie i wesoło. Z tego też powodu przeciągnął przez ulice Pabianic wesoły orszak.

Na uroczystość tę zaproszono cadyka z Drohiczyna. O godzinie 11 w nocy ulice Poprzeczną, Warszawską i Bóźniczną oświetlono rzęsiście świecami, zaś o północy rodał pod baldachimem przeniesiono  z mieszkania pisarzy przy ulicy Poprzecznej do bóźnicy. Porządku wśród niezliczonych tłumów wyznawców sekty cadyka z Drohiczyna, przestrzegał oddział policji polskiej. (Łowiczanin nr 5/1930 r.)

Leon J. Steck

The Washington Post (1997 r.) zamieścił notkę o odejściu Leona J. Stecka urodzonego w Pabianicach wysokiego urzędnika Departamentu Rolnictwa w Waszyngtonie, USA.

Leon J. Steck, 90, an economist who served in the Department of Agriculture and with the military government in the U.S. sector of Berlin after World War II, died Jan. 10 at Sibley Memorial Hospital. He had cancer.

Mr. Steck, a resident of Washington, was born in Pabianice, Poland. In 1912, he came to the United States and settled in Chicago. He graduated from what now is the Illinois Institute of Technology and, in 1930, moved to Washington. He received a master’s degree in economics from American University.

In 1933, he joined the Department of Agriculture, where he became a milk marketing specialist. His work in Berlin after the war included feeding the German population of the U.S. sector. He was awarded a Medal for Human Action for this work.

Later, Mr. Steck worked in the Marshall Plan for the postwar economic rehabilitation of Europe. In 1951, he returned to the United States, where he was a market administrator for the Agriculture Department. He retired from government service in 1953 and did economic consulting.

He was a member of Ohev Shalom-Talmud Torah Congregation in Washington.

Survivors include his wife of 63 years, Emma Abrams Steck of Washington; two children, Dorothy Goldkland of Potomac and Henry Steck of Cortland, N.Y.; three grandchildren; and two great-grandchidren.

Izydor Baruch

W marcu br. robotnik z gminy Buczek powiatu łaskiego, Wojciech Lewandowski, pracujący niegdyś w fabryce Braci Baruch, przyjety został do roboty przy odbudowywaniu spalonej części fabryki tejże firmy, jako pomocnik ciesielski. Po kilku zaledwie dniach pracy, przez własną nieostrożność spadł z wysokości drugiego pietra na leżący za ziemi słup żelazny i zabił się na miejscu. Pozostawił po sobie wdowę i trzy córki, które oprócz tego, że otrzymały na pogrzeb rubli 10 od pana Izydora Barucha, wypłacaną miały przez pewien czas pewną kwotkę tygodniowo; niezależnie zaś od tego, jak się obecnie dowiadujemy, z uwagi, że robotnicy tej fabryki byli zaasekurowani na życie, właściciel podciągnął pod kategorię tych ostatnich i Lewandowskiego, za którego, po wielu staraniach w towarzystwie asekuracyjnym, wdowa z córkami odbierze niebawem  rs. 300. (Tydzień nr 32/1890 r.)

Przedmiot wyzysku

Z Pabianic, dnia 2 listopada. (…) Ludność rdzennie miejscowa jest biedna i przeważnie tylko z gruntu i rzemiosł żyjąca. Pieniądze spoczywają w dłoniach milionerów fabrykantów i Żydów handlarzy. Jedynym środkiem dorobienia się majątku są tu szynki, które też mnożą się progresyjnie, zmniejszając w takim stosunku  moralność robotnika. Ogólnie tedy biorąc, żywioł polski dziś tu istnieje tylko po to, by być przedmiotem wyzysku. (Tydzień nr 46/1886 r.)

Szkółka

Dawno już w „Tygodniu” wzmianki o naszym mieście nie było; ażeby więc dać znać, że i u nas ludziska żyją i coś dla dobra bliźnich robią, donoszę, że na skutek rozporządzenia władzy zamknięte zostały hedery nieodpowiadające celowi, a natomiast tutejsi synowie Izraela postarali się o otworzenie żydowskiej szkółki rządowej elementarnej, która zaczęła funkcjonować jeszcze w sierpniu roku zeszłego i do której zapisało się dzieci obojga płci 140; że zaś nie spodziewano się takiej znacznej ilości, więc i lokal wynajęto szczupły i obecnie uczęszcza tylko 110 dzieci. Jest to i tak niezły procent w stosunku do miejscowej ludności żydowskiej, składającej się z tysiąca kilkudziesięciu dusz. Etat tej szkoły zatwierdzony na sumę 642 rubli ciąży wyłącznie na ludności żydowskiej. (Tydzień nr 8/1886 r.)

Majer Lewkowicz

W dniu wczorajszym Sąd Okręgowy w Łodzi w trybie uproszczonym rozpatrywał sprawę 56-letniego Majera Lewkowicza, zamieszkałego w Pabianicach, oskarżonego o zmuszanie do nierządu 17-letniej Gołdy Tutrek z Łodzi.

W sierpniu ub. r. Majer Lewkowicz zgłosił się do ojca dziewczyny i zaproponował, by wyjechała wraz z nim do Pabianic, gdzie obejmie u niego obowiązki służącej. Przedstawił się jako zamożny kupiec, i obiecywał dziewczynie doskonałe warunki.

Rodzina Tutrków znajdowała się w nader krytycznej sytuacji materialnej, wobec czego propozycja Lewkowicza przyjęta została z radością. Gołda pojechała z Lewkowiczem do Pabianic, lecz tu przekonała się, że wpadła w ręce człowieka, czerpiącego z nierządu kobiet.

Rozpaczliwy opór dziewczęcia usiłował on przełamać okrutnym biciem. Ojciec Gołdy, zaniepokojony brakiem wiadomości od niej, udał się do Pabianic i tu dowiedział się strasznej prawdy o losie swej córki. Powiadomił niezwłocznie policję, która Tutrkównę uwolniła z rąk sutenera, jego samego zaś aresztowała.

Na przewodzie sądowym ustalono, że Lewkowicz karany był już więźniem za sutenerstwo. Do winy się nie przyznał. Jednakże udowodniły ją w dostatecznym stopniu zeznania świadków.

Wstrząsające wrażenia wywarły zeznania głównego świadka oskarżenia Gołdy Tutrkówny. Zarówno Tutrkówna, jak i ojciec jej zeznali, że przed rozprawą sądową koledzy Lewkowicza grozili pobiciem w razie składania zeznań obciążających.

Po przemowie prokuratora Kawczaka, który domagał się surowego wymiaru kary, sędzia Zaborowski ogłosił wyrok, którego mocą Majer Lewkowicz został skazany na 2 lata ciężkiego więzienia z pozbawieniem praw. (Hasło Łódzkie nr 116/1928 r.)

Markus Zilberstein

W pracy Yankeva Leshchinsky’ego i Roberta Bryma „The Last Years of Polish Jewry” t 1, 2023 r. pojawiają się odniesienia pabianickie.

Markus Zilberstein began his career as the rabbi of the first Jewish industrial  pioneers. Later, after he received a little secular education, he became a bookkeeper for the German firm, Kindler in Pabianice (about 15 km southwest of Lodz). In 1929, some 1.152 workers were employed in Zilberstein’s factory.

Herman Faust was born in Częstochowa (about 125 km northwest of Kraków). At the age of 13 he set out to make a living for himself. He was employed in the office of Jewish factory owned by Levitski, in Pabianice. He then took a position in the office of the largest factory  in Pabianice owned by the Baruch brothers. A few years  after he married, he became a factory owner himself and he is one of the richest enterpreneurs in Pabianice

Lejb Bojdański

Bojdański Lejb, ul. Zamkowa 10 zameldował w tutejszym komisariacie, że krawiec damski Grunstein Icek, Zamkowa 20, otrzymał od niego celem przerobienia futro karakułowe wartości 1000 zł. Niesumienny krawiec zamiast futro przerobić oddał je w zastaw do lombardu. (Orędownik nr 72/1937 r.)

Mendel Szyf

Szyf Mendel, Tuszyńska 3, zatrudniał w tkalni swej robotników w niedzielę, za co pociągnięty został do odpowiedzialności. W ostatnim czasie notujemy coraz nowsze wypadki naruszania przez Żydów świąt katolickich. Nie skutkują już na nich żadne mandaty karne. (orędownik nr 72/1937 r.)

Jelenowicz Kaufmann

Mieszkaniec Pabianic Jelenowicz Kaufmann, zamieszkały przy ul. Zamkowej 61 złożył w komisariacie przy ul. Gdańskiej portmonetkę oraz klucz, które to przedmioty znalezione zostały przez niego na ulicy. Właściciel zguby może zgłosić się po odbiór wymienionych przedmiotów do komisariatu. (Echo nr 302/1934 r.)

Mojżesz Grossman

Policja sporządziła protokół fabrykantowi Grossmanowi Mojżeszowi, zamieszkałemu w Pabianicach przy ul. Kopernika 5, za to że w swojej mechanicznej tkalni zarobkowej zatrudniał robotników w niedzielę.

Pociągnięto również do odpowiedzialności karnej właściciela piekarni przy ul. Warszawskiej 28 niejakiego Ickowicz M., który wypiekał chleb w niedzielę i zmuszał pracowników swoich do pracy dzień świąteczny.

Właściciel sklepu z ubraniami przy ul. Zamkowej – Boruch Halberg od dłuższego już czasu uprawiał handel w dni świąteczne, nie przestrzegając odnośnych przepisów policyjnych. Wszystko widząca policja przybyła ostatniej niedzieli do składu Halberga, stwierdziła obecność kupujących i w rezultacie pociągnęła właściciela do surowej odpowiedzialności.(Echo nr 302/1934 r.)

Dręczenie ptactwa

Wiele osób, a szczególnie Żydów, w nieludzki wprost sposób obchodzi się ze zwierzętami. Ze zwierzyną lub ptactwem, przeznaczonym na rzeź postępuje się w sposób jakby istoty te nie byłe wrażliwe na ból.

Ostatnio organa bezpieczeństwa publicznego stwierdziły, że wprost na porządku dziennym jest obdzieranie żywcem ptactwa  przed zarżnięciem, łamanie nóg i skrzydeł oraz trzymanie w miejscu, w którym ptactwo narażone jest ciągle na kalectwo.

Jednemu z takich oprawców Idelowiczowi  Tobia, zamieszkałemu w Pabianicach przy ul. Zamkowej 10, policja sporządziła protokół. (Echo nr  147/1930 r.)

Czeki bez pokrycia

Stały mieszkaniec Pabianic, niejaki Gajzer Ber Birenbaum otworzył sobie rachunek bieżący w banku żydowskim pod nazwą Spółdzielczy Bank Kredytowy w Pabianicach, gdzie po wpłaceniu pewnej minimalnej zresztą kwoty wydano mu książeczkę czekową.

W myśl prawa wymieniony mógł wystawiać czeki tylko w granicach rozporządzalnego na rachunku funduszu, czego Birenbaum nie przestrzegał. Czeki swoje wystawiał na dość duże sumy z datą kilku tygodni późniejszą, aby w międzyczasie  zdobyć odpowiednią sumę i czek wykupić. Tego rodzaju transakcje stosowane są powszechnie przez ogół kupców i w właściwie przestępstwa nie stanowią, jeżeli taki czek z datą późniejszą otrzymany jest odpowiednio opatrzony opłatą stemplową i we właściwym czasie zostanie honorowany.

Birenbaum jednakże wystawił 2 czeki, które nie miały pokrycia i których nie myślał wykupić. Czeki zostały zaprotestowane, a następnie złożone u prokuratora, który pociągnął wystawcę do odpowiedzialności karnej.

Sąd Grodzki w Pabianicach skazał Birenbauna na zapłacenie grzywny w wysokości 50 złotych w zamian z zamianą, w razie nieściągalności, na tydzień aresztu. (Echo nr 136/1935 r.)

Jeremiasz kazał głosować – odezwa

Związek Rabinów Rzeczypospolitej ogłosił następującą odezwę;

Do braci w Izraelu w Polsce! Jak wam wiadomo wyznaczono w Polsce na niedzielę 8 września br. wybory do Sejmu, zaś 15 września – do Senatu, na podstawie nowej konstytucji i ordynacji wyborczej Rzeczypospolitej Polskiej.

Artykuł 1 p.1 ustawy konstytucyjnej głosi, że państwo polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli. Art. 7 o.2 ustawy konstytucyjnej stwierdza m. in., że przynależność do jakiegokolwiek wyznania nie może być powodem ograniczenia uprawnień obywatelskich.

My, Żydzi, od wielu pokoleń i stuleci wierni obywatele polscy, obowiązani jesteśmy uczynić użytek z naszych praw i wybierać do ciał ustawodawczych uczciwych i zdolnych ludzi. Jest naszym obowiązkiem czynić to zgodnie z nakazami naszej Tory, aby spełnić słowa proroka: „I szukajcie pokoju miasta, do któregom was przyprowadził , a módlcie się za nie do Pana, bo w jego pokoju będzie i wam pokój” Jeremiasz, 29,7).

Dlatego też wzywamy wszystkich uprawnionych do głosowania Żydów, aby we wspomnianych dniach wyzyskali swe prawa wyborcze, co z pomocą Boską przyczyni się do pomyślności ogółu Izraela w Polsce i dla całego państwa. Tak niechaj stanie się wola Boża. Związek Rabinów Rzeczypospolitej, prezes Rabin Mendel Alter – rabin gminy wyznaniowej żydowskiej w Pabianicach. (Głos Lubelski nr 238/1935 r.)

Poseł Rozenberg

Pabianice,19 lipca. W dniu dzisiejszym wszystkie fabryki w Pabianicach pracują normalnie, z wyjątkiem fabryki „Krusche i Ender”. W mieście panuje zupełny spokój. Do głosu przychodzą obecnie związki zawodowe, które najprawdopodobniej w tych dniach wejdą w pertraktacje z firmą Krusche i Ender, po czym należy spodziewać się rychłego zakończenia strajku. Rankiem dnia wczorajszego przyjechał do Pabianic z Łodzi poseł komunistyczny Rozenberg, który usiłował zwołać wiec przy zbiegu ulic Zamkowej i Jana. Gdy poseł wszedł na ławkę i rozpoczął przemawiać do grupki robotników, policja piecowników rozproszyła, zaś posła odprowadziła do komisariatu policji przy ul. Garncarskiej. (Echo nr 198/1932 r.)

Walka rzeźników

W myśl odnośnego rozporządzenia władz w rzeźni miejskiej w Pabianicach wzorem wszystkich rzeźni w kraju zaprowadzono humanitarny ubój bydła przeznaczonego na rzeź przez ogłuszanie każdej bitej sztuki. Dla Żydów system uboju rytualnego został utrzymany i stosowany jest tylko do ograniczonej ilości bydła zależnie od zapotrzebowania konsumentów Żydów.

Mięso pochodzące z uboju rytualnego oznaczone jest czworokątną pieczątką podłużną i sprzedawane być może tylko w specjalnie do tego wyznaczonych sklepach i jatkach. Mięso takie nie może być sprzedawane w sklepach rzeźnickich, w których sprzedawane jest mięso pochodzące z uboju humanitarnego. I odwrotnie mięso z uboju humanitarnego nie może się znajdować w sklepach z mięsem pochodzącym z uboju rytualnego.  Niestosowanie się do tych rozporządzeń grozi karą grzywny do sumy 3 tysięcy złotych lub 3 –miesięcznym aresztem, albo obu tym karom łącznie.

W związku z tym rzeźnicy żydowscy jako przeciwnicy uboju humanitarnego rozpoczęli cichą walkę konkurencyjną z rzeźnikami chrześcijańskimi, obniżając przyjęte ogólnie ceny za mięso z zadów bydlęcych. (Echo nr 14/1937 r.)

Zabójstwo Rozenthala

Pabianice, 14.8. W dniu wczorajszym o północy na powracającego do cyrku „Atena” kierownika menażerii popisującej się pod jego kierownictwem na spektaklach Rozenthala Hermana napadło przed namiotem trzech osobników, z których jeden butelką od piwa zadał mu potężny cios w głowę. Rozenthal Herman z jękiem zwalił się na ziemię.

Zaznaczyć należy, iż cyrk „Atena” rozstawia swe namioty na placu należącym do firmy Krusche i Ender. Na krzyk świadków napadu wypadł z cyrku niemal cały personel. Za uciekającymi napastnikami puszczono się w pogoń. Niektórzy pospieszyli z pomocą leżącemu bez ruchu Rozenthalowi, któremu ze skroni ściekała obficie krew. Sprawcy napadu widząc, że ścigający nie rezygnują z pogoni zaczęli ostrzeliwać się gęsto z rewolwerów. Nie odstraszyło to jednak pracowników cyrku. Na odgłos strzałów do pościgu przyłączyła się również policja, która zrobiła użytek z broni. Napastnicy uciekali ulicami Zamkową, Fabryczną i Zachodnią. Dopiero przy ulicy Zachodniej (obecnie Skłodowskiej) zdołano schwytać obu opryszków. Jednego z nich, jak się okazało, dosięgła kula policjanta. Rannym okazał się osławiony awanturnik Leon Łaski, o którym pisaliśmy już nieraz. Przebywa on obecnie na urlopie „więziennym”. Drugi opryszek nazywa się Rydzyński Eustachy i mieszka w Pabianicach przy ulicy Fabrycznej 46. Trzeci opryszek zbiegł. Ciężko rannego Rozenthala Hermana przeniesiono do wozu cyrkowego, gdzie skonał.

Z ostatniej chwili

Dowiadujemy się o schwytaniu trzeciego sprawcy zabójstwa. Jest to niejaki Władysław Dziuba zamieszkały w Łodzi przy ulicy Lipowej 46. Wszystkich osadzono w więzieniu. Dziś będzie dokonana sekcja zwłok zabitego Rozenthala. (Echo nr 225/1935 r.)

Wolf Kuszer

W swoim czasie głośna była sprawa pobicia 9-letniego dziecka Henryka Dąbrowskiego, zam. przy ul. Bugaj 29 przez Żyda Kuszera Wolfa, Bugaj 16. Kuszer Wolf bez wyraźnego powodu pałając nienawiścią do samego Dąbrowskiego, napotkane na ulicy jego dziecko pobił dotkliwie. Na krzyk bitego dziecka nadbiegli przechodnie, którzy wyrwali dziecko z rąk wojowniczego Wolfa i oddali je rodzicom.

Sprawa ta w dniu wczorajszym znalazła się na wokandzie Sądu Grodzkiego w Pabianicach, gdzie oskarżony Wolf Kuszer skazany został na 7 dni aresztu i zapłacenie kosztów sądowych. Ze względu na niekaralność podsądnego wykonanie kary zawieszono na 2 lata. (Echo nr 337/1935 r.)

Awantura uliczna

Mądry Wigdor i Szwarc Abram sąsiedzi z ulicy Bóźnicznej wszczęli kłótnię na ulicy za co sporządzono im protokół. (Echo nr 337/1935 r.)

Walka straganiarzy

Fiszer Szafir, pl. Dąbrowskiego 13 pałał nienawiścią do swej konkurentki Sali Krumholc właścicielki straganu na Starym Rynku. W dniu onegdajszym jak codziennie konkurenci poczęli się obrzucać wyzwiskami, życząc sobie wzajemnie rzeczy najgorszych. Sala Krumholc okazała się mocniejsza w języku, co tak rozzłościło  jej przeciwnika, że w zdenerwowaniu wywrócił jej deskę straganu wraz z towarem.

W rezultacie pomiędzy przeciwnikami doszło do ostrej bójki, którą musiała likwidować policja, spisując zarazem protokóły tak jednej jak i drugiej stronie. (Echo nr 324/1935 r.)

Wisielec

Pabianice poruszone zostały tragiczną śmiercią znanego w sferach przemysłowych miasta dzierżawcy tkalni zarobkowej przy ul. Pułaskiego 7, Kopela Kona. Gdy rankiem tego dnia pracownicy tkalni przybyli do pracy, zastali drzwi fabryki zamknięte, co wydało im się podejrzane, bowiem właściciel zawsze przychodził punktualnie i przybyciem swym rozpoczynał dzień pracy.

Po stwierdzeniu jego nieobecności w mieszkaniu prywatnym, drzwi fabryki otworzono wytrychem. Oczom przybyłych ukazał się okropny widok. Ciało przemysłowca Kona z okropnie wykrzywioną twarzą (głowa tkwiła w pętli z pasa transmisyjnego), zwisało bezwładnie dotykając ziemi. Wszelki ratunek okazał się już spóźniony i przybyły lekarz stwierdził zgon denata przez uduszenie.

Przyczyną samobójstwa były olbrzymie długi firmowe, grożące rychłym bankructwem. Kon był mężczyzną w poważniejszym wieku i posiadał liczną rodzinę echo , składającą się m.in. z dorosłych synów i córek. (Echo nr 342/1935 r.)

Pomysłowy Jankiel

Gutstadt Gerszon Herman zamieszkały w Pabianicach przy ul. Poprzecznej 17 doniósł władzom bezpieczeństwa publicznego, ze jego dłużnik niejaki Lipiński Jankiel (Kościuszki 7) zabrał mu protestowany weksel z własnego wystawienia i obecnie ani weksla ani pieniędzy nie chce oddać. Pomysłowym Jankielem zajęła się policja. (Echo nr 344/1935 r.)

Handel świąteczny

Sklepikarkę Zelman Cywie, zamieszkałą przy ul. Batorego pociągnięto do odpowiedzialności karnej za to, że w niedzielę sprzedawała artykuły spożywcze i w ten sposób pogwałciła odnośne przepisy o zakazie handlu w niedziele i dni świąteczne. (Echo nr 344/1935 r.)

Nie sprzedawać drobiu przekupniom żydowskim

Na zasadzie uchwały Rady miejskiej m. Pabianic, dotyczącej uzyskania zezwolenia na zaprowadzenie w Pabianicach 12 jarmarków rocznie Zarząd Miejski na podstawie zezwolenia wojewody łódzkiego postanowił zaprowadzić małe targi na zwierzęta domowe 2 razy w tygodniu, tj. we wtorki i piątki na targowicy miejskiej obok Rzeźni Miejskiej. W związku z tym w każdy wtorek i piątek gospodarzom wiejskim z pobliskich wsi wolno jest przywozić zwierzęta domowe na sprzedaż do miasta bez żadnych opłat.

Istniejąca w Rzeźni Miejskiej drobiarnia firmy Tadex masowa nabywa wszelakiego rodzaju drób, przyczyniając się w ten sposób do polepszenia dotychczasowych cen na ptactwo domowe. Zamiast przeto sprzedawać kury, kaczki, gęsi, indyki na ulicy w okolicach podmiejskich oczekującym tam przekupniom żydowskim, lepiej jest zawieźć drób na targowisko miejskie, gdzie sprzedać je będzie można po znacznie wyższej cenie. Fakt ten jest bardzo ważny dla wszystkich gospodyń i gospodarzy wiejskich, co winni wziąć pod uwagę. (Echo nr 14/1937 r.)

Lebenbaum

W niedzielę 24 września 1961 r. w Sali zakładowej PZPB przy ul. Orlej, odbyło się spotkanie aktywu partyjnego PZPB z redaktorem J. Lebenbaumem z „Głosu Robotniczego”, który mówił o nowych momentach w sytuacji międzynarodowej. Szereg istotnych pytań, jakie stawiali zebrani red. Lebenbaumowi, świadczyło o tym, że temat ten ogromnie zainteresował aktyw partyjny. Poza tym omówiono sprawy organizacyjne, a więc szkolenie grupowych i agitatorów w roku szkoleniowym 1961-62 oraz bieżące sprawy związane z produkcją. (Życie Pabianic)

Ulica Bóźniczna

Nazwy ulic zawsze mają historię. Na przykład ulica Bóźniczna. Została ona tak nazwana dopiero w roku 1847, w związku z wystawieniem tu synagogi. Do tego czasu, bowiem Żydzi zamieszkujący w Pabianicach odprawiali nabożeństwa w przygodnych domach modlitwy.

Nim jednak doszło do wybudowania na wschodnim krańcu miasta synagogi, wiele się zmieniło w osiedlaniu się w Pabianicach ludności żydowskiej. Biskupi krakowscy nie dawali zezwoleń na zamieszkiwanie Żydów w miastach i wsiach będących w posiadaniu kapituły. Toteż w całych dobrach pabianickich, nie wyłączając Pabianic i Rzgowa, nie było w czasach przedrozbiorowych Żydów , aczkolwiek osiedlali się w pobliżu, na przykład w Łasku.

Żydzi zaczęli się osiedlać w dobrach pokapitulnych dopiero w czasie okupacji pruskiej. Do Pabianic [przybyły na zamieszkanie pierwsze cztery rodziny żydowskie dopiero w roku 1794. Powoli napływali inni. W roku 1822 miasto liczyło 70 Żydów, w 1827 -134 osoby, w roku 1846, gdy Pabianice liczyły około 4 tys. mieszkańców – Żydów było 558, zaś w roku 1888 – przy rozroście miasta i rozwoju przemysłu- 2.900 osób.

Mniej więcej sto lat temu, zamieszkujący w Pabianicach Żydzi (w dzielnicy staromiejskiej) obowiązani byli do płacenia składek na stowarzyszenie szkoły katolickiej. Szkoła ta nosiła nawet przez pewien czas nazwę „dwuletniej szkoły katolickiej i mojżeszowej”. Jeden z dwóch nauczycieli był Żydem, wychowankiem szkoły rabinów w Wilnie. Na 190 uczniów chodzących wówczas do tej szkoły 19 było dziećmi żydowskimi.

Zgodnie z przepisami, Żydzi osiedlali się na Starym Mieście. Gdy w roku 1848 władze wydały ogólne przepisy o osiedlaniu się Żydów w miastach poza oznaczoną pierwotnie dla nich dzielnicą (getto), również w Pabianicach  dozwolono na zamieszkiwanie w całym mieście. Wówczas to niektórzy z nich zaczęli się przenosić również do Nowego Miasta, ale pod warunkiem posiadania kwalifikacji rzemieślniczych.

Jeszcze w roku 1860 wypłynął nowy projekt – utworzenie w Pabianicach ponownie dzielnicy żydowskiej, mianowicie przy ul. Bóźnicznej i w części Tuszyńskiej, jednakże zarządzenie o równouprawnieniu nie doprowadziło tego zamiaru do skutku.

W wieku XIX ludność żydowska w Pabianicach trudniła się tkactwem, jak również innymi rzemiosłami. Prócz tego zajmowała się handlem, początkowo prowadząc kramy, później zaś utrzymując placówki handlowe w postaci sklepów. Z biegiem czasu ludność żydowska Pabianic miała dostęp do przemysłu, do praktykowania wolnych zawodów, zrównując się w zupełności z innymi mieszkańcami miasta. Sigma (Życie Pabianic , X 1961 r.)

Zatargi fabryczne

W fabryce Sinickiego i Orbacha w Pabianicach robotnicy przed kilku tygodniami urządzili strajk, trwający 9 tygodni. Następnie zgodzili się pracować, o ile wydalony będzie starszy majster. Po porozumieniu się z administracją, robotnicy zaczęli pracować. Administracja nagle zamknęła fabrykę, wydalając wszystkich robotników i na ich miejsce przyjmując Żydów. Wydaleni robotnicy obecnie zwrócili się do inspektora fabrycznego, który zalecił im skierować sprawę na drogę sądową. Sędzia pokoju w Pabianicach wydał wyrok, przysądzający na korzyść robotników 4000 rubli wynagrodzenia od fabrykantów.

Sędzia pokoju w Pabianicach rozważał też sprawę robotników zamkniętej fabryki Barucha w Pabianicach, przeciwko administracji, o wypłacenie 3000 rubli zaległości za 6 tygodni pracy. Sędzia całą sumę wraz z kosztami zasądził na rzecz robotników. (Zaranie – pismo tygodniowe, społeczne, rolnicze i przemysłowe – nr 14/1914 r.)

Napad bandycki

Wczoraj o godzinie 5 rano na szosie pod Pabianicami trzech uzbrojonych w noże fińskie bandytów, dokonało napadu rabunkowego na przejeżdżającego tamtędy do Pabianic 52-letniego pachciarza Abrahama Berka. Wobec tego, iż napadnięty nie chciał oddać bandytom pieniędzy, został przez nich pokłuty nożami.

Na krzyk rozpaczliwy Berka pospieszyli z pomocą przechodnie, którym udało się doścignąć i ująć uciekających bandytów. Rannego w lewą rękę i lewy bok pachciarza przewieziono do szpitala miejskiego w Pabianicach, ujętych zaś bandytów przeprowadzono pod silną eskortą do powiatu w Łasku. (Nowa Gazeta Łódzka nr 160/1914 r.)

Graj, klezmerze, graj

W sobotę (23 listopada) o godz. 17.00 w pabianickim kościele ewangelicko-augsburskim odbył się koncert pieśni żydowskiej pt. „Shpil, klezmerl, szpil” (Graj, klezmerze, graj). W recitalu wystąpiło troje artystów z Poznania: aktorka i solistka scen muzycznych i operowych, Izabella Tarasiuk (śpiew), Katarzyna Klebba (skrzypce) i Arnold Dąbrowski (fortepian) – autor muzyki teatralnej, radiowej i filmowej, wykładowca Akademii Muzycznej w Poznaniu.

Na repertuar złożyły się utwory w języku jidysz i polskim. Wśród nich znalazły się m. in. „Papirosen”, „Rebeka”, „Bełz”, ballada „Bleib gezund mir, Kroke” oraz znana pieśń „Zol di harfe got loybn”. Koncert zorganizowała parafia ewangelicko-augsburska i była to już czwarta impreza muzyczna, która odbyła się w tym kościele. Kierownictwem artystycznym zajęła się żona pastora, Magdalena Hudzieczek-Cieślar. Recital poprowadził Sławomir Zamuszko.

Koncert wzbudził spore zainteresowanie. Wśród słuchaczy znaleźli się m. in. były prezydent miasta, Florian Wlaźlak, i były przewodniczący RM Leszek Maliński. Nie zabrakło również przedstawicieli lokalnych mediów oraz licznie przybyłych parafian. (Nowe Życie Pabianic na niedzielę nr 44/2002 r.)

Gdy nad Dobrzynką rządzili Żydzi

Lata 20. ubiegłego wieku: dla starozakonnych mieszkańców naszego miasta nastał czas prosperity. Żydzi zawładnęli sklepikami, rzemiosłem, fabryczkami, bankami, transportem. Byli lekarzami, prawnikami, dziennikarzami. W 1921 roku co trzeci mieszkaniec Pabianic był Żydem.

Przywędrowali do Pabianic w latach 90. XVIII wieku. Dlaczego wtedy? Bo wcześniej miasteczko, będące własnością kapituły krakowskiej, objęte było zakazem osiedlania się starozakonnych. Dopiero po trzecim rozbiorze Polski, gdy dobra kapituły zajęli Prusacy, zakaz ten przestał obowiązywać. W 1794 roku w Pabianicach osiedliły się 4 żydowskie rodziny – 15 osób. W tamtych czasach była to spora grupa, bo stanowiła 3,1 proc. ludności miasta. Grono wyznawców judaizmu nad Dobrzynką szybko rosło. W 1822 r. mieszkało tu już 70 Żydów, a pięć lat później – 134 (6,2 proc. populacji). W 1888 r. co czwarty mieszkaniec Pabianic był Żydem, a w 1921 – już co trzeci. Starozakonni upodobali sobie rejon Starego Miasta – ulice: Bóźniczną, Kapliczną, Konstantynowską, Warszawską.

Przed modłami do mykwy

Wyznawcy Mojżesza szybko się u nas zadomowili. W 1847 r. przy ulicy nazwanej później Bóźniczną zbudowali synagogę. Mieli swoje szkoły (przy ul Garncarskiej 23, Warszawskiej, Kaplicznej6 i Tuszyńskiej 30), łaźnie, domy modlitwy. Mykwa, czyli łaźnia stała przy ul. Warszawskiej 24. Według danych z 1929 r., wyposażona była w 15 wanien i 2 baseny.

Do działających nad Dobrzynka żydowskich instytucji społecznych należały: Stowarzyszenie Niesienia Pomocy Biednym Chorym (ul. Warszawska 24), Stowarzyszenie  Pożyczkowo-Oszczędnościowe, Żydowskie Stowarzyszenie Dom Starców, Żydowskie Stowarzyszenie Opieki nad dziećmi czy Pabianickie Żydowskie Stowarzyszenie Niesienia Pomocy Położnicom i Niemowlętom. Przy Zamkowej 11 mieściło się Zrzeszenie Kobiet Żydowskich.

Młodzież działała w stowarzyszeniach harcerskich(m. in. Związku Harcerstwa Żydowskiego) i sportowych (Żydowskie Towarzystwo Sportowe „Makabi”, Żydowskie Towarzystwo Sportowe „Stern”).

Żydzi mieli własne gazety. W 1926 r. zaczęli wydawać w Pabianicach tygodnik w języku jidysz „Pabianicere Cajtung”. Nakład sięgał 1.000 egzemplarzy, a pismo liczyło 8 stron.

Jako pełnoprawni obywatele miasta, Żydzi zrzeszali się w organizacjach politycznych. Aktywną działalność po 1919 r. prowadziło między innymi Stronnictwo Ortodoksów z siedzibą przy Kaplicznej 20. Gmina żydowska miała swych reprezentantów we władzach Pabianic. Po wyborach w 1919 r. do Rady Miejskiej weszło sześciu Żydów.

Dentyści w jarmułkach

Czym trudnili się pabianiccy Izraelici? Drobnym handlem, rzemiosłem i finansami. Prowadzili małe i średnie firmy włókiennicze. Do najbardziej zamożnych należała rodzina Faustów. Przy św. Rocha 3/5 miała zakłady zatrudniające 109 robotników.  Miały one swoje przedstawicielstwa m. in. we Lwowie, w Wilnie, Warszawie, Bydgoszczy.

Żydzi tworzyli w mieście warstwę inteligencji. Wielu z nich zajmowało się medycyną, a zwłaszcza stomatologią. Gabinet ginekologiczny przy św. Rocha 3 prowadził Seweryn Szenker. Regina Auerbach-Szapocznik była lekarzem chorób dziecięcych przy ul. Narutowicza.

Wyznawców Mojżesza łatwo było odróżnić od polskich czy niemieckich pabianiczan. Mężczyźni nosili zazwyczaj czarne, długie, sięgające stóp chałaty (płaszcze). Nie pokazywali się bez czarnych kaszkietów, czyli czapek z daszkiem i okrągłym denkiem.

Żydzi ortodoksyjni (przestrzegający absolutnie przepisów Starego Zakonu) ubierali czarne jarmułki (czapeczki ściśle przylegające do czubka głowy). Prawie wszyscy nosili wąsy i brody. Ortodoksi manifestowali swe przekonania, nosząc pejsy: skręcone w loki pasemka włosów zwisających po obu stronach głowy, przed uszami.

Wędrówka do Ziemi Obiecanej

Przed wybuchem drugiej wojny światowej w Pabianicach mieszkało 8.357 Żydów (16 procent populacji). Hitlerowcy zamknęli ich w getcie i systematycznie wywozili do obozów zagłady.

Po wojnie do Pabianic powróciło jedynie 350 Żydów. Były to głównie osoby młode i w wieku średnim. Wśród nich doliczono się zaledwie trzynaściorga dzieci i trzech osób po 56. roku życia. Ci, którzy ocaleli i wrócili do Pabianic, nie mieli gdzie mieszkać. Ich domy i mieszkania zajęli Polacy. Co więcej – nie mieli też gdzie się jednoczyć i modlić. Ich synagogę i dom modlitwy  przy Kościuszki 21 zniszczono. Z cmentarza pozostały ruiny.

Już 31 marca 1945 roku przy ul. Poprzecznej 10 powołano Komitet pomocy Żydom. Zaczęły się tworzyć nowe instytucje: Komitet Żydowski, Żydowska Kongregacja Wyznaniowa, Żydowskie Zrzeszenie Religijne. W drugiej połowie 1945 r. miasto przydzieliło im siedzibę przy Warszawskiej 24. Żydzi władali tym gmachem do 1954 r. Później władze zawłaszczyły majątek i udostępniały go Żydom tylko na sobotnie modlitwy.

Wielu z tych, którzy ocaleli, nie miało żadnych kwalifikacji zawodowych. Pojawiły się pogłoski, że Żydzi nie chcą pracować. By poradzić sobie z bezrobociem i udowodnić, że tak nie jest, w 1946 roku przy ul. Majdany powstała żydowska Spółdzielnia Pracy „Krosno”. Dwa lata później zatrudniała ona 9 osób. Żydzi szyli w niej ubrania – koszule i pidżamy.

Kiedy w maju 1948 r. w części Palestyny powstało żydowskie państwo Izrael, rozpoczęła się legalna emigracja pabianickich Żydów do Izraela. Z rejonu łódzkiego szybko wyjechało około 5.000 starozakonnych

W 1949 r. zlikwidowano w Pabianicach odrębność spółdzielni żydowskich, a po 1956 r. społeczność żydowska przestała istnieć w formie zorganizowanej.

W 1963 w województwie łódzkim (bez Łodzi) mieszkało zaledwie 116 Żydów. Sześć lat później w Pabianicach doliczono się jedynie trzech czcicieli Jahwe. Magdalena Gurazda (Życie Pabianic nr 22/2011 r.)

7 lat w Izraelu

Maciej Baranowski z Pabianic opiekuje się żydowskimi dziećmi. –Wyjechałem z Polski, bo straciłem sens życia. Nie widziałem szansy dla siebie na przyszłość – mówi 42-letni Maciej Baranowski, który po 7 latach spędzonych w Izraelu wrócił do Pabianic. – Tam spotkałem to, czego mi w ojczyźnie brakowało: życzliwość, uśmiechnięte twarze na ulicach i ogromne umiłowanie życia.

Po przyjeździe do Izraela Maciek został wolontariuszem w ośrodku dla upośledzonych dzieci. Za pracę dostał pokój, wyżywienie i kieszonkowe. – Opiekowałem się chorymi dzieciakami, pomagałem we wszystkim, co trzeba było zrobić w ośrodku – opowiada. – Raz budowałem scenę i robiłem dekorację na zabawę, innym razem malowałem płot. Tutaj każdy robi to, co akurat jest do zrobienia. I nieważne, czy jest się opiekunem dzieci, czy tylko robotnikiem.

Przez rok Maciek chodził do ulplanu (szkoły dla emigrantów), gdzie uczył się hebrajskiego. – Od razu wysłali mnie na lekcje języka – dodaje. – Nauczyłem się mówić po hebrajsku, ale pisać nie potrafię. To diabelsko trudny język, z przeczytaniem gazety wciąż mam spore kłopoty. Na początku dogadywałem się z nimi po niemiecku, rosyjsku i oczywiście po polsku. Za naukę pabianiczanina zapłacił Beni Huberman – Żyd, który w 1958 r. wyjechał z Łodzi do Izraela. Miał wtedy 10 lat. Dziś jest dyrektorem ośrodka wychowawczego dla Alumin w Kfar-Saba.

- Gdy przyjechałem do Izraela, nikogo tam nie znałem. Wtedy zaopiekowali się mną Żydzi: Tamar Chass i Beni Heberman. Bez nich nie dałbym sobie rady – wyznaje Baranowski.

- Mimo wszystko ludzie chodzą do restauracji i barów. Bawią się w dyskotekach. Jednak gdy wsiadam do autobusu, bacznie obserwuję pasażerów. Zerkam na ich reklamówki. Każdy zdenerwowany mężczyzna, spocony, z rozbieganym wzrokiem jest podejrzany – opowiada. W Izraelu prawie każda rodzina opłakuje kogoś bliskiego. W ciągu 2 lat w zamachach terrorystycznych zginęło 600 Żydów.

- Kiedy siedzę w pubie i nagle rozdzwaniają się komórki, wtedy nie pytam, co się stało. Od razu wiadomo, że był zamach – tłumaczy. – Pytam tylko gdzie i ile osób zginęło. W Tel Awiwie w ciągu tygodnia terroryści wysadzają w powietrze 2-3 autobusy. Giną żołnierze.

W Izraelu już 5-letnie dzieci są wysyłane przez rodziców na lekcje sztuki walki. Uczą się krav magi, która zna każdy izraelski żołnierz. Tam nawet dziewczyny idą do wojska. – W Izraelu nikt nie miga się od służby wojskowej – wyjaśnia. – Dla nich to wielki zaszczyt. Na ulicach co piąta mijana osoba jest w mundurze żołnierskim.

Dziewczyny z karabinem M 16 na plecach to normalny widok. Tak uzbrojone chodzą do restauracji, jeżdżą autobusami.  – Opiekuńcze matki i żony bardzo często służą w armii. Wiele z nich jest strzelcami wyborowymi. W domu są ciepłymi i kochającymi żonami, na służbie ręka im nie drgnie mierząc do terrorysty – dodaje.

Izrael to kraj bez konstytucji. Ludzie żyją według nakazów Tory – świętej księgi Żydów. – Jestem zauroczony religijnością i stylem życia tych ludzi. To wiara sprawia, że są życzliwi i usłużni. My tu w Polsce inaczej wyobrażamy sobie Żydów.

Przez 7 lat spędzonych w Kfar-Saba, miasteczku położonym 20 km od Tel Awiwu, Maciek nie widział na ulicy ani jednej awantury lub bijatyki.

- Tam nie ma napadów. Nikt się nie bije. Nikt nikogo nie zaczepi na ulicy. Młode, skąpo odziane dziewczyny wracają w nocy z dyskoteki i nie boją się, że stanie się im krzywda. W Izraelu nikt ich nie zaczepi – wyjaśnia. – Owszem są zaostrzenia, chociażby w samolotach. Ale ja wolę być 3 razy zrewidowany, niż raz wysadzony w powietrze. Przed wejściem do restauracji, pubów i kin każdy musi pokazywać zawartość torebki lub plecaka. Wszystkich rewidują uzbrojeni po zęby żołnierze.

Po trawnikach w Izraelu pełzają kameleony, żółwie i jaszczurki. Rzadko można spotkać psa lub kota.

- To dziwne, ale tęskniłem za śniegiem, widokiem polskich drzew, nawet za polską telewizją – wylicza. – Tęskniłem też za naszymi knajpami i barami, bo w Izraelu prawie wcale się nie pije alkoholu. Nie ma takiej tradycji, jak w Polsce. No i brakowało mi naszych pięknych Bieszczad.

Teraz Maciek też tęskni. Tym razem za wychowankami, których zostawił w Izraelu. – Po każdym zamachu liczymy dzieci. Zdenerwowani czekamy przed bramą na ich powrót ze szkoły lub kina. Sprawdzamy, czy wszystkie się odliczyły – tłumaczy. – Gdyby zaostrzył się konflikt na Bliskim wschodzie, chciałbym tam być. Te dzieci często nie mają nikogo bliskiego, a my wychowawcy to ich jedyna rodzina. Jeszcze w tym roku Baranowski spakuje walizki i poleci do Izraela. Renata Kamińska (Życie Pabianic nr 37/2002 r.)

Cudem ocalony

Zbigniew Gajzler kręci film o pabianickim getcie. Autorem zdjęć jest Andrzej Jaroszewicz. – Praca przy tym filmie to dla mnie honor – oświadczył operator filmowy Andrzej Jaroszewicz na konferencji prasowej w Starostwie. – Uważam, że po 11 września trzeba zwrócić uwagę ludzi na siły, którym przeszkadza pokój.  Jaroszewicz współpracował z takimi reżyserami, jak: Andrzej Wajda, Andrzej Żuławski, Krzysztof Kieślowski. To on kręcił „Quo Vadis” dla Jerzego Kawalerowicza. 

- Film o losach pabianickich Żydów „chodził” mi dawno po głowie – dodaje Gajzler. – Niestety z ośmiotysięcznej przed wojną społeczności żydowskiej nie ma dziś ani jednego przedstawiciela tej nacji w naszym mieście.

Przypadek sprawił, że Zbigniew Gajzler spotkał Aleksandra Bartel-Bicza, Żyda z Pabianic, i usłyszał historię jego życia. – Losy Aleksa będą motywem przewodnim filmu – wyjaśnia reżyser. – Film nazwałem „Sarid”, co po hebrajsku znaczy „ocalony”.

Aleksander Bartel-Bicz urodził się w 1927 roku w domu przy ul. Fabrycznej 17. Matka była rodowitą pabianiczanką, ojciec pochodził ze Zduńskiej Woli. Był krawcem. Gdy wybuchła wojna, Aleks miał 12 lat. Wraz z rodziną przeszedł getto w Pabianicach i Łodzi. Matka zginęła w Oświęcimiu, a Aleks z ojcem trafił do obozu w Mauthausen. Z całej rodziny tylko on ocalał. Swoją zonę Avivę (łodziankę) poznał na statku, którym po wyzwoleniu płynęli do Izraela. Są małżeństwem 57 lat, mają syna.

- Jestem wdzięczny Zbyszkowi za ten film – mówi Aleks Bartel-Bicz. – Ocalała nas, pabianickich Żydów , tylko garstka. Mieszkamy w Izraelu i trzymamy się razem.

Wypowiedzi członków Ziomkostwa Żydów Pabianickich znajdą się w filmie. Gajzler zrealizował już część zdjęć w Tel Awiwie i Yad Vashem w Jerozolimie oraz w nekropolii w Holonie. Teraz kręci w Polsce: Pabianicach, Łodzi, Oświęcimiu. Film będzie trwał 52 minuty. Reżyser zapowiada premierę w grudniu.  (Życie Pabianic nr 39/2002 r.)

Gdzie jest cegła z pabianickiej synagogi?

Radny dr Kasperski zwrócił uwagę członkom rady na niebezpieczeństwo jakie czai się w murach dawnej bożnicy przy ul. Fornalskiej. Otóż mury te, grożące w każdej chwili zawaleniem, bywają czasami miejscem (mimo ostrzegawczego napisu) zabaw dla dzieci.

Dr Kasperski proponuje, aby cegły z rozebranej bóżnicy wykorzystać na budowę muru oddzielającego szpital gruźliczy od boiska szkolnego, na którym przebywają często dzieci. Wiceprzewodniczący Prezydium MRN Brunon Dąbrowski wyjaśnił radnym, że dopiero w ostatnim czasie zyskano zezwolenie na rozebranie bóżnicy i nie jest wykluczone, że cegła z tej rozbiórki będzie wykorzystana zgodnie z życzeniem dr. Kasperskiego. (Życie Pabianic nr 38/1959 r.) Szpitale przeciwgruźlicze znajdowały się przy ulicy Marcelego Nowotki (obecnie św. Jana)

Jack Ekstein

Do Pabianic przyjechał 31 maja Jack Ekstein przewodniczący organizacji Pabianice Landsmanshaft w Melbourne, która skupia dawnych mieszkańców miasta pochodzenia żydowskiego i ich potomków. Odwiedził nasze muzeum, cmentarz żydowski. Gościł również u prezydenta Grzegorza Mackiewicza.

Ziomkostwo z Melbourne ufundowało w Pabianicach tablicę pamięci ofiar holocaustu na cmentarzu żydowskim oraz na ulicy Bóźnicznej, w miejscu dawnej synagogi. W 2014 r. staraniem organizacji ukazała się angielska wersja książki „Sefer Pabianice” – Księgi Pabianic, która opisuje społeczność żydowską mieszkającą nad Dobrzynką w XIX i XX wieku. Publikacja zawiera archiwalne zdjęcia i dokumenty, powstała w języku hebrajskim i jidysz. Dołączona jest do niej lista ponad 600 nazwisk na nagrobkach cmentarza żydowskiego w Pabianicach. Jack Ekstein podarował książkę Muzeum Miasta Pabianic . W Polsce są tylko dwa jej egzemplarze.  Na zdjęciu: prezydent Grzegorz Mackiewicz, Jack Ekstein i towarzysząca mu Marie  Gross Lerner oraz przedstawiciele MMP. (Nowe Życie Pabianic nr 23/2016 r.)

https://pabianice.com.au

Jak Berliński nabierał kupców

W Zebrzydowicach przytrzymany został Berliński Chaim, ostatnio zamieszkały w Pabianicach. Wymieniony od dłuższego czasu odwiedzał zamożniejszych kupców na terenie powiatu cieszyńskiego – przedstawiając się jako właściciel zakładu graficznego i w tym celu zbierał zamówienia od kupców na sporządzanie szyldów, wyłudzając od nich przy tej sposobności większe lub mniejsze kwoty pieniężne. Ustalone, że Berliński wyłudził od kupców około 6320 zł. (Gazeta Robotnicza nr 66/1930 r.)

Bezczelność żydowska

Do czego dochodzi bezczelność żydowska w Polsce zilustrować może następujący fakt: dnia 9 stycznia zjawiło się u jednej z najważniejszych firm polskich w Pabianicach dwóch Żydków nierozmawiających wcale po polsku i przedstawiło jakiś papier zaopatrzony w stempel: „Hilfskomitete fuer erlittene Juden (Gwiazda Syjońska) in Ukraine in Lemberg”.

Treść tego dokumentu w języku niemieckim nawołuje do popierania Żydów uchodźców z Ukrainy, którzy schronili się do Polski. Nie dość na tym, że zbolszewizowane żydostwo po rozgromieniu Rosji w obawie przed odwetem pcha się gromadnie wszelkimi drogami do Polski, do tej Polskiej którą w najhaniebniejszy sposób oczerniają za granicą jako kraj gwałtów, pogromów i bojkotu. Nie dość na tym, że za pieniądze zagrabione w Rosji wykupują ziemię i posiadłość polską,  to jeszcze mają czelność odnosić się do społeczeństwa polskiego całkiem jawnie i otwarcie o poparcie swych nikczemnych celów, zaiste potrzeba na to aż żydowskiej bezczelności, aby żądać od Polski pomocy. (Głos Górnego Śląska nr 4/1922 r.)

Rada Miejska a Żydzi

W Pabianicach na posiedzeniu Rady Miejskiej radny Szapocznik domagał się wyznaczenia większej sumy na szkoły żydowskie. Poparł go burmistrz dr Dankwarst. Przeciwko projektowi wystąpili radni – chrześcijanie. Projekt odesłano do komisji. (Goniec Częstochowski nr 162/1917 r.)

Śladami

Adam Dylewski „Śladami Żydów polskich”, 2019: Pabianice (żyd. Pabianitz)

Do końca XVIII w. Pabianice stanowiły własność biskupów krakowskich, a Żydzi nie mogli osiedlać się w ich granicach. Zakaz ten zniósł dopiero zaborca pruski. Gmina została założona przed 1836 r., synagoga przy ul. Bóżniczej oraz cmentarz przy ul. Cmentarnej powstały dopiero w 1847 r., a szkoła przy ul. Kaplicznej pod koniec  XIX w.

W 1921 r. w Pabianicach mieszkało 7230 Żydów (24,4% ogółu ludności). Tradycyjną dzielnicą żydowską było Stare Miasto, a gmina mieściła się przy ul. warszawskiej 24. Wychodziła gazeta w jidysz, „Pabianicer Cejtung”. Duża społeczność posiadała wiele przedsiębiorstw wytwórczych i handlowych, zwłaszcza branży tekstylnej. Wymienić należy: fabryki włókiennicze Grinsztajn, Pukacz i Syn, Majlecha Herca, Jelinowicza i Glassa, Weinsteina, Wienera, Jakubowicza i Adlera, A. M. Zylbersztajn i S-ka; tkalnie Cychtigera i Lewiego, Lipszyca, J. Mozesa, I. Sztern i S-ki, Urbacha, Weintrauba; wykończalnię i farbiarnie Bessera, Proporta i Starodworskiego; wytwórnię manufaktury Henryka Grinsteina itd. Gmina miała charakter ortodoksyjny i była pod silnym wpływem chasydyzmu. W okresie międzywojennym rabinami miasta byli przedstawiciele dynastii Alterów z Góry Kalwarii: Menachem Mendel Alter (1921-1937), syn cadyka Judy Ariego Lejba Altera, od 1935 r. prezes Związku Rabinów w Polsce, oraz Abraham Issachar Alter (1938-1942), syn Menachema Mendla Altera.

Niemcy utworzyli getto w Pabianicach jako jedno z pierwszych na ziemiach polskich, w lutym 1940 r. Uwięziono w nim ok. 9 tys. ludzi. 1200 krawców zmuszono do szycia mundurów dla Luftwaffe oraz namiotów. Likwidacja getta nastąpiła 16 maja 1942 r. Ofiary spędzono na stadion, a po trzech dniach barbarzyńskich tortur wywieziono do getta w Łodzi albo do niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem.

Jednym z ostatnich świadków obecności Żydów w Pabianicach była klasycystyczna synagoga przy u. Bóźniczej 4. Choć zdewastowana przez Niemców, przetrwała zagładę, a rozebrana została dopiero w czerwcu 1960 r.

Najbardziej wartościowym zabytkiem żydowskich Pabianic jest cmentarz przy ul. Karolewskiej. Nekropolia powstała ok. 1847 r. na 1,7 ha. W 1968 r. jej obszar został zmniejszony do 0,85 ha, a na pozostałym fragmencie wybudowano kotłownię. Do dzisiaj przetrwało aż 1366 nagrobków w różnym stanie, głównie z pierwszych dziesięcioleci XX w., z inskrypcjami w języku hebrajskim, ale także polskim i niemieckim. Najstarszy należy do Abrahama, syna Menachema Manesa (zm. 29.12.1847). Pochowano tu m. in. : Józefa Zonenberga (1885-1936) – działacza SDKPiL, a także kilku rabinów: Dawida Pika (zm. 9.09.1884), Abrahama Mosze Eliezera (zm. 21.01.1914), Jakuba Kuczyńskiego (brak daty) i jego syna Henocha Kuczyńskiego (brak daty); fabrykanta Majera Barucha (zm. 17.02.1896); kupca Emanuela Kantorowicza (zm. 22.02.1900); stulatka Izaaka Fiszera (zm. 12.03.1921). Wiele nagrobków zawiera adnotację o miejscu pochodzenia(Działoszyn, Widawa, Ujazd), co pozwala wysnuć wniosek, że pabianicka społeczność odgrywała duże znaczenie w skali regionu. Na cmentarzu znajduje się także tablica upamiętniająca Żydów zamordowanych przez Niemców w obozie zagłady w Chełmnie. Od lat 90. XX w. cmentarz jest restaurowany i indeksowany. W 1995 r. został wpisany do rejestru zabytków.

Jakub Gelkopf

Helene J. Sinnreich „The Atrocity of Hunger: Starvation in the Warsaw,Lodz…”,2023: (…) In the Kraków and Warsaw ghettos, a number of non-Jews were able to enter and exit the ghetto and brought food in with them. Workers at the ghetto pharmacy smuggled in food, as did Dr. Ludwig Zurowski, the city health commissioner for Krakow, who brought in fats in particular. It is not possibile to say how many Poles participated in such efforts, as they generalny appeared in contemporary accounts only wwhen they got caught , such as Jakub Gelkopf of Pabianice, a town bordering  Łódź, or Stanislaw Wisniewski (…).

Będzie „Jarmark żydowski”

Mamy to! Będzie się działo! Nasz projekt z budżetu obywatelskiego „Łódzkie na Plus” na 2024 rok pn. „Jarmark żydowski w Pabianicach” zwyciężył poinformował Pabianicki Sztetl.

Na gęsto rozstawionych na pabianickim starym mieście straganach sprzedawcy oferować będą m. in. najróżniejsze stare bibeloty i drobiazgi, porcelanę, figurki i ozdoby z motywami związanymi z kulturą żydowską.

Wzdłuż ulic będą królowały kramy, gdzie będzie można kupić stare mapy, stylizowaną biżuterię i ręcznie uszyte stroje, a także spróbować przyrządzanych na rozmaite sposoby kartofli, humusu, czulentu, tradycyjnych potraw kuchni żydowskiej, a nawet koszernych alkoholi, w tym zachwalanego jako wyjątkowo słodki, cydru.

Wśród wiekowych kamienic naszej starówki będzie znów rozbrzmiewała żydowska muzyka oraz gwar głosów gości żydowskiego jarmarku.

- Cieszymy się, że po raz kolejny nasze pomysły i inicjatywy uzyskały aprobatę mieszkańców powiatu pabianickiego. Dziękujemy za głosy – mówią członkowie „Pabianickiego Sztetla”. – Już dziś zapraszamy na całodniowe wydarzenie, które będzie  znakomitą okazją, aby zanurzyć się na chwile w atmosferę przedwojennych żydowskich Pabianic.

Z budżetu obywatelskiego na organizację jarmarku popłynie 40 tysięcy złotych. (Nowe Życie Pabianic nr 39/2023 r.)

Fotografie z getta

Fotografie przedstawiające pabianickie getto w okresie okupacji hitlerowskiej można oglądać na wystawie w Berlinie. Materiały są eksponowane w otwartym 10 maja Centrum Informacyjnym, znajdującym się przy Pomniku ku Czci Pomordowanych Żydów Europy – pobliżu Bramy Brandenburskiej i placu Poczdamskiego.

Wystawa prezentuje dokumenty dotyczące dwustu miejsc związanych z Holokaustem. Sześć pabianickich fotografii prezentowanych na ekspozycji pochodzi ze zbiorów działu historycznego Muzeum Miasta Pabianic. Zostały one udostępnione na życzenie niemieckiej fundacji finansującej projekt (Stifung Denkmal fὕr die ermordeten Juden Europas). (Nowe Życie Pabianic, 17.05.2005 r.)

Raport gubernatora (1905 r.)

(…) Gubernator piotrkowski Arcimowicz śle raport – ściśle tajny – do generał gubernatora warszawskiego Maksymowicza: „O powszechnym strajku protestacyjnym przeciw projektowi Dumy Bułyginowskiej i o demonstracjach robotników w Pabianicach. (…) Jeden ze sztandarów niósł Michał Barcyk, już uprzednio zauważony przez policję jako agitator wśród robotników, poczyniono wszelkie kroki w celu jego aresztowania. Około godziny 4 po południu patrol policyjny zatrzymał dwóch Żydów:  mieszkańca gminy Pajęczno powiatu radomszczańskiego Arona Hersza Kosińskiego lat 20 i mieszkańca miasta Pabianic Hersza Urbana, jako podejrzanych o agitację wśród strajkujących robotników. Przy Kosińskim znaleziono broszurę treści  rewolucyjnej. Urban odpowiadał już przedtem za wykroczenia polityczne”. (Życie Pabianic nr 26/1965 r.)

Pokaz filmu „Sarid”

Reżyser wraz z producentką wychodzą na scenę ośrodka kultury, reżyser opowiada w jaki sposób powstawał film, przekazuje pozdrowienia od Alexa, który nie mógł przybyć z powodu ciężkiej choroby. Prosi o zabranie głosu prezydenta Jana Bernera. Ten ochoczo przejmuje mikrofon i snuje wspomnienia z początku lat czterdziestych ub. wieku. Mówi, że ówcześni mieszkańcy wiedzieli o trudnym położeniu Żydów, ale wiedza ta była niekompletna. Godzina policyjna, jednostronny ruch, izolacja ludności żydowskiej na terenie getta, wszystko to ograniczało kontakty. Prezydent mieszkał wówczas na Kolejowej, w pobliżu stadionu Krusche & Ender. Pamięta, że stadion był otoczony wysokim płotem, zza którego dochodziły krzyki i odgłos wystrzałów. Mieszkańcy snuli różne domysły. Wiedzieli, że zgromadzeni tam ludzie są szykanowani. Podejmowali próby przerzucania przez płot produktów żywnościowych. Dzieci nieraz zbliżały się do ogrodzenia, ale Niemcy mierzyli zaraz do nich z karabinów. Prezydent mówił także, że zrozumiał dramat Żydów, kiedy w Jerozolimie stanął przed Ścianą Płaczu.

Reżyser podziękował Urszuli Jaros – dyrektor i pracownikom muzeum za pomoc w realizacji filmu. Jaros podeszła do mikrofonu i złożyła wyrazy uznania autorom dzieła. Mówiła, że widziała już film w Łódzkim Domu Kultury na zakończenie Festiwalu Czterech Kultur. Sama mieszka na Starym Mieście i chodzi ulicami dawnego getta. Nieobecność jednej trzeciej ludności zmusza do namysłu.

Reżyser zaprasza sponsorów. Film sfinansowali pabianiczanie z Izraela, miejscowi przedsiębiorcy oraz Fundacja Krauzego. Sponsorzy pozują do pamiątkowej fotografii. Reżyser nie był pewny czy znajdzie pieniądze na sfinalizowanie dzieła. Film powstawał także w Izraelu podczas intifady, a więc w dość niebezpiecznych okolicznościach. Reżyser nawet pochopnie użył słowa – mały holocaust: „przeżyliśmy mały holocaust”.

Dziękował operatorowi Jaroszewiczowi – „nie mógł przybyć, bo kręci serial” i Szulcowi – „poprosiłem Wicia o pomoc, gdy Jaroszewicz podjął współpracę z Bertoluccim”. Podziękowania otrzymał również wybitny kompozytor Lorenc – „bardzo chętnie przyjął moją propozycję i wyraził gotowość do współpracy przy następnym filmie”.

Gajzler określił siebie jako artystę wymagającego i trudnego, który zdecydowanie lepiej czuje się na planie filmowym niż na scenie. Film składa się z materiałów archiwalnych (zdjęcia, pocztówki, dokumenty, kroniki), które ilustrują opowieść Alexa Bartala. Szczególną rolę odgrywają rekonstrukcje sytuacji rzeczywistych. Nagle pojawiają się dzieci, udające mieszkańców getta. Częsty jest motyw nóg maszerujących i uciekających osób. Rekonstrukcje mają podnieść dramaturgię filmu. Kiedy Alex opowiada o matce, wymykającej się z getta, to widzimy młodą osobę idącą szybkim krokiem wzdłuż narożnej kamienicy przy Kościelnej i Bóźnicznej. Film pozbawiony jest akcentów antypolskich. Bartal podkreśla grzecznościowo dobre stosunki z Polakami zarówno przed wojną, jak i w okresie okupacji. Wspomina także policję żydowską, która nadzorowała wstępny etap marszu śmierci. Pojawiły się obwieszczenia o konieczności zliczenia ludności żydowskiej. Wszyscy mieszkańcy w tym samym czasie musieli opuścić swoje mieszkania i ustawić się na ulicy. W tym momencie przydali się żydowscy pomocnicy. Nikt – opowiada Bartal – nie przypuszczał, że nie wróci do swojego domu. Przypomina niesłychaną brutalność Niemców – bicie, poniżanie, zabijanie, selekcja. Cytuje słowa piosenki jakiej Niemcy uczyli Żydów na stadionie. Mniej więcej chodziło o to, iż przed uciekającymi z Egiptu Żydami rozstąpiło się morze. Teraz to morze zamknie się nad ich głowami i wreszcie będzie spokój. (6.10.2005 r.)

Baruchowie

W gronie największych przemysłowców Pabianic znalazła się rodzina Baruchów, występująca w aktach do połowy lat 80 XIX w, jako Boruchowie. Współczesnemu mieszkańcowi miasta nazwisko to kojarzy się zapewne tylko z osobą Maksymiliana Barucha, znanego ze swoich publikacji poświęconych dziejom miasta i regionu.

Należał do nielicznej grupy Żydów, która przeszła z wyznania mojżeszowego na wiarę rzymskokatolicką. W okresie międzywojennym ulicę Kątną przemianowano na M. Barucha. Należy jednak pamiętać, że w II połowie XIX w. Baruchowie zajmowali  trzecie miejsce pod względem rozmiarów produkcji i zatrudnienia. Przegrywali rywalizację tylko z firmami: Krusche i Ender oraz R. Kindlera.

Około 1850 r. osiedlił się w Pabianicach Mojżesz (Meir) Baruch, tkacz z Działoszyna, który zorganizował manufakturę rozproszoną, a więc zatrudniał tkaczy wyrabiających w swych warsztatach towary wełniane i półjedwabne. Położył on podwaliny pod awans majątkowy swoich dzieci. Na początku lat 60. XIX w. Mojżesz Baruch przeniósł się do Łodzi, gdzie przy ul. Cegielnianej (Więckowskiego 8) zbudował dom i skład towarów włókienniczych.

W 1862 r. jego trzej synowie: Majer, August (Aron) i Izydor (Icek) założyli spółkę fabryczną i handlową pod nazwą „Bracia Baruch”, która uruchomiła niewielkie tkalnie ręczne w Pabianicach i Łodzi i prowadziła szerokie operacje handlowe.

Początek lat 70. przyniósł istotny awans majątkowy. Jego twórca był przede wszystkim Majer Baruch, żonaty z Rozalią Gliksman, przedstawicielką osiedlonej od kilku dziesięcioleci rodziny żydowskiej w Pabianicach. Ich synami byli dwaj przemysłowcy: Izydor i Tadeusz oraz wspomniany wyżej adwokat, historyk, publicysta – Maksymilian.

W 1871 r. Majer Baruch nabył tzw. Blicharnię, przy ul. Tylnej (obecnie Grobelnej), gdzie w roku następnym powstała mechaniczna tkalnia z 16 krosnami i tkalnia ręczna. Na zakupionych nieruchomościach i dołączonych do Blicharni (między ul. Zamkową, Grobelną, rzeką Dobrzynką i obecną ul. Lipową) powstał pierwszy kompleks fabryczny firmy „Bracia Baruch”, w tym oddziały: farbiarnia, apretura. Drugi obiekt fabryczny powstał na nieruchomościach nabytych głównie w latach 1882-1883. Były one zlokalizowane przy ul. Saksońskiej, nad Dobrzynka. Współcześnie chodzi o obiekt zajmowany przez Pabianickie Zakłady Środków Opatrunkowych. Baruchowie zbudowali tam drukarnię perkali, blich, farbiarnię i inne oddziały.

Szeroki program inwestycyjny zrealizowano w latach 90. Po śmierci Majera Barucha (1886 r.) działalnością produkcyjną firmy kierował jego najstarszy syn Izydor wraz z bratem Tadeuszem, gdy Maksymilian poświęcił się pracy adwokackiej, pełniąc w przedsiębiorstwie  rolę konsultanta prawnego. Rodzina Baruchów zajmowała szczególne miejsce w działalności społeczno-filantropijnej na terenie Pabianic. Wniosła też duży wkład w awans cywilizacyjny miasta.

Na początku 1899 r. powstało Towarzystwo Akcyjne Zakładów Przemysłowych Bracia Baruch z kapitałem 1 mln rubli. Zamierzano przystąpić do rozbudowy firmy. W tym celu zabiegano o wypuszczenie obligacji jako kapitału długoterminowego. Niestety przełom XIX i XX w. przyniósł krach finansowy i doprowadził do upadku fortuny Baruchów.

Należy podkreślić, że Towarzystwo Akcyjne Zakładów Przemysłowych Braci Baruch  dysponowało od początku złą strukturą finansową. Również w rodzinie nie było zgodności co do wyboru dalszego kierunku działalności. Przykładowo Izydor Baruch znany był ze swego despotycznego charakteru. W latach 1900-1901 zakłady poniosły straty w wysokości 386 tys. rubli. Ostatecznie firma ogłosiła upadłość a wierzyciele zgłosili pretensje do jej majątku.

Główne nieruchomości Baruchów przy ul. Grobelnej i Saksońskiej przejął za długi Ryski Bank Handlowy – Oddział w Łodzi. Około 1910 r. obiekty przy ul. Grobelnej nabył Oskar Krusche i włączył w skład firmy „Fiedler i Krusche”, przekształconej później w Spółkę Akcyjną „Dobrzynka”. Natomiast obiekt przy ul. Saksońskiej dzierżawi Izydor Baruch od nowego właściciela. Po jego śmierci (1912) dzierżawę przejął jego brat Tadeusz. Po I wojnie światowej obiekty przejęła grupa finansowa utworzona przez rodzinę Jankowskich. W ten sposób została zakończona działalność przemysłowa Baruchów w Pabianicach. (Kazimierz Badziak „Baruchowie w Pabianicach – wielkość i upadek”, Gazeta Pabianicka nr 21/1992 r.)

Jeden pabianiczanin

Jak poinformował nas prezes Gminy Wyznania Żydowskiego Ber Minc trudno określić dokładnie liczbę Żydów mieszkających w Polsce. Najprawdopodobniej jest to wielkość rzędu 3-4 tysięcy.

W Łodzi mieszka około 600 rodzin zasymilowanych, z tego 200 osób utrzymuje stały kontakt ze środowiskiem. W Pabianicach mieszka tylko jedna osoba pochodzenia żydowskiego.

Na terenie Łodzi oprócz Gminy Wyznania Żydowskiego istnieją dwie żydowskie organizacje: Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II wojnie światowej i Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce Oddział Łódzki.

W Polsce nie prowadzi się żadnych badań socjologicznych na temat mniejszości narodowych. Dysponujemy natomiast danymi dotyczącymi Żydów amerykańskich.

Żydzi amerykańscy są grupą elitarną. Stanowią niespełna 3% ludności, ale jednocześnie co najmniej 10% pracowników naukowych, 25% laureatów Nagrody Nobla, 6% członków ekskluzywnych klubów uniwersyteckich, 10% prawników, 20% milionerów i według corocznego raportu Forbesa na temat najbogatszych ludzi w USA, blisko 25% ludzi, których majątek przekracza 150 milionów dolarów. (Gazeta Pabianicka nr 21/1992 r.)

Wizytacja cmentarza

W ubiegłym tygodniu odwiedzili nasze miasto przedstawiciele środowiska Żydów w Łodzi: Seweryn Szychman – członek Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce i powołanego niedawno przez wojewodę łódzkiego Wojewódzkiego Komitetu Ochrony, Pamięci, Walki I męczeństwa oraz Oleg Grynsztajn – członek prezydium Zarządu Głównego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce i sekretarz oddziału łódzkiego tego Towarzystwa.

Goście w towarzystwie mgr Alicji Dopart – prezeski Towarzystwa Przyjaciół Pabianic i członki Wojewódzkiego Komitetu Ochrony, Pamięci, Walki i Męczeństwa odwiedzili cmentarz żydowski, który w roku 1988 został przez władze miasta uporządkowany, ale, niestety, znów pojawiają się na nim (mimo zamkniętej furtki) wandale. Jak nam powiedział opiekujący się cmentarzem Sławomir Romaniuk, w ciągu ostatniego roku przewrócono tu 50 macew (tablic nagrobnych).

Cmentarne hieny, nie zważając, że jest to miejsce wiecznego spoczynku ludzi, zachowują się na nim w sposób niegodny cywilizowanego człowieka.

Wizyta, o której piszemy, miała na celu uporządkowanie cmentarza i przygotowanie go do obchodzonej w przyszłym roku 50. rocznicy likwidacji getta żydowskiego w Łodzi. W związku z tą rocznicą do Łodzi zjadą Żydzi z całego świata, by tu odbyć modlitwę żydowską (azkarę). Jedna z grup gości na pewno odwiedzi pabianicki cmentarz.

Sądzić należy, że uda się cmentarz uporządkować. Środków na ten cel miasto wprawdzie nie ma, ale istnieje na przykład możliwość zorganizowania fundacji, która mogłaby wesprzeć ten szlachetny czyn. Liczymy w tym zakresie na dużą pomoc mieszkającego w Izraelu pabianiczanina Leona Działoszyńskiego, z którego inicjatywy cmentarz uporządkowano. Warto dodać, że spoczywają na nim także rodzice p. Działoszyńskiego. Wacław Nowak (Gazeta Pabianicka nr 32/1992 r.)

Zvi Urbach

Publikacja „Who”s  who Israel”, 1965 wspomina urodzonego w Pabianicach Zvi Urbacha – menadżera w branży włókienniczej – firma Ramtex.

Urbach, Zvi; Manager, Ramtex Weaving Coop.Soc. Ltd; b. Pabianice (Poland). Sept. 20, 1922; m; 1 s.; 1 d. 40 Rashi St. Ramat-Gan, Tel. 724728.

Fiszer i Herszkowic

W ostatnich pięciu latach w drodze postępowania sądowego uporządkowano w mieście stan prawny około 200 działek. Kiedyś miały one właściciela, ale ten z różnych przyczyn pozostawił je i ich posiadaczem przez minimum 20 lat był Urząd Miasta.

- Przez ten okres prawnym właścicielem działek był Skarb Państwa, a swoje prawo realizował przez Urząd Miejski. Teraz przejdą one na własność gminy (miasta) – powiedziała nam Jadwiga Myczkowska – naczelnik Wydziału Geodezji i Gospodarki Gruntami Urzędu Miasta.

- Jak duże są to działki?

- Różna jest ich powierzchnia. Najmniejsza liczy 200 metrów kw., a największa – kilka hektarów.

- Do kogo kiedyś one należały?

- Ze starych ksiąg hipotecznych wynika, że najczęściej właścicielami ich byli pabianiczanie narodowości żydowskiej i niemieckiej. Ze starych repertoriów w Wydziale Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego wynika na przykład, że jeden z takich terenów, znajdujący się przy ulicy Kościuszki, należał przed rokiem 1945 do współwłaścicieli Ruhli i Mendla małżonków Fiszer oraz Eli Herszkowic, działka przy ulicy Spokojnej do Karla Eiserta, a przy Kilińskiego – do braci Szolców.

- Czy w przypadku znalezienia się właścicieli miasto nie musi dokonać zwrotu tych działek?

- Już podczas składania niezbędnych dokumentów do wojewody w sprawie uporządkowania stanu prawnego dokładnie badaliśmy niezbędne akta i jesteśmy przekonani, że do tego nie dojdzie.

- Na jaki cel przeznaczone zostaną te działki?

- Będzie tu miał zastosowanie plan zagospodarowania przestrzennego. Na przykład na działce przy ulicy Spokojnej zlokalizowane będzie  jednorodzinne budownictwo mieszkaniowe.

- Czy porządkowanie stanu prawnego trwa nadal w mieście?

- Tak. Obecnie toczy się postępowanie sądowe w stosunku do 8 działek pożydowskich i poniemieckich. Rozmawiał: Wacław Nowak (Gazeta Pabianicka nr 49/1995 r.)

100 lat za Izraelitami

Znany pabianicki radca prawny, Jan Raszpla wrócił niedawno z dwutygodniowego pobytu w Izraelu, gdzie przebywał na zaproszenie znajomych. Ujrzawszy z powrotem Pabianice – chodzi jak struty, tak go bowiem zachwycił poziom życia w kraju Gołdy Meir. „U nas nie będzie tak za 100 lat, bez względu na to kto będzie rządził” – zwierzył się naszemu reporterowi pan mecenas. (Gazeta Pabianicka nr 26/1995 r.)

Spielberg i Jankowski

W 1993 r. nastoletni Krzysztof Jankowski – szalony łowca autografów  - dopadł słynnego reżysera Stevena Spielberga i przeprowadził z nim „wywiad” dla Gazety Pabianickiej.

(…) - Jak się czujesz w Polsce?

Nie odpowiedział. Jednak wtrącił się Paul i namówił go do odpowiedzi. Autokar był coraz bliżej, a my szliśmy, zbyt szybko, jak na mój gust.

- Dobrze, czuję się tu świetnie.

- A co mógłbyś powiedzieć o polskich aktorach. Jak ci się z nimi pracuje?

- Dobrze. Są mili, nie sprawiają problemów.

- Skąd się wziął pomysł na film i dlaczego akurat wybrałeś Polskę?

- Pomysł na film zaczerpnąłem z książki napisanej przez Australijczyka. Wybrałem Polskę dlatego, że w książce jest właśnie mowa o Polsce.

- A jaki będzie  tytuł filmu?

- „Lista Schindlera”

Nagle zauważyłem, że zwolnił nieco kroku. Wykorzystałem to, aby zadać mu już ostatnie pytanie.

- O czym będzie film?

Z autobusu wybiegli w naszą stronę goryle. Odpowiedział krótko: - O Niemcu, który uratował życie 1300 Żydom.

Goryle porwali go do autobusu, a ja ze łzami wzruszenia w oczach nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Oblał mnie nagle zimny pot. Rzuciłem się na Paula i podziękowałem za to co dla mnie zrobił. Nawet profesjonalni dziennikarze nie mieli najmniejszej szansy, żeby do niego podejść, a ja miałem to szczęście. (…)

Kosher vodka

… w pabianickich sklepach można nabyć „Rebekę”, „Kugel” i „Ojrę”. Odtąd już Salomon nie będzie się biedził jak nalać z pustego. (Gazeta Pabianicka nr 14/1993 r.)

Sir Barnett Stross

Stross, Sir Barnett (25 December 1899 – 13 May 1967), politician and physician. Born in Pabianice, near Lodz, Poland, he was educated at Leeds Grammar School and the University of Leeds School of Medicine. He practised as a physician in Stroke – on-Trent , where he served on the borough council, and was Ho. Medical Advisor to the National Society of Pottery Workers and the North Staffordshire Miners’ Association. He served as Labour MP for Hanly (1945-50) and for  Stoke-on-Trent Central (1950-66) . From 1964-6 he was Parliamentary  Secretary to the Ministry of Health. He was one of the earliest antismoking activists in public life, and a tribune was paid to him in the Commons as ‘unpaid  medical practitioner to this House’. He was knighted in 1964. In 1955 he originated the idea of a Peace Garden at Lidice, the Czech Town decimated in 1942 by the Nazis, and was  Niven an award by Czech government. He supported  the Children and Youth Aliyah movement, and from 1956-63, when he was made an honorary life president, he was chairman of the British OSE Society. He chaired, successively the  Friends of the Tel Aviv Museum and the Friends of the Art Museums of Israel. He arranged for 86 paintings and drawings depicting life and death at Theresienstadt , by four Jewish artists who perished in that camp, to be shown  at the Ben Uri Gallery and other British venues in 1964. He left his own art. collection to Keele University. (W. Rubinstein „The Palgrave Dictionary of Anglo-Jewish History”, 2011)

Sara Michałowicz

Dan Stone w książce „Fate Unknown…”,2023 r. wspomina Sarę Michałowicz z pabianickiego getta.

(…) While in the Mittelsteine sub-camp, Sara Michałowicz, for example, may have had little idea of where she was, but her postwar records set out with clarity what happened to her. Before Mittelsteine, Michałowicz had been in the Pabianice ghetto until May 1942 then the Lodz ghetto, from which, at the age of 17, she was sent to Auschwitz when the ghetto was liquidated  in August 1944. She was only in Auschwitz for a week or two before being transferred to Mittelsteine, a sub-camp  of Gross-Rosen, and then, in February 1945, to Grafenort, another Gros-Rosen sub-camp, where she was liberated in May 1945. She then found herself in the DP camps of Bad Reichenhall and Fohrenwald  where she was still living at the end of 1949. At that point Michałowicz was trying to obtain  a certificate  of incarceration because, she said – in the same Yiddish  inflected German that she used in her postwar testimony – it would expedite her emigration.

On 4 May 1950, she was hospitalized in the IRO Altersheim Hospital in Schwabing (Munich) with  helminthiasis (a parasitic infection of the intestine), but was released a few days later. It seems remarkable thet a Jewish survivor of numerous concentration camps was still unable to emigrate over four years after the end of the war. (…)

Odzież pożydowska

W pracy Henning Borggrafe i Akim Jah „Deportations in the Nazi Era”, 2022 czytamy, że odzież odebrana ofiarom Chełmna trafiała przez Pabianice do Rzeszy albo do etnicznych Niemców .  (…) there are also bills for transferring  clothes that were taken from deportees right before their death in Kulmhof. Small businesses, mosty from Litzmannstadt were paid regularny by the ghetto administration for this task. The clothes were taken by train to facilities like the one in Pabianice and, once sanitized, they were transferred this time by truck, to the Altreich . Private businesses were in charge of organizing the whole transport and billed the ghetto administration for some expenses like fuel. Already during the end of Spring 1942, a great part of the clothes was sent to specific factory. The Kindler factory in Pabianice managed by the Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi). The VoMi was an agency established to implement the racial population policy of Nazis in regard of ethnic Germans living outside the boundries of the German Reich.

If the sanitized clothes were in good condition they were given to charities devoted to the supply of German ethnic families. It is important to point out that there was a differentiation in terms of businesses involved in the transport of clothes.  Those involved in the transports from Kulmhof to the facilities were never involved in the transports from the facilities to the Altreich.

Silberstein  zaopatruje Kindlera

Franziska Davies, Martin Schulze „Jews and Muslims in the Russian Empire…”, 2015:  (…) Many of Silberstein’s Jewish customers only acquired foods in small or very small quantities. They only bought  raw cotton, yarn and clothing for a small amount of money  at the company’s warehouse in ulica Piotrkowska 40 or in the branch at Pabianice. As a group they were highly relevant for the economic success of the enterprises , but Silberstein’s most import ant indvidual customer was the German textile entrepreneur  Rudolf Kindler, whom Silberstein suppplied with large quantities of yarn and raw cotton for years.

Tęsknota

Jak wiadomo historia Pabianic (i Polski) splata się z dziejami „narodu wybranego”. W 1939 roku 18% mieszkańców naszego miasta stanowili właśnie Żydzi, którzy zajmowali się głównie rzemiosłem i handlem. Gros historyków uważa, że wciąż żyją pośród nas, a nawet zajmują wysokie kierownicze stanowiska. Przyjęło się nawet uważać, że jeśli ktoś pełni eksponowaną funkcję, błyskotliwie  awansuje, to musi płynąć w nim żydowska krew. W Internecie bez trudu odnaleźć można listę Żydów Polski. Obok ich nowych przybranych nazwisk widnieją oryginalne. Postanowiliśmy nie ułatwiać sprawy i podajemy nazwiska znanych pabianiczan jedynie w hebrajskiej wersji. Zgadniecie, kto to?

Zachary Dydberg, Gedeon Macenshwatz, Elza Gutmacher, Mojżesz Katzbaum, Chrystian Aburbaum, Jeremiasz Aburbaum, Aaron Zauter, Chrystian Goldfinger, Halszka Ujcik, Walery Fleishman, Szaweł Agzor, Aaron Rosenbaum, Rodek Stanzman, Iwetka Salska-Rotenschatz, Kola Pasiak, Johanan Engelmach, Alina Bauer, Lena Twerschkowitz, Łazarz Walstein, Darko Rejchgold, Chrystian Gohn, Deborah Szlomacka, Żenia Bedman, Izajasz Stecman i Szaweł Potzman. (Nowe Życie Pabianic nr 28/2014 r.)

Sara Berkowitz

Sarah Berkowitz we wspomnieniach „Where are my brothers?”, 1965  pisze  także o dwóch siostrach z Pabianic – więźniarkach Bergen Belsen.

(…) At about the same time that I was sick, a girl named Helen from Pabianice a town near Lodz, had the same sickness as I did. To make things worse, she had a gall-bladder attack and was in constant agony. An almost daily visitor was her sister Rena, who worked in a kitchen in the camp. Rena was a very devoted sister, and nothing stopped her from stealing food from the kitchen and bringing it to her sister. The path between the kitchen and the hospital was not at all a safe one; should she be caught, she could easily be killed. Since I was very close to Helen’s bunk, Rena saw how badly I needed food, and she often spared some for me. It seemed that Rena and Itka cared more for my life than I myself did. However, soon Rena was a typhoid patient in the same hospital. (…)

Izhak Kariv

W publikacji „Who’s who in world Jewry” („Kto  jest kim w świecie Żydów”), 1972 czytamy o urodzonym w Pabianicach wziętym lekarzu - kardiologu.

Kariv, Izhak, Isr, physician; b. Pabianice Pol, Dec 7, 1907; s. Shlomo and Debora (Wisenberg) Krakowski; in Isr since 1933; att Heb Coll, Lodz, Pol, 1925; MD, Faculte de Medicine, Paris, Fr, 1933; m. Guta Bulwa, 1938; c: Oded. Chief, Inst of Card, Tel Hashomer Hosp, Since 1954; asso clinical prof., internal med, Since 1968. Lt-Col, IDF, 1954-65, F, Amer Coll of Chest Phys; member  IMA; Isr Heart Assn. Contbr papers on card to med jours. Home: 10a Rappin St. Tel Aviv, Isr. Office: Tel Hashomer Govt Hos, Isr.

Ben Helfgott

Helfgott, Ben, MBE; born Pabianice, Poland, Nov. 22, 1929; Chairman, ’45 Aid Soc. (1963-70), 1975 -); Chairman C., Promotion of Yiddish& Yiddish Culture; C. Jewish Youth Fund; Exec., Wiener Libr.; Chairman, Polin-Inst. for  Polish Jewish Studies; form.  It.T., CBF-WJR; Brit. Weightlifting Champion & Record Holder; competed in Olympic Games (1956; 1960); Bronze Medals  Maccabiah (1950, 1953, 1957). Ad.: 46 Amery Rd., Harrow . Middx. HA1 („The Jewish Year Book 2002”)

O mały włos

Nie wiele brakowało a w Pabianicach doszłoby do  pogromu. Rocznik Żydowski z 1915 roku (American Jewish Year Book 1915) donosił: Pabianitz – Loss of girl results in blood accusation, which subsides on finding of girl. (Pabianice - Zaginięcie dziewczynki skutkuje krwawymi oskarżeniami, które wygasają z chwilą odnalezienia zaginionej.)

Glancpomader

Adolf Nowaczyński „Plewy i Perły”, 1934 r.: (…) Często mogłeś widzieć jak młody Pinkus , rozciągnięty „z brzuchem w gorący piasek”, studiuje „ Rul” lub „Nakanunie”, ale już jego siostra, miss Fajga (najlepsza foxtroterka z „Kakadu”), to ona bierze w palce tylko tego „Porannego”.  Często mogłeś słyszeć jak stary Glancpomader z Pabianic, trochę bardzo nagi, w koszu siedząc, wiankiem rozgolonej rodziny Glancpomaderów otoczony, czyta na głos, zbożnie i powoli, wstępny  tasiemiec z „E…berga Porannego”.

Dawniej to tak czytywał stary Mohort pacholętom  „Wieczory pod lipą”, a teraz „Porannego” bachorkom czytał patriarcha Glancpomaderów. Odkąd cały Izrael sopocki dowiedział się, że właściciel restauracyjki koszernej w Sopocie nosi także nazwisko  E…berg , kredyt moralny „Kuriera” nad Bałtykiem podniósł się raptownie jak dolar. „Poranny” stał się jakimś Szulchan-Aruchem do  codziennego użytku tych elementów. Jeśli po kąpieli poniektóry luftmensch czy jego rodzina  nie „porannymi” papierowymi prześcieradłami całe korpusy  wycierała na sucho, to przynajmniej pewne partie wykapanego cielska. Z rozmów tych nowobogackich szyberów i waluciarzy dolatywały cię zawsze echa „mentalności” i światopoglądu politycznego lejbgwardii  marszałkowskiej, nawet ich styl i żargon publicystyczny:

- Czytałeś panie Jakób, jak dziś świetnie nasolił tym nacjonal-demagogom?

- Co ja miałem czytać, kiedy nie posiadałem pory wolnej do czytania.

- Co pan zrobiłeś z wolną porą panie Jakób?

- Ja zrobiłem głupstwo, bo ja przerżnąłem w kasynie zehntausend bares. To mnie i opuściła ochota nawet na „Porannego”. (Kurjer Poranny to dziennik sanacyjny chętnie czytany w środowiskach żydowskich przed drugą wojną światową).

Ławnicy – Weinstein i Goldring

Na kandydatów na ławników Sądu Pokoju w Pabianicach wybrani zostali większością głosów radni: Franciszek Nawrocki, Bolesław Drzewiecki, Gerszon Weinstein, Rudolf Budziński, Józef Hiller, Jan Osikowski, Zygmunt Tryuk, Icek Goldring, Bronisław Gajewicz, Otto Peters, Franciszek Borowski i Józef Magrowicz. (Godzina Polski nr 28/1918 r.)

Arja Caryski i inni                     

Zakończenie roku szkolnego. W dniu 24 czerwca w tutejszej wyższej szkole realnej odbył się uroczysty akt zakończenia roku szkolnego. Po przemówieniu do młodzieży dyr. Lipskiego rozdano matury, po czym ze strony młodzieży wygłosili przemówienia dwaj maturzyści, dziękując swym przewodnikom za gorliwą pracę i ojcowską opiekę. Świadectwa dojrzałości otrzymali : Arja Caryski, Chwat, Jan Dobrowolski, Denus, Lucyna Dudzińska, Henryk Frank, J. Frank, Maria Grossmanówna, Gąsiorowski, Grὕnbaum, J. Grzegorzewski, Wolf Herszenberg, Józef Jakubowicz, Aleksander Kowalski, Krakowski, Krawiec, J. Lewkowicz, Maciejewski, Michalski, Efim Perlberg, S. Poznański, Pepłowski, E. Stark, Maria Szurkówna, Sulikowski, A. Tyliński, J. Tyliński, Teresa Walterówna, Wajsberżanka, Jakób Weintraub, J. Woldman i Zakrzewski. Józef Grzegorzewski i Edward Stark ukończyli szkołę z odznaczeniem. (Godzina Polski nr 175/1918 r.)

Dozór szkolny

Do dozoru szkolnego miasta Pabianic weszli: z ramienia magistratu - drugi burmistrz Stanisław Moszczeński i zastępca, ławnik dyr. Paweł Graeser, z ramienia Rady Miejskiej – dyr. Teodor Hadrian, Adam Lewandowski, Bolesław Drzewiecki, Walery Kamieński, Otton Fiedler i Gerszon Weinstein, z ramienia nauczycielstwa – Stanisław Schacher i zastępca Edward Mieszkowski, z ramienia duchowieństwa  katolickiego – ks. kan. W. Świnarski, ewangelickiego – pastor Schmidt, gminy żydowskiej – Icek Goldring, spośród obywateli – Józef Hiller, z urzędu – lekarz powiatowy dr Edward Ostaniewicz. (Godzina Polski nr 120/1918 r.)

Szwarcwasser

(…) Radny Gramsz mówi o trudnych warunkach egzystencji tanich kuchni i domaga się ich stałego subsydiowania przez magistrat, ponieważ wtedy będą mogły kuchnie sprawnie funkcjonować oraz obniżyć ceny obiadów i chleba. Radny Sulej omawia odczytany list grona obywateli i w słowach obszernych i jędrnych odzwierciedla opłakany stan pracy delegacji magistrackich. Radny dr Szwarcwasser, jako lekarz miejski, uczuwa się osobiście dotknięty przemówieniem radnego Suleja i żąda kategorycznie dostarczenia dowodów. Wystąpienie radnego dr. Szwarcwassera należy nazwać bardzo niefortunnym. Radny Wygodzki prosi Radę Miejską o przyznanie zapomogi stałej na 100 obiadów dla ubogiej dziatwy wyznania mojżeszowego. (Godzina Polski nr 49/1918 r.)

Radny Wigdorowicz

(…) Radny Wigdorowicz uważa, że 100.000 marek podatku ze względu na przeciążenie obywateli podatkami byłoby w zupełności wystarczające. W sprawie tej jeszcze zabierali głos radni Lewandowski, ks. Świnarski, Śpionek, Weinstein i ławnik Graeser. (…) Następnie przystąpiono do odczytania korespondencji: zawiadomienie pabianickiego Żydowskiego Towarzystwa Dobroczynności o zawiązaniu Towarzystwa i podaniu składu zarządu. Przewodniczący w imieniu Rady Miejskiej złożył obecnym na posiedzeniu członkom zarządu życzenia pomyślnego rozwoju Towarzystwa.(Godzina Polski nr 164/1918 r.)

Mykwa

Wydział zdrowotności publicznej. W ubiegłym tygodniu poddano przymusowej kąpieli i odwszeniu w miejskich zakładach kąpielowych 62 więźniów, 34 żebraków, 190 osób cywilnych, oraz zdezynfekowano 11 mieszkań. Z zakładów kąpielowych firmy akc. tow. Krusche-Ender korzystało 475 osób, z mykwy zaś 340 osób. (Godzina Polski nr 13/1918 r.)

Oburzenie

W całym mieście panuje oburzenie wśród Żydów asymilatorów i ortodoksów na postępowanie obecnego zarządu gminy żydowskiej, który składa się z samych syjonistów i nacjonalistów. Przyczyną poważną tego oburzenia jest nakładanie przez zarząd gminy na ortodoksów i asymilatorów podatku bóźniczego o 200 i 300 procent większego jak płacą syjoniści i nacjonaliści. (Godzina Polski nr 162/1918 r.)

Kasiarze

Kasiarze w mieszkaniu przemysłowca. Do znanego przemysłowca Hermana Fausta zamieszkałego w Pabianicach niewykryci dotychczas sprawcy dokonali włamania, przy czym rozpruli kasę ogniotrwałą, skąd zabrali większą ilość gotówki oraz biżuterię. Prócz tego zabrali cenne przedmioty jak: srebra, platery itp. Przypuszczalna wartość zrabowanych przedmiotów wraz z gotówka sięga około 300.000 zł. (Dzień Polski nr 257/1932 r.)

Rozenberg

Poseł komunistyczny podżega tłum w Pabianicach. Po ostatnich zajściach panuje zupełny spokój. Fabryki pracują normalnie z wyjątkiem fabryki Krusche i Ender. Miały się odbyć zebrania związków zawodowych, lecz wskutek silnych agitacji komunistów, zebrania odwołano, a zebranych policja rozproszyła. Ukazał się również w Pabianicach poseł komunistyczny, Rozenberg, który usiłował zwołać wiec na ul. Zamkowej. Przybyła policja piecowników rozproszyła, zaś Rozenberga odprowadziła do komisariatu i po wylegitymowaniu zwolniła. (Dzień Polski nr 193/1932 r.)

Potentat

Zakłady przemysłowe w Pabianicach od 70 lat pozostawały w rękach Rudolfa Kindlera, ponieważ jednak były poważnie zadłużone przejęło je częściowo, w 36 proc. Ministerstwo Skarbu, resztę, tj.66 proc. przejęło angielskie towarzystwo, jakiś bank ubezpieczeniowy. Obecnie łódzki potentat przemysłowy, Żyd Eitingon wyciągnął łapę po zakłady pabianickie i pertraktuje o kupno Kindlerowskich zakładów.

Anglicy zgodzili się już na sprzedaż swej części, warunkując jednak sprzedaż  równoczesnym kupnem przez Eitingona części pozostającej w rękach Ministerstwa Skarbu. Eitingon natychmiast zwrócił się do Ministra Skarbu i otrzymał przychylną odpowiedź.

Nie przewidział jednak żydowski potentat, że czeka go niespodziewany opór robotników polskich, którzy nie dają już dzisiaj handlować sobą jak białymi niewolnikami. Robotnicy dobrze wiedzą, że  Eitingon przeszedłby w pracy na warunki stosowane w jego łódzkich zakładach, gdzie praca jest niebywale ciężka. Toteż robotnicy postanowili za pośrednictwem swego związku interweniować w Ministerstwie Opieki Społecznej i Ministerstwie Skarbu, aby bronić swego warsztatu pracy. Robotnicy powzięli uchwałę, ze za wszelka cenę nie dopuszczą do przejścia polskiego warsztatu pracy w żydowskie ręce.

Niestety w ministerstwie interwencje przedstawicieli Związku „Praca” idą opornie. Eitingon widać usposobił ludzi decydujących przychylnie do siebie Ministerstwo Skarbu.  Oznaajmił bowiem delegatom p. Jan Komarnicki, że właściwie już jest za późno – zakłady będą w rękach Żyda. Dał jednak nadzieję, że można by sprawę załatwić według żądań robotników, gdyby był kontrkandydat Eitingona. Dziś jest reflektant p. Horak Adolf – więc chyba nie jest za późno.

Fabryka w Pabianicach zatrudnia 1600 robotników. Eitingon ma za nią zapłacić 2 miliony złotych. Właściwie do zakładów należą dwie fabryki: na placu Dąbrowskiego jedna, a na Nowym Mieście – tkalnia na ponad 700 krosien. Do fabryki przylegają niezabudowane place, za które już obecnie Markus Kohn oferuje Eitingonowi 675 tysięcy złotych. Poza tym do zakładów należą trzy budynki szpitalne, które chce nabyć ubezpieczalnia społeczna za cenę 300 tys. złotych, również własnością zakładów jest pałac i park, który chce zakupić rząd, dając 250 tysięcy złotych. Wreszcie surowiec zakładów ma wartość około 800 tysięcy. Łącznie wiec wszystkie te obiekty mają wartość około 2 milionów. W ten sposób Eitingon miałby zupełnie zakłady za darmo w Pabianicach, możliwe nawet po sprzedaży podanych obiektów będzie miał dodatkowy zarobek.

Eitingon był przewidujący: „wsadził” do zakładów w Pabianicach swego zięcia, łódzkiego Żyda Pikielnego, który prowadzi dogodną dla Eitingona politykę, decydując w zasadzie o losach fabryki. Wiosną 1937 roku firma Buhle z Łodzi dawał pabianickim zakładom robotę na „lon” na 700 krosien. Eitingon roboty nie przyjął, interweniując przez Pikielnego – twierdząc, że sam da robotę.

Robotę dał istotnie, ale tylko na trzy tygodnie. Wkrótce robotnikom groziła redukcja. Wówczas zrozpaczeni robotnicy zgodzili się na podział pracy, mając robotę tylko dwa dni w tygodniu. Kombinacja jest jasna Ministerstwo Skarbu ma się przekonać o nierentowności fabryki – no i sprzedać ją Eitingonowi.

Eitingon ma w Łodzi szereg zakładów: tkalnia „angielska” i przędzalnia – razem zatrudniają 600 robotników; przędzalnia ”egipska” (400 robotników), centrala rękawicznicza przy ul. Sienkiewicza (300 robotników)mi poza tym wydaje dużo na lon (np. Rychterowi, Rabanowiczowi i innym). Pomimo tego sięga po polskie zakłady. Tym razem trafił na opór polskich robotników. Kto w Polsce zwycięży: żydowski kapitalista czy polski robotnik? (ABC-nowiny codzienne nr 308/1937 r.)

Przed paru dniami zajmowaliśmy się obszernie sprawą strajku okupacyjnego w fabryce Kindlera w Pabianicach wymierzonego przeciwko nabyciu tych zakładów przez Żyda Eitingona. Obecnie „Jutro Pracy” ogłasza list posła warszawskiego Budzyńskiego skierowany do wicepremiera E. Kwiatkowskiego o treści następującej:

Sprawa Zakładów włókienniczych Kindlera w Pabianicach wypłynęła na forum publiczne po zakończeniu nadzwyczajnej sesji sejmowej. (…) Pozwolę więc sobie w tej formie na łamach pisma zainterpelować Pana Wicepremiera: Czy wiadomym Panu jest, że transakcja sprzedaży ma być dokonana w dniach najbliższych, mówią o siódmym października; czy wiadomym Panu jest, że istnieje grupa polskich chrześcijańskich przemysłowców, którzy mogą poważnie, tak z punktu widzenia fachowego, jak i finansowego poprowadzić to przedsiębiorstwo?

(ABC – nowiny codzienne nr 313/1937 r.)

Jak się dowiadujemy, sprzedaż fabryki Kindlera w Pabianicach w ręce osławionego fabrykanta łódzkiego Eitingona, nie jest jeszcze ostatecznie przesądzona. Jak się okazuje zapada wprawdzie pewna uchwała Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, była ona jednak oparta na niezupełnie ścisłym materiale. Rzecz znamienna, że według proponowanego tekstu umowy, Eitingon miał spłacać należność ratami, w ciągu ośmiu lat. Eitingon miał zapłacić Bankowi Gospodarki Krajowej około 20 proc. zadłużenia fabryki, to znaczy, że dałby gotówką około 400.000 zł, podczas gdy fabryka winna jest Bankowi 2 miliony złotych. Przy przejęciu jej przez Eitingona BGK zrzekłby się dalszych pretensji.

Znacznie większe wierzytelności do fabryki posiada Towarzystwo Ubezpieczeń „Prudential”. Odstąpić ono ma od swych roszczeń na tych samych warunkach co BGK. W Łodzi krążą jednak pogłoski, że między „Prudentialem” a Eitingonem istnieją jakieś nieznane dodatkowe układy. (ABC nr 311/1937 r.)

W swoim czasie informowaliśmy o proteście 1700 robotników zatrudnionych w fabryce Kindlera w Pabianicach, która miała zostać sprzedana przez Bank Gospodarki Krajowej firmie Eitingon w Łodzi. Robotnicy protestowali przeciwko przekazaniu tej fabryki w „obce ręce” i wysłali delegację do Warszawy. W dniu dzisiejszym nadeszła do Łodzi wiadomość, że w wyniku dłuższych pertraktacji fabryka została sprzedana za 2.700.000 firmie Karol Eisert, należącej do spółki niemieckiej. Ciekawe jest czy „Orędownik”, który tak walczy o polskość fabryk będzie protestował, że sprzedano fabrykę w ręce niemieckie? (Nowy dziennik nr 283/1937 r.)

Demonstracja

W Pabianicach odbyła się demonstracja robotnicza, w której wzięli udział nie tylko chrześcijanie, ale i  żydzi. Pochód liczył około 200 robotników, wśród których niesiono czerwony sztandar z napisem: „Precz z militaryzmem. Niech żyje Polska Partya Socyalistyczna”, a nadto cztery pochodnie. Pochód odbywał się o godz. 5 po południu. Na czele szedł robotnik z zawiniętymi rękawami z kawałkiem żelaznego drąga w ręku. Wznoszono zwykłe okrzyki antyrządowe i antymilitarne. Policja zachowywała się biernie, żadnych aresztowań nie było. Nastrój ma być bardzo podniecony wśród robotników, którzy przygotowują się do mobilizacji, ogarniającej tamtejszy powiat. (Słowo Polskie nr 603/1904 r.)

Wydaleni

Do szeregu licznych już fabryk żydowskich w okręgu łódzkim, gdzie miejsce robotników polskich zajmują robotnicy Żydzi, przybyły świeżo dwie fabryki w Pabianicach; wydalono z nich – bez wymówienia – 150 Polaków, przyjmując na ich miejsce Żydów. Fabrykanci, panowie Sinicki i Orbach poszli więc za głosem swego sumienia narodowego, zgodnie z gorącymi odezwami gazet żargonowych, rabinów i ”marksistów”, oczywiście ”polskich”.

„Polskich” bowiem „marksiści” z obozu „Kuźni” niezmiernie są czuli na krzywdy, jakie dzieją się Żydom wskutek  właśnie bojkotu … ze strony Żydów. Kiedy w pewnej fabryce, również w Pabianicach, robotnicy polscy zastrajkowali, zgodnie z nauką Marksa, a fabrykant Stein, który na to tylko czekał, przyjął na ich miejsce łamistrajków – „Kuźnia” pośpieszyła w zawiłych bardzo wywodach, potępić … strajkujących Polaków, a przygarnąć łamistrajków Żydów. (Prawda nr 15/1914 r.)

Komitet

W Pabianicach został rozwiązany komitet obywatelski i zaprowadzona niemiecka administracja miasta. Pierwszym burmistrzem został zamianowany inżynier Aleks Krusche, drugim burmistrzem fabrykant Feliks Krusche, jako ławników wyznaczono 3 Niemców, 2 Polaków i 1 Żyda. Przewodniczącym Rady Miejskiej został zamianowany Adolf Krusche, fabrykant, jako ławników zamianowano 12 Niemców, 7 Polaków i 4 Żydów. ( Życie nr 24/1915 r.)

Kasprzak pikietował

W Pabianicach członek Stronnictwa Narodowego Tadeusz Kasprzak pikietował stragany żydowskie. W pewnym momencie zaczepił jakiegoś klienta chrześcijańskiego, który kupował u Żydów. Doszło do awantury, w wyniku której Kasprzak został aresztowany. (Nowy Dziennik nr 118/1938 r.)

Spory o Wigdorowicza

W Pabianicach pod Łodzią miał miejsce następujący wypadek: zmarł tam jeden z najwybitniejszych obywateli tego miasta Wigdorowicz, długoletni prezes tamtejszego kahału, prezes organizacji syjonistycznej, który poza tym piastował wiele innych godności.  Wigdorowiocz został pochowany w grobie honorowym obok trzech tamtejszych obywateli.

Po pewnym czasie grób Wigdorowicza został rozkopany, zwłoki jego zbezczeszczono  i między grobem jego a grobem trzech obywateli została wzniesiona dwumetrowa ściana, która grób Wigdorowicza niejako wyrzuciła poza obręb cmentarza. Wdowa bł. p. Wigdorowicza stwierdziła, że stało się to na skutek starań rodziny  jednego z trzech leżących obok w grobach niejakich Joskowiczów. Zarząd gminy w Pabianicach znajdujący się w rękach Agudy, nie zgodził się na usunięcie tego hańbiącego muru, stwierdzając, że wzniesienie tego muru nastąpiło w porozumieniu z tamtejszym rabinem, którym jest brat cadyka z Góry Kalwarii, znanego przywódcy Agudy w Kongresówce.

W tym stanie rzeczy wniosła wdowa doniesienie do prokuratury. Po dłuższych dochodzeniach wygotowano akt oskarżenia przeciwko agudowskiemu prezesowi gminy w Pabianicach oraz przeciwko rodzinie Joskowiczów. Sprawa ta wywołała olbrzymie zainteresowanie ze względu na rozgrywającą się w związku z nią walką światopoglądów.

W dniu wczorajszym odbyła się w Pabianicach rozprawa w czasie której zeznawał m. in. jako biegły b. senator rabin dr Braude z Łodzi. Charakterystyczne jest, że wezwani na rozprawę jako biegli – prezes gminy warszawskiej Mazur, łódzki poseł Mintzberg oraz poseł rabin Lewin, wszyscy trzej agudowcy usprawiedliwili swą nieobecność. Po przesłuchaniu przeszło 40 świadków zapadł o godzinie 12 w nocy wyrok mocą, którego zarządzono zburzenie muru oraz skazano jednego z oskarżonych Grosglika na  2 miesiące zaś Joskowicza na 1 miesiąc więzienia oraz uwzględniono powództwo cywilne. Powództwo cywilne wnosił oraz oskarżał z ramienia wdowy adwokat dr Albert Thon-Teitelbaum, zaś oskarżonych bronił b. prezes Rady miejskiej w Łodzi dr Rafał Kempner. Wyrok i przebieg procesu wywołał duże zainteresowanie w Łodzi, skąd setki ludzi wyjechało na rozprawę do Pabianic. (Nowy dziennik nr 229/38 r.)

Sprzeciw

Odbyło się posiedzenie rady miejskiej pod przewodnictwem Bolesława Futymy, na którym przystąpiono do końcowych prac nad drugim czytaniem preliminarza budżetowego. Rozpatrywano budżet administracyjny zarządu miejskiego, dochody zwyczajne i nadzwyczajne oraz wydatki. Wnioski oszczędnościowe zgłoszone przez radnych narodowych, większość żydowsko-chadecko- socjalistyczno –sanacyjna, mimo druzgocących argumentów odrzuciła. Stanowisko tej większości jaskrawo uwidoczniło się przy rozpatrywaniu działu budżetowego opieki społecznej. W dziale tym radni narodowcy zgłosili wniosek o podwyższenie kredytu na urządzenie kolonii letnich dla dzieci Polaków z zagranicy przez przeznaczenie na cel ten sum powstałych przez skreślenie subwencji dla żydowskich stowarzyszeń „Linas Hacedak” i „Bejs Jakow”.

Przeciwko temu wnioskowi głosowali solidarnie Żydzi, chadecy, socjaliści i sanatorzy (21 głosów). Grupa R. Wendlera wstrzymała się od głosowania (5 głosów). Za wnioskiem głosował jedynie klub radnych Obozu Narodowego.

Wniosek narodowców o skreślenie sum na prenumeratę w czytelni miejskiej pism żydowskich „Republika” i „Głos Poranny” został większością głosów Żydów, chadeków, socjalistów i sanatorów odrzucony.

Frakcja żydowska widząc taką przychylną większość zgłosiła wniosek o przyznanie im 1500 zł na dom starców żydowskich. Mimo gorących sprzeciwów radnych narodowych wniosek Żydów posłuszna im większość uchwaliła. (ABC nr 193/1936 r.)

Bojkot

W Pabianicach endecy rozpoczęli akcję bojkotową. Przed wszystkimi sklepami żydowskimi są ustawione pikiety. Na tym tle dochodzi do ostrych incydentów. Endecy znaleźli „znakomity” środek przeciwko takim incydentom: oto każdego Żyda, który nie chce się dać przez nich terroryzować oskarżają, że obraża naród polski. (Nowy Dziennik nr 84/1937 r.)

Sąd rabinacki

Rabin pabianicki, Mendel Alter, brat cadyka z Góry Kalwarii i prezes Związku Rabinów w Polsce został zaangażowany do Kalisza jako tamtejszy rabin. Gmina Żydowska w Pabianicach nie chciała jednak go zwolnić i zmusiła go do podporządkowania się sądowi rabinackiemu, w którym brali udział rabini ze Zgierza, Otwocka i Jeżowa. Orzeczenie zapadnie za dwa miesiące. (Nowy Dziennik nr 244/1937 r.)

Strassenberg

Przed kilku dniami przyszedł do Strassenberga właściciela propinacji w Pabianicach w Królestwie Polskim niejaki Ignacy Miks i zażądał paczki tytoniu. Propinator spełnił życzenie kupującego, zażądał atoli 4kopiejki więcej niż paczka tytoniu kosztować miała, mimo że cena uwidoczniona była na etykiecie opakowania. Rozgniewany Miks wywołał w sklepie awanturę przy czym zarzucił kupcowi rozmyślne oszustwo i wyzysk, uprawiany na niekorzyść robotników, następnie wyszedł ze sklepu i zagroził zemstą.

Jakoż przedwczoraj nagle wpada do sklepiku i mierzy z rewolweru do znajdującej się podówczas w sklepie żony właściciela propinacji. Kobieta ujrzawszy skierowaną ku sobie lufę zabójczej broni, rozpoczyna krzyczeć w niebogłosy. Miks biegnie do sąsiedniego pokoiku i szuka propinatora. Znajduje go pod łóżkiem. W okamgnieniu daje do niego kilka strzałów i kładzie go trupem na miejscu. Po spełnieniu zbrodni usiłuje uciec, zatrzymuje go jednak publiczność zebrana na krzyk kupcowej przed sklepem i oddaje w ręce policji. Strassenberg miał lat 28, pozostawił żonę i kilkoro drobnych dzieci. (Gazeta Powszechna nr 256/1909 r.)

Determinacja

Radziecki Klub Narodowy w Pabianicach złożył deklarację, w której czytamy: Rada m. Pabianic powstała z wyborów w dniu 27 maja 1934 r. nie odpowiada układowi sił w społeczeństwie pabianickim; obecna Rada Miejska nie posiada zdrowej większości, nie zapewni zatem normalnej twórczej pracy dla samorządu. Klub radnych Obozu Narodowego w imieniu wyborców, których zaszczyt ma reprezentować domaga się rozwiązania obecnej rady i rozpisania przez władze nadzorcza nowy wyborów do Rady Miejskiej. Dla obecnej działalności naszej stawiamy następujące wskazania: bezwzględną i bezkompromisową walkę o  odżydzanie  wszystkiego co objęte jest zasięgiem wpływów Rady Miejskiej (…) (Tygodnik Polityczny Gazety Warszawskiej nr 2/1935 r.)

Borochowicz

W Pabianicach popełnił samobójstwo znany przemysłowiec 62-letni Borochowicz. Desperat z powodów dotąd nieustalonych powiesił się w lokalu swojej tkalni, która była nieczynna od dłuższego czasu. (Kurier Powszechny nr 4/1935 r.)

Weksel pod presją

Spadkobiercy przemysłowca Adolfa Boruchowicza z Pabianic, który niedawno popełnił samobójstwo, wnieśli skargę przeciwko Gminie Żydowskiej o wymuszanie. Gmina Żydowska pobrała od rodziny Boruchowicza 1000 zł za miejsce na cmentarzu, oraz  weksel na 400 zł dla instytucji dobroczynnej. Obecnie zięć zmarłego, niejaki Truskolaski, wystąpił ze skargą do prokuratora o nieprawne pobranie 400 zł przez  Gminę Żydowską w Pabianicach, twierdząc, że weksel wystawił pod jej presją. (ABC nr 83/1935 r.)

Bez świadectwa

Łódzki Sąd Okręgowy ukarał Gminę Żydowską w Pabianicach grzywną 10 zł za prowadzenie rzeźni rytualnej bez świadectwa przemysłowego. W motywach sąd podał, że rzeźnia rytualna jako przedsiębiorstwo zawodowe powinna być prowadzona za świadectwem przemysłowym. (ABC nr 203/1936 r.)

Filia pabianicka

Zakończone zostało trwające od dwóch lat śledztwo w wielkiej aferze przemytników ludzi z Polski do ZSRR. Centrala przemytników, mająca szeroko zakrojoną organizację w całej Polsce mieściła się w Równem, gdzie stale urzędował jej przywódca Icek Goldstein.

Obok  Równego wielką rolę odgrywała Łódź, gdzie mieściła się centrala werbunkowa przemytników w lokalu Eliasza Boguchwała, przy ul. Kilińskiego 90. Kierownikiem centrali werbunkowej w Łodzi był niejaki Chil Majer Lipszyc, znany pod przydomkiem „Głuchy”, nieprzeciętny awanturnik i niezwykle pomysłowy organizator, który w  r. 1920 był karany dwuletnim więzieniem za dezercję. Chil Majer Lipszyc miał przy sobie sztab pomocników wśród których na czoło wybili się tacy przedstawiciel podziemnej Łodzi, jak  Szymsio Krzak vel „Ospowaty”. Jakób Bera Fuks z przydomkiem „Fater”  i Towja Minc, zwany „Tadek”.

Szajka ta poza Równem i Łodzią miała swoje filie w całej niemal Polsce. Główne jej filie mieściły się w Warszawie, Piotrkowie, Częstochowie i Pabianicach. (ABC nr 117/1935 r.)

Macki

Macki handlarzy żywym towarem sięgały również Pabianic. „Jarmark potajemny”. Pod tym tytułem warszawskie Słowo podaje następujący obrazek z życia mętów kosmopolitycznych, nawiedzających Warszawę. W zeszłym tygodniu – pisze – uwagę osób odwiedzających kabarety i inne miejsca rozrywek, ściągała  kompania szykownie ubranych mężczyzn oraz kobiet strojnych w brylanty.  Rozmowa w tej kompanii toczyła się przeważnie po żydowsku, lecz od czasu do czasu zdarzało się  słyszeć pojedyncze zdania wypowiadane w językach hiszpańskim, włoskim a nawet tureckim. Przy bliższym przyjrzeniu się owej kompanii  rzucało się w oczy to, iż szykowne ubranie zupełnie nie licowało  z ich rubasznym obejściem, nieinteligentnymi twarzami i płaskim sposobem wyrażania się.

O osobowościach tych zagadkowych panów i pań nikt nie mógł powiedzieć nic pozytywnego, później dopiero wyjaśniło się, iż byli to handlarze żywym towarem, którzy zjechali z różnych stron świata do Warszawy na  otwarty „jarmark potajemny”. Przybyli przeważnie „kupcy” z Ameryki Południowej, a także z Hamburga, Kairu, Konstantynopola i z niektórych miast portowych angielskich. „Jarmark” w roku bieżącym był bardzo ożywiony, ceny zaś utrzymywały się niskie, albowiem, skutkiem ostatnich prześladowań alfonsów w warszawie, wielu z nich musiało się wyzbyć całego zapasu.

„Sztuki” najokazalsze i najdroższe  nabywali kupcy z Ameryki Południowej, przeważnie do stolicy Argentyny i Brazylii. „Sztuki” najniższego gatunku, kobiety stare i „spracowane”, nabywali handlarze z miast portowych, dla zakładów odwiedzanych przez majtków. Handlarze z Ameryki Południowej nabywali „towar” bardzo wybrednie, stawiając za warunek konieczny, ażeby kobiety nie były dotknięte chorobami sekretnymi. Ponieważ używanie lekarzy miejscowych byłoby ryzykowne. Przywieźli więc swego lekarza z Argentyny. „Handlarze” przybyli z zagranicy  i prawie wszyscy pochodzą z Żydów, urodzonych tutaj lub w cesarstwie. (Wielkopolanin Polish Weekly Pittsburg nr 38/1910 r.)

Menerzy

Przez dwa dni toczył się przed sądem w Łodzi proces apelacyjny w sensacyjnym procesie przeciwko menerom Agudy w Pabianicach, 60-tysięcznym mieście pod Łodzią. Jak w swoim czasie donieśliśmy, został zbezczeszczony grób byłego prezesa Gminy Żydowskiej w Pabianicach wybitnego działacza syjonistycznego, błp. Henocha Wigdorowicza, za namową działaczy Agudy, w których ręku obecnie znajduje się zarząd tamtejszej Gminy Żydowskiej, w szczególności Abrahama Joskowicza i grabarza cmentarnego Grosglika. Sprawców zbezczeszczenia grobu ich przeciwnika politycznego. Średniowieczna ciemnota, zacofaństwo nie zawahały się przed nikczemna zbrodnią, byle tylko wywrzeć zemstę na błp. Wigdorowiczu. W sprawę wmieszany był brat cadyka z Góry Kalwarii, rabin pabianicki Alter. W sierpniu ub. r. odbyła się rozprawa na której Joskowicz został skazany na miesiąc, zaś Grosglik na dwa miesiące więzienia.

Obie strony odwołały się od wyroku. W ciągu procesu wezwano jako świadków między innymi prezesa Gminy Żydowskiej w Warszawie posła Lewina, posła Mincberga, jako biegli składali zeznania były senator rabin Braude, rabin Fajmer i inni. Oskarżonych bronili w obecnej rozprawie adwokat A. Kobyliński i były prezes Rady Miejskiej w Łodzi adwokat Rafał Kempner. Oskarżał prokurator Grzegorzewski.  W imieniu rodziny bł. p. Wigdorowicza wnosił powództwo adwokat dr Albert Thon.

Sąd po wysłuchaniu szeregu świadków podwyższył oskarżonemu Joskowiczowi karę na 6 miesięcy i Grosglikowi na 3 miesiące. W motywach podniósł przewodniczący sędzia Żabiński, że bezczeszczenie grobu w tych warunkach godzi w podstawowe zasady kultury.

Wyrok wywołał olbrzymią sensację, szczególnie ze względu na polityczne tło sprawy i związaną z nią walkę światopoglądów. (Nowy Dziennik nr 46/1934 r.)

O sprawie Joskowicza i Grosglika informował obszernie Nowy Dziennik nr 49/1934 r. s. 11

Nowy Dziennik. 1934, nr 49

Aguda anuluje listy

Z prowincji nadchodzą wiadomości, że we wszystkich miastach, gdzie mają się odbyć wybory do gmin żydowskich, komisje wyborcze składające się przeważnie z członków Agudy anulują listy opozycyjne. W Pabianicach zostało anulowanych 5 list: Poalej Syjon lewica i prawica, lista drobnych kupców, drobnych rzemieślników i bezpartyjnych robotników. (Nowy Dziennik nr 237/1936 r.)

Szlama Dawidowicz

Niejaki Szlama Dawidowicz, zamieszkały od szeregu lat w Pabianicach był służącym u jednego z rabinów łódzkich. Do kancelarii rabinackiej przybyła onegdaj żona Dawidowicza i oddała mężowi zalakowaną kopertę. Po przeczytaniu listu Dawidowicz zemdlał. Jak się okazało w kopercie znajdował się list od konsula amerykańskiego donoszący, że Szlama Dawidowicz oddziedziczył spadek po swoim 48-letnim bratanku Motlu Dawidowiczu. Spadek wynosi bagatelną sumę … 75 milionów dolarów.  Jak się okazuje Motel Dawidowicz wychowywał się u szlamy Dawidowicza w Pabianicach do 18 roku życia, po czym wyjechał do Ameryki i osiedlił się w Los Angeles, gdzie rozpoczął karierę od kolportażu gazet, a następnie otworzył  sobie sklep z zegarkami. Interes prosperował znakomicie, tak że wkrótce Dawidowicz dorobił się olbrzymiej fortuny. Dawidowicz zmarł przed 6 miesiącami, z wdzięczności za opiekę w latach młodzieńczych zapisał cały swój majątek Szlamie Dawidowiczowi. (Nowy Dziennik nr 261/1932 r.)

Fala

Pochód fali antysemickiej. W Pabianicach „nieznani sprawcy” powybijali szyby w sklepach żydowskich. (Robotnik nr 406/1931 r.)

Nie kupuj u Żyda

W Pabianicach na początku marca ukazały się na murach domów napisy zieloną farbą „Nie kupuj u Żyda”. Interwencja radnego miasta p. Szterna nie odniosła pożądanego skutku. W międzyczasie akcja żydożercza pogłębia się, nieodpowiedzialni działacze rozpowszechniają ulotki pod nazwą „Zielona wstążka”, w których nawołują do bojkotu handlu żydowskiego, realizując jednocześnie swe postulaty przez niedopuszczanie kupujących do sklepów żydowskich; przez stosowanie terroru żydowski handel w Pabianicach dotkliwie odczuwa działalność tych elementów. (Nowy Dziennik nr 95/1932 r.)

Śluby

Akademickie Ślubowania Jasnogórskie odbiły się wielkim echem w całej Polsce. W ślad za młodzieżą akademicką spieszą do Częstochowy liczne pielgrzymki starszego społeczeństwa. W te ślady poszła młodzież katolickiego stowarzyszenia okręgu pabianickiego, organizując dla ideowego przygotowania młodzieży do ślubowania specjalne zebranie w dniu 18 kwietnia w sali Domu Katolickiego.

W wypełnionej po brzegi sali Domu Katolickiego przez młodzież, nauczycielstwo, miejscową inteligencję z duchowieństwem na czele – otworzył zebranie prezes Akademickiego Koła Pabianiczan. Słowo wstępne wygłosił p. dyr. Maciński, który w pięknym przemówieniu scharakteryzował bierny stosunek oraz obojętność starszego społeczeństwa wobec najświętszych ideałów Chrystusowych. Potem zabrał głos, witany rzęsistymi oklaskami Prezes Centralnego Komitetu Akademickich Ślubów Jasnogórskich p. Jan Szczęsny, który w dłuższym przemówieniu naszkicował ideowe oblicze młodzieży akademickiej, a w szczególności jej stosunek do zagadnień religijnych i narodowych.

Specjalny ustęp przemówienia poświęcił prelegent stosunkowi młodzieży akademickiej do zagadnienia żydowskiego, podkreślając, że dla obudzenia z letargu Narodu Polskiego , dla uświadomienia społeczeństwu niebezpieczeństwa jakie grozi ze strony żydostwa potrzeba było krwi  Wacławskich i Grotkowskich.

Zebranie zakończono przyjęciem jednomyślnym zgłoszonej rezolucji: „Zebrani w dniu 18 bm. na odczycie pt. Odrodzenie religijne Młodzieży Akademickiej p. Jana Szczęsnego – prezesa Centralnego Komitetu Akademickich Ślubów Jasnogórskich w sali Domu Katolickiego w Pabianicach, rozumiejąc i doceniając znaczenie odrodzenia religijnego Polski, postanawiają zawsze i wszędzie bronić zasad wiary świętej i Kościoła Katolickiego i brać w miarę możności żywy udział w szeregach walczącego i społecznego obozu katolickiego”.

Przed opuszczeniem sali zgromadzeni odśpiewali „My chcemy Boga”. Należy podkreślić, że młodzież pabianicka na wzór akademicki składać będzie przed cudownym obrazem Matki Boskiej Pabianickiej, w pierwszą rocznicę ślubowania akademickiego, swe śluby na wierność Bogu i Ojczyźnie. Rota ślubowania opracowana jest na wzór akademickiej. (ABC nr 126/1937 r.)

Pakin i Sonnenbergowa

Wczoraj ogłoszony został wyrok w sprawie krwawych zajść strajkowych, jakie wydarzyły się w Pabianicach w marcu ub. r. Na mocy tego wyroku skazani zostali: Gerszon Pakin na 6 lat więzienia, Jan Morawski na 5 lat, Estera Sonnenberg i Feliks Osiński na 4 lata, Jerzy Fiszelbrand i Jan Pawłowski po 3 lata, Leon Młynarczyk, Rudolf Hajdan po półtora roku, Roman Frant, Józef Dober, Józef Żebrowski, Jan Żebrowski i Stanisław Piekarek po roku więzienia, Lucjan Pawłowski i Leonard Sapiński po 10 miesięcy więzienia.

W motywach sąd stwierdził, że akcję strajkową od początku i świadomie kierowali na tory polityczne komuniści Pakin i Sonnebergowa. Zachowanie obojga jest tym bardziej godne potępienia, że oboje uciekli gdy już roznamiętnienie tłumu doszło do granic dostatecznyuch i gdy zaczęły padać strzały. (ABC nr 100/1934 r.)

Żydzi mącili

W Łodzi rozpoczął się wczoraj proces na tle politycznym o udział w pamiętnych krwawych zajściach w Pabianicach w marcu ubiegłego roku. W czasie tych zajść, pięć osób zostało zabitych, kilkanaście zaś odniosło ciężkie rany. Ławę oskarżonych zajęło 15 osób, do sprawy zaś powołano przeszło 70 świadków. Jak wynika z aktu oskarżenia 6 marca ubiegłego roku związek zawodowy zorganizował strajk w przemyśle włókienniczym. Już w pierwszych dniach akcji komuniści zaczęli starania dla ujęcia strajku w swoje ręce i przekształcenia ruchu na tle ekonomicznym w demonstrację polityczną.

Na drugi dzień po proklamowaniu strajku w Pabianicach zebrała się na ulicy większa liczba osób, które utworzyły pochód. Na czele pochodu szedł Gerszon Pakin. Demonstranci wznosili antypaństwowe i antyrządowe okrzyki. Następnego dnia w Domu Robotniczym przy ul. Bagatela odbył się wiec, który zgromadził przeszło 700 osób. W kilka dni później mimo zakazu władz zorganizowany został wiec publiczny. Mimo wezwań policji do rozejścia się kilku z oskarżonych nawoływało robotników do pozostania na miejscu, a gdy policja przystąpiła do rozpraszania demonstrantów, ci stawili opór.

Po południu tego samego dnia odbyła się nowa masówka robotnicza z udziałem przeszło 2000 robotników, którzy rozpoczęli ją od śpiewu Międzynarodówki. Następnie utworzony został pochód, któremu drogę zastąpiły dwa plutony policyjne. Na policję posypały się kamienie i strzały rewolwerowe. Wówczas na rozkaz dowodzącego komisarza policja przystąpiła do rozpraszania demonstrantów przy pomocy granatów łzawiących i kolb. Efekt był ten, że tłum ze zdwojoną siłą zaatakował policję. Po oddaniu salwy ostrzegawczej w górę policja użyła broni w wyniku czego padło pięć osób zabitych, 16 zaś ciężko rannych. (ABC nr 98/1934 r.)

WIZO

Centralny Komitet Zrzeszenia Kobiet Żydowskich W.I.Z.O. (Women’s International Zionist Organisation – organizacja wspierająca kobiety na Ziemi Izraela)  dla Kongresówki i Kresów, zwołał na dzień 4-5 czerwca plenarne posiedzenie, na które przybyły delegatki z miast prowincjonalnych: Bydgoszcz, Grajewo, Mława. Wierzbnik, Wilno, Płock, Kutno, Puławy, Łódź, Ostrów Maz., Pabianice (…). (Niebiesko Białym Szlakiem nr 4/1933 r.)

Walka rabinów

Prasa żydowska stwierdza, że właściwą przyczyną wykluczenia rabina Lewina ze Związku Rabinów jest zażarta walka jaka toczy się już od 15 lat  między dwoma wielkimi obozami ortodoksyjnymi w Polsce.  Przywódca Związku Rabinów rabin Mendel Alter z Pabianic, brat cadyka z Góry Kalwarii, uważa, że kierować życiem religijnym Żydów w Polsce powinni rabini oraz Związek Rabinów jako ich reprezentacja. Natomiast leader  Agudy p. Izaak Meir Lewin, zięć cadyka z Góry Kalwarii reprezentuje pogląd, że głos decydujący we wszystkich sprawach religijnych, nie tylko w polityce ortodoksyjnej mieć winna Aguda. Dotychczas górą w tej walce był p. Izaak Meir Lewin, bowiem po jego stronie stał cadyk z Góry Kalwarii. Obecnie, gdy ten ostatni opuszcza Polskę i osiedla się – jak mówią – na stałe w Palestynie, Aguda traci główny swój filar, co osłabia ją znacznie, tak iż Związek Rabinów starać się może o zdobycie hegemonii. Pierwszą zapowiedź stanowi właśnie wykluczenie rabina Lewina ze Związku ponieważ on to, zasiadając w Związku, popierał Agudę i prowadził jej politykę. (Nowy Dziennik nr 203/1935 r.)

Kupferberg

Wczoraj w Pabianicach zdarzyło się niezwykłe zajście. Józef Kupfeberg, zamieszkały na ul. Pułaskiego, w nieludzki sposób bił swoją 5-letnią córkę. Na miejscu zebrał się tłum, który wyrwawszy dziewczynkę z rąk rozjuszonego ojca, usiłował dokonać samosądu nad Kupferbergiem . Z opresji tłumu wyratowała zdegenerowanego okrutnika policja, która sporządziła protokół za znęcanie się nad dzieckiem. (ABC nr 86/1934 r.)

Ludność żydowska

W 1827 r. Pabianice liczyły 1.433 mieszkańców, w tym 90 Żydów(6.3%), w 1856 r. – 4.365, w tym 751 Żydów (17,2%), w 1893 -18.251, w tym 3.274 Żydów (17,9%), w 1909 r. – 37.491, w tym 7.325 Żydów (19,5%), w 1910 r. – 38.712, w tym 7.527 Żydów . (Bohdan Wasiutyński „Ludność żydowska w Królestwie Polskim”, 1911 r.)

Inny obraz

Inny znów obraz mamy w Pabianicach i Zgierzu, gdzie szkoły handlowe są widownią ostrej walki narodowościowej pomiędzy rodzicami Polakami z jednej a Niemcami i Żydami z drugiej strony. Obie wysyłają memoriały, prośby, skargi. (Prawda – tygodnik polityczny, społeczny i literacki - nr 42/1905 r.)

Tajna drukarnia

W niedzielę władze żandarmerii wraz z policją i wojskiem dokonały rewizji w Pabianicach i wykryły tajną drukarnię, w której drukowano bilety zabronionej loterii lubelskiej żydowskiej. Znaleziono 124.900 losów tej loterii. Losy, gotową matrycę, maszyny i materiały skonfiskowano. (Gazeta Lwowska nr 50/1909 r.)

Frymeta Topór

Niejaki Waldman zamieszkały przy ul. Podrzecznej 15 w Łodzi przyjął przed niedawnym czasem służącą 36-letnią Frymetę Topór. W ub. niedzielę, gdy w mieszkaniu nie było nikogo, służąca ta skradła kasetkę w której znajdowało się 15.000 zł i zbiegła w niewiadomym kierunku. Waldman powiadomił policję, która wdrożyła energiczne dochodzenie w celu ujęcia złodziejki, lecz poszukiwania nie dały rezultatu.

W międzyczasie Waldaman dowiedział się, że służąca ma głuchoniemego męża Fajwla. Aresztowano go, ponieważ padło na niego podejrzenie o współudział w kradzieży i ze wiadome mu jest miejsce ukrywania się żony. Głuchoniemy wraz z Waldmanem w asyście policji obchodzili różne meliny, a nawet zaprowadził Waldmana i policję do pewnej wsi pod Pabianicami, gdzie miała się ukrywać Frymeta Topór, lecz poszukiwania te nie dały żadnego wyniku.

Wracając do Łodzi taksówką wynajętą na cały dzień w celu poszukiwania złodziejki, Waldman opowiedział szoferowi historię popełnionej kradzieży i podał mu dokładny rysopis złodziejki. W Łodzi Waldman udał się do domu zaś szofer na miejsce postoju taksówek na placu Wolności. Po upływie paru godzin do szofera podeszła jakaś szczelnie zawoalowana kobieta w żałobie i poleciła mu jechać z nią do Pabianic na pogrzeb. Gdy przybyli do Pabianic, wysiadając z samochodu odsłoniła woalkę i wówczas zdumiony szofer rozpoznał w niej kobietę, która dokonała kradzieży w mieszkaniu Waldmana. Niezwłocznie tedy ruszył do Łodzi i przybywszy do Waldmana  zakomunikował mu o swym niezwykłym spostrzeżeniu.

Waldman skomunikował się niezwłocznie z policją i wówczas ruszono do Pabianic. Kobietę wskazaną przez szofera znaleziono w Pabianicach przy ulicy Poprzecznej. Z całej sumy brakowało 1.100 zł. (Gazeta Sępoleńska nr 186/1928 r.)

Wybory sowicie

Niedzielne wybory do Rady Miejskiej w Pabianicach dały następujące wyniki: Narodowy Blok Pracy (rzemieślnicy, inteligencja demokratyczna i narodowi robotnicy) – 7 mandatów, PPS – 5 mandatów, właściciele domów i chadecja – 9 mandatów, komuniści – 1 mandat, Niemcy – 3 mandaty, Żydzi – 6 mandatów. (Goniec Nadwiślański nr 93/1928 r.)

Chaim i Sara

Na oszukańczy pomysł wpadli małżonkowie Chaim Sara Lubscy, by wyłudzić pieniądze od bogatych filantropów w Warszawie, w Łodzi i Pabianicach. Podając się za narzeczonych zgłaszali się do zamożnych przemysłowców i kupców żydowskich przedstawiając swe rozpaczliwe położenie, wskutek braku pieniędzy na zawarcie małżeństwa. Wiele zamożnych osób, wzruszonych niedola kochających się narzeczonych, których jedynym marzeniem – jak utrzymywali – było wzięcie ślubu, dawało im nieraz poważne wsparcie.

„Narzeczeni” zapraszali dobroczyńców na ślub, otrzymując od nich cenne podarunki. W ten sposób Lubscy przez dłuższy czas grasowali w Warszawie, biorąc ślub ilekroć znaleźli kilku wspierających ich filantropów. Za każdym, oczywiście, razem obrzęd ślubny odbywał się u innego rabina.

Wykorzystawszy całkowicie teren stołeczny, oszuści przenieśli się do Łodzi, następnie zaś do Pabianic. Tu znaleźli bogatego fabrykanta, który wzruszony niedolą „narzeczonych” nie tylko sowicie ich obdarował, lecz na własny koszt postanowił urządzić im ucztę weselną. Dla dopełnienia formalności ślubnych przemysłowiec sprowadził rabina z Łodzi. Oszustwo wydało się. Rabin zdemaskował oszustów, oświadczając, iż zaledwie przed paru tygodniami udzielił im ślubu w Łodzi.

Lubscy jak ustalono – ogółem brali ślub przeszło 100 razy. (Głos Lubawski nr 139/1937 r.)

Hersz Ser

Na ławie oskarżonych sądu bydgoskiego zasiadł w dniu wczorajszym 46-letni kupiec Hersz Ser z Bydgoszczy. Akt oskarżenia zarzucał podsądnemu szereg nadużyć natury finansowej. Hersz Ser był akwizytorem fabryki wyrobów włókienniczych A.L. Urbach i M. Liwicki w Pabianicach. Podczas pełnienia funkcji przedstawiciela tej firmy Ser przywłaszczył sobie 9.082, 90 zł, ponadto pobrał większą ilość towarów wartości 400 zł, a niezależnie od tego podrobił 11 weksli na sumę ponad 3.000 zł, podpisując fikcyjną firmę F. Stańczak. Na wekslach tych odbił sprytny oszust pieczątkę z napisem „sprzedaż bławatów”.

Po wysłuchaniu treści aktu oskarżenia, Hersz Ser przyznał się do przywłaszczenia wymienionych kwot i fałszerstwa weksli, jednak oświadczył, iż kwoty te przysługiwały mu z tytułu prowizji. Pan Szer mianowicie policzył sobie po 3 proc. prowizji od zamówień dokonywanych na terenie miasta, 8 proc. na terenie prowincji. Wobec stwierdzenia przedstawiciela poszkodowanej firmy Icka Urbacha, iż podsądny „potrzebował sobie” policzyć zaledwie 3 i 5 proc. – sąd ogłosił wyrok skazujący Hersza Sera na 2 lata bezwzględnego więzienia. (Dzień Bydgoski nr 209/1936 r.)

Josek Finkelstein

Sąd Okręgowy w Łodzi  rozpatrywał sprawę przeciwko 40-letniemu Joskowi Dawidowi Finkelsteinowi zamieszkałemu  w Pabianicach oskarżonemu o dezercję w czasie wojny z bolszewikami. Finkelstein jako rocznik 1899 stając przed komisją poborową w Pabianicach w dniu 5 lipca 1919 r. otrzymał kategorię „A” i przed wcieleniem do szeregów zbiegł do Niemiec.

W roku 1926 Finkelstein zgłosił się do konsulatu polskiego w Hamburgu do rejestracji, jako rocznik 1899, lecz zataił w konsulacie, że już stawał przed komisją i był uznany za zdolnego do służby wojskowej. Na tej zasadzie wydano mu dokument, odraczający zgłoszenie się przed komisją.

W roku 1936 ponownie zgłosił się do konsulatu z prośbą o wydanie paszportu. Konsulat wydał mu paszport. Władze wojskowe polskie ustaliły wówczas, że Finkelstein przebywa w Bremie w Niemczech. W roku 1936 wydana została ustawa amnestyjne stanowiąca, że dezerterzy, którzy zgłoszą się do kraju w ciągu roku i zameldują się u władz, podlegają amnestii. Finkelstein w tym czasie przyjechał za paszportem do kraju, jednak po trzytygodniowym pobycie wyjechał na powrót do Niemiec, nie zgłaszając się do władz.

Dopiero 29 października 1938 r. kiedy rząd Rzeszy masowo wydalał Żydów, Finkelstein został przymusowo dostawiony do Polski. Po sprawdzeniu dokumentów stwierdzono jego winę i pociągnięto do odpowiedzialności karnej. Sąd skazał Finkelsteina na 2 lata więzienia. (Słowo Pomorskie nr 76/1939 r.)

Blausztein

Onegdaj porucznik rezerwy Blausztein L. zamieszkały w hotelu „Polonia” w Łodzi wraz ze swym towarzyszem udali się w sprawach osobistych tramwajem do Pabianic. W powrotnej drodze spóźnili się na tramwaj i zmuszeni byli wracać pieszo. W połowie drogi z Pabianic do lodzi nadjechała dorożka wioząca trzech osobników, którzy wyskoczyli do por. Blauszteina i jego towarzysza z rewolwerami w ręku. Kazali podnieść ręce do góry i rozpoczęli rewizję. Po zrewidowaniu jednak przekonali się, że biedny porucznik rezerwy wraz ze swym towarzyszem mieli wspólnego kapitału zaledwie 10.000 marek wobec czego bandyci całą historię zamienili w żarty, nic im nie zabierając, żadnej nie robiąc krzywdy. (Naprzód nr 163/1923 r.)

Zmiękła rura

W dniu 13 września w sali Kina Miejskiego w Pabianicach odbył się wspaniały wiec zorganizowany przez tutejszy Oddział Partii Narodowych Socjalistów. Na sali zgromadziło się 1000 osób. Referaty na temat gospodarczy, polityczny i obrony Państwa wygłosili kol. Tomczak, Szadkowski i Malatyński. Mimo zapowiedzi ze strony socjal-komuny rozbicia wiecu – wiec odbył się we wspaniałym nastroju. Wywody mówców o konieczności przebudowy życia polskiego na zasadach narodowo-socjalistycznych, zastąpienia hasła obrony hasłem walki z marksizmem – zebrani witali burzliwymi i niemilknącymi oklaskami.

Nic dziwnego przeto, że wysłanej bojówce żydo-komunistycznej zmiękła rura, że sławetni na terenie Pabianic marksiści siedzieli spokojnie jak mysz pod miotłą i ani zipnęli w obronie towarzyszy Stalina i Lejby Trockiego – gdy prelegenci dobierali się do skóry marksistowskich cadyków. Echa wiecu w Pabianicach odbiły się szerokim i donośnym echem w mieście i okolicy. Przed spokojnie siedzącymi ”dowódcami” zbankrutowanych partyjek i kliczek, dla których zmorą był narodowy socjalista, którzy najbardziej perfidnymi i szachrajskimi metodami chcieli go zwalczyć i w swojej świadomości byli przekonani, że go „położą na obie łopatki” – nagle wyrosła potężna, nie znosząca przeszkód, zdecydowana siła narodowosocjalistyczna, która wstępnym atakiem opanowała polski świat pracy, w Pabianicach, dając jednym nadzieję wyzwolenia, innym – tchórzom i zdrajcom, groźbę zagłady i zapomnienia. (Narodowy Socjalista nr 13/1936 r.)

Ankersztajn

Donosiliśmy wczoraj o aresztowaniu na Placu Teatralnym w Warszawie przebiegłego złodzieja i oszusta, podającego się za Henryka Iwińskiego, który pod pretekstem pośrednictwa mieszkaniowego okradał lokale.

Rzekomy Iwiński nazywa się Henryk Ankersztajn, pochodzi z Pabianic i jest jednym z najgroźniejszych przestępców międzynarodowych. Już jako 14-latek chłopiec skazany został na dom poprawy za udział w napadzie rabunkowym. Z domu poprawczego zbiegł po sześciu latach, grasował przez jakiś czas za granicą, wrócił do kraju, gdzie dokonał kilku zuchwałych napadów rabunkowych z bronią w ręku. Schwytany i osadzony w więzieniu na Św. Krzyżu, przebył tam 10 lat.

Znalazłszy się na wolności, zawarł spółkę z fałszerzami pieniędzy i znowu trafił do więzienia. Ogółem przesiedział w więzieniach 23 lata. Ukrywał starannie swoje nazwisko, poszukiwany był bowiem za napad bandycki pod Tomaszowem. Groźnego bandytę osadzono w więzieniu. (Kielecki Expres Codzienny nr 2/1939 r.)

Der grojser Mojsze

Starzec 115-letni. Współpracownik jednej z gazet żydowskich wyjechał umyślnie do Pabianic, gdzie miał mieszkać Żyd 115-letni, którego tam zastał istotnie. Nazywa się on Mojżesz Kruk, Żydzi go nazywają w mieście „der grojser Mojsze” (Wielki Mojżesz). Pewnie ze względu na niezwykle wysoki wzrost.

Kruk oświadczył: „Należałem do wojska polskiego podczas pierwszego powstania w roku 1831”. Szczegół ten pomija gazeta żydowska, dodając tylko: „Okazał się przy tym gorącym patriotą polskim”. Kruk mówił dalej, że pamięta, kiedy Napoleon I-szy był w Łodzi i jak łódzka gmina żydowska wybrała wtenczas Szmula Bermana, pachciarza brzezińskiego, żeby pokazywał Napoleonowi drogę do Brzezin. Pamięta pierwszego „dozora” z Łodzi Szmula Chaskela Zalemana, oraz dziadka zmarłego fabrykanta, Srula Kalmana Poznańskiego (I.K. Poznańskiego). Kruk doczekał się pra-pra-prawnuków czyli piątego pokolenia. Niektóre jego dzieci wyjechały do Ameryki. W paszporcie ma napisane, że urodził się 1798 r., ale faktycznie urodził się w r. 1795. (Dziennik Kijowski nr 104/1910 r.)

Nasanowicz

Z Pabianic – niejaki Nasanowicz, Żyd otworzył w tym mieście dwudziesty drugi zakład felczersko-fryzjerski. Mając jednak wobec sporej konkurencji małą praktykę i widząc, że lud goli się przeważnie w sobotę – przyjął do zakładu swego pomocnika chrześcijanina, który w szabas czynności golenia dopełniał. Nie podobało się to jego rodakom – konkurentom, bo udali się do miejscowego rabina ze skargą na Nasanowicza.

Rabin wezwawszy Nasanowicza zapowiedział mu, by się nie ważył razury w sobotę otwierać. Gdy to nie poskutkowało – zjawił się rabin w zakładzie Nasanowicza i zwrócił jego uwagę na panującą w mieście a zesłaną , jakoby przez rozgniewanego zachowaniem Nasanowicza Jehowę, szkarlatynę, na którą umiera wielka liczba dzieci żydowskich, groził przy tym podobno Nasanowiczowi zemstą współwyznawców.

Wskutek tego Nasanowicz widział się zmuszonym pomocnika oddalić. Poskutkowało to i śmiertelność wśród dzieci żydowskich jakoby zmalała. (Dziennik Polski nr 389/1902 r.)

Kałuszynerowie

(…) Jak mnie objaśnił jeden z sympatycznych, a licznie tu reprezentowanych kolegów pióra nie aryjskiej prozapii, szczególna pasja porywała Bałtyk, gdy weń właziła gremialnie, choć powoli liczna rodzina Kałuszynerów z Pabianic, kąpiących się pospołu z rodziną Raciążków z Kalisza . ”Żeby to odmyć jako tako trzeba by fal Oceanu Atlantyckiego „. A jednak dzielny Bałtyk dawał sobie i z tym radę, i mogliśmy na własne oczy obserwować, jak piękna panna Perła Kałuszyner, co dzień czystsza, wychodziła jak Venus Kalipiegowata z piany morskiej, by potem wraz z szykownym Morycem Raciążkiem przekomarzać się w piasku.

- Pan już widział Meduzę, panie Morycku?

- Dlaczego ja nie miałem widzieć Meduzy, skoro ja patrzę na panią?

- Ale taką galaretną?

- Co ja mam widzieć galaretną, jak ją mogę oglądać rozebraną.

Nie wielkie miasta polskie, ale właśnie najdalsza, najciemniejsza prowincja wysyłała na Rivierę bałtycką całą swoją izral-elitę. (…) (Adolf Nowaczyński „Plewy i Perły”)

Towarzysze Żydzi

Świetnie się przedstawia robota PPSowska w mniejszych miastach okręgu łódzkiego. Tak na przykład w Pabianicach oprócz Polaków i wielu Niemców należą do nas także wszyscy towarzysze Żydzi. (Naprzód nr 41/1906 r.)

Ohel

Joanna Podolska „Spacerownik: Cmentarz Żydowski w Łodzi”, 2010 r.: August Baruch (1837-1905), kupiec i przemysłowiec przebył podobną drogę jak wcześniej jego ojciec Mojżesz. Zaczynał karierę w tkalni w Pabianicach. W 1865 roku przybył do Łodzi i zajął się handlem. Pracował w składzie ojca przy ulicy Cegielnianej (dziś Więckowskiego 8), który należał do największych przedsiębiorstw handlowych dawnej Łodzi. Był też działaczem społecznym i religijnym. Z żoną Natalią z Frenklów (1838-1909) miał dziesięcioro dzieci. W rodzinnym grobowcu spoczywają małżonkowie, ich dzieci: Adolf, Artur, Izydor (Józef), Ignacy, Eleonora i bratanek Augusta, Tadeusz.

Na polu gettowym jest jeden duży ohel. Został tam pochowany Emanuel Wolfrajd, zwany cadykiem z Łodzi. Syn rebego Abrahama Mojsze z Rozprzy, z dynastii przedborskiej. Przed przybyciem do Łodzi mieszkali w Pabianicach. Stąd czasami mówiło się, że to cadyk z Pabianic. Zmarł w 1939 roku i prawdopodobnie ohel został postawiony w pierwszych miesiącach wojny.

Gamoń

Pamiętny był dla Gamonia ten rok 1925. Kraj wyniszczony wojną, upojony bezprzykładnym w dziejach zwycięstwem nad bolszewickimi hordami pod Warszawą – odetchnął pełną piersią. Kamień niewoli gniotący narodowy organizm przez sto dwadzieścia pięć lat, rozbity został na drobny piasek. Przemysł włókienniczy z miejsca powstał na nogi. Tkactwo chałupnicze ruszyło ogromnie.

Żydzi jak przed wielką wojną, zaczęli gromadami rozszwargotanymi wystawać w sercu getta – na tak zwanej ”rogatce” przy zbiegu ulic: Warszawskiej, Bóżnicznej i Konstantynowskiej. Tkacze ręczni na Starym Mieście, jak dawniej, zaczęli klekotać na swoich krosnach. Na Brackiej, Leśnej, Tuszyńskiej, na Nowopolnej, Bugaju, w dzielnicy Młodzieniaszek, wszędzie, wszędzie. Na Nowym i Starym Mieście, z okien tkaczy chałupników dobywał się łoskot ręcznych krosien. Klekotały „maszynki”, ”cug maszynki”. Podnóżki głośno uderzały w podłogę.

- Buch! Ciach! Buch! Ciach!

- Na bułki! Na kawę! Na chleb, na chleb – odpowiadały krosna.

A majstrowie zadowoleni i uśmiechnięci dźwigali osnowy, liwrowali towar, nosili wątek, w piątek odbierali wypłaty. Dzieci w wieku szkolnym i niedołężni starcy po całych dniach zwijali wątek na kołowrotkach – na cewki. W sobotę po fajerancie i w niedzielę bractwo czeladnicze, a nawet majsterskie ”zalewało robaka”. Młodzież w niedziele i święta urządzała wycieczki do lasu z muzyką, wódką i śpiewami. Postrojone dziewczęta z chłopakami wywijały na tańcówkach aż się kurzyło. Ukazały się setki tajemniczych, anonimowych, pornograficznych pism. Naród ogarnął jakiś szał.

Ambroży Gamoń zauważył, że to nie było w jednej okolicy, ale w całym kraju.

- Ano, tyle lat żeśmy pościli, to sobie ludziska folgują, jeno mnie się widzi, że ktoś ten szał podsyca… Ktoś mu patronuje. To Żydy kręcą na nas stryk, żeby nas na nim powiesić. Naszą energię kierują na fałszywy tor, żeby nas łatwiej móc złapać za łeb. Czemu to pijane gromady Żydów nie włóczą się po ulicach? Źle się dzieje w naszej kochanej Polsce, źle! Niewesołe myśli snuły się Ambrożemu po głowie. Niepokoiło go jakieś duchowe uśpienie polskiego społeczeństwa, a prężność i żywotność Żydów i Niemców. Żywił się nadzieją, że kiedyś może zmieni się na lepsze, społeczeństwo polskie otworzy oczy …

Tymczasem postanowił pracować sam. A do interesu zabrał się sprytnie. Artykuł jaki wyszykował Soliterowi, wyszykował również i dla siebie. U siebie zastosował daleko idące ulepszenia, Żydowi odstawiał towar podług próbki. Żyd dał osnowy surowe, wątek tak samo. Dopiero gotowy towar musiał odstawiać do blichu. Gamoń dał przędzę do blichu. Gotowy towar z wałków w paczki składał i rzucił na rynek.

Icek Soliter w kahale pabianickim podniósł okropny gwałt.

- Ktoś jemy podrobił towar i wcześniej, i lepiej! On Icek żywemu albo umarłemu nie daruje. Z grobu wyciągnie i na sąd do samego Cadyka zawlecze za takie bezprawie. Odbiorcy śmieją się z Icka Solitera, ze jego towar wąski, pognieciony. A ten konkurencyjny biały, równy, szeroki. Prawdziwy tiul! To jest fejn towar!

A Gamoń szykował już szóste krosno w swojej weberni. Zaprzysiężeni bez mała czeladnicy pracowali dzień i noc! Gamoń coraz to nowe sztuki na rynek rzucał, z ominięciem wszelkich pośredników. Sam chodził po sklepach z kolekcją rozmaitych próbek. Bezpośrednimi odbiorcami jego towaru najczęściej byli Żydzi, gdyż oni jedni wiedli prym na rynkach miast i miasteczek województwa łódzkiego. Ani się spodziewał Gamoń jaki kij wetknął w żydowskie mrowisko swoim wystąpieniem .

Icek Soliter dowiedział się w końcu kto go tak urządził. Zebranym w bożnicy straganiarzom zrobił taką awanturę, jakiej od dawna nie były świadkami mury tejże budowli. W kahale nad tym fantem odbyto walną naradę. Wszystkim Żydom zabroniono pod „chojrem”, żeby nie kupowali towaru bezpośrednio od goima-Gamonia, jeśli ten nie będzie miał pośrednika Żyda. Pismo takiej treści rozesłano do wszystkich kahałów w całej Polsce. W tym tkwił właśnie cały podstęp żydowski. Postanowili bowiem zniszczyć przeklętego goja, pośrednikami żydowskimi odsunąć go od konsumentów Polaków. Jak się to stało?

Gamoń pojechał z kolekcjami na Bałucki Rynek do Łodzi. Straganiarze przyjęli go obojętnie.

- Ny, na co nam towar? On już teraz nie idzie. Ciężki sezon … Wszyscy odpowiedzieli mu tak samo.

- Zmowa – pomyślał Gamoń, ale nie rzekł nic, jeno załatwił parę drobniejszych spraw i puścił się tramwajem w stronę Pabianic. Na Placu Wolności przysiadł się do niego drobny, chuderlawy Żydek.

- Pan jest Ambroży Gamoń?

- Ja! Bo co?

- Jestem Josek Palerman z Nowomiejskiej „Sprzedaży Manufaktury”, pan wie?

- Wiem, to co?

- Panie Gamoń ja potrzebuję firanek !

- Dużo?

- Sześć, siedem sztuk na początek, później więcej.

Ambroży Gamoń ożywił się zaraz. Zaczął rozmawiać z Żydem, pokazywać mu kolekcje. Żyd obiecał za dwa dni przyjechać w towarzystwie jeszcze innych kupców.

W oznaczonym czasie w mieszkaniu Gamonia zjawił się Josek Palerman z kupcami. Żydzi chcieli wpakować się na salę, gdzie stukotały krosna. Gamoń zagrodził im drogę.

- Tam panowie nie wejdą!

Josek Palerman udał obrażonego: - Oj waj, a to czemu? (…) ( Stanisław Statkiewicz „Za chlebem”, Głos Pracy Polskiej nr 15/1938 r.)

Dyna Joskowiczówna

Jak Żydzi warszawscy przyjmowali cadyka z Góry Kalwarii. We wtorek po południu ul. Sienną przed domem nr 72 oraz przyległe ulice wypełnił kilkutysięczny tłum Żydów, zatarasowując chodniki oraz jezdnie. Okazało się, że we wspomnianym domu zatrzymał się rabin A. M. Alter z Góry Kalwarii, który wyjeżdża do Palestyny na ślub bratanka swego z panną Dyną Joskowiczówną z Pabianic.

Zebrana tłumnie ludność żydowska chciała oddać hołd cudotwórcy. Na wieść, że rabin udaje się na dworzec, tłum rozbiegł się po wszystkich bocznych ulicach. W pogoni za rabinem goniący łapali przejeżdżające dorożki i samochody i całym pędem jechali w kierunku dworca. Kiedy zabrakło pojazdów, środkiem ul. Chmielnej poczęło biec kilkaset osób, potrącając po drodze przechodniów. Wytworzył się ścisk, kilka osób upadło, tłum wreszcie wtargnął na dworzec główny.

Obstąpiono wszystkie okienka kas, oraz automaty z biletami peronowymi. W pewnym momencie zabrakło w automatach biletów, kiedy wreszcie automat wypełniono biletami, przez nerwowe wrzucanie po kilkanaście monet automaty zacięły się. Wreszcie część entuzjastów dotarła na peron, rabin Alter znajdował się już w pociągu w wagonie sypialnym, wypełnionym jego współwyznawcami, którzy wraz z nim udawali się również do Palestyny. Inne wagony przepełnione były Żydami jadącymi przeważnie do Będzina, celem odprowadzenia swego cudotwórcy. Przejście do pociągu zatarasowane było wielką masą ludzi pragnących ujrzeć cudotwórcę. Zamieszanie trwało do odejścia pociągu. (Naprzód nr 137/1927 r.)

Greenstein

Alain Brassat w książce „Revolutionary Yiddishland: A History of Jewish Radicalism,”, 1983 umieścił wypowiedź pabianiczanina Yaakova Greensteina:

Pod koniec 1946 roku powróciłem do moich rodzinnych Pabianic. Chodziłem ulicami w mundurze czerwonoarmisty udekorowanym medalami i odznaczeniami, zauważyłem, że wiele się tutaj zmieniło – nie było już Żydów. Doszedłem do- dobrze mi znanego – rynku, gdzie przed wojną sprzedawano chmates. Teraz byli tu tylko goje. Nagle spostrzegłem starego Żyda z brodą, który trzymał w rękach gumiaki i ocieplaną kurtkę. Pewnie nie miał co jeść i próbował  to sprzedać. Nie znałem go, musiał  dopiero wrócić z Rosji, ale był podobny do mojego ojca i chciałem z nim porozmawiać.

W tym momencie podszedł do niego około czterdziestoletni goj, prawdopodobnie podpity, wyrwał mu gumiak i zniknął. Stałem blisko i jeśli starzec  nie rozpoznał we mnie Żyda, to złodziej nie miał z tym problemu. Za chwilę ponowił atak, żeby mnie sprowokować. Chwycił za kurtkę, której starzec nie chciał oddać, widząc obok siebie oficera Armii Czerwonej.  Zachowałem spokój pomny dyrektywy Stalina, że każdy czerwonoarmista, który źle potraktuje członków bratniego narodu, zostanie surowo ukarany. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Chwyciłem mężczyznę za gardło. On tylko na to czekał, żeby wywołać burdę. Zapytał, żydłacząc: Ty, Żydek gdzie kupiłeś te medale? 

Wokół zaczęli gromadzić się wrogo nastawieni ludzie, co jeszcze bardziej zachęciło mężczyznę do obrażania mnie. Odpiąłem kaburę, ale nie wyciągnąłem pistoletu. Wtedy wrzasnął: Patrzcie, Żyd będzie robił pogrom na Polakach.

Zjawili się polscy milicjanci uzbrojeni w karabiny i zażądali oddania pistoletu, czego oczywiście nie uczyniłem. Zabrali mnie na posterunek, gdzie zażądałem aresztowania chuligana, który wywołał to zamieszanie. Początkowo komendant potraktował mnie z góry, kiedy jednak powiedziałem, że chcę zatelefonować do Ignacego Loga-Sowińskiego, jednego z komunistycznych liderów w regionie (który był moim  bliskim współtowarzyszem jeszcze sprzed wojny)  – zbladł.

Loga- Sowiński zaraz przyjechał i opowiedziałem mu o tym co się wydarzyło. Chciał natychmiast zaprowadzić porządek w miasteczku, ale go uspokoiłem. Razem opuściliśmy posterunek, wówczas zwrócił się do mnie: Władzio – przed wojną byłem Władkiem – Władzio, czy zamierzasz wyjechać? Nie odpowiedziałem jednoznacznie, ale wkrótce otrzymałem wezwanie z Komitetu Centralnego. Pojechałem i otrzymałem propozycję objęcia odpowiedzialnego stanowiska na Górnym Śląsku. Jeszcze tej samej nocy nielegalnie przekroczyłem czeską granicę i skierowałem się do ośrodka dla uchodźców w Niemczech. Wstąpiłem do Hagany, walcząc o prawo Żydów do Palestyny, gromadziłem broń, negocjując w tej mierze z Sowietami. Ostatecznie sam wyjechałem do Palestyny, żeby wziąć aktywny udział w wojnie o niepodległość.

Dom hazardu

W Pabianicach przy ul. Zamkowej (róg Świętojańskiej) otworzono wielki lokal ”gier sportowych” rozreklamowany przy pomocy tysięcy ulotek rozdawanych na terenie naszego miasta. Początkowo przypuszczano, że w lokalu tym będą się rozgrywały zawody sportowe, że miasto nasze uzyskało kuźnię idei sportowej. Jednak, jak wielkie zdziwienie ogarnęło odwiedzających tenże lokal, gdy zamiast zawodników, sędziów, siatek, piłek, koszy  zastano istny dom hazardu, gdzie miast krzewienia sprawności i kondycji fizycznej – kwitł hazard w całym tego słowa znaczeniu.

Realizatorem tej spelunki, utrzymywanej pod przykrywką idei sportowej byli jak się ogół wkrótce zdołał przekonać – Żydzi, którzy w swej bezczelności dochodzą już do zenitu, żerując na masach „akumów” – gojów  i odbierając im ostatni grosz zapracowany w pocie czoła. Żeby jednak swój niecny proceder oblec w szaty „oficjalności” a ściślej mówiąc – wprowadzić w błąd mieszkańców Pabianic, zaczynających myśleć w duchu narodowym, na co dali liczne dowody – zaangażowano siedmiu rezerwistów ubranych w mundury służbowe  z paskiem na szyi, którzy utrzymywali „porządek” na sali „sportowej”.

Ot, jeden „obowiązek”, z którego wywiązywali się ku „ogólnemu” zadowoleniu swych pracodawców – Żydów. Rezerwista zwraca się do wchodzącego ucznia, mówiąc mu na ucho … zdejm, „pan” czapkę uczniowską i schowaj ją do kieszeni … tam na lewo jest stół z grą w „3 karty”, na prawo ruletka; zresztą „pan” sam „coś” odpowiedniego dla siebie będzie umiał znaleźć, prawda?

Większa część uświadomionego społeczeństwa – rzecz zrozumiała – nie mogła tolerować podobnej jaskini, deprawującej już i tak spaczone charaktery… i pewnego pięknego wieczorku rozbiła tę spelunkę używając gazów itp.  Tak „kochane” żydostwo – członkowie „ludu wybranego” – wy „nadludzie” – „podobni do samych aniołów” – jakoś waszych „szlachetnych” pomysłów w postaci „domów gier sportowych” ci „barbarzyńcy” aryjczycy ostatnio tolerować nie chcą! A wiecie dlaczego? Bo przejrzeli i zobaczyli waszą obłudę, fałsz, zgangrenowane koncepcje mające na celu deprawację Ariów. [skonfiskowane] My chcemy być Narodem Wielkim wychowanym w duchu narodowo-katolickim. Nigdy nie zgodzimy się, by Polska była domem zajezdnym dla kombinatorów żydowskich. Jerzy Romski (Hasło Podwawelskie nr 8/1934 r.)

Prezes Ways

W westybulu auli uniwersyteckiej w Poznaniu odbył się w dniu 3 bm. imponujący wiec dwu i pół tysiąca młodzieży akademickiej zwołany przez „Młodzież Wszechpolską”, w sprawie żydowskiej na uniwersytecie. Po przemówieniu prezesa p. Zygmunta Waysa z Pabianic, kuratora prof. St. Dąbrowskiego, członka zarządu koła prawników (…) uchwalono rezolucję. (Hasło Podwawelskie nr 51/1935 r.)

Icek Glass

Glass Icek, s. Wolfa i Ruchli, ur. 23.2.1903 r., stały mieszkaniec Pabianic, ostatnio zamieszkały przy ul. Warszawskiej 14 oskarżony z art. 51 (…) poszukiwany przez Sąd Okręgowy w Łodzi; w razie ujęcia odesłać do więzienia w Łodzi przy ul. Kopernika do dyspozycji powyższego sądu. (Gazeta Śledcza, luty 1926 r.)

Markus Szapocznik

Garderobę oraz 500 rubli w banknotach rosyjskich skradziono w dniu 15 lutego br. z mieszkania Szapocznika Markusa w Pabianicach przy ul. Garncarskiej 23. (Gazeta Śledcza nr 23/1920 r.)

Schronienie

Zarząd schronienia dla nauczycielek składa podziękowanie pp. Braciom Baruch z Pabianic za ofiarę 50 rubli srebrnych na rzecz schronienia. (Kurier Warszawski nr 57/1890 r.)

Izrael Kurobart

Onegdaj II Departament Karny Warszawskiej Izby Sądowej rozpatrywał sprawę Izraela Kurobarta, felczera z Pabianic oskarżonego o usiłowanie zabójstwa strażnika Inoczkina w dniu 25 czerwca 1905 roku.

Około południa Inoczkin stał na posterunku przy ul. Bóźnicznej i rozmawiał ze swą żoną. Nagle uczuł, że ktoś uderzył go w plecy, odwróciwszy się zaś zobaczył stojącego za nim Kurobarta ze sztyletem w ręku. Zorientowawszy się, że Kurobart zranił go sztyletem, strażnik chciał go zatrzymać, lecz kuro bart zadał mu jeszcze kilka ran sztyletem, i gdy strażnik upadł, uciekł.

Oględziny lekarskie strażnika Inoczkina wykazały ranę długości pięciu centymetrów, przebijającą płuca; dzięki natychmiastowej pomocy po kilku miesiącach Inoczkin wyzdrowiał.

Kurobart po zamachu zbiegł z Pabianic i dopiero po czterech latach, we wrześniu 1908 roku zaaresztowano go. Kurobart miał być wykonawcą wyroku partii socjalistycznej, która skazała Inoczkina na śmierć za to, że przeciwdziałał manifestacjom w dniu 1 maja 1905 roku i aresztował kilka osób, rozdających proklamacje. Onegdaj izba sądowa skazała 19-letniego Kurobarta na sześć lat i osiem miesięcy robót ciężkich. (Naprzód nr 157/1911 r.)

Nuchim Kornowski

W Pabianicach pod Łodzią znaleziono bez życia Nuchima Kornowskiego. Był to szpicel przybyły do Pabianic celem tropienia strajkujących robotników tkackich. Za jego wskazówkami aresztowała żandarmeria 15 robotników. (Dziennik Polski nr 474/1902 r.)

Cukier

W pismach amerykańskich prowadzona jest teraz żywa dyskusja na temat wielkich gaż, pensji (…) W sprawie tej zaczęli się wypowiadać też publiczne rozmaici „królowie” dolarów. Magnat filmowy Zuckor (kiedyś zwykły Cukier z Pabianic) z Paramountu  twierdzi, że przedsiębiorstwu opłaca się wynagrodzenie dla jednego człowieka w sumie miliona dolarów rocznie, jeżeli za tę gaże przedsiębiorstwo zgarnie jeszcze większe zyski. (Siedem Groszzy nr 258/1934 r.)

Joselewicz

Onegdaj odbyło się posiedzenie komisji dla ustalenia nagrody Gminy Żydowskiej w warszawie za najlepsze dzieło talmudyczne. Pierwszą nagrodę 1.300 zł otrzymał p. Menachem  Zemba, działacz Agudy na Pradze. Drugą nagrodę 500 zł otrzymał rabin z Pińska, a trzecią 200 zł p. Joselewicz z Pabianic. (Nowy Dziennik nr 197/1932 r.)

Starcia w rodzinie

W rodzinie cadyka z Góry Kalwarii wynikły starcia. Brat cadyka Mendel Alter z Pabianic postanowił zorganizować oddzielną partię ortodoksów z Żydów, niezależną od Góry Kalwarii. Grupa ta będzie uzależniona od organizacji „Machzykej Daas” w Bełżcu. Do nowego ugrupowania zgłosili akces cadycy z Parysowa, Aleksandrowa pod Łodzią, Piaseczna itd. (Ostatnie Wiadomości Krakowskie nr 240/1935 r.)

Rotbalsam

W przedziale trzeciej klasy pociągu Warszawa-Otwock siedzi dwóch brodatych kupców.

- Dokąd pan jedziesz, panie Rotbalsam?

- Ja. Do Pabianic.

- Do Pabianic? Pan się musiałeś omylić! Chciałeś pan powiedzieć do Otwocka.

- Nie, panie Kapulkin, dobrze powiedziałem. Jadę do Pabianic.

- Jak pan możesz jechać do Pabianic, jak ten pociąg jedzie do Otwocka?

- Widzisz pan, a jednak! (Express Zagłębia nr 230/1934 r.)

Salomon Joskowitz

Goście uzdrowiska w Krynicy:  (…) Joskowitz Salomon syn rabina z siostrą –Pabianice. (Krynica nr 5/1907 r.)

Chaskiel Lipszyc

Przy udziale wielotysięcznego tłumu i w obecności 60 nadrabinów i 30 rabinów przybyłych z różnych stron Polski odbył się onegdaj pogrzeb zmarłego przed dwoma dniami kaliskiego nadrabina, prezesa Związku Rabinów w Polsce, Chaskiela Lipszyca. Uroczystość pogrzebową odroczono na południe z powodu przyjazdu z Bazylei syna zmarłego, również rabina. Ceremonia pogrzebowa rozpoczęła się o godzinie 6 przeniesieniem zwłok z domu żałoby do synagogi. Sprawa obsadzenia stanowiska nowego prezesa Związku Rabinów odłożona została na trzy miesiące. Kandydatami na to stanowisko są: syn zmarłego i brat cadyka z Góry Kalwarii – rabin Alter z Pabianic. (Nowy Dziennik nr 85/1932 r.)

Puszkarz

W listopadzie br. odbyły się w Pabianicach dwa pogrzeby wolnomyślicieli, oczywiście bez udziału kleru. W dniu 17 XI odbył się pogrzeb ob. Bakiesa. W pogrzebie tym wzięli udział członkowie Oddziału Polskiego Związku Myśli Wolnej w Pabianicach oraz tłumy robotników, którzy przyszli pożegnać towarzysza pracy. Na trumnie złożono szereg wieńców. Podczas pochodu na cmentarz grała orkiestra. Nad grobem przemawiał ob. Rusak.

Pogrzeb ob. Puszkarza odbył się 27 XI. Pomimo dnia deszczowego również  w tym pogrzebie wzięło udział wielu obywateli, jak również organizacja żydowska robotników tkackich.

Pogrzeby te stały się manifestacją świata pracy, hołdującego myśli wolnej oraz zwalczającego fanatyzm i klerykalizm wszystkich wyznań. Cześć pamięci wolnomyślicieli, którzy do końca wytrwali na posterunku, walcząc o wyzwolenie człowieka pracy. (Błyski Wolnomyślicielskie nr 29/1935 r.)

Zasiłki

Demonstracje antyżydowskie w Pabianicach. Przed lokalem Państwowego Urzędu Pracy w Pabianicach bezrobotni oczekujący wypłaty zasiłku nie chcieli stać w jednym rzędzie z Żydami. Wskutek zaczepnego oporu Żydów pobito 2 oportunistów. Żydom wypłacono zasiłki w osobnym lokalu. (Hasło Podwawelskie nr 45/1931 r.)

W Pabianicach antysemici pobili dotkliwie Żydów. Policja interweniowała, nie dopuszczając do zajść. (Hasło Podwawelskie nr 50/1934 r.)

Siła poważna

Z Pabianic donoszą nam, że 30 października o godz. 11 rano odbyła się olbrzymia demonstracja, która dorównała czerwcowej łódzkiej. Demonstranci szli przez ulicę Zamkową równym szeregiem, śpiewając „Warszawiankę”. Manifestacja ta odbyła się bez współudziału Żydów, którzy stanowią w Pabianicach siłę poważną. (Naprzód nr 313/1905 r.)

Szwajcar

„Die Tat”, Zurych, 3-4. W numerze krótkie wspomnienie Szwajcara z 1928 r. z oczekiwania na pociąg w Pabianicach i jego rozmów z naszymi żołnierzami i Żydami pt. „Die Tellskapelle in Polen”. (Goniec Obozowy: pismo żołnierzy internowanych, nr 9/1945 r.)

Jakób Diamand

W Pabianicach ujawniono nową olbrzymią aferę oszukańczą, której bohaterem okazał się znany fabrykant Jakób Diamnad. Był on właścicielem tkalni mechanicznej, która mieściła się przy ul. Kaplicznej 17. Jak się okazuje, Diamand naciągnął ostatnio dostawców od których pobrał bardzo dużo surowca. Żonę swoją wysłał Diamand za granicę. Kiedy wierzyciele zorientowali się w sytuacji, okazało się, że Diamand sprzedał fabrykę i uciekł za granicę. Diamand oszukał wiele osób na sumę przeszło pół miliona złotych. Policja wszczęła za nim energiczne poszukiwania. (Hasło Podwawelskie nr 29/1934 r.)

Abram Burzym

Mieszkańcy wsi Wygłuszyn (pow. sieradzki) przechodząc wieczorem przez las usłyszeli przeraźliwy krzyk. Zbliżywszy się do miejsca z którego krzyk dochodził ujrzeli mężczyznę w łachmanach, grubym łańcuchem przykutego do drzewa. Z twarzy ściekała mu krew. Włościanie z trudem wyrwali z drzewa łańcuchy, spięte specjalnym zamkiem i uwolnili tego dziwnego więźnia. Uwolniony zemdlał z wysiłku i  wyczerpania, ale sprowadzona na miejsce policja wyjaśniła niebawem szczegóły tego posępnego fragmentu życia.

Mężczyzną uwolnionym z łańcuchów okazał się Abram Burzym, mieszkający w Pabianicach przy ul. św. Jana 2. Burzym od kilku lat był umysłowo chory i uprzykrzył się rodzinie, która chcąc się pozbyć wariata, zastosowała doń iście średniowieczne metody. Burzyma odesłano do szpitala. Śledztwo trwa. (Naprzód nr 138/1931 r.)

Lajzer Roznatowski

Maszynę do szycia firmy „Singer”, 29 par cholewek na kamasze i 2 pary na buty, 2 pary kamaszy męskich, 2 pary damskich, palto letnie, bieliznę, pościel i różne naczynia kuchenne wartości 25000 mk skradziono dnia 8 marca br. z mieszkania Roznatowskiego Lajzera w Pabianicach przy ul. Zamkowej 24. (Gazeta Śledcza , marzec 1920 r.)

Champion

Od pewnego czasu bawi w Pabianicach cyrk „Bono”, którego największą atrakcję stanowią walki francuskie, ściągające do cyrku niemal całą ludność pabianicką. W dniu wczorajszym zapowiedziana była walka między tajemniczą Czarną Maska a championem żydowskim, Michelsonem. Podnieceni okrzykami publiczności zapaśnicy walczyli zapalczywie aż wreszcie, gdy walka zbyt długo przeciągała się, chwycili krzesła i poczęli się nimi okładać.

W tej chwili nad miastem przeciągała burza. Jednym podmuchem wicher zerwał dach cyrku. Runęły płócienne ściany budy. Płachty rozniósł wiatr po całym mieście. Publiczność i ”championi” uciekali do domów. Dziś personel cyrku obchodzi poszczególne ulice, poszukując kawałków namiotu. (Express Zagłębia nr 178/1929 r.)

Brosch oszukał Szapocznika

Przed Sądem Okręgowym w Łodzi stanął dziś niezwykle zuchwały aferzysta, niejaki Apolinary Brosch. Brosch został polecony lekarzowi dentyście Szapocznikowi w Pabianicach jako zastępca. Brosch zastępował Szapocznika pod przybranym nazwiskiem Jana Schwarza. W czasie nieobecności swego szefa wszelkie należności tegoż przywłaszczył sobie. W międzyczasie ożenił się on. Kiedy Szapocznikow  powrócił do Pabianic i zażądał zwrotu należności – wówczas Schwarz wystawił mu weksle, rzekomo żyrowane przez żonę.

Pokazało się, że weksle były sfałszowane. Sąd skazał Broscha na karę 1 roku i 6 miesięcy więzienia za  przywłaszczenie, fałszerstwo weksli i dokumentów oraz za oszustwo. Po odcierpieniu kary Brosch przekazany zostanie władzom sądowym w Lublinie, a następnie we Lwowie, gdzie również dokonał całego szeregu oszustw. (Ostatnie Wiadomości Krakowskie nr 111/1932 r.)

Icek Grossglick

Wczoraj wieczorem przy ulicy Cmentarnej w Pabianicach na idącego 23-letniego Icka Grosglicka właściciela sklepu spożywczego, napadli dwaj bandyci i zażądali pieniędzy, a gdy ten stawił im opór, dali do niego kilka strzałów. Raniony dwiema kulami Grosglick, umarł wkrótce w szpitalu, do którego go odwieziono. Policja jest na tropie bandytów. (Nowa Reforma nr 521/1908 r.)

Awantury

W Pabianicach po meczu piłki nożnej między PTC a żydowską drużyną „Stern”, zakończonym zwycięstwem zawodników żydowskich (3:2) wybuchły awantury antyżydowskie. Graczy żydowskich obrzucano kamieniami i pobito. Napastnicy ścigali ich po ulicach. (Nowa Reforma nr 189/1935 r.)

Henoch Silberblat

Z powodu aresztowania Henocha Silberblata, na wozie którego w Pabianicach znaleziono 8 brauningów i 400 ładunków, wszyscy przemysłowcy w Zduńskiej Woli, radni miasta, pracownicy kolejowi i inni, którzy znali Silberblata wysłali do naczelnika żandarmerii pow. łaskiego i łódzkiego podanie, w którym proszą o przeprowadzenie energicznego śledztwa, ponieważ ich zdaniem, Silberblat padł ofiarą zemsty ze strony furmanów, którzy widzieli w nim niebezpiecznego konkurenta. Ażeby zgubić Silberblata podłożono mu broń, o czym on nie wiedział i dano znać policji. Podpisani na prośbie stwierdzają, że Silberblat nigdy nie zajmował się polityką i w ogóle jest człowiekiem bardzo spokojnym. Jednocześnie fabrykanci ze Zduńskiej Woli zawiadomili furmanów, że jeżeli w przeciągu tygodnia nie będzie wykryte, kto podłożył Silberblatowi broń, to nadal fabrykanci nie dadzą furmanom wozić towarów. (Nowa Reforma nr 384/1910 r.)

Kalman Padecki

W Pabianicach służąca piekarza Kalmana Padeckiego udawszy się do ubikacji, poczęła tonąć. Na alarm przybył Padecki z żoną i to oni ją uratowali. Kiedy wiadomość o tym rozeszła się po mieście, dwie kobiety zgłosiły się do policji i oświadczyły, iż widziały, jak Żydzi chcieli utopić dziewczynę. Zebrał się tłum, który Padeckiego chciał zlinczować. Dopiero policja zdołała Padeckiego uwolnić z opresji. (Nowy Dziennik nr 221/1927 r.)

Śpiewak

Izraelici zamieszkali w Pabianicach sprowadzili do swojej synagogi śpiewaka z gubernii kowieńskiej. Kantor ten, chociaż miał głos dobry, nie podobał się tamtejszym Izraelitom i wkrótce go odsunęli od zajmowanych obowiązków. Cóż właściwie zawinił?

Oto w szabas miał buty świeżo oczyszczone, prasowaną koszulę, pejsów nie nosił i z żoną chodził po mieście pod rękę. (Kurier warszawski nr 139/1882 r.)

Kasa wdów i sierot

Na odbytym niedawno szóstym posiedzeniu komisji do spraw fabrycznych guberni piotrkowskiej pod obrady przyszła kwestia ustawy kasy wdów i sierot przy fabrykach Braci Baruch w Pabianicach. Właściciel fabryki wyznaczywszy dla kasy na kapitał zakładowy rs. 1000 zamierza z procentów od tej sumy udzielać wsparcia wdowom i sierotom po robotnikach. Według projektu ustawy, kasa  ma powstać z dobrowolnych ofiar i składek od robotników i ich zarobków.

Fabrykanci jednak zrobili w ustawie zastrzeżenie, że kiedy kapitał kasy wzrośnie do 2000, to służy im prawo odebrania swojego tysiąca rubli. Projekt nie wskazuje, czy z procentami lub też bez procentów. Komisja uznawszy, iż projekt ustawy nie odpowiada zadaniu, gdyż kapitał zakładowy jest za mały, postanowiła zakomunikować projekt ustawy rządowi gubernialnemu, od którego zależy zatwierdzenie. (Kurier warszawski nr 40/1892 r.)

Kantor

Niejaki Władysław Lesień zamieszkały w Pabianicach postanowił zemścić się za wyłudzenie od niego swego czasu podpisu na wekslu przez Józefa Klimka i Józefa Kantora. Zemsty tej dokonał w mieszkaniu Kantora dokąd udał się pod pozorem rozrachunku. W czasie rozmowy Lesień dobył nagle rewolweru i zaczął strzelać na oślep. Znajdujący się tam Józef Klimek trafiony kulą w głowę padł trupem na miejscu, Kantor zaś i sąsiadka jego Łaja Nauman ulegli ciężkiemu poranieniu. (Nowy Dziennik nr 161/1931 r.)

Szloma darmozjad

O spadku w kwocie 75 milionów dolarów jaki otrzymał ubogi posługacz cadyka w Pabianicach pod Łodzią Szloma Dawidowicz. Współpracownik łódzkiego „Głosu Porannego” opisuje obszernie wizytę swą u przyszłego (mocni zresztą wątpliwego) milionera. Czytamy tam m.in.: Już na samym progu domu zostaję powiadomiony, że reb Szloma jest w domu, bo nie zawsze  jest, przeważnie go dotąd w domu nie było. Jego żona Gitla nie cierpi męża darmozjada, niezdary, łamagi, który w swoim życiu ani grosza nie zarobił. Ostatnio co prawda dostał się Szloma na „szamesa” do pewnego cadyka, lecz tylko za ochłap, a na życie musi Gitla wraz z córkami nadal pracować w pocie czoła. Na tle więc tego „ślamazarstwa” męża wre od wielu już lat zażarta walka małżeńska, której dopiero nowina o milionerskiej perspektywie kres położyła. I teraz panuje błogi, idealny pokój! (Nowy dziennik nr 269/1932 r.)

Cederbaum

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zostało powiadomione, że na prowincji grasuje jakiś jegomość, który podając się za „kontrolera ministerialnego” zwiedza teatry, przedsiębiorstwa rozrywkowe, wyłudza łapówki od dyrektorów tych przedsiębiorstw, mieszka w hotelach i jada na ich rachunek. Po wszczęciu dochodzenia przez policję okazało się, że oszustem tym jest Żyd – Stanisław Cederbaum, b. student wydziału prawnego, pochodzący z Łodzi, którego przyaresztowano.

Cederbaum jest znanym policji nader zręcznym aferzystą. Swego czasu został aresztowany w Pabianicach, a gdy go przewożono do więzienia w Łodzi, poprosił policjanta o pozwolenie pożywienia się w kawiarni. Przy tej okazji spoił policjanta, odwiózł do hotelu, rozebrał i ułożył w łóżku, a dorożkarza zapłacił zegarkiem skradzionym policjantowi. Następnie osadzony w więzieniu w Brześciu za jakieś przewinienia natury wojskowej zdołał zbiec z twierdzy, po czym w przebraniu oficera przybył do tego samego więzienia na inspekcję i niepoznany po dokonaniu odprawy ulotnił się. (Hasło Podwawelskie nr 16/1931 r.)

Tabitha

You know, Tabitha, most of your great, great grandparents were from Poland or an area that was at one time part of Poland. Poland has been split up and taken over by other countries several times. Some of your great, great grandparents  - my father’s father’s parents – were from an area near Minsk which is now in Belarus. It was Polish at one time, and it was Russian at one time. Lots of the eastern part of Poland has belonged to Russia at various points in history. The western part of Poland has belonged to the AustroHungarian Empire and to the  Germans. Some of your great, great grandparents – Dads’s mother’s father’s parents – came from Lask, Poland and Pabianice, Poland, which are southwest of Warsaw. I belive at some points that area belonged to Russia. (Heather Weinstein „Intervowen”, 2016 r.)

Ya’akov Bulka

Ya’akov Bulka we wspomnieniach „151495”, 2017 rok pisze również o dzieciństwie spędzonym w Pabianicach.

Urodziłem się w 1921 roku w Pabianicach obok Łodzi . Byłem drugim synem moich rodziców - Józefa i Maszy. Starszy brat, Mosze był dwa lata starszy ode mnie, siostra Rachela dwa lata młodsza, a siostra Mina o  cztery lata młodsza. Mieszkaliśmy w piętrowej kamienicy wraz z innymi rodzinami przy placu Dąbrowskiego, numer 18. Z tamtych czasów pamiętam nieustanny ruch w domu. Mimo niedużej powierzchni przez nasze mieszkanie przepływał niekończący się strumień wujków, ciotek, siostrzenic , bratanków, członków dalszej rodziny, sąsiadów, klientów.

Moja rodzina w Polsce była bardzo duża. Brat i siostra mamy  wraz ze współmałżonkami mieszkali po sąsiedzku. Babcia ze strony mamy mieszkała z nami . Miała swoje specjalne krzesło, na którym nikt nie śmiał siadać . Była też  właścicielką połowy dużej kamienicy przy głównej ulicy miasta. Nasz dom był zawsze pełen ludzi, szczęśliwe miejsce wypełnione radosnym śmiechem dzieci. Pośród tego nieustannego  ruchu  czułem się bezpiecznie.

W centrum tej rodzinnej aktywności znajdowała się moja matka, typowa żydowska mama, która poświęciła całe swoje życie dzieciom. Nawet w  zimowe dni, gdy temperatura spadała poniżej dwudziestu stopni, a okna pokrywała warstewka lodu, wstawała o piątej rano i zaczynała krzątać się po domu.  Rozpalała ogień w piecu, który był wbudowany w ścianę, podobnie jak to bywa w piekarniach. Budziła nas o siódmej, kiedy  mieszkanie zostało już nagrzane  i czekało na nas śniadanie.  Gdy szykowaliśmy się do wyjścia, ona już była zajęta gotowaniem, sprzątaniem i innymi czynnościami domowymi. Ponieważ nie było wówczas  urządzeń elektrycznych owe czynności  były nad wyraz pracochłonne i wymagały sporego wysiłku. Brak lodówki oznaczał, że posiłki trzeba było przygotować na kilka dni; brak pralki automatycznej oznaczał konieczność prania ręcznego w balii, a brak wody bieżącej był równoznaczny z koniecznością korzystania ze wspólnej studni. (…)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij